“POSZUKAĆ” HAMULCOWE ALLEGRO

 Bloger 'transfokator', który od czasu do czasu dzieli się ze mną spostrzeżeniami z terenu, tym razem jako wysłannik z dorocznego zjazdu handlujących przez portal aukcyjny Allegro, który odbył się 20-21.06.2008, czyli w miniony piątek i sobotę w Poznaniu, pisze w ten sposób:

Należałoby wrzucić zgniłego pomidora albo cuchnącego zbuka (zamiast kamyczka do ogródka) w sam środek towarzystwa wzajemnej adoracji: gości-klakierów i bonzów z Allegro, manipulujących umysłami i książką adresową zarejestrowanych oferentów i licytujących. To że allegrowiczów mamy już 8 milionów świadczy jedynie o tym, że nadal jest to stale powiększający się ekonomiczny redyk.

Bo dwóch spraw te masy nie potrafią wyartykułować dobitnie i gdzie trzeba: że utrzymanie Allegro jest tanie, przynosi firmie nieuprawnione, nadmierne korzyści kosztem drakońskiego myta-haraczu administracyjnie wymuszanego przede wszystkim na oferentach.Ta nagłaśniana nieustannie popularność portalu wśród kupujących czyni Zarząd Allegro (Właścicieli) głuchymi na narzekania firm i komisantów coraz bardziej robiących bokami. Koszt bowiem prowadzenia firmy e-commerce przez pośrednika Allegro sięga 10% ceny końcowej, jeśli realnie policzyć wielokrotne opłaty za “wystaw ponownie” przy produktach spadających z aukcji jako “nie sprzedane” (a konieczne jako gama na ladzie).

Tylko nacisk na szefostwo Allegro, a nie czekanie na jego dobrą wolę, może spowodować, że poznański serwer-komputer zacznie rozróżniać prolongowanie ofert i stosować zniżki za kolejne wystawianie tej samej rzeczy, np. stopniowe rabaty 5%, 10%,15%, 20%, 30%, 50% aż do trzech ostatnich gratisów jako gest pocieszenia i ostatniej szansy. Rzucam to jako pomysł do otwartych negocjacji rynkowych na temat algorytmu oczekiwanych w tym zakresie (i – prawdę mówiąc - niezbędnych) upustów usługodawcy udostępniającego bazar (dyskursu prowadzonego publicznie, na wzór tego ze “Stadionu Dziesięciolecia” - co z tego bowiem, że ten dotyczy “sieci”!?).

Gdyż mamy tu do czynienia z drugim aspektem sprawy – makroekonomicznym. Allegro jako dominant staje się obecnie hamulcowym wdrażania nowej przedsiębiorczości. Jego zasługa, jako inkubatora wolnego rynku, traci się w przekleństwach początkujących zapaleńców handlu wysyłkowego, zawiedzionych drenażem “startowego kapitału” przez szczwanego pośrednika, który mami naiwnych “domorosłych biznesmenów”. A przecież to właśnie e-marketing zmienił najpierw ekonomię amerykańską (eBay), potem światową, w tym Polską (dzięki właśnie Allegro). Atak handlu aukcyjnego via internet był właśnie ozdrowieńczy, bo skierowany przeciw biurokracji państwa, by się nie wtrącało “między wódkę a zakąskę”, pomiędzy handlującego i kupującego (samoregulacja stosunków partnerskich punktowanymi komentarzami).

Ludzie, zwłaszcza młodzi, smakowali swój pierwszy, oddolny, pociągający biznes. Dziś Allegro to w większości zarejestrowane firmy, fiskus dobrał się szybko temu sektorowi do skóry. Ale portal, jak widać, patrzy na te zjawiska ekonomiczne biernie, liczy wciąż nieuszczuplające się zyski, mało z nich przeznacza zwrotnie “dla społeczeństwa”. Słowem - Allegro obrosło w piórka...!

Na marginesie pozwolę sobie zauważyć, że samozadowolenie allegrowiczów (i cisza publiczna) z powodu zmniejszającej się ilości afer w handlu wysyłkowym, bierze się stąd, że lęk przeniósł się do głów sprzedających (którzy są pod presją peerelowskiego sloganu “klient nasz pan!”, więc utyskują, ale milczą) przed nierzetelnymi kupującymi; są to obawy bowiem solidnych oferentów, odpowiedzialnych za markę (nick handlowy), zarejestrowanych, płacących regularnie podatki podmiotów gospodarczych.

A co się stało z narybkiem kupców i “przedszkolną przdsiębiorczością”, co to babcine rajtuzy próbowała wciskać poprzez Allegro jako “awaryjne paski klinowe”? Dziś stopniał ten potencjał, bo wielokrotne wystawianie przedmiotu “na rybkę” szybko staje się nieopłacalne: Administrator pożre nie tylko potencjalny zysk (a często wręcz wyzeruje wartość samego przedmiotu) i skutecznie zniechęci do “prób ekonomicznej inicjatywy”.

A przecież, przy dobrej woli i prospołecznym nastawieniu, tenże serwer-komputer w Poznaniu, o którym wspomniałem wcześniej, także bez problemu umiałby odróżnić oferenta indywidualnego od firmy (którą się przecież rejestruje odmiennie przy otrzymywaniu prawa do używania nicku). Właśnie to młodzież spontanicznie wchodząca w e-handel powinna mieć jak najwięcej udogodnień i rabatów.

Nie jestem pięknoduchem, rozumiem przyczyny inercji zadowolonych z zysków właścicieli firm. Sprawą fundamentalną jest tu bowiem fakt, że platforma Allegro jest samotnym graczem na aukcyjnym rynku, gdyż nie ma prawdziwej, mocnej konkurencji. Symetrycznej ze strony 'Świstaka.pl' czy 'Subasty' (całkowicie darmowych), polskiego 'eBay'a' (ostatnio wprowadził “opłaty startowe”) czy kolekcjonerskiej giełdy pt. 'Kiermasz.pl' (bezpłatnej, bo to naturalne, że hobbyści mają altruizm w sercach) - nawet razem wziętych. Są dziś za słabe, żeby powalczyć z rozpanoszonym gigantem.

Sytuacja przypomina butę operatorów telefonii komórkowej. Jednak wystarczyłoby trochę zabiegów demonopolizujących poczynionych przez naszych (dla mnie z PiS-u) reprezentantów w parlamencie (i rządzie? - świadomie stawiam tu pytajnik), a zyski Allegro ograniczyłyby się do sprzedaży reklam i choćby, powiedzmy, należnych minimalnych prowizji za aukcje sfinalizowane. Regulacja państwa w takim wypadku byłaby jak najbardziej pożądana: 8 milionów obywateli ma prawo drogą formalną udrażniać liberalizm usługowo-handlowy. Przeciw dominacji “jednego parkietu” oligarchizującego internetową giełdę. Bo bronienie się ludzi przed “rzeźbieniem” polskiej gospodarki nie ma nic wspólnego z ograniczaniem wolności samozwańczej “Instytucji Inkasenta”. Nawet w zliberalizowanej do absurdu Ameryce Bill Gates musiał przecież taki pogląd przełknąć.  [transfokator]

Ze swej strony dodałbym do tego listu następujące uwagi.

Na Allegro gwałtowny zanik ofert do “schodkowego licytowania się” (firmy stosują przeważnie ceny minimalnej zyskowności, skalkulowane wobec konkurencji i zafiksowane do opcji “Kup teraz”) bierze się stąd, że wystawcy obawiają się “boju” nabyców na tzw. ostatnią minutę (często zmowy cwaniaków, którzy wymuszają cenę okazyjną poniżej realnej wartości; opcja “Oferta z ceną minimalną” jedynie napędza zysk “władczej górze” portalu poprzez opłaty za wystawianie przedmiotu, bo w praktyce odstręcza potencjalnych klientów – graczy giełdowych psychologicznie lubujących się w hazardowym podnieceniu; wiem coś o tym jako aukcjoner dzieł sztuki). Warto byłoby zatem wprowadzić na giełdzie elektronicznej obligatoryjną zasadę, że każda ostatnia złożona oferta zakupu przedłuża daną aukcję o 5 minut (jak to już zrobiono w Niemczech).

I druga uwaga – praktyczna – do polskich władz najwyższego szczebla – zapewne ustawodawczych. “Poszukać” Allegro, czyli zmusić ten elektroniczny pasaż handlowy do gry rynkowej z bezradną konkurencją (która wciąż w powijakach lub raczkuje), można by poprzez obowiązek podłączenia się do wspólnej, proporcjonalnie współfinansowanej, wyszukiwarki ofert. Gdy chciałbym się np. napić herbaty “Ulung", kupiłbym ją poprzez taki parkiet giełdowy, gdzie wystawca zaoferowałby mi cenę i towar najkorzystniej, oglądany w jednoczesnym spektrum porównawczym. Przy takim rozwiązaniu “symetrycznego startu” w biegu z konkurencją, podaż i popyt zwiększyłyby się wielokrotnie, bo parkiety giełdowe równocześnie zostałyby włączone do społecznych reguł rzetelnej ekonomii “ciągnionego obliczania” składników kosztów i godziwego zysku wyrażanych w finalnej cenie.

Dam głowę, że polska gospodarka, stwarzając znów szansę “realnie liczonej opłacalności”, jakiej gwałtownie oczekuje młoda przedsiębiorczość, stworzyłaby tak otwartą “scieżką wirtualną” naturalne miejsca samozatrudniania się i wzrostu bogactwa na kanwie pomysłów indywidualnych.

 Państwo jako regulator wolnej gospodarki ku zdrowej konkurencji powinno stać się naczelnym sloganem PiS-u w propagowaniu się społeczeństwu. Pamiętacie co było wytrychem (i nadal jeszcze częściowo jest) do opasłych sejfów operatorów komórkowych dzielących “pod siebie” lukrowany tort? - Możliwość przeniesienia numeru. A jakiego narzędzia należałoby użyć, by zdemonopolizować inercyjną, zdzierczą, rozpanoszoną giełdę Allegro?