Mam kaca. Politycznego, oczywiście:)

Mam kaca. I to nie dlatego, że jest niedziela, a ja wczoraj byłem na fajnej imprezie. Mam kaca politycznego. Głosowałem bowiem za Jose Manuelem Barroso – tak zresztą jak cała EPP i mój ECR. Ale zrobiłem to z bólem serca i z wątpliwościami. Bo oprócz zapowiedzi posunięć pożytecznych (deregulacja rynków, zwiększenie transparentności Unii, jej odbiurokratyzowanie itp.) szef Komisji - podczas przesłuchania na naszej grupie politycznej – powiedział dwie rzeczy wielce niepokojące. Po pierwsze – kategorycznie odrzucił perspektywę w miarę szybkiej integracji Ukrainy z UE. Po drugie – uznał Nord Stream za przedsięwzięcie biznesowe i zapowiedział, że Unia nie będzie wspierać tej inicjatywy, ale też nie będzie jej przeszkadzać. To klasyczne desinteressement. I klasyczny „unijny unik”. Obie sprawy – integracja Ukrainy i gazociąg północny – to zagadnienia kluczowe dla polskiego bezpieczeństwa . Dlatego głosując za Barroso z braku laku, jako kandydata lepszego od innych pojawiających się na dziennikarskiej giełdzie, miałem moralnego kaca. Bo bez naszych głosów nie zostałby on szefem Komisji, a to oznacza, że mogliśmy wymusić na nim spełnienie naszych postulatów, jeśli jego sny o przedłużeniu swojego mandatu miały stać się realnością. Teraz możemy mu tylko…. No właśnie, co my mu teraz możemy? Nic! Może więc popełniliśmy błąd tak łacno udzielając mu swojego poparcia? Może trzeba było go utopić w pierwszym głosowaniu, a przed ewentualnym drugim podejściem wymóc na nim obietnicę spełnienia naszych żądań? Mam kaca. Kaca politycznego.