Jak donosi "Rzeczpospolita": Pod koniec kwietnia (Jerzy - przyp. M. M.) Smoliński oraz doradca marszałka Bronisława Komorowskiego Waldemar Strzałkowski składali wieńce przy grobie Anny Walentynowicz, która zginęła pod Smoleńskiem. Dziennikarze portalu Pomorze napisali, że mieli kłopoty z utrzymaniem równowagi. W rozmowie z „Rz” wyjaśniali, że wracali ze spotkania u abp. Sławoja Leszka Głódzia, gdzie do obiadu wypili po lampce wina. Marszałek zażądał wyjaśnień.
– Jerzy Smoliński oddał się do dyspozycji marszałka. Pan marszałek, nie mając pełnej możliwości oceny zdarzenia, ale kierując się potrzebą szczególnej dbałości o utrzymanie powagi atmosfery żałoby, przyjął jego rezygnację – mówi Krzysztof Luft, dyrektor Biura Prasowego Kancelarii Sejmu."
Mam pytanie do Pana Bronisława Komorowskiego - czy zwolniony urzędnik zachował się niegodnie? Jeśli tak, to czy Pan Komorowski, w którego imieniu składał on kwiaty, weźmie na siebie moralną odpowiedzialność za ten skandaliczny czyn? Jeśli jednak zachował się właściwie, to za co zostaje obecnie zwolniony?
I drugie pytanie - 14 kwietnia, na uroczystościach w PE upamiętniających smoleńską tragedię, byli obecni reprezentanci polskiego Sejmu. Delegacji przewodniczył Stefan Niesiołowski. Siedział dwa metry od miejsca, gdzie złożono 96 białych róż, symbolizujących wszystkie ofiary tragedii pod Smoleńskiej. Można się domyślać, że o składzie delegacji nie decydowano w Brukseli, ale na Wiejskiej. Dlatego śmiem pytać - czy to Bronisław Komorowski osobiście podjął decyzję o wyznaczeniu pana Niesiołowskiego na szefa polskiej delegacji? I czy nie mógł jednak wybrać kogoś innego?