Otrzymane komantarze

Do wpisu: Zwodniczy argument -- żyjemy dłużej
Data Autor
Imć Waszeć
"Wszyscy żyjemy krócej od naszych Praprzodków" - te dane nie są niczym poparte oprócz hagady. Podobnie hagada "uzasadnia" żądania żydowskie wobec wszystkich wartościowych kamienic w Polsce, także tych wybudowanych wczoraj. Ktoś, kto ma kłamstwo ulokowane w genach nie może być traktowany poważnie, tak samo jak jego pisma uzasadniające inny historyczny zabór ziem "obiecanych". Idąc tym tropem ja twierdzę, że Bóg obiecał mi Układ Słoneczny - to było dokładnie wczoraj - i jeśli Pan w to nie wierzy, to nie wierzy Pan w Boga ;) To mniej więcej tego rodzaju mechanizm "dowodowy". Niczym nie są poparte także tezy, że wirusy i bakterie to są zabobony.
Kazimierz Jarząbek
@ adarus2 Ach, zapomniałem o: "Wystarczy przejść się na pierwszy lepszy cmentarz by samemu stwierdzić że to co podaje GUS, to pic. " Też odnoszę takie wrażenie. Zbliża się Wszystkich Świętych -- będziemy mieć okazję trochę poczytać, w jakim wieku ludzie umierają i uwzględnić kilka lat ciężkiej choroby, która zwykle poprzedza zgon, aby dojść do wniosku, co mamy zrobić, aby tego uniknąć. Pozdrawiam i życzę zdrowia, K.J.
Kazimierz Jarząbek
@ xena2012 Ma Pani rację, z jednej strony, żyjemy dłużej od naszych polskich przodków sprzed 100 czy 500 lat, bo połowa kobiet z tamtych czasów, przy którymś tam połogu, umierała wskutek braku elementarnej higieny. Połowa  noworodków i niemowlaków też umierała. Zranione osoby umierały wskutek zakażenia itd. itp. Wszyscy żyjemy krócej od naszych Praprzodków, wykorzystujemy tylko ok. 10% możliwości. Młodsze roczniki w Polsce żyją krócej niż starsze, bo prowadzą niezdrowy tryb życia, a będzie jeszcze gorzej. -- Można tę tendencję odwrócić, jeśli młodzi ludzie pójdą po rozum do głowy i przejmą odpowiedzialność za swoje zdrowie. Aktualnie, przeciętny Polak myśli, że choroby na niego napadają razem z wirusami i bakteriami i tylko jakieś lekarstwo może go uratować. Czyli -- ciemnota, zacofanie i nowoczesne zabobony. Miło było znów z Panią porozmawiać, dziękuję, pozdrawiam, K.J.
Kazimierz Jarząbek
@ adarus2 Och, trzeba wpisać do wyszukiwarki "długość życia w Polsce" i otrzyma się kilka lub nawet kilkanaście milionów wyników. Jest w czym przebierać. :) Pozdrawiam i życzę powodzenia, K.J.  
xena2012
Argument że żyjemy dłużej nie jest znowu taki zwodniczy.Trzeba tylko odnieść porównanie do konkretnych czasów.Na pewno żyjemy dłużej niż ludzkość w starozytności czy w Sredniowieczu.Kurhany,grobowce,mumie wyraźnie to wskazują.
Czy ktoś z Państwa może napisać jaka była średnia długość życia ludzi którzy zmarli w roku ubiegłym? I to samo w latach poprzednich. Jakiś link może? Bo to co GUS podaje, to przewidywana średnia długość życia ludzi obecnie żyjących. To ten GUS to jakiś wróżbita może?  Szukałam kiedyś i nie znalazłem. Dane utajnione? Wystarczy przejść się na pierwszy lepszy cmentarz by samemu stwierdzić że to co podaje GUS, to pic. 
Kazimierz Jarząbek
@ smieciu Świetnie to Pan zauważył, gratuluję poczucia humoru, pozdrawiam :)
Kazimierz Jarząbek
@ rolnik z mazur Dziękuję :) 20 lat temu, kiedy umierałem, ogarniała mnie żałość i pretensje do lekarzy, poczynań tajnych służb i losu. W końcu ogarnęła mnie złość na samego siebie. Powiedziałem sobie: zacznij myśleć i weź się do roboty.  Wiadomo, każde zadanie np. w matematyce można rozwiązać na wiele sposobów (np. udowodnić prawdziwość twierdzenia Pitagorasa) tak samo jest z rozwiązywaniem problemów zdrowotnych. Zawodowcy (lekarze, aptekarze...) próbują to robić zgodnie z osiągnięciami współczesnej wiedzy medycznej. W wielu przypadkach (zatrucia, urazy, wypadki) wychodzi im to nieźle. Słabiej poczynają sobie z chorobami wynikającymi z "osiągnięć" naszej cywilizacji. My, którzy nie ukończyliśmy studiów  medycznych musimy ciągle się uczyć własnej anatomii i wiedzy o procesach zachodzących w naszym organizmie. Z jednej strony, lekarze mają nad nami przewagę, ale z drugiej strony pozycja lekarzy jest słabsza zniewoleniem zawodowym. Tylko niewielu lekarzy potrafi podjąć ryzyko i wyłamać się z pęt współczesnych medycznych i "naukowych" zabobonów. Osobom takim jak ja, nikt nie może zabronić szukania własnych dróg na poprawę swojego zdrowia. -- Mnie się już sporo udało osiągnąć. Każdemu człowiekowi życzę, aby dojrzał konieczność przejęcia odpowiedzialności za swoje zdrowie. :)   
smieciu
To prawda. No i nie mogę się oprzeć: Dlaczego dzisiaj rada starców jest starsza? Bo wcześniej zaszczepili się przeciwko ukąszeniu tygrysa szablozębnego.
rolnik z mazur Waldek Bargłowski
Tekst jak zwykle świetny i dający materiał do przemyśleń. Geny mamy przodków ale żarcia pełno wokoło - i jak się temu oprzeć ?   Na dodatek mało ruchu i to żarcie jest pełne konserwantów, różnych polepszaczy smaku i innych świństw - przypuszczam, że i takich wzmagających apetyt.  Problem otyłości w Polsce obserwuje się  raptem od  trzydziestu lat - ciekawe dlaczego ? " Z przedstawionych przez GUS danych wynika, że w styczniu 2016 r. łączna liczba zgonów sięgnęła 33 tys. To dużo, ale jeszcze gorzej było rok później. W styczniu 2017 r. zmarło aż 44 tys. 400 osób. To aż o 35 proc. więcej! " Dlaczego Natychmiastowa opinia ekspertów - wszystkiemu winny SMOG. Coś trzeba dodawać ? Pzdr
Do wpisu: Iloczyn ZDROWIA
Data Autor
Kazimierz Jarząbek
@ Imć Waszeć Dzięki za podpowiedzi :)
Imć Waszeć
Nie podejmuję się odpowiedzi na ostatnie pytanie, bo to jest z ludzkiej perspektywy niewykonalne. Sprawnością fizyczną i intelektualną rządzi tak wiele czynników, że nie dałoby ich się wymienić mówiąc przez całe życie. Oczywiście pewnie i tu, jak w szeregu innych przypadkach w naszym świecie, istnieją odpowiedzi częściowe, przybliżone i do tego jeszcze banalne. Nie wiem czy Pan czytał kiedyś pracę dotyczącą rytmów bicia serca? Otóż nie jest to rytm równy ani też nie jest zupełnie losowy. Ma on wszelkie cechy fraktala. W dziedzinie nauki zajmującej się chaosem deterministycznym dziwa takie opisuje się za pomocą różnych wielkości jak powiedzmy widmo mocy, wymiar dziwnego atraktora itp. Wygląda więc na to, że ów quasiokresowy rytm bicia serca synchronizuje się na podobnej zasadzie jak inne procesy tego rodzaju np. turbulencje w helu, czy kapiący kran. Z panem Surmaczem rozmawiamy czasami o muzyce i ostatnio zahaczyliśmy o nowoczesny styl zwany dubstepem. Dawniej go nie lubiłem, bo go nie rozumiałem i był od dla mnie takim jakimś obrzydliwym rozwolnieniem w środku zupełnie porządnej piosenki. Dziś jednak skorygowałem swój pogląd. Nadal oczywiście są dropy (te rozwolnienia), które mi odpowiadają i które dla mnie nie mają żadnego sensu, lecz przynajmniej rozumiem ideę, która za tym stoi. Chodzi o rytm asynchroniczny, nierówny, rzekłbym arytmię, która okazuje się w końcu sama zbiegać do jakiegoś atraktora w ludzkiej wyobraźni i w efekcie drop ten nie psuje muzyki, ale ją wzbogaca o dodatkowe wibracje i nową energię. Tu jest to wyłożone jak chłop krowie na rowie ;) https://www.youtube.com/… Z grubsza właśnie tak bije serce, choć zdrowe nie robi zazwyczaj aż takiej wyraźnej polirytmii. Pisałem już gdzieś kiedyś o tym jak należy rozumieć takie linie (funkcje) quasio-periodyczne albo pseudookresowe i to nie tylko odnośnie trzeciego tomu książki Maurina ;). Odpowiedzi na wiele ciekawych pytań kryją się w o ogólnie rozumianym pojęciu uzwarcania, na przykład ta dotycząca naszego poczucia czasu. Najpierw należy jednak sięgnąć do filozofii i prześledzić historię zmagań z tym problemem: Człowiek a czas: Kant, Husserl, Heidegger: http://dspace.uni.lodz.p… Zmienność rytmu zatokowego (HRV), Wojciech Bogusławski, Joanna Solarz-Bogusławska: http://www.czytelniamedy… Ta praca wskazuje, że wiele z tych wczesnych przeczuć ludzkości (głównie wschód), które wiązały zdrowie z właściwym oddychaniem i gimnastyką nie jest zupełnie pozbawione sensu. Na koniec, aby mógł Pan wyrobić sobie własne zdanie o tych zaburzonych rytmach, polecam naszą rozmowę: http://naszeblogi.pl/514… Próbka na zachętę: https://www.youtube.com/… https://www.youtube.com/… Pozdrawiam.
Kazimierz Jarząbek
@ Imć Waszeć   Część III dowcipu i zagadka   Następnego dnia było ogłoszenie wyników. Zgodnie z tradycją najpierw wzywano oddzielnie grupy, które nie zdawały egzaminu ustnego i wpisywano im do indeksu stosowne noty. W pierwszej grupie odczytano tylko dwa nazwiska: wspomnianego wcześniej prymusa – Staszka Jończyka i moje. W tym momencie Staszek zbladł i zachwiał się na nogach, jak trafiony i zatopiony, bo był pewien, że w moim towarzystwie trafił do grupy dwójkowiczów. Weszliśmy do środka. Profesor Wrona złożył nam gratulacje, i wpisał piątki do indeksu. Gratulacje złożył nam także dr Paweł, byliśmy jego studentami, a grup było chyba osiem, więc nasz sukces świadczył też o jego dobrej pracy. Doktor Lisowski powiedział, że asystenci zwrócili uwagę na to, że jedno z zadań rozwiązywałem metodą szkoły francuskich matematyków, jeszcze nie publikowaną w Polsce, na opracowanie której Francuzi pracowali około 100 lat. Asystenci zastanawiali się, skąd znałem tę metodę? Do głowy im nawet nie przyszło, że wymyśliłem tę metodę w trakcie dwóch godzin pisemnego egzaminu. – Nie wyprowadzałem ich z błędu, ale natychmiast przyznałem sobie pierwszy w moim życiu doktorat. Trochę później, już w Wołgogradzie, w podobnych okolicznościach przyznałem sam sobie następne dwa doktoraty, a podczas zaocznych studiów na Wydziale Prawa UMK – kolejne pięć.   Zagadka:   Człowiek po przejściach zdrowotnych takich jak ja i w moim wieku może odzyskać sprawność fizyczną i intelektualną z minionych lat, czy nie może? – A jeśli może, to w jakim stopniu?   -- Pokornie czekam na wyrok/opinie P.T. Czytelników i Komentatorów    
Kazimierz Jarząbek
@ Imć Waszeć   Część II dowcipu   Zaliczenie uzyskałem cudem. – W przeddzień egzaminu poszedłem do Instytutu Matematyki, poprosić dr Lisowskiego, aby zechciał jeszcze raz sprawdzić mój poziom wiedzy. Godzina była późna i w Instytucie zastałem tylko Szefa Instytutu, prof. Wronę (tego od teorii prawdopodobieństwa) – Profesor wstał, przywitał się ze mną uściskiem dłoni i zapytał: kogo szukam? (W tamtych czasach bywali profesorowie matematyki w wieku studenckim, którym inni wykładowcy zwracali uwagę, że są nieuprawnieni do korzystania z windy w głównym gmachu PW)  -- Wyjaśniłem, że dr. Lisowskiego. – Zmartwiony Profesor wyjaśnił, że dr Paweł był, ale poszedł już do domu, zaproponował, abym złapał go jutro rano. – Na co ja, że jutro rano mam pisemny egzamin i muszę mieć zaliczenie w indeksie, aby dostać w dziekanacie kartę egzaminacyjną. – Profesor zmartwił się szczerze, zamyślił się: co my teraz zrobimy? I za chwilę zapytał mnie: „A czy ja mogę wpisać w indeksie zaliczenie? Czy to będzie ważne? – Zapewniłem go, że tak i Profesor wpisał mi bez oceny – „zaliczam” i złożył swój zamaszysty podpis. – Takie zaliczenie to było coś niespotykanego. – Rekord? Następnego dnia pobiegłem do Dziekanatu, do p. Zosi, po kartę egzaminacyjną i później pędem na egzamin. Byłem ostatnim studentem, który trochę spóźniony, wszedł do egzaminacyjnego audytorium. Z drużyny asystentów (ok. 10 osób) natychmiast wychynął dr Paweł i poprosił o mój indeks i kartę egzaminacyjną. – Do dziś pamiętam jego zdumioną minę, gdy zobaczył, kto mi wpisał zaliczenie. Posadzono mnie przy pierwszym stoliku. Wpadłem w trans rozwiązywania zadań, których było osiem. Kto rozwiązał pięć zadań lub więcej, otrzymywał piątkę z egzaminu bez egzaminu ustnego. Kto rozwiązał trzy lub cztery zadania musiał zdawać egzamin ustny. Kto rozwiązał dwa lub mniej – otrzymywał dwójkę do indeksu bez przepytywania ustnego. Po egzaminie koledzy porównywali swoje metody i uzyskane wyniki, niestety ja nie mogłem brać udziału w tej wymianie poglądów, bo niewiele pamiętałem z moich wysiłków. cdn.  
Kazimierz Jarząbek
@ Imć Waszeć   Dowcip o studiowaniu, matematyce oraz zagadka   Część I   Studiowałem na Wydziale Inżynierii Budowlanej Politechniki Warszawskiej. Był rok 1963,  zajmowałem się wtedy wszystkim, a w chwilach wolnych trochę się uczyłem. W mojej grupie było kilku bardzo uzdolnionych studentów, o pierwsze miejsce rywalizował Stanisław Jończyk z Mieczysławem Wieczorkiem. (później prof. w WAT) Były to lata, kiedy na moim Wydziale tylko kilku studentów ukończyło studia w regulaminowym terminie, reszta studiowała 7 i więcej lat, kochali PW, jak Kazimierz Mart. Na ćwiczeniach z matematyki, które z moją grupą prowadził dr Paweł Lisowski, najczęstszą odzywką studenta wzywanego do tablicy – było brydżowe: „pas” i dr Paweł to tolerował. Dr Paweł, który był bardzo utalentowaną osobą poprosił mnie kiedyś podstępnie (2 tygodnie przed zaliczeniem i egzaminem) o wytarcie tablicy, a gdy to zrobiłem, z uśmieszkiem na twarzy poprosił: „Jak już Pan tam jest, to może zechce Pan zapisać…” Popatrzyłem na niego z wyrzutem -- taki fortel? – „Nie, nie, nie będzie Pan rozwiązywał, niech Pan tylko zapisze …” – Próbowałem zapisać na tablicy podyktowaną funkcję, ale nie wiedziałem, jak oznaczyć przedział. Zapytałem więc: „Przepraszam Panie Doktorze, zapomniałem, przedział pisze się u góry czy u dołu?” Na co dr Paweł ze stoickim spokojem: „Panie Jarząbek, niech Pan będzie precyzyjny – Pan nie mógł tego zapomnieć, bo Pan nigdy tego nie wiedział.”  -- Oczywiście, nastąpiło publiczne ujawnienie prawdy o moim studiowaniu, kompromitacja oraz rysujące się kłopoty z zaliczeniem tego przedmiotu. cdn.  
Imć Waszeć
Prawda? I jakie katastrofalne skutki antybiotykowego nalotu dywanowego, po którym choroba rozwija cichutko się przez prawie pół roku. Jeszcze coś Panu pokażę. Tu jest zdjęcie z okresu, gdy pan Rywiński pojawiał się w mediach z takim widocznym przykurczem lewego policzka: https://wpolityce.pl/kul… To jest skutek zapalenia nerwu w zębie numer 1 lub 2. Najpierw boli ząb, jak przy leczeniu kanałowym i wierceniu. Potem dolna połowa nosa z danej strony. Później zatoki przynosowe są opuchnięte i boli także górna część. Potem miejsce na okulary. Wreszcie ból dochodzi do okolic oka i stąd ta opuszczona lub podniesiona brew. Przy złych rokowaniach samo oko puchnie i wtedy może pojawić się zez. Pewnie zna Pan paru gości z zezem, ciekawe czy to wiedzą ;) Poprzez komentarze doradziłem więc szanownemu artyście, by udał się do lekarza dentysty. Kiedyś przed wojną i w czasie wojny germańscy faszyści (Niemcy, Austriacy, Szwedzi itp.) prowadzili doświadczenia na ludziach, którym właśnie uszkadzano celowo te zęby i nie dano ich leczyć. "Lekarze" musieli latami torturować biednych ludzi, żeby zrozumieć to, co my już wiemy i wiedzieli ludzie tysiące lat temu. Ale tym prymitywom w kitlach nigdy by do głowy nie przyszło, że organizm ludzki sam się w końcu znieczula i potem jest tak, jakby swędziało coś w piętę. Oczywiście pacjent musi przejść całą tę drogę, bo inaczej są kłopoty. Przykładem poważnych kłopotów jest wszczepienie implantu, gdy po kilku latach zaczyna się Meksyk z powodu zakażenia tkanek i kości. Pewnie Pan nie wie, że dziąsła mają jakby autonomiczny system odpornościowy, zaś kości głębiej już nie. To dlatego niektóre prymitywne ludy zachowują uzębienie do późnej starości, zaś inne nie. Częścią tego systemu odpornościowego są bowiem filmy z bakterii dostępnych w środowisku, w którym ci ludzie żyją. To nie szczotkowanie chroni ząb, tylko niedopuszczanie bakterii rozpuszczających kości do kontaktu z nimi. Jedne bakterie żerują i wykańczają inne - to jest samo sedno pomysłu na antybiotyki. Mój znajomy dentysta lubi powiedzenie, że zęby najczęściej się łamią na bułce z masłem: Implanty: https://www.magazyn-stom… Próchnica: http://www.medonet.pl/ci… Czyli żywność i inne substancje, które powodują zachwiania równowagi w jamie ustnej, preferują (żywią) szkodliwy gatunek, który wypiera pożyteczny. To jest uzupełnienie tematu wyżej o Lactobacillus. Lekarze często w takich przypadkach leczą antybiotykami zatoki. To prowadzi do tego wyżej, a o zatokach tu: http://www.medonet.pl/zd…
Kazimierz Jarząbek
@ Imć Waszeć  Ojej, jaka ciekawa i pouczająca historia! I jakie poprawne rozumowanie z instynktem zwierząt i zapotrzebowaniem organizmu na bakterie! Och, i dowcipnie opowiedziane. -- A moja historyjka jutro, bo dłuższa. :)    
Imć Waszeć
Oczekuję z niecierpliwością na dowcip. Powiem jeszcze, że ja znam temat głodówek, choć nigdy nie miałem zamiaru głodować ;) Zaczęło się od tygodniowego pobytu w szpitalu na kroplówkach. Nic wielkiego, parę odbitych kości, jedna złamana, i siniak wielkości grapefruita na nerce. Już następnego dnia kombinowałem jak ze współtowarzyszami szpitalnej niedoli zwiać do WC na papierosa. Dodam, że z tą złamaną kością to chodziłem dwa dni i niespecjalnie coś czułem, tak że znam siłę z jaką kocha nas i przytula współczesna medycyna :) Pochwaliłem się też, że palę, więc po tygodniu wyszedłem z kompletną awersją do nikotyny (polecam szpital kliniczny w Warszawie.koło Filtrów). W domu miałem jeszcze się pokurować antybiotykami dwa tygodnie. Po zakończeniu kuracji i zdjęciu szwów czułem się jak młody Bóg. Jednak z tygodnia na tydzień było coraz gorzej. Jak nie zatwardzenie, to rozwolnienie, zgaga i inne takie. Pierwsze poważniejsze objawy wystąpiły jak pojechaliśmy do rodziny w odwiedziny. Zjadłem jakiś plasterek mięsa i natychmiast musiałem lecieć do łazienki. Dobrze, ze wanna była szeroka, bo rzygałem jak kot. Zacząłem się nawet martwić, że w tym szpitalu mogłem zajść w ciążę jak Anna Grodzka i na wszelki wypadek sprawdziłem ręką, czy mi tam czegoś gratis nie wycięli. Wszystko było na miejscu. Niedługo potem organizm zaczął się blokować. Jadłem ale wyraźnie nie trawiłem jak należy. Często było tak, że po zjedzeniu czułem jak puchnę, a żołądek podchodzi pod gardło. Wreszcie zaczęły się pojawiać bóle. Skończyło się oczywiście zapaleniem woreczka żółciowego i opuchnięciem wątroby. Leżałem w domu niemal dwa tygodnie, już nie o chlebie i wodzie, ale o samej wodzie, a właściwie ziółkach. Nie będę opisywał tego ze szczegółami, ale powiedzenie "przewracał się z bólu" jest nieadekwatne do sytuacji, bo ja nawet nie miałem siły się przewrócić. Matka chciała wezwać pogotowie, ale jej zabroniłem, bo już domyślałem się po czym to jest. Wreszcie zaczęło powoli puszczać. Gdy było już nieźle, przyjechała wreszcie na wizytę lekarz domowa, opukała, osłuchała i zapisała mi czopki. Mówiła też, że woreczek będzie do wycięcia i najlepiej żebym przygotował wór kasy. Myślałem że ją pogryzę. No cóż, pomyślałem tylko że tyle właśnie mam z tej oficjalnej medycyny i zacząłem szukać jakiegoś rozwiązania. Jak wspomniałem wyżej, domyśliłem się, że chodzi o antybiotyki i bakterie. Oczywiście te najprostsze mlekowe znalazłem w jogurtach. Na własnym podwórku jednak czułem się jak Michael Jackson w maseczce wychodzący na balkon z dzieckiem w identycznej masce i jeszcze w uniformie kosmonauty. Nie było innego wyjścia niż próbować się z tym środowiskiem ponownie zaprzyjaźnić. Ponieważ była już późna wiosna i pojawiły się truskawki, to zacząłem je jeść bez mycia i z piachem. Podobnie inne owoce. Mówią, że zwierzęta mają instynkt i instynktownie działają dla swego dobra. Okazało się, że ja też go mam. Żyję do dziś (już ponad 10 lat) i to z całym woreczkiem ;) Pozdrawiam.
Kazimierz Jarząbek
@ Imć Waszeć Poruszył Pan kilka ciekawych okoliczności związanych ze zdrowiem. Np. "No tak, ale w głębokim średniowieczu 40-latek był już dziadem. Często ludzie umierali przed trzydziestką. Podobnie było w starożytności," -- Wydaje się, że odpowiada na to iloczyn zdrowia: z kilkudziesięciu czynników któryś równał się zeru. W tamtych czasach dość często chodziło o elementarną higienę, zatrucia czy rany. Ma Pan rację: jedzenie, trawienie i wydalanie są to odrębne czynniki iloczynu. Dość często zwracamy uwagę na to co jemy i nie zwracamy uwagi na to, jak przebiega trawienie i wydalanie. Pisząc "wydalanie" mam na uwadze nie tylko resztki jedzenia, lecz wszystkie zbędne produkty przemiany materii, jak martwe komórki i różne śmieci -- czyli ciągłe sprzątanie. Fachowcy zwracają uwagę na to, że każda głodówka powinna być kontrolowana. Ponadto, dość łatwo głodować, ale trudniej jest umiejętnie z tego wychodzić. Podczas blokady Leningradu ludzie głodowali, dość liczne były przypadki kanibalizmu. Po wojnie okazało się, że spośród tych cywili, którzy przeżyli, wielu zostało uleczonych z nieuleczalnych chorób, jak wrzody żołądka itp. Wiedza ta do dziś jest objęta tam tajemnicą państwową.  Pozdrawiam. Dziękuję za kontakt. W nagrodę opowiem Panu (jutro) obiecany dowcip z Politechniki Warszawskiej dotyczący matematyki i sprawności umysłowej. Wydaje się, że na blogach nie wszystko musi być tylko na poważnie :)
Imć Waszeć
No tak, ale w głębokim średniowieczu 40-latek był już dziadem. Często ludzie umierali przed trzydziestką. Podobnie było w starożytności, ale nikt się tym nie przejmował i nie opisywał. Mumie faraonów skrywają ludzi na nasze czasy młodych, podobnie grobowce rycerzy. Jest dużo poważniejszy problem niż "nadmiar jedzenia". Część tego jedzenia po prostu nie nadaje się do trawienia i dlatego nawarstwiają się problemy zdrowotne. Nie są to toksyny, tylko zamulacze. Słynne E z numerkiem ale nie tylko. Wiele z nich odkłada się np. w tłuszczu. Podobnie pasożyty typu nicienie - nikt ich nie chce, a i tak wlezą w mięśnie i będą tam całe życie. A borelioza? Substancje niestrawne są w każdym posiłku, a nawet w owocach. Ponadto nie można całe życie nie jeść, albo odżywiać się nieregularnie (jak przodkowie), bo to też szkodzi. W inny sposób oczywiście. Szczupła sylwetka nie zapobiega chorobom stawów, wzrasta podatność na anemie, szkorbut i choroby płuc. Niskie ciśnienie jest równie rujnujące organizm jak wysokie. Gdy na przykład pijemy byle co, to padają nerki (złogi), albo niewłaściwie odżywiony jest mózg. Proszę porównać zdjęcia żydów sprzed wojny z obecnymi. Na przykład tych z getta. Od razu widać do czego prowadzi głodówka - zamierzona lub nie.
Kazimierz Jarząbek
@ Imć Waszeć Zgadzam się z Panem: "Chorobę nie zawsze można odkręcić i nie zawsze chory jest temu winien."  Chciałbym jednak uzupełnić Pańską wypowiedź o optymistyczne wątki, gdyż ta szklanka jest równocześnie do połowy pełna. 1. Kwalifikowaną większość tzw. chorób skóry można usunąć przy pomocy detoksykacji organizmu. -- Sprawdziłem to na sobie. Pisałem o tym. 2. W mojej ocenie 90% ludzi ma poważne nadciśnienie, gdyż prawie każdy z nas prowadzi "cywilizowany" tryb życia. Ludzie o tym nie wiedzą, bo nie mają czasu kupić aparat do mierzenia ciśnienia i pulsu, i od czasu do czasu dokonywać kontrolnych pomiarów. Proszę sprawdzić: wszyscy łącznie z waszym lekarzem i aptekarzem mają ciśnienie większe niż 120/80. Łatwo to można odkręcić (bez żadnych leków!) -- kilka dni postu bądź kontrolowanej głodówki i ciśnienie wraca do normy. Jak temu zapobiegać? --  Prowadzić styl życia chociaż w części podobny do życia naszych praprzodków. 3. Tysiące ludzi chorują na cukrzycę. -- Ludzie! Rozbierzcie się, stańcie na wadze i przed lustrem, oceńcie swoją sylwetkę zgodnie z zaleceniami Pilatesa... Pozbądźcie się na początek 20 kg tłuszczu i wasza cukrzyca też minie. -- Przestańcie się zatruwać "lekami", nasi praprzodkowie ich nie jadali. 4. Ktoś ma nierytmiczną prace serca? -- Proszę bardzo, będę dzielił się swoim doświadczeniem, jak samemu można temu zaradzić. itd. itp.  
Anonymous
Zgadzam się z Pańskimi wnioskami. Ad.4 - rola układu odpornościowego w zwalczaniu nowotworów była w tym roku nagrodzona Noblem z medycyny. Tym zajmował się w Krakowie Prof.Gabriel Turowski i jego doktoranci 25 lat temu. Aspektem sprawy jest to że wirus albo nowotwór chowają antygeny do wnetrza komórki i nie są rozpoznane przez układ immunologiczny. Chodzi aby się otworzyły. To po cytostatykach wywołujących immunosupresję jest z założenia dużo lepsze podejście.
Kazimierz Jarząbek
@ Marek1taki Poruszył Pan bardzo ciekawy wątek -- badań naukowych mających związek z funkcjonowaniem żywego organizmu, a m.in. "podejście do życia i śmierci, zdrowia i choroby, oparte o termodynamiczną równowagę między entalpią a entropią i ich rolą w samoorganizacji cząsteczek ... nieodwracalna wymiana materii i energii z otoczeniem ... struktury dyssypatywne ..." 1. W badaniach naukowych, przy rozpracowywaniu jakiegoś problemu, można zaobserwować kilka faz i etapów. W pierwszym etapie pojawia się mnóstwo szczegółowych badań obserwacji, wyników i narasta wielka góra wiedzy szczegółowej, która dla obserwatora zewnętrznego wygląda jak jakaś liturgia i magia. W etapie końcowym, na finiszu, pojawia się człowiek, który ma odwagę wyciągnąć z tego nadmiaru wiedzy proste wnioski i formułuje czytelną zasadę, prawo czy wzór, np. stwierdza, że Ziemia kręci się dookoła Słońca.  2. Wydaje się, że ogromna ilość wiedzy szczegółowej dotyczącej funkcjonowania organizmu człowieka, jak np. układu odpornościowego, jest wykorzystywana do ogłupiania pacjentów i rozkręcania psudomedycznego biznesu, który zdrowiu szkodzi, a nie pomaga. -- Postanowiłem się temu oszukaństwu przeciwstawić. 3.  Oferuję P.T. Czytelnikom proste podpowiedzi: Chcesz być zdrowy? -- Postępuj zgodnie z wymogami programów, które zarządzają twoim organizmem. Jakie zachowanie służy naszemu zdrowiu? -- Prowadź styl życia chociaż częściowo podobny do życia naszych praprzodków. 4. Nie lękaj się, nie daj się ogłupiać. :)
Anonymous
Pętla zaciśnięta na szyi oznacza zerową wartość oddychania i wynikiem iloczynu jest zero. To jedna z dróg w poszukiwaniu tajemnic funkcjonowania organizmu. Oparta na podstawowych funkcjach fizjologicznych. Można ją poszerzyć o niewymienione układy np. odpornościowy albo ruchu. Innym uproszczeniem jest analiza procesów wejścia-wyjścia przewodu pokarmowego. Różnicę albo spalamy albo z niej rośniemy, albo odkładamy (na później). Jest też podejście do życia i śmierci, zdrowia i choroby, oparte o termodynamiczną równowagę między entalpią a entropią i ich rolą w samoorganizacji cząsteczek https://pl.wikipedia.org… W stanie równowagi struktury cząsteczkowe są uporządkowane. "Do utrzymania tych struktur (uporządkowanych) niezbędna jest ciągła nieodwracalna wymiana materii i energii z otoczeniem. Stany nierównowagi to tzw. struktury dyssypatywne. https://pl.wikipedia.org… Odchodzenie od równowagi organizmu to odchodzenie od zdrowia do choroby. Krytyczne odejście od równowagi prowadzi do śmierci. To termodynamika materii, a co z fizyką iskry bożej? Tej pokazanej w kaplicy Sykstyńskiej.  
Kazimierz Jarząbek
@ Imć Waszeć Będzie się Pan ze mnie śmiał, ale to, gdy okazało się, że tak pogrywa Administracja fb, odebrałem z ogromną ulgą, bo obawiałem się, że to ostrzeżenie rosyjskich lub niemieckich służb. Moja żona też się ucieszy, jak po pracy wróci do domu, bo wychodziła ze zmartwioną miną -- tych przygód ze służbami miała nadmiar. Pańska pierwsza podpowiedź była trafna. Jeszcze raz za nią Panu dziękuję i gratuluję trzeźwego osądu. :)