Do przerwy 0:1

Właśnie minęło 2 lata od czasu wyborów w 2007 roku – to tak, jak w piłce nożnej pierwsze 45 minut. Do tej pory zespół Platformy niepodzielnie panował na boisku – sędziowie byli po jego stronie, widzowie też. Ich czołowi dryblerzy popisywali się wspaniałą techniką, obrona była szczelna, atak szedł skrzydłami. Drużyna PiS, zamknięta na swoim przedpolu, rozpaczliwie broniła swojej bramki. Jedynie od czasu do czasu wyprowadzała kontratak, ale bezskutecznie i bez wielkiej nadziei na sukces. Do przerwy było więc 1:0 dla PO. I nagle okazało się, że część graczy Platformy jest na dopingu! Za swoją bramką wciągali coś do nosa i walili po żyłach. A w dodatku kooperują z bukmacherami i ustawiają wyniki meczów. Kapitan Tusk trochę się pogubił, inni zawodnicy w napięciu czekają na jego decyzję. Bo może się okazać, że tytuł MVP (Most Valuable Player), o którym wszyscy sądzili, że będzie mu wręczony na koniec meczu, wymyka mu się z rąk. A to nie wprowadza spokoju do zespołu PO. Nawet sędziowie, do tej pory spokojnie „drukujący” mecz na korzyść Platformy, zaczęli udawać surowych i obiektywnych, bo może się okazać, że ktoś z widzów zorientuje się, że wciąż szepczą do Tuska – „musisz”. I że trzymają za niego kciuki. Muszę kończyć, bo wychodzimy z szatni na drugą połowę. Oby widzowie docenili grę fair. I niech wygra lepszy!