BEKSIŃSKI – KATYŃSKIE PLIKI

 Zdzisław Beksiński (1929 – 2005) "jest" artystą, którego mało kto podejrzewałby o antysowieckie obrazy. Ale on sam wspominał mi o pewnych pracach, które są zupełnie nieznane. Napomykał o kolekcji, jaką zgromadził pewien zleceniodawca, który zamawiał dzieła bardziej konkretne, tematyczne.

Jak wiemy Beksiński nie tytułował obrazów, a grafiki po prostu numerował (w praktyce miłośnicy i aukcjonerzy, porozumiewając się, określają je zatem umownie). Według niego przeżycie estetyczne pojawia się obok tego, co zwykliśmy nazywać lub opisywać. “Zachód słońca się podziwia i tyle” – mawiał.

Nieznany zbiór obrazów – jak mniemałem – powstawał w ukryciu przed światem ze względów prawnych. Artysta miał bowiem cyrograficzny kontrakt z paryskim marszandem, adwokatem Piotrem Dmochowskim, który łożąc na dostatnie życie malarza, był praktycznie właścicielem powstających płócien. Beksiński malował wolno, dlatego odpowiednio skonstruowana umowa w efekcie przez długi czas regularnie wydziedziczała twórcę z płodów. 

Był to jednak w pewnej mierze tylko uzasadniony aspekt moich podejrzeń. O dramatycznym wyzwalaniu się malarza spod dominacji marszanda jest trochę ujawnionej korespondencji, napisał także o tym, oskarżając Beksińskiego o niewdzięczność, dwutomowe wspomnienie sam Dmochowski, warto poczytać. Dziś jednakże widać, że to skrzętne ukrywanie antysowieckiej kolekcji było także czynione ze względu na jej tematykę.

Po rabunkowym zasztyletowaniu Beksińskiego los sprawił, że znalazłem się w willi owego tajemniczego miłośnika sztuki, o którym wspominałem na wstępie. Miasteczko garnizonowe, od powojnia (pewnie do dziś) naszpikowane kacapskimi szpiclami, zatem bogaty człowiek, którego stać było na drogie obrazy, w dodatku o wielopokoleniowym patriotycznym rodowodzie, był tam szczególnie narażony na dekonspirację i szykany ze strony miejscowych notabli z kremlowskiego nadania. Dlatego tak pilnie strzeżono tajemnicy o istnieniu tych kilku obrazów.

“Płótna” (Beksiński malował na płytach) są wielkoformatowe, niemonochromatyczne jak większość znanych dzieł, a właśnie bardziej kolorowe; tak z precyzją narysowane liczne detale, zestawione bardzo wymownie, tylko ten pędzel był w stanie oddać. Jedno zwłaszcza przedstawienie robi porażające wrażenie: armia ptaszysk z dziobami w kształcie sierpa i młota zalewająca polski krajobraz aż po horyzont. Z czerwonych trybun przemawiają emblematy-sępy, komunistyczni trybuni.

Po tragicznej śmierci artysty jego spuściznę przekazano Muzeum w Sanoku. W trakcie porządkowania zasobów odnaleziono puszkę, a w niej czarno-białe klisze fotograficzne z czasów wojny. Mnóstwo zdjęć zrobionych w latach 1939-42 w Sanoku przez nastolatka, któremu ojciec podarował aparat. Beksiński rozpoczynał karierę artystyczną jako fotografik, ten dział jego dokonań został kompetentnie opracowany przez Muzeum we Wrocławiu, ale odkryte rok temu negatywy zrobiły na znawcach ogromne wrażenie. Możemy zobaczyć na nich np. umocnienia ciągnące się wzdłuż granicy z III Rzeszą, przypominające o obecności Armii Czerwonej w latach 1939-41 (fragmenty bunkrów tzw. linii Mołotowa, którą Sowieci zabezpieczali prawobrzeżną część miasta). Na innym natomiast zdjęciu Beksiński-chłopiec siedzi w radzieckim bunkrze wśród pocisków artyleryjskich.

Są tam również kadry z czasów inwazji hitlerowskiej na Rosję. Najeźdźcy z zachodu pozują małemu fotografowi m.in. na niemieckich czołgach typu "Tygrys".

Sanok to miasto graniczne, w którym najpierw w zgodzie, a potem w starciu, spotkały się te dwa diabelskie systemy: komunizm i faszyzm, stawiające sobie za cel eliminację Polski i Polaków. Wybitnie inteligentny Beksiński miał zapewne głęboko zakodowane wnioski z tego, czego osobiście doświadczył w dzieciństwie. Żył na uboczu w Warszawie, wyraźnie stronił od salonów, polityków i celebrytów, gdyż wiedział doskonale z jakiego są nadania. I wice wersa: sam też nie był rozpieszczany przez funkcjonariuszy od kultury.

A także przez “administracyjny kler”, który widział w Beksińskim, jeśli nie heretyka, to przynajmniej agnostyka (co potem wyszło podczas kościelnych uzgodnień o sposobie pochówku). Zastanawiałem się wiele razy nad motywem krzyża, który przewija się w bardzo wielu przedstawieniach malarza. Nad sacrum, jakie emanuje ze spuścizny tego autora. Tragizm i śmierć, zobrazowane na różny sposób, jako jedyny naprawdę ważny fenomen doli człowieczej. Fakt, Boga trzeba sobie do tej sztuki samemu poszukać i dodać, malarz niczego nie ułatwia.

Przy “kartkowaniu” teki grafik komputerowych artysty zestawiły mi się niedawno dwie prace, ktore nagle ukazały swe zaktualizowane oblicze i siłę niemal proroczą: zewłoki ludzkie w formie podwójnego krzyża oraz “Spopielały Anioł Śmierci”. Tytuł narzucał się sam.

Myślę, że komputerowy fotomontaż w sprawie katyńskiej, który tutaj zaoferowałem jako właściciel scedowanych mi za życia przez autora praw do powielania, wpisuje się w przesłanie opus magnum artysty, które powyżej zasugerowałem.

http://www.allegro.pl/item1087...