Jakiego prezydenta chcemy? W badaniach opinii publicznej jedną z najważniejszych cech wymarzonej głowy państwa jest wykształcenie. Do tej pory nie mieliśmy szczęścia do wykształconych prezydentów - najpierw Lech Wałęsa - po zawodówce. Potem Aleksander Kwaśniewski - wykształcenie średnie (nawet udokumentowane wyrokiem sądowym). Dopiero Lech Kaczyński nie przynosił wstydu pod tym względem - doktor habilitowany prawa.
A dzisiaj? Pisałem już o tym, ale nie potrafię wyjść z podziwu, że to tak mało ludzi obchodzi. Stoimy przed wyborem pomiędzy doktorem filozofii prawa (współcześnie tę dziedzinę prawa określa się jako teorię prawa), a magistrem historii. Co więcej, jak szczerze przyznał na moim macierzystym uniwersytecie Bronisław Komorowski, swoją magisterkę napisał w 11 dni! Taki zdolniacha? A skądże! Jak sam powiedział, pomagał mu w tym... teść! Nie wiem, co trzeba mieć w głowie, żeby chwalić się tym przed studentami, ale warto podziękować panu marszałkowi za tę szczerość.
No i co wy na to, "młodzi, wykształceni, z dużych miast"? Kogo chcecie mieć za prezydenta? Wąsatego, 11-dniowego magistra wspomaganego teściem, chlubiącego się tym, że nazywają go gajowym, czy może jednak doktora prawa? Co wymyślicie? Czekam na te mocne argumenty. Już wy tam coć na pewno wykombinujecie - jesteście wszak... "wykształceni, młodzi, z dużych miast", prawda?