Donald Tusk wydaje się nieśmiertelny – nic go nie potrafi politycznie zabić. Ani afera ze Zbychem i Miro, ani nieudacznictwo jego rządów, ani bezbarwność jego ministrów. No po prostu nic, nul, zero. Może Grzecho go trochę będzie w stanie osłabić, bo nie ma bardziej krwawych wojen nad wojny domowe. PiS jest trochę bezradne, bo walimy celnie w premiera, trafiamy w jego słabe punktu, a chłop stoi na nogach, nie chwieje się prawie w ogóle i jeszcze się bezczelnie odgryza. Ale jest coś, co Donalda Tuska powali na deski – to Nuda! Socjolodzy zachodzą w głowę co to jest takiego, że po najdłużej dwóch latach każde rządy w Polsce zaczynają tracić poparcie. I nie wiedzą dlaczego tak się dzieje. Otóż przyczyna tego cyklicznego zjawiska w przyrodzie jest znudzenie wyborców. Żyjąc w kulturze obrazka, w kulturze widowiska, ludyczności i uciechy, po prostu, po ludzku zaczynają się nużyć oglądaniem tych samych aktorów. A owi aktorzy są wobec tego ziewania na widowni bezsilni. Donald Tusk właśnie zaczyna to odczuwać. Na początku wystarczyło, że się po prostu uśmiechał, sympaciak taki milusiński. Potem zaczął czasami odrywać rolę zafrasowanego – wyglądał trochę pociesznie marszcząc brwi i udając ojca narodu, bo jest co najwyżej sympatycznym kolegą, ale widać było, że się stara. A teraz chłopina zupełnie stracił rezon – już zupełnie nie wie, co robić. A to staje na głowie, a to żongluje swoimi giermkami, a to spektakularnie kastruje pedofilów. Ale publika jakby coraz bardziej znużona, jakaś taka bez entuzjazmu. Premier zaś coraz bardziej wkurzony – kiedyś wystarczyło, że zrobił małe fiku-miku a widownia zarykiwała się ze śmichu i wiwatowała na cześć sztukmistrza. A teraz? Jeszcze niby nie rzuca na scenę jajkami i pomidorami, ale jakby delikatnie zaczęła się rozglądać dookoła. Jeszcze nie gwiżdże, ale poziewuje sobie i wierci się w fotelach. Ktoś nawet wyszedł – niby tylko do toalety, ale widziano go w foyer palącego papierosy i gawędzącego z szatniarkami. Premier robi co może, ma jeszcze kilka spektakularnych sztuczek w zanadrzu – wsadzi głowę do pyska lwa albo i jeszcze gdzie indziej, ale wie, że to już nikogo nie zachwyci. Co najwyżej kilku wynajętych klakierów bić będzie brawo, ale i to za pieniądze. Nuda nadciąga nad salę. Główny aktor to dostrzega. W ostatniej scenie spektaklu, na kilka zaledwie chwil przed końcem przedstawienia Nuda wyjdzie na scenę i pchnie go sztyletem w plecy. Jak przed pięciu laty. Tak samo boleśnie.