J. M. K. Wścieklica, czyli zły Śniadek

Zastanawiam się, dlaczego z taką agresją przyjęto decyzję „Solidarności” o poparciu w wyborach prezydenckich Jarosława Kaczyńskiego. Co powoduje, że wielu polityków i dziennikarzy dostało wścieklizny i atakowało Janusza Śniadka tak, jakby jego związek wyraził wsparcie dla Stana Tymińskiego, Benito Mussoliniego lub co najmniej producenta wkładek do butów?

Widziałem co najmniej dwa wywiady telewizyjne, w których szef „S” musiał gęsto tłumaczyć się z tej decyzji i wyraźnie wkurzał dziennikarzy swoimi argumentami. Odezwało się także kilku oburzonych polityków z niezastąpionym Lechem Wałęsą na czele.

Co takiego strasznego zrobiła „Solidarność”? Czy poglądy Kaczyńskiego nie są jej bliższe niż poglądy na gospodarkę i państwo Komorowskiego? Czy ten związek zawodowy nie ma prawa do takiej decyzji? Dlaczego nie przesłuchuje się szefa OPZZ na okoliczność poparcia przez tę organizację Grzegorza Napieralskiego? Dlaczego ta decyzja nie wywołuje furii i oskarżeń? Co takiego zrobił Śniadek, że zasługuje na takie filipiki pod swoim adresem?

Może jest to spowodowane tym, że zwolennicy PO boją się, że nie uda im się przedstawić siebie jako jedynych prawych dziedziców historycznej „S”, nawet mając na zapleczu Wałęsę? A może nie potrafią wybaczyć Śniadkowi pięknego przemówienia w Krakowie na uroczystościach pogrzebu pary prezydenckiej? Może boli ich to, że to przemówienie było wielokrotnie przerywane burzą oklasków, podczas gdy speech Komorowskiego przyjęto jedynie zdawkowymi brawami? Może widzą w decyzji „S” ważne wydarzenie mogące pomóc naszemu kandydatowi w wygraniu nadchodzącej elekcji? Coś jednak bardzo musi boleć tych wszystkich, którzy sypią gromy na głowy Śniadka i jego kolegów. Ale oznacza to tylko tyle, że była to decyzja ważna. I wypada Januszowi Śniadkowi i jego kolegom za nią podziękować!