Parytety płciowe to głupota. Z faktu, że w Polsce ponad 50% populacji stanowią kobieta, nie należy wyprowadzać wniosku, że na listach czy w samym parlamencie mają stanowić 50, 40 czy 30 proc. Bo niby dlaczego? Wszelkie badania opinii publicznej pokazują, że wyborcy chcą, by politycy byli uczciwi, kompetentni, prawi i wykształceni, a nie żeby mieli piersi lub długie włosy. Z tego, że jest się kobietą czy mężczyzną, nie wynika, że jest się dobrym człowiekiem lub kompetentnym politykiem.A że niesprawiedliwym jest to, że tak mało jest kobiet w polityce i że dlatego potrzebne są mechanizmy wzmacniające? A ludzi starszych? Dlaczego nie wprowadzić parytetów wiekowych? Dlaczego tak mało jest ludzi po 60-tce? Są przecież doświadczeni, wiele wiedzący o życiu, potrafiący kompetentnie wypowiedzieć się na wiele tematów i ich obecność w Sejmie byłaby wielce pożyteczna! A ludzie młodzi?! Dlaczego jest ich tak mało na listach i w parlamencie!? Toż to „ageizm”! Najgorsza z form dyskryminacji - dyskryminacja ze względu na wiek! Czy płeć jest czymś ważniejszym niż wiek? Co jest bardziej determinujące dla nas? Czy dwudziestoletnia dziewczyna raczej myśli podobnie do swojego dwudziestoletniego chłopaka czy do nieznanej jej osobiście Magdaleny Środy? Z kim ma więcej wspólnego?A inne kryteria? Zawodowe, wykształceniowe, zamieszkania, religii? Zbyt mało jest w polskim Sejmie, w stosunku do ogólnej populacji, mieszkańców wsi, ateistów, hydraulików i absolwentów technikum samochodowego z Łomży! Wprowadźmy więc parytety dla nich!Nie wiem, dlaczego to, że ktoś ma piersi i imię kończące się na „a”, powinno powodować, że będzie sztucznie wzmacniany w walce o ciepłe posadki w polskim parlamencie. I dlaczego ma to być jedyne kryterium tego typu akcji afirmatywnej – przy nieuwzględnianiu takich wymiarów ludzkiej różnorodności jak wiek, wykształcenie czy religia. Jeśliby naprawdę był to problem, to Partia Kobiet w wyborach 2007 roku nie dostałaby 0,28 proc. głosów, ale ponad 50. Może więc warto zadać sobie pytanie - czy wprowadzenie parytetów płciowych na listach wyborczych do Sejmu i Senatu ma służyć emancypacji kobiet w Polsce czy raczej usatysfakcjonowaniu i ukontentowaniu działaczek feministycznych.
Nie wiem, dlaczego to, że ktoś ma piersi i imię kończące się na „a”, powinno powodować, że będzie sztucznie wzmacniany w walce o ciepłe posadki w polskim parlamencie. I dlaczego ma to być jedyne kryterium tego typu akcji afirmatywnej.