Jechałem ostatnio autem i słuchałem jednej z komercyjnych rozgłośni – pomiędzy piosenkami dwóch DJ-ów nabijało się z Mirosława Sekuły. Przekręcano jego nazwisko, bawiono się słowem „sekularyzacja” i robiono sobie krotochwile i facecje. Żarty te nie były na najwyższym poziomie i raczej mnie nie śmieszyły, podobnie zresztą jak kiedyś głupawe dowcipy ze wzrostu Kaczyńskich czy z wanny Wassermanna.Ale co jednak było charakterystyczne w tym fakcie? Otóż nabijano się z… polityka Platformy Obywatelskiej! Toż to jednak jest pewien przełom, to słaby, ale jednak, dowód na to, że coś się kończy w mediach. Żeby tak bezkarnie dwóch wesołków naigrywało się z pana przewodniczącego pochodzącego z Partii, żeby nie czuli obciachu z tego faktu, żeby nie odczuwali konieczności natychmiastowego zrównoważenia tego typu żartów jakimś atakiem na PiS – toż to nie do wiary!Przypomina mi się „Autobiografia” Perfectu i słowa „…znów się można było śmiać”. Oczywiście nie ma sensu porównywać rządów PO do czasów stalinizmu, bo to byłoby głupie i niegodne. Ale mamy do czynienia z sytuacją, gdy kończy się swoista poprawność polityczna, wedle której trzeba było atakować wściekle Kaczyńskich i kłaść się plackiem przed Tuskiem. Miła zmiana. Dla pisowców, ale także dla słuchaczy, widzów i czytelników. Ale nade wszystko jest to sytuacja bardziej komfortowa dla tych, którzy właśnie do niedawna leżeli u stóp premiera i wyli z zachwytu. Znów się mogą śmiać. A nawet rechotać, bo inaczej nie potrafią.