Polemika z Prymasem

Chciałbym popolemizować z wczorajszą wypowiedzią Prymasa Kowalczyka o tym, że należy zakończyć tę „kompromitującą wojnę językową i postaw”. Nie z jej sensem, bo słuszna to intencja, ale z jej uzasadnieniem i z brakiem podania sposobów zakończenia owej wojny.

Zacznijmy od tego ostatniego – dosyć łatwo jest powiedzieć, że należy coś skończyć. Zwłaszcza jak coś jest kompromitujące. Na przykład kompromitującą Polskę biedę i wykluczenie społeczne. Albo przestępczość. Albo poziom łapówkarstwa, wulgarności czy próchnicy zębów u dzieci. Ale ograniczenie się jedynie do apelów o przeciwdziałanie tym zjawiskom, bez podawania sposobów, jak to zrobić, wydaje mi się pójściem na łatwiznę. Polityka tak postępującego oskarżono by o populizm. O prymasie, co oczywiste, tak powiedzieć nie wolno.

Ale jeszcze bardziej zdumiała mnie argumentacja abp. Kowalczyka (której nota bene nie mogłem znaleźć na żadnym portalu internetowym i będę cytował z pamięci – proszę zresztą jakiegoś bardziej biegłego internautę o odnalezienie inkryminowanego fragmentu). Otóż ksiądz prymas uzasadnił konieczność zakończenia tego sporu tym, iż… kompromituje nas to na świecie. Przyznam, że poraziło mnie to uzasadnienie, bo najczęściej stosowały je środowiska "GW", UW czy innych grup patologicznie uzależnionych od opinii Zachodu. Ich głównym zadaniem było zasłużenie na dobrą opinię o nas zagranicą. Bycie papugą narodów, tak krytykowane przez Słowackiego, stanowiło o istocie funkcjonowanie tych imitacyjnych grup i środowisk. Ale żeby usłyszeć takie słowa z ust Prymasa? Warto było czekać.

Bo jeśli naprawdę nie chce się być skompromitowanym na świecie i trzeba brać pod uwagę nade wszystko to, co o nas myślą, to należałoby także szybko zrezygnować z… katolicyzmu. Bo w takiej Holandii albo w Czechach, albo w USA – bycie katolikiem to raczej nie jest powód do dumy (w Stanach tylko raz, w ponaddwustuletniej historii tego kraju, prezydentem był katolik). A w Parlamencie Europejskim jak się powie, że wierzy się w niepokalane poczęcie czy w zmarłych zmartwychwstanie, to też raczej nie zyska się miana bystrzachy, ale raczej kogoś niespełna rozumu. Kryterium więc zastosowane przez Prymasa jest bardzo, ale to bardzo niebezpieczne i nie dość, że pokazuje pewną stereotypowość myślenia, to może się kiedyś obrócić przeciwko niemu samemu.

W sprawach społecznych warto polemizować z Kościołem, z jego najwyższymi nawet przedstawicielami i wcale nie musi nas to wpychać w objęcia antyklerykalizmu. Nie myli się tylko papież, a i to jedynie w sprawach wiary. Dlatego nie bójmy się spierać w ramach Kościoła z szacunkiem dla sprawy, doktryny i zdrowego rozsądku. No i prawdy.