|
|
Lech "Losek" Mucha Konieczność wyceny jakichkolwiek cen znamionuje system, w którym rynku NIE MA
Dokładnie tak jest! Zgadzam się również, i wiele razy o tym pisałem, że koniecznie powinien zaistnieć wolny rynek wszędzie tam, gdzie tylko może zaistnieć, a w ochronie zdrowia powinien być w trzech miejscach: pomiędzy ubezpieczonymi, a ubezpieczalniami, ( co z definicji oznacza mnogość ubezpieczalni), pomiędzy ubezpieczalniami,a placówkami ochrony zdrowia, oraz również pomiędzy lekarzami, a pacjentami. To jednak nie nastąpi ani jutro, ani pojutrze, żadna licząca się siła polityczna tego nie zrobi, a inwentaryzacja o której piszę, nie tylko jest stosunkowo łatwa ale jeszcze stosunkowo niedroga i musi być zrobiona choćby ze względu na to, by ograniczyć politykom możliwość uprawiania demagogii i opowiadania bzdur.
Jestem również, o tym też wielokrotnie pisałem, zwolennikiem minimalnej ingerencji państwa i maksymalnego ograniczania jego prerogatyw.
Dziękuję za komentarz i pozdrawiam serdecznie. |
|
|
Tomasz Nowicki Konieczność wyceny jakichkolwiek cen znamionuje system, w którym rynku NIE MA. Dlatego nie ma co mówić w takim wypadku o cenach WOLNORYNKOWYCH, bo to sprzeczność. Nie da się ustalić cen wolnorynkowych, tak samo jak nie sposób ustalić, czy truskawka pachnie w tonacji c-dur. |
|
|
Tomasz Nowicki cd. W systemie konkurencyjnym pieniądze rzeczywiście wędrowałyby za obywatelem i to wcale nie w takiej odległości, że znikałyby z oczu ;)
Konkurencja na rynku ubezpieczeń zdrowotnych redukowałaby koszty obsługi składek do najniższego możliwego poziomu, zaś konkurencja świadczeń sprawiłaby, że wyceną ich kosztów "zająłby się" de facto rynek.
Warunków i zastrzeżeń jest w tym systemie oczywiście mnóstwo (a w którym ich nie ma?), podatności na "zejście z kursu" -- takoż. Ale podobnie jak w typowym handlu konkurencyjnym (mieliśmy taki przez parę lat, bo obecnie jego obszar szybko się zawęża), rynek miałby zdolność samoregulacji i rozwoju, przystosowania do zmian. Obecny system nie dysponuje tymi walorami, jak wszystkim dobrze wiadomo.
Największym problemem w całym tym bigosie jest to, kto i jak ma obalić obecny system. PiS proponuje tu rezygnację z obecnej schizofrenii, gdzie inny podmiot odpowiada za przychody, inny za rozchody, a jeszcze inny za ich realizację. Przejęcie odpowiedzialności za całość opieki zdrowotnej realizowanej z obowiązkowych ubezpieczeń przez ministerstwo, któremu podlegałby ZUS i "efektory" systemu, czyli placówki służby zdrowia (w postaci sieci szpitali państwowych uzupełnionej placówkami samorządowymi i prywatnymi), pozwoliłoby zlikwidować wiele obecnych niedostatków, ale nie wydaje się być najlepszym rozwiązaniem docelowym. Być może jednak, realnie, jest jedynym rozwiązaniem możliwym do realizacji. Mam nadzieję jednak, że wolny rynek (choć nadzorowany) byłby znacznie skuteczniejszy. |
|
|
Tomasz Nowicki A ja tak sobie myślę, drogi Kolego, że jedynym skutecznym systemem, który zaspokoiłby rzeczywiste potrzeby zdrowotne w sposób najpełniejszy z możliwych przy danym stosunku potrzeb i możliwości (nie tylko finansowych, ale i technicznych, infrastrukturalnych czy naukowych), byłby system oparty na swobodnej (co nie znaczy dzikiej) konkurencji ubezpieczeń zdrowotnych oraz konkurencji na rynku usług zdrowotnych. Państwo w tym systemie miałoby kilka zadań, znacznie mniej jednak niż obecnie -- stałoby na straży praw obywateli, na straży przestrzegania zasad uczciwej konkurencji tak na rynku ubezpieczeniowym, jak i usług medycznych, ponadto zaś dysponowałoby zasobami deficytowymi. Kilka funkcji pozostałoby po staremu (co nie znaczy, że nie należałoby poddać sanacji sposobu ich realizacji) -- rejestracja leków i technik leczniczych, mecenat badań naukowych, kontrola i regulacja praw zawodowych, specjalizacji etc.
Największa rola państwa przypadałaby w okresie przejściowym, który stanowi zawsze najpoważniejsze wyzwanie dla wszelkich zmian systemowych czy ustrojowych. Przykładem służy tu przejście od gospodarki socjalistycznej do rynkowej, w efekcie którego wylądowaliśmy zupełnie nie tam, gdzie mieliśmy wylądować. |
|
|
Lech "Losek" Mucha Ja myślę, że prawie nigdy tanio nie oznacza dobrze, ale jeśli nie da się zastosować w celu ustalenia cen metod wolnorynkowych w tej dziedzinie, to ktoś, jakoś te procedury musi wycenić! Od tego jest władza, by oprócz pieniędzy brała na siebie odpowiedzialność! Ale wiadomo, że ją do tego trzeba zmusić, bo sama tego nie zrobi! Dlatego jestem za wysyłaniem takich żądań, w stosunku do każdej kolejnej władzy, aż do skutku! |
|
|
Też uważam Drogi Doktorze, że weryfikacja potrzeb zdrowotnych ( koszyk) to podstawa. Problem tylko, że jak dotychczas nikt nie był i z wiadomych powodów ( trzeba zapłacić, a skąd brać i wybory w tle)nikt tego rzetelnie nie zrobił, choć trzeba przyznać, że prof. Religa zdaje się próbował. Obawiam się jednak, że byłby u nas problem z wyceną ( jak zawsze kasa budzi demony). Bo czasem tanio nie znaczy dobrze, a innym razem pamiętać trzeba o "roztomaitych" lobbystach, co to zadbaliby, żeby tanio nie było tam gdzie może. No taka kwadratura koła w państwie gdzie uczciwość zeszła na psy, odpowiedzialność popadła w katatonie, a troska wyszła i dotychczas nie wróciła.
Pozdrawiam D |