Gwiazdowie a szpiclowanie

  Gwiazdozbiór w "Solidarności" (Obywatel 2009) to pozycja, którą warto wertować i którą inaczej czyta się dziś, już w posmoleńskiej sytuacji. W ogóle książki Joanny i Andrzeja Gwiazdów – właściwie ich zebrane artykuły lub wywiady – mają to do siebie, że się dziwnie od 30 lat nie starzeją, a ostatnio wręcz się aktualizują, jakby jakaś zawarta w nich profetyczna myśl (i daremna przestroga) miała dopiero teraz możność werbalizacji po długim procesie ziszczania się.

 Widać, że dalekosiężna mądrość polityczna małżeństwa, które spowiło Wolne Związki Zawodowe na Wybrzeżu i doprowadziło, poprzez "Solidarność", do światowych zmian ustrojowych po Rewolucji Sowieckiej, nie bez kozery przysparzała tej parze - uważanej za najbardziej niebezpieczny dla komunizmu i jego postmutacji duet nieprzejednanych - niezliczoną ilość restrykcji w czasach PRL-u oraz "Wałęsizmu".  

 Historyczny wywiad-rzeka, jaki Remigiusz Okraska zrobił z bohaterskimi Gdańszczanami, to niezliczona ilość faktów osobistych i ogólnych, których mozaika, rzucona na dzieje Polski komunistycznej i "pookrągłostołowej", pozwala lepiej zrozumieć zachowania i mechanizmy ludzi władzy i ich akolitów przed i po transformacji 1989 roku. Gwiazdowie mają dobrą pamięć, podają szczegóły ze swego życia i działalności związkowej, które teraz stają się wymowne i tłumaczą wiele mówiąc aż nazbyt klarownie o czasach obecnych. 

 Rzecz jasna w rozmowie bardzo szeroko jest omawiana sprawa agenturalności Lecha Wałęsy; właściwie do pracy Cenckiewicza i Gontarczyka oraz biografii Zyzaka należy dodać "Gwiazdozbiór" jako aneks źródłowy, insurekcyjny memuar obfitujący w niezliczoną ilość detali, obrazujących drogę do kariery i legendy kogoś takiego jak ubecki donosiciel "Bolek" – Dyzma w Pałacu Prezydenckim. Dotyczy to także (i rozświetla źródłowo predyspozycję kunktatorską), jak się można łatwo spostrzec i domyślić na podstawie spisywanych przez Gwiazdów wspomnień, obserwowanego już od dawna, a po roztrzaskaniu się Prezydenta i jego świty w Smoleńsku widocznego wyraźniej - co najmniej kapitulanckiego, a na pewno asekuranckiego i antyklerykalnego zachowywania się marszałka senatu, Bogdana Borusewicza. Zresztą lista osób znanych ze świecznika (cywilnych i duchownych), które wyłaniają się z tej lektury jako kapusie a inni co najmniej jako zaprzańcy, jest całkiem spora. 

Andrzej: Tragicznym idiotyzmem jest twierdzenie, że ujawnienie agentury, która przeniknęła do organizacji, odbiera autentyczność działającym w dobrej wierze jej członkom. Jest wprost przeciwnie. Wykrycie agentów nie było możliwe, więc ich obecność w organizacji nikogo nie kompromituje, natomiast ujawnienie agentury przywraca godność i zasługi uczciwym działaczom.

Zapis przypomina wiele dramatycznych sytuacji osobistych autorów (co za biografie!), tak rodzinnych jak i doświadczanych na skutek własnego konspirowania oraz inspirowania do zmian dziejowych; zdaje relację z zesłania w Rosji i z egzystencji w PRL-u, okresu strajków stoczniowych i powoływania "Solidarności", a także opisuje czasy Jaruzelskiego, Okrągły Stół i mutacje PRL-u Bis w michnikowskiej, "salonowej" wersji III RP. Gwiazdowie bystrze obserwują swe sąsiedzkie otocze, osiedlową i lokalną administrację, decyzje władz, propagandę; analizują, wyciągają logiczne, ale często zaskakujące wnioski, przewidują skutki i ostrzegają. Widać po latach jak wszystko to, co uważali za fundamentalne dla dobra kraju, ziściło się à rebours, czyli poszło na marne. Joanna o tym, co w 2009 roku za oknem: Nikt chyba nie ma wątpliwości, kto wygrał. Przegrała nieagenturalna opozycja przedsierpniowa i nieagenturalna "Solidarność".

Spośród wielu analiz i tez ze smutnym finałem, które jako dominujące przewijają się przez życie oraz działalność publiczną Joanny i Andrzeja i obrazują spójność światopoglądową tego wyjątkowego tandemu, w "posmoleńskiej smucie" należy mocno zaakcentować jedną, ale jakże fundamentalną antycypację. Otóż Niezłomni z Wybrzeża widzą źródła zła w Polsce w społecznej akceptacji dla wszelkiej maści donosicielstwa, które potępiają, w całości opierając się na etyce związkowej. Aspekt moralny w ocenie prosowieckich tajniaków jest dla nich i przyszłości Polski kluczowy, gdyż uważają, że my, jako naród, nie potępiliśmy szpiclowania. Uwłaszczona, "rozgrzeszona" agentura, brak lustracji to jest nasza upadłość, ufajdany byt w niemoralności. Ich stanowczość w osądach, trafność przewidywań bierze się z doświadczeń syndykalistów jednakich na całym świecie - że związki zawodowe zawsze były rozbijane przez szpicli. "Łamistrajk", chytrze podchodzący protestujących robotników, to pojęcie wyjściowe do zrozumienia zła, jakie przynosi dla nacji – jej samostanowienia, suwerenności i trwałej wolności - dobrze usadowiony kolaborant obcego wywiadu. Dlatego tak mocno akcentują ten problem, ekstrapolując go na poziom państwowości, jako "zatrute zakorzenienie" obecnej Polski. W efekcie po Smoleńsku podmiotowość Polaka stała się wydmuszką pomiędzy okładkami jego paszportu. 

 Andrzej: Zwolennicy ujawnienia tajnych współpracowników bezpieki są wciąż zwierzyną bacznie obserwowaną, czy nie popełnią jakiegoś błędu, który pozwoli ich dopaść. W małych miastach, gdzie szefem policji jest zweryfikowany oficer SB, agencję ochroniarską prowadzą byli milicjanci, prezesem sądu jest zasłużony sędzia PRL, a jedynym miejscem pracy firma prowadzona przez żołnierza z WSI, los byłych opozycjonistów i działaczy "Solidarności" jest pasmem udręki. Czują się osaczeni ze wszystkich stron. Jeśli nic nie można wykombinować, oskarża się ich, że to właśnie oni donosili. [...] Sam fakt, że nie daliśmy się zwerbować, stanowi ciężką obrazę i nie pozwala na komfortowe, w wieńcu laurowym bohatera, konsumowanie owoców zdrady. Dopóki żyjemy, stanowimy potencjalne zagrożenie dla "bohaterów".

 "Gwiazdozbiór" w chwili wydania podskórnie przepowiada - logicznie i diabolicznie - że zamach służb specjalnych jako Katyń II wisi w powietrzu. Bohaterowie mówią nie o swoim zagrożeniu czy bliskiej im Anny Walentynowicz (dziś śp.) – ubolewają nad losem współplemieńców, którym grozi bezpaństwowość i niegodna wegetacja wasali w quasi-niewolnictwie.  

Obecnie pytanie tajniaków z obcego nadania o prawdę, czyli o wyniki śledztwa prowadzonego przez podejrzanych o przygotowanie katastrofy lotniczej, mija się z celem, gdyż rzetelna odpowiedź na nie byłaby dla sprawców mordu samobójcza. Gangrena nielustracji wyjątrzyła się bowiem w Smoleńsku nieuchronnie jak wrzód-wulkan, ale to zapewne - idąc tokiem rozumowania Gwiazdów – jeszcze jej nieostatni trędowaty ropień.

Jedyna nadzieja to wierzyć w spontaniczny, insurekcyjny gniew ludu: Joanna: [Pierwsza] "Solidarność" jest przykładem klęski agentury. Im więcej chytrych, wrednych spisków wychodzi na światło dzienne, tym wyraźniej widać, że jeśli ludzie działają wspólnie dla jakiejś idei, dla wspólnego celu, mogą to osiągnąć, mimo wszystkich spisków, mimo własnej niewiedzy, głupoty i koniunkturalizmu.

KSIĄŻKA DO NABYCIA: http://allegro.pl/hit-gwiazdoz...