Komorowski jako pudło rezonansowe

Bronisław Komorowski stał się pudłem rezonansowym Josepha Daula. Wczoraj szef EPP podobno zasugerował, że jeśli jakiś kraj nie ratyfikuje Traktatu Lizbońskiego, to może pożegnać się z teką komisarza europejskiego. Na pozytywną reakcję marszałka polskiego Sejmu nie trzeba było długo czekać - już dziś oświadczył on, że "rzeczywiście, jest pewien kłopot. Jeśli Traktat Lizboński nie wejdzie w życie, to mogą wystąpić problemy w sprawie komisarza dla Polski. Traktat Nicejski nie przewidywał bowiem zwiększenia liczby komisarzy zasiadających w Komisji Europejskiej".Bronisław Komorowski od razu przyjął na klatę uderzenie pana Daula. I byłoby to naprawdę męskie i godne pochwały, ale - jak zwykle - Pan Marszałek zrobił unik, schylił się i skierował piłkę na bramkę prezydenta Polski. Od siebie jeszcze piłkę podkręcił, żeby Lech Kaczyński nie miał za lekko. Jest to o tyle dziwne, że francuski polityk wcale nie wymieniał Polski, a jego pogróżki należało przyjąć albo milczeniem, albo wzruszeniem ramion, albo śmiechem. Ale nie - Pan Marszałek od razu zidentyfikował, o kogo może chodzić Daulowi, od razu wskazał winnego i od razu poleciał z tym do dziennikarzy, żeby nie mieli oni kłopotów z szukaniem tego, kogo należy obarczyć winą za "kolejne ośmieszenie Polski na arenie międzynarodowej". Jestem jedynie ciekaw, czy francuski napastnik - by pozostać przy sportowej poetyce - wiedział, że może liczyć na niektórych polskich obrońców, którzy zawsze chętnie strzelają samobóje.Jedynym, co może tłumaczyć pana Komorowskiego, to fragment, w którym mówił, że przecież podpisanie traktatu zajmie Prezydentowi "jedynie pół minuty". Chciałbym podziękować za tę szczerość, bo znakomicie tłumaczy ona wiele decyzji i podpisów Pana Marszałka - faktycznie wyglądają one na takie, które zagościły w jego umyśle jedynie w chwili składania podpisu. Na myślenie zazwyczaj chyba jednak brakuje czasu. Tak też było prawdopodobnie i w tym wypadku.