Przejdź do treści
Strona główna

menu-top1

  • Blogerzy
  • Komentarze
User account menu
  • Moje wpisy
  • Zaloguj

Nieubrana choinka - Rewers

Krzysztof Pasierbiewicz, 29.12.2012
                                                        Awers – patrz:
                                                       http://salonowcy.salon24.pl/474529,nieubrana-choinka
 
 
Zwalisty Boening 747 opadł ciężko na płytę międzynarodowego lotniska w Brasilii. Pilot podziękował pasażerom i wszyscy zaczęli się zbierać do wyjścia. Przy odprawie brazylijski celnik długo wertował dokument z wytłoczonym orłem na okładce i napisem „Polska Rzeczpospolita Ludowa”. Sprawiał wrażenie, jakby po raz pierwszy widział polski paszport. Do kogo pani jedzie? – spytał podejrzliwie. Do ambasadora Belgii w Brazylii, jestem jego narzeczoną.   
 
Kątem oka spostrzegła, że zbliża się do niej jakiś elegancki młodzieniec. – Madamme Ewa de Pologne? – spytał. – S’est moi – odpowiedziała zdziwiona. Jestem kierowcą pana ambasadora, proszę za mną! Jechali gładką jak stół dwunastopasmową autostradą. Widać było ogromne przestrzenie upstrzone z rzadka kępami palm, kaktusów i egzotycznych traw. Jedziemy do najlepszej dzielnicy Brasilii, gdzie się ulokowały same dyplomatyczne rezydencje – obwieścił z dumą kierowca. Z autostrady samochód zboczył w jakąś lokalną drogę, a z niej w dróżkę wysypaną szutrem. Zatrzymali się przed potężną palisadą. Kierowca nacisnął jakiś guzik i obwarowanie rozwarło się odsłaniając widok na bajkową rezydencję.
 
Chyba mi się to wszystko przyśniło? - pomyślała olśniona fantazyjną bryłą domu otoczonego rajskim ogrodem. Wysycone równikowym słońcem barwy pasły oko gamą tęczowych odcieni. Pod turkusowym niebem róż promieniował purpurą, brąz nabrał mahoniowej głębi, żółć mieniła się złotem, czerwień kraśniała karminem. Wszędzie puszyły się kwiaty o zmysłowych kształtach, jak na obrazach Gaugina. Z egzotycznych drzew zwisały ciężko kiście jakichś nieziemskich owoców, a pośród liści trelowały egzotyczne ptaki.
 
Stała bez ruchu urzeczona pięknem nieznanego je dotąd pejzażu. Po chwili, w drzwiach domu pojawili się Bernard. Ubrany w nienagannie skrojony kremowy garnitur uśmiechał się rozłożywszy szeroko ręce w powitalnym geście. – Welcome to your new home! My darling! Choć czuła, że powinna do niego podbiec, stała w miejscu jak wryta.   
 
Weszli do przestronnej rezydencji i Bernard obwieścił uroczyście: – To twoje brazylijskie królestwo!...Rozejrzała się. Dom był imponujący. Takie wnętrza widywała tylko w ekskluzywnych, zachodnich żurnalach. Szklane ściany sprawiały wrażenie jakby ogród wlewał się do środka. Wszystko było idealnie czyste, jasne, lekkie, zwiewne, ażurowe, w delikatnie pastelowych kolorach.
 
Olśniona przepychem nie mogła się uwolnić od złowieszczych myśli. - Nie, to nie dla mnie! Ja, córka nauczycielki z Mościc pod Tarnowem w takiej rezydencji, u boku ambasadora Królestwa Belgii, w kraju wiecznego lata, pośród światowej elity? Doświadczony dyplomata skinął na lokaja, który w mig zrozumiał, że pora na szampana.
 
A teraz niespodzianka! – oznajmił Bernard z tajemniczym uśmiechem na twarzy. Weź kieliszek i chodź, proszę, za mną! Podszedł do oszklonej windy, która otwarła się bezszelestnie. Przepuścił ją przodem i nacisnął przycisk „–1”. Stanęli przed jakimiś drzwiami. Bernard wyciągnął z kieszeni kaszmirową chustkę i poprosił: – Zrób mi tę przyjemność i pozwól, że przewiążę ci oczy. Usłyszała szmer uchylających się drzwi. Teraz możesz zdjąć chustkę! – powiedział. Przez chwilę straciła oddech. W podziemnym garażu stało owinięte czerwoną wstęgą związaną w ogromną kokardę nowiuteńkie, kanarkowe porsche 911 turbo, w wersji cabrio. Jezu! Co to?! – spytała oszołomiona. Welcome to Brasil! – odparł dyplomata. Poczuła podniecający zapach nowego samochodu. Wszystko lśniło chromem. Pachniało świeżo wyprawioną skórą. Na myśl o diabelskiej mocy sportowej maszyny przeleciał ją podniecający dreszczyk. Wiedziała, że powinna mu się rzucić na szyję, lecz znów coś ją osadziło w miejscu. Poczuła się głupio. Biedny Bernard! Nie tak sobie pewno wyobrażał nasze powitanie. Staje na głowie, żeby mi przychylić nieba, a ja nie potrafię się zdobyć na odrobinę czułości.
 
Dopadły ją wyrzuty sumienia, że Krzysztof został sam w Polsce. - Ale cóż mogłam zrobić? Przecież gdybym została w Warszawie, nie miałabym za co żyć. A do tego nie mogłam już dłużej znieść tego ponuractwa i wszechobecnej szpetoty, tego brudu, śmierdzących toalet, sklepów straszących pustymi półkami, niekończących się kolejek, zapisów na meble, kartek na mięso i cukier, upokarzających walk o papier toaletowy i tego koszmarnego chamstwa zniewolonych ludzi. Przecież Krzysztof na tej jego uczelni miał głodową pensję, a ja wcześniej czy później oszalałabym w tym szpetnym bloku z wielkiej płyty…
 
Mijały kolejne miesiące. Jej nowe życie upływało podług niezmiennego schematu. Rano wspólne śniadanie. Potem basen. Około dziesiątej kometka z sąsiadkami z pobliskich rezydencji. Po grze znowu basen. Lunch, na który pan domu nigdy nie mógł zdążyć. Znowu pływanie. A kiedy Bernard wracał późnym popołudniem, trzeba się było szykować na kolejny, taki sam jak wszystkie poprzednie dyplomatyczny bankiet. Zaczęła sobie uświadamiać, że chociaż miała wszystko na skinienie palcem, de facto żyła w rajskiej klatce, osamotniona, pośród obcych ludzi, znużona intelektualną pustką. Nie miała z kim porozmawiać, bo nikt ze służby nie znał angielskiego, nie mówiąc o mentalności. To prawda, że w Polsce było biednie, brudno, szaro i ponuro, ale nigdy nie było nudno. Coraz częściej wspominała przyjaciół Krzysztofa wracając myślą do ich krakowskiego, skromnego mieszkania zawsze pełnego przeciekawych ludzi. Ileż tam było dysput, polemik, akademickich debat, wymiany stanowisk, ile było w tym żaru...
 
Stawała się coraz bardziej przygnębiona i nerwowa.  
 
Zbliżała się Wigilia Bożego Narodzenia roku 1972. W przeddzień świętego dnia obudziło ją dyskretne pukanie do drzwi. Proszę! – odpowiedziała zaspanym głosem. Dzień dobry pani! Mam na imię Mercedes! Pan prosił, żeby pani zjadła z nim dzisiaj śniadanie w ogrodowym patio. Jak pani będzie gotowa, proszę mnie zawołać to pokażę drogę. Idąc za ciemnoskórą służącą patrzyła na ogród wyścielony angielskim trawnikiem. Wokół chwiały się na wietrze kępy egzotycznych traw. Tu i ówdzie sterczały kamieniste wysepki, z których strzelały w niebo ogromne kaktusy o dziwacznych kształtach. W słońcu połyskiwały oczka wodne zasnute liśćmi łopianów, spod których wyciągały ku niebu szyje gigantyczne lilie. Cień dawały palmowe oazy i ogromne drzewa. W to wszystko jakiś genialny architekt wkomponował dyskretnie portale, kolumny i łuki z białego wapienia zdobione mozaiką z kolorowych kamyków…
 
Wychowana w wigilijnym kulcie zastanawiała się jak urządzić ten szczególny wieczór w upalnym tropiku. Czy oni tu mają choinki? – zagadnęła Bernarda, ocierając pot z czoła, gdyż mimo rannej pory żar już lał się z nieba. – Nie sądzę, ale spytam Luisesity – odparł dyplomata i poszedł do kuchni. Po chwili wrócił z zasmuconą miną. – Marzenie ściętej głowy, ale Mario obiecał, że skombinuje wysoką drabinę i obetnie czubek któregoś z cyprysów okalających patio. Lepszy rydz niż nic – mruknęła pod nosem po polsku. – Co mówiłaś? – Nic ważnego – odparła, przechodząc na angielski…
 
Żeby zmienić temat, Bernard spytał: – Co wy w Polsce jecie na wigilię? Obowiązkowo postny barszcz z uszkami. To takie małe pierożki z grzybami - objaśniła. Ciepłą zupę? – zdziwił się. – No tak! – To odpada w tym klimacie. Zapadła chwila krępującej ciszy. Wiesz! – ożywił się Bernard. Pamiętam, że w Polsce zrobiłaś kiedyś taki zimny barszcz. Jak to się nazywało? Chłodnik – odpowiedziała. No właśnie! Bądź, proszę, tak miła i zrób taki chłodnik na jutrzejszy wieczór! – spojrzał jej prosząco w oczy. Wiesz? To nawet niezły pomysł! – przyklasnęła Ewa.
 
Niestety okazało się, że w Brazylii nie mają pojęcia, co to takiego botwinka. Ale Ewa się zawzięła i zmusiła Bernarda, by z nią pojechał do kolonialnego sklepu, gdzie się zaopatrywały europejskie ambasady. Tam kupiła kilka puszek buraczków. Później pojechali do miasta po kefir, bo o zsiadłym mleku nie było co marzyć. Okazało się, że jest tylko jogurt i do tego słodki. Zdesperowana gosposia postanowiła zakwasić jogurt kwaskiem cytrynowym, a słodką śmietanę złamać odrobiną octu.
 
Nadszedł wigilijny wieczór. Ewa założyła wieczorową suknię, lecz upał był tak niemiłosierny, że po kilku minutach elegancka kreacja przypominała przyklejony do ciała mokry worek. Na środku świątecznego stołu, wstawiony do ogrodowego wazonu, sterczał żałośnie przekrzywiony wierzchołek cyprysa przybrany mandarynkami i watą. Za chwilę siadamy do stołu! – ogłosiła uroczyście Ewa i pobiegła do kuchni. Pod ścianą, z nadąsaną miną stała kucharka Isaura śledząca ze wzgardą każdy ruch szwendającego się po jej królestwie intruza. Ewa wyjęła z lodówki pokrojone w kostkę buraczki, ostudzony wywar, posiekane ogórki, ząbek czosnku i szczypiorek. Wrzuciła wszystko do wielkiego garnka i zalała zakwaszonym jogurtem. I wtenczas nastąpiła dramatyczna katastrofa. Ku nieskrywanej radości Isaury wszystko się zwarzyło, a bladoróżowa lura przypominała raczej kompot truskawkowy niż świąteczny chłodnik. Nie pomógł nawet koperek…
 
To był początek reakcji łańcuchowej. Ten na pozór błahy incydent przerwał tamę gromadzonych od dawna emocji i Ewa straciła panowanie nad sobą. Co tam słychać u mojej kochanej gosposi? – wołał od progu odstrzelony w smoking pan domu. Bernard! Ja już tak dłużej nie mogę! – rozbeczała się jak dziecko. Makijaż spływał jej po policzkach. Izaura triumfowała. Dyplomata pocieszał jak umiał: – Ale co za problem?! Chłodnik się nie udał? Każdemu się może przytrafić! Zaraz poproszę Isaurę o pomoc! Ona dokonuje cudów w kuchni, kochanie! Tego już było dla polskiej gospodyni za wiele.  – Nie, Bernard! To wszystko nie ma sensu! Chcę wracać do Polski!
 
Nienagannie wychowany dyplomata po raz pierwszy nie zapanował nad sobą: – Tyle mi masz do powiedzenia po tym, co dla ciebie zrobiłem?! Chcę wracać do Polski! – powtórzyła. – Wykluczone! Nigdzie nie pojedziesz! Nie ma o czym mówić! Ewa spojrzała na niego błagalnie: – Ale zrozum! Ja się tutaj duszę! Po prostu usycham, jak przesadzone drzewo! A z czego będziesz żyła w tej Polsce, jeśli wolno spytać? – szydził. Jakoś sobie poradzę odpowiedziała przez łzy. Bernard zerwał się od stołu i poczerwieniały na twarzy wrzasnął: – Czy ty do cholery nie rozumiesz, że możesz spędzić życie w luksusie, wolna od problemów, wśród światowej śmietanki?! Ale ja nie chcę! – tupnęła nogą jak dziecko. Rozjuszony, zagroził jej palcem: – Nie kuś losu!!! Bo co? – nastroszyła się Ewa. – Bo zmarnujesz swą życiową szansę! – To znaczy? - spytała. Możesz przy mnie zrobić wyjątkową karierę! Ewa zachichotała szyderczo: – Wyjątkową karierę! Oczywiście u twojego boku! Jak wytresowany pudelek! Bernard chciał coś powiedzieć, ale nie dała mu dojść do słowa: – Też mi kariera! Wszystko według ustalonego w Brukseli porządku! Odtąd, dotąd! Tak, a nie inaczej! Z tym, a nie z tamtym! Tędy, a nie tamtędy! Zawsze zgodnie z procedurą i tą waszą kretyńską poprawnością polityczną! I cały czas szczerz debilnie zęby w każdej sytuacji i broń Boże, byś kogoś uraził, choćby ci napluł w twarz!”…
 
Bernard zsiniał ze złości. – Ale dlaczego chcesz wracać, do jasnej cholery! Nigdy nie pojmę, co cię tam ciągnie?! Wytłumacz mi! Po co chcesz tam jechać? Do tego brudnego, przygnębiającego kraju, gdzie zima jest dwa razy dłuższa od lata! Gdzie nie ma żadnej nadziei na przyszłość, a ludzie się nienawidzą i cały czas narzekają prawie nigdy się nie śmiejąc! Możesz mi to wyjaśnić?!
 
Ewa szukała słów. – Wiem, że mnie wyśmiejesz, ale ja tę Polskę kocham! Taką, jaka jest. – Ale za co, na litość boską!? – wykrzyknął. Czy wszystko musi być za coś? – obrzuciła go wzgardliwym spojrzeniem. No – żachnął się, myślę, że to oczywiste! A ja wręcz przeciwnie! – odparowała czupurnie. – I to jest właśnie to coś, czego nigdy nie zrozumiesz! – No to mi wytłumacz! Ewa odparowała desperacko. – Bo tam mieszkają bociany, które zawsze wracają do gniazda. Czy ty wiesz, o czym ja mówię? – spojrzała mu buńczucznie w oczy. Nie bardzo – bąknął. Możesz się wyrażać jaśniej? – A po co, skoro ty nigdy nie pojmiesz, czym są dla mnie walce i mazurki Chopina! – powiedziała pół po angielski i polsku, bo język już się jej zaczął plątać od szampana. – Nie wiem. Może to zapach bzów? Wspomnienie przydrożnych wierzb? Czy ty masz pojęcie, co to smak naszego razowego chleba??? – Chyba za dużo wypiłaś! – odparł. No widzisz! A jednak nic nie rozumiesz!  – Nie pij już, kochanie, proszę! – pogłaskał ją po ramieniu.
 
Zapadła chwila trudnej do zniesienia ciszy. Skąd się tu wziął fortepian? – zdziwiła się ochłonąwszy trochę. Kazałem przynieść specjalnie dla ciebie, kochanie. Bo pamiętam jak u mnie w Warszawie lubiłaś sobie czasami pobrzdąkać. Zadziwiasz mnie! – powiedziała szczerze. Zagrasz? – spojrzał na nią błagalnym wzrokiem. – Daj spokój! – żachnęła się. Zagraj! Proszę! Pamiętam, że często grywałaś taką waszą piosenkę – mrugnął porozumiewawczo na lokaja. – Ach! Wiem! Mama mnie jej nauczyła, kiedy byłam mała. Pamiętam jak... nie dokończyła, gdyż uznała, że szkoda zachodu.
 
I raptem, przypominała sobie jak jeszcze w podstawówce, kiedy w kraju szalał stalinowski terror mama wytłumiła ściany kilimami i całymi dniami uczyła ją po kryjomu pewnej zakazanej piosenki. A potem, każdego roku na trzeciego maja przychodziła do nich cała klasa, a ona siadała do fortepianu i śpiewała w uniesieniu przy śliwkowym placku. A jak już dorosła, przy każdej okazji, jeśli tylko był pod ręką fortepian wracała do tego utworu, który wrósł jej w duszę.
 
O czym tak rozmyślasz, kochanie? – spytał czule dyplomata. Ech, myślałam o mojej mamie. Wychyliła kieliszek. – No to jak! Zagrasz? – spytał. A mogę jeszcze jeden kieliszeczek? - Wiesz, że w tym klimacie trzeba bardzo uważać z alkoholem? Mogę? – skarciła go wzrokiem. Bernard skinął na lokaja. Wypiła i z rumieńcem na policzkach usiadła do fortepianu. Zapanowała cisza i tylko było słychać szmer przepływającego przez patio strumyczka. – No to jeszcze jeden! – zakrzyknęła z ułańską swadą. Uniosła w górę dłonie, rozcapierzyła palce i z całą mocą uderzyła w klawiaturę. Ku niebu wleciała chmara przepłoszonych ptaków. Na amazońskiej ziemi rozbrzmiała święta dla Polaków piosenka.
 
Witaj, majowa jutrzenko,
Świeć naszej polskiej krainie.
Uczcimy ciebie piosenką,
Przy hulance i przy winie.

Witaj Maj! Trzeci Maj!
U Polaków błogi raj!
Witaj Maj! Trzeci Maj!
U Polaków błogi raj!...

 
Gdy powtarzała refren, głos jej się załamał. – Za dużo wypiłaś! – jęknął Bernard, a ona przypomniała sobie pewien marcowy dzień w Zakopanem, jak się z Krzysztofem lenili na przyzbie góralskiej chałupy wystawiając buzie do marcowego słoneczka. Poczuła zapach tatrzańskiego powietrza i smak lodowego sopla, który jej Krzysztof odłamał od dziurawej rynny.
 
No i co? Nadal chcesz wracać do tego polskiego koszmaru? – spytał dyplomata.
 
Patrząc tępo przed siebie mruknęła do siebie pod nosem: - Co ty możesz wiedzieć chłoptasiu o Polsce.
 
Krzysztof Pasierbiewicz
(nauczyciel akademicki)
 
 
Przytoczony fragment pochodzi z książki:
Krzysztof Pasierbiewicz
„Magia namiętności”
Wydawnictwo ARCANA
Wydanie pierwsze, Kraków 2011
WWW.arcana.pl
  • Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
  • Odsłony: 7688
Jolanta Pawelec

Jolanta Pawelec

29.12.2012 17:00

to jest o tym, że "miłość" to dobry interes. Tylko ten atawizm przeszkadza - choinka. Bo ten sentyment do Polski - jak ucha w barszczu ( mogą być i na 3 Maja)
To ya

To ya

29.12.2012 17:39

Dodane przez Jolanta Pawelec w odpowiedzi na o czym to jest?

"o czym to jest? Jolanta Pawelec - 29.12.2012 17:00 to jest o tym, że "miłość" to dobry interes. Tylko ten atawizm przeszkadza - choinka. Bo ten sentyment do Polski - jak ucha w barszczu ( mogą być i na 3 Maja)" Przeczytaj jeszcze raz, potem jeszcze raz i jeszcze raz i zrozumiesz (albo i nie). Pozdrawiam Autora notki i komentarza, Świątecznie.
Jolanta Pawelec

Jolanta Pawelec

29.12.2012 18:53

Dodane przez To ya w odpowiedzi na "o czym to jest? Jolanta

czytać jeszcze raz. Ta Pani to nie Izolda, ani Julia, ani Sonia - ta Pani jest nieskomplikowana, albo widziana oczami narratora upraszczającego. Albo jedno i drugie. Autor nie powinien się obrażać - uczciwy odbiór obnaża słabe strony naszego pióra. Na przykład : obrazy ( one stanowią o sztuce literackiej - nawet jeśli są tylko tłem akcji), albo punkt widzenia narratora (to nie może być spiritus movens)
Andrzej-emeryt

Andrzej-emeryt

29.12.2012 22:15

Dodane przez Jolanta Pawelec w odpowiedzi na nie ma potrzeby -

"Nie ma potrzeby czytać jeszcze raz". Szkoda. Ale zgodnie z zasadami Demokracji którą przecież w Ojczyznie zadeklarowano/zadekretowano?. nie ma Pani " potrzeby czytać jeszcze raz ". Działanie tej Demokracji która rozlała się na polskiej krainie zilustruję na rodzinnym przykładzie. Napotkałem "onegdaj-(bo pamięć zawodna)" bardzo interesujący komentarz. Poprosiłem, żonę aby podeszła do komputera i zapoznała się z jego treścią osobiście. Po kilkukrotnym nawoływaniu/zapraszaniu usłyszałem stanowcze: NIE!!!. Na pytanie dlaczego nie?. Padła stanowcza odpowiedź: "BO MAMY DEMOKRACJĘ i nikt nie ma jej prawa nakazywać czegokolwiek". I tutaj muszę wyrazić dla Pani postawy zdecydowane poparcie. Ale Pani Joanno. Wg. "Księgi imion" Andrzej znaczy MĘSKI-MĘŻNY. Nie będę opisywał emocji jakie przeżyło moje ego. Gdy po kilku godzinach żona zechciała jednak zapoznać się z treścią Pani komentarza to ja grzecznie ale stanowczo skorzystałem z przysługującego mi w Demokratycznym Państwie Prawa przywileju. Joanna to nie Ewa. Tak?. No to już dobrze. KRZYSIO. Dla podejmowanych tematów, fantastycznie czytających i utrwalających się środków opisu ludzi i wszechświata zasłużył sobie na Bycie "NASZYM KRZYSIEM". Niech jak chce protestuje. I bardzo dobrze, że KRZYSIO droga Pani Joanno umieścił w brazylijskim interiorze, podobnie jak swoją "GABRIELĘ" Jorge Amado. Ja czytałem tylko raz. Z kamuflażu literackiego skojarzyłem, co mianowicie: -że Polacy nie gęsi i swój język mają (czy po niemiecku, angielsku, francusku utwór miałby taką wymowę?)-zasługa AUTORA. -że polski chłodnik/choinka itp. może się udać tylko pod polskim niebem (dożywotnia nostalgia) P.S. KRZYSIU wybacz RYSIOWI jego gafę. I powiedz Mu, że czytelnicy chcą Was zachować w pamięci RAZEM. Do Siego Roku.
Krzysztof Pasierbiewicz

Krzysztof Pasierbiewicz

30.12.2012 13:26

Dodane przez Andrzej-emeryt w odpowiedzi na Do Pani @ JOANNY PAWELEC.

Drogi Andrzeju,
Po mojej notce pt. "SZLABAN" profesor Terlecki napisał do mnie meil.
Wyraził żal, że mnie uraził.
A ja mu odpisałem, że puszczam całą sprawę w niepamięć, bo czas jest taki, że powinniśmy się wzajemnie wspierać, a nie ze sobą spierać.
Tak więc nadal gramy w jednej drużynie.
Samych słonecznych dni Ci życzę na ten Nowy Rok. I dużo zdrowia.
Pozdrawiam jak zawsze serdecznie,
Krzysztof Pasierbiewicz
Krzysztof Pasierbiewicz

Krzysztof Pasierbiewicz

29.12.2012 17:58

Dodane przez Jolanta Pawelec w odpowiedzi na o czym to jest?

Pisze Pani:
"to jest o tym, że "miłość" to dobry interes".
Odpowiadam:
Zmieniłaby Pani zdanie, gdyby Pani przeczytała całą książkę.
Pozdrawiam serdecznie,
Krzysztof Pasierbiewicz
Domyślny avatar

bolesław

29.12.2012 18:40

Dodane przez Jolanta Pawelec w odpowiedzi na o czym to jest?

Zachęcam Panią do przeczytania tej książki. Koniecznie.Bardzo koniecznie!!
Krzysztof Pasierbiewicz

Krzysztof Pasierbiewicz

29.12.2012 19:40

Dodane przez Jolanta Pawelec w odpowiedzi na o czym to jest?

Oczywiście ocena bohaterki książki należy do Pani. To jest Pani subiektywne odczucie, do którego ma Pani niekwestionowane prawo.
Ja tylko chciałem nadmienić, iż życie mnie nauczyło, że gdy w grę wchodzi mężczyzna, prawie nigdy kobieta nie rozumie innej kobiety, albo lepiej, nie chce rozumieć - szczególnie jak nierozumiejącej się wydaje, że tej nierozumianej coś się w życiu udało, co z kolei jest pojęciem niebywale względnym. 
Proszę tego nie odnosić broń Boże do siebie. To tylko moja obserwacja świata kobiet an mass. 
Pozdrawiam jak zawsze serdecznie,
Krzysztof Pasierbiewicz
Domyślny avatar

marekagryppa

29.12.2012 20:19

Pyszne!i tyle Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku 2013.
Krzysztof Pasierbiewicz

Krzysztof Pasierbiewicz

30.12.2012 13:17

Dodane przez marekagryppa w odpowiedzi na Magia namiętności

Samych słonecznych dni w nadchodzącym Roku życzę,
Krzysztof Pasierbiewicz
Domyślny avatar

polonista

29.12.2012 22:33

Ten gość naprawdę uwierzył, że pisze jak Goethe, a tak naprawdę produkuje nieco gorszą wesrję "Trędowatej". Ale dał się wypuścić, rzekomy Hektor Krakowski.
Andrzej-emeryt

Andrzej-emeryt

29.12.2012 22:57

Dodane przez polonista w odpowiedzi na Narcyzm

Patrz Kochany. To mnie komuniści w latach 50-ych i 60-ych uczyli, że Goethe to był jakiś niemiecki wielki POETA a nie jak nasz Krzysio PROZAIK. Uczyli mnie tak chyba z sympatii do DDR. A jeżeli @ POLONISTA w dyskursie preferuje niemieckiego poetę to popełnia fatalną gafę. Powinien sobie zmienić nick na @ GERMANISTA. Jawohl?. Ale mylić POEZJĘ z PROZĄ to już powinno kwalifikować do udania się na misje edukacyjną do Afryki.
Domyślny avatar

polonista

29.12.2012 23:37

Dodane przez Andrzej-emeryt w odpowiedzi na Do @ POLONISTA.

Kochanieńki, "Cierpienia młodego Wertera" to powieść. Nawet emeryt uczony przez komunistów winien to wiedzieć. A teraz jaki nick Andrzej-emeryt zaproponuje dla siebie? Może @misjonarz niewiedzy.
Krzysztof Pasierbiewicz

Krzysztof Pasierbiewicz

30.12.2012 13:05

Dodane przez polonista w odpowiedzi na Narcyzm

Wielce Szanowny Polonisto,
Rozumiem, że Pan by chciał, by polska młodzież czytała wyłącznie Goethego, Prousta i Kafkę. Ja natomiast będę szczęśliwy jeśli w obecnych czasach młody Polak weźmie w ogóle jakąkolwiek książkę do ręki. Dlatego pisząc "Magię" wyrzekłem się nadmiernych ambicji literackich. To faktycznie jest w pewnym sensie "brazylijski romans", ale właśnie dlatego daje szansę, że ludzie tę książkę przeczytają, a przy okazji, między wierszami, dowiedzą się czegoś o naszych narodowych wartościach i tym, jak te wartości niszczyła komuna.
Ale, żeby to zrozumieć trzeba być inteligentnym. Więc dla ula ułatwienia przesyłam film, gdzie wyjaśniam w jakim celu napisałem "Magię namiętności (naszych polskich)" - patrz; http://www.youtube.com/watch?v=pGLupWCSgBQ
Pozdrawiam serdecznie,
Krzysztof Pasierbiewicz
Domyślny avatar

polonista

30.12.2012 15:42

Dodane przez Krzysztof Pasi… w odpowiedzi na Narcyzm...

Jeszcze Bardziej Szanowny Panie Doktorze, Nie sądzę, aby pierwsze zdanie Pańskiej odpowiedzi zdradzało zbytnie rozumienie tego, co chciałbym. W samej rzeczy, ponieważ nie ma Pan bezpośredniego dostępu do moich pragnień, więc sugeruję, aby Pan Doktor powstrzymał się od wniosków na wyrost. Przyjmuję do wiadomości, powody dla których będzie Pan szczęśliwy oraz, że wyrzekł się Pan nadmiernych ambicji literackich. Przypuszczam (proszę zważyć, że jest to tylko przypuszczenie), że nawet, gdyby Pańskie ambicje były tylko mierne, rezultat Pańskiego pisarstwa niewiele zmieniłby się. Co do wartości narodowych, to są one ukryte bardzo głęboko w przytoczonych fragmentach "Magii Namiętności". Niech Pan cieszy się inteligencją, nadaną przez Pana samemu sobie. Helena Mniszkówna, nie zachwycała się własną inteligencją wszem i wobec, a też mogła powiedzieć, że przemycała wartości narodowe między wierszami w "Trędowatej", powstałem w 1909 r., a więc jeszcze przed I wojną światową. A filmik, który Pan przesłał oglądnąłem z rozbawieniem z jednej strony, ale i zadowoleniem z drugiej. Przekonał mnie, że aluzja do cierpień młodego Wertera, dość przypadkowa, okazała się dobrze trafiona, zważywszy, że akuratnie przedstawił Pan nie tylko swoje niedole miłosne, ale także polityczne i towarzyskie. Dalej, tytuł mojego komentarza, mianowicie "Narcyzm", urobiony na podstawie 2 fragmentów Pańskiego na wyraz patriotycznego dzieła, okazał się też trafiony, bo przez 25 minut rozprawiał Pan na swój temat w samych superlatywach. To się nazywa inteligencja rozumiejąca samego siebie. Najmniej było o romansie brazylijskim, aczkolwiek też wyłącznie na wysokim c. Ciekaw jestem, czy ów melodramacik już poprawił wskaźnik czytelnictwa w Polsce czy też pozostaje niespełnioną szansą dla poprawy stanu rzeczy. Stawiam na to drugie.
Krzysztof Pasierbiewicz

Krzysztof Pasierbiewicz

30.12.2012 20:28

Dodane przez polonista w odpowiedzi na tajemnicze rozumienie dr Pasierbiewicza

Wielce Szanowny Panie Polonisto,
Jeszcze raz powtórzę to, co już napisałem Pani Jolancie Pawelec.
Noblista Isaak Singer, mam nadzieję, że swoją literaturą sprostał Pana wymaganiom, powiedział:
"nie sposób napisać dobrej powieści, w której nie byłoby wątku miłosnego, a ci, co próbowali doznawali zawsze porażki”
i dalej:
„literatura powinna być głównie rozrywką, a sztuka zbyt wnikliwa i długa jest nudna nawet, gdy jest dobra”
i dalej:
"cała sztuka zajmuje się emocjami, a kiedy zaczyna być zbyt intelektualna traci wszystko”
Proszę się z łaski swojej nad tym w wolnej chwili zastanowić. A z dobrego serca coś Panu coś poradzę. Niech Pan nie rozśmiesza ludzi swoim intelektem. Wierz mi Pan. Są lepsi od Pana.
Pozdrawiam serdecznie,
Krzysztof Pasierbiewicz
P.S.
A co do czytelnictwa, polecam komentarze czytelników pisane do Wydawnictwa ARCANA:
http://www.portal.arcana.pl/Wielka-milosc-w-powiesci-krzysztofa-pasierbiewicza-magia-namietnosci,1218.html#post
Domyślny avatar

polonista

31.12.2012 13:09

Dodane przez Krzysztof Pasi… w odpowiedzi na tajemnicze rozumienie...

Udało mi się kupić w antykwariacie Pańskie wiekopomni dzieło. Zacząłem przeglądać od końca. Coś nie zgadza się i to takiemu kronikarzowi patriotycznych (i innych) dziejów.Otóż, bohaterkę powitał na warszawskim lotnisku lodowaty wiatr, a więc był marzec, góra kwiecień. A tymczasem rzecz kończy się dokładnie 25 czerwca, bo wtedy zaczęły się wydarzenia radomskie, które bohater odnotował, jakże sentymentalnie. Wygląda więc na to, że bohaterka, pewnie na przekór swe wielkiej (ba, niezmierzonej) miłości, zwlekała jakieś dwa miesiące na poinformowanie swego najlubszego, że właśnie powróciła. Pomijam już, że i brazylijskie pory roku nie bardzo zgadzają się. Ale rzecz można wyjaśnić tym, iż komuna była tak wredna, iż spowodowała lodowaty wiatr w czerwcu i podmieniła pory roku w Brazylii. Generalnie Pańska powieść nasuwa taką oto parafrazę sentencji pewnego rodzimego przesmiewcy: "Decydującą rolę w tym utworze gra miłość. I kładzie ja." Aby dodatkowo uzasadnić powyższą ocenę, zacytuję pewien fragment z Pańskiego dzieła: "Poczuł jak jej spięte ciało stopniowo wiotczeje w oddaniu łagodnej pieszczocie." Zapytałem siostrę, bo akurat mnie odwiedziła, czy chciałby doznać zwiotczenia (czyli wedle "Słownika poprawnej polszczyzny" utracić jędrność ciała) pod wpływem pieszczoty. Odparła, że stanowczo nie. Co zaś tyczy się zaleceń Singera, to wybaczy Pan, ale to, że ktoś je przeczytał, nie przesądza, że potrafi jej zrealizować. I jeszcze parę wypowiedzi wcześniej przytoczonego prześmiewcy (pasują do Pana jak ulał): "Literatura była jego pasją. Prześladował ją". "Nic z intencji, be potencji" (ot, co). "Więcej autora, mniej utwora". PS. Co do komentarzy: Każda potwora, znajdzie amatora" (ludowe). Doceniam Pańskie dobre serce, ale odpowiem, że to Pan rozśmiesza ludzi swą proza, bo przecie nie intelektem. W tym jest Pan na pewno lepszy ode mnie. Dosiego Roku!
Krzysztof Pasierbiewicz

Krzysztof Pasierbiewicz

02.01.2013 22:47

Dodane przez polonista w odpowiedzi na tajemnicze rozumienie dr Pasierbiewicza

Proszę Pana, ma Pan mentalność prowincjonalnego belfra i czepia detali. Nawet nauczycielem Pan nie jest. Bo prawdziwy nauczyciel proszę Pana nie musi być mędrcem, a nawet nie powinien. Znacznie ważniejszym jest by miał osobowość, która skutecznie wpływa na innych, poprawia im samopoczucie, wzmaga temperament, poszerza wyobraźnię, i co najważniejsze budzi ochotę do życia i działania. Do tego musi mieć jeszcze polot, wrodzony instynkt aktorski, odrobinę malarskiej fantazji i morze dobroduszności - a więc musi mieć to wszystko, czego Panu brakuje. Ale to jeszcze nie koniec. Prawdziwy nauczyciel musi się jeszcze umieć bawić tym, co robi, a z tym w pańskim przypadku to już istny dramat.
Snuje się Pan po moich notkach jak... Ech! szkoda gadac!
Mam nadzieję, że nigdy Pan nie uczył dzieci polskiego,
Pozdrawiam,
Krzysztof Pasierbiewicz
Krzysztof Pasierbiewicz

Krzysztof Pasierbiewicz

30.12.2012 22:51

Dodane przez polonista w odpowiedzi na Narcyzm

Drogi "Polonisto",
Powiesiłem już następną notkę, noworoczną, refleksyjną.
Patrz: http://naszeblogi.pl/35253-gesi-po-wyroku-o-nie-polska-jeszcze-sie-roztanczy
Proszę obejrzeć drugi krotki filmik, który do tej notki dołączyłem. Bo, prosze się nie obrazić, ale wypisz wymaluj mi Pan przypomina tego palanta, który przyszedł po dziewczynę, którą Al Pachino, grający niewidomego, uczył w czym leży sens tego, czego Pan nigdy nie zrozumie.
Pozdrawiam serdecznie,
Krzysztof Pasierbiewicz
Domyślny avatar

polonista

31.12.2012 12:36

Dodane przez Krzysztof Pasi… w odpowiedzi na Narcyzm...

Nie obrażam się, tym bardziej, że po kliknięciu na podany link pojawia się informacja, że strona nie istnieje. Nie obrażam się też o palanta, bo przypuszczam, że fragment ten pisał Pan stojąc przed lustrem dla przypomnienia sobie własnej kondycji w poszukiwaniu sensu.
Domyślny avatar

ALA

29.12.2012 22:58

Tak , coz mozna dodac !.Jest w rodzinnym kraju jakas magia i czar, ktory powoduje ze ci ktorzy wyjechali za chlebem ,ale pieniadze nie sa dla nich jedynym dobrem na ziemi , strasznie tesknia to tych" pagorkow lesnych " i do ludzi z ktorymi sa emocjonalnie zwiazani . To bedzie byc moze dla niektorch smieszne ale pamietam , ze po przekroczeniu granicy ,zatrzymalam samochod i wysiadajac z niego dotykalam dlonmi powietrza i czulam jego gestosc i zapach i otulona nim wiedzialam ze jestem w domu. Niebieskie chabry i czerwone maki powoduja ze lzy plyna do oczu , a dom rodzinny to juz taki bol ze serce staje . Tak coz mozna dodac , doskonale rozumiem Ewe.Pieknie napisane , panie Krzyszofie . Mam nadzieje ze mlodzi ludzie odzyskaja nasz kraj z powrotem .Byc moze my musimy poczekac ?
Krzysztof Pasierbiewicz

Krzysztof Pasierbiewicz

30.12.2012 12:48

Dodane przez ALA w odpowiedzi na Tak bardzo prawdziwe .!

Bardzo mi miło, że czuje Pani do szpiku kości przekaz mojej notki, czego z ubolewaniem stwierdzam, Pani Jolanta nie jest w stanie pojąć. Lecz cóż, są ludzie i ludziska i trzeba ich akceptować takimi jakimi są. W przeciwnym razie rodzi się nienawiść.
Pozdrawiam Panią serdecznie,
Krzysztof Pasierbiewicz
Domyślny avatar

Pisowiec

29.12.2012 23:44

Wlaśnie przed chwilą z ust osoby baaardzo "kulturalnej",tj.wspówłaścicielki księgarni EZOP, usłyszałem "świetny" kawał.O najzgrabniejszych nogach na Wawelu.Znacie?[ale tą księgarnie]
Domyślny avatar

dogard

30.12.2012 09:13

i wrocila do KRZYSIA,oj Krzysiu marzycielu...z kobitkami jest cudownie ,najlepiej z tymi,nie do konca rozpoznanymi.
Jolanta Pawelec

Jolanta Pawelec

30.12.2012 09:48

Dodane przez dogard w odpowiedzi na lece po ksiazke--musze wiedziec czy ona normalna

to nie Don Kichot co w praczce zobaczy Dulcyneę - nie Picasso - co odkryje niepowtarzalne spojrzenie - nie Leonardo - co uśmiech starczy mu za wszystko - Mamy do czynienia - z banalnym chłopem - Kto inny ją chce więc jest bezcenna! Drugi równie banalny - wymościć gniazdko i przywiązaną " mieć do swojej dyspozycji". Tego typu historie deprawują bardziej niż - pornografia. Bo mięso jest tutaj ubrane we zloty duszy. Nic bardziej mylnego. Takie książki udają literaturę - NIC BARDZIEJ MYLNEGO. Dogard - musiałam Cię uprzedzić.

Stronicowanie

  • Wszyscy 1
  • Wszyscy 2
  • Następna strona
  • Ostatnia strona
Krzysztof Pasierbiewicz
Nazwa bloga:
Echo24
Zawód:
Emerytowany nauczyciel akademicki, tłumacz, publicysta niezależny, autor, tenisista, narciarz, człowiek wolny
Miasto:
Kraków

Statystyka blogera

Liczba wpisów: 1, 593
Liczba wyświetleń: 12,555,502
Liczba komentarzy: 30,114

Ostatnie wpisy blogera

  • Niedorżnięta wataha
  • List otwarty do prof. Pawła Śpiewaka
  • A jednak miałem nosa pisząc, że mi nie po drodze z PiS-em

Moje ostatnie komentarze

  • Pamięta Pan jeszcze? - vide: https://raskolnikow2.fil… Serdeczności!
  • @Autor & @ALL   ---   W wolnej chwili zapraszam do lektury - vide: https://www.salon24.pl/u…
  • Jacy akademicy, takie uniwersytety - czytaj: https://www.salon24.pl/u…

Najpopularniejsze wpisy blogera

  • Nieznane oblicze Witolda Gadowskiego
  • Kraków olał post-komuszą subkulturę TVN-u
  • Pytanie prawicowego blogera do posłanki Scheuring-Wielgus

Ostatnio komentowane

  • Alina@Warszawa, Niestety owo PROSTACTWO (skupione wokół Tuska) wróciło do władzy. Że to niewyobrażalne "prostactwo" nie trzeba nikogo przekonywać - kto inny mógłby przyswoić i używać 8* w przestrzeni publicznej do…
  • Beskidzki Góral, Tego platfusa przejrzałem na wylot. Hedonista, wlazłby do doopy, każdemu za kilka kliknięć i marzy o zerżnięciu na boku głupiej dziewoi.
  • keram, Jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma !!! Z uporem maniaka  część z nas nie potrafi się zadowolić tym czym dysponujemy , tym co mamy, lecz natychmiast przechodzi do natarcia. …

Wszystkie prawa zastrzeżone © 2008 - 2025, naszeblogi.pl

Strefa Wolnego Słowa: niezalezna.pl | gazetapolska.pl | panstwo.net | vod.gazetapolska.pl | naszeblogi.pl | gpcodziennie.pl | tvrepublika.pl | albicla.com

Nasza strona używa cookies czyli po polsku ciasteczek. Do czego są one potrzebne może Pan/i dowiedzieć się tu. Korzystając ze strony wyraża Pan/i zgodę na używanie ciasteczek (cookies), zgodnie z aktualnymi ustawieniami Pana/i przeglądarki. Jeśli chce Pan/i, może Pan/i zmienić ustawienia w swojej przeglądarce tak aby nie pobierała ona ciasteczek. | Polityka Prywatności

Footer

  • Kontakt
  • Nasze zasady
  • Ciasteczka "cookies"
  • Polityka prywatności