|
|
jazgdyni Witam
Podejrzewam, a nawet jestem przekonany, że przy pomocy współczesnych ekspertyz kryminalistycznych jest możliwe odczytanie całego tekstu.
Tylko komu to zlecić? I niewątpliwie słono kosztuje.
Z drugiej strony...
Jak wiele historii i prawdy z okresu 1944 - 1950 zniknie na zawsze? Wiemy tylko o tych najgłośniejszych.
Tymczasem tysiące ludzi, jak się zorientowało, czym jest ruska swołocz i zydokomunistyczna bezpieka, to zamilkło, schowali swoje tajemnice i nie dzielili się z nikim.
To w sumie jest bardzo tragiczne.
Pozdrawiam serdecznie |
|
|
Krzysztof Pasierbiewicz "Świetny krakowski bloger, doktor Krzysztof Pasierbiewicz, napisał krótką notkę o tragicznym dzieciństwie i utracie swojego ojca, bestialsko zamordowanego przez komunistyczną bezpiekę.
Czego się doczekał? Podłych komentarzy wykpiwających jego tekst, czyli jego traumę i tragiczne wspomnienia. To już doprawdy zbydlęcenie. Szczególnie, że jednym z wykpiwających jest były komunistyczny aparatczyk z profesorskim tytułem..."
------------------------------------
Ja bym jeszcze dodał: "wyróżniony za całokształt najbardziej prestiżową w środowisku akademickim nagrodą "Nobel Naukowy 2013" - dwieście tysięcy złotych na rękę.
Pozdrawiam Panie Januszu serdecznie. |
|
|
jazgdyni Masz rację - ja jestem za łagodny.
Ale są ludzie, profesjonalni ludzie, którzy aż się palą by sobie porozmawiać.
Pamiętaj - Dopóty dzban wodę nosi ... |
|
|
jazgdyni Cyborgu,
jak napisałem powyżej, ja się wzdrygałem przed publikacją tej notki. Swołocz tylko na to czeka. Zobacz tylko co wysmażył drugi opiekujący się mną agent Jarosław Ruszkiewicz na NEonie24.
Jak oni potrafią cudownie i bez skrupułów łżeć. Mimo, że wszystko jest publicznie do sprawdzenia. Lecz zgodnie z dobrą kagiebowską szkołą propagandy bazują na lenistwie czytelników, którym nie będzie chciało się czegoś poszukiwać.
Ja chyba sobie pojadę na Orunię, na tą ulicę generała X nr.1 m. 1 i pogadam sobie z tym kurduplem i zapytam się czemu jest taki niemiły.
Zrobię to tak, że jego kumple z ABW z pobliskiej Biskupiej Górki nie zdążą przyjechać. Taka krótka dżentelmeńska rozmowa.
Pozdrawiam |
|
|
Musze przyznać że to i tak fascynująca historia. Ja zaś otarłem się o nieco podobny przypadek jakiś czas temu. Mojej kuzynki ojciec też miał jakąś tajemnicę schowaną w sercu. Podobnie nie miał rodziny i podobnie mgliste były jego wcześniejsze losy a zwłaszcza te zaraz po wojnie. Moja kuzynka podpuszczana przez swoja mamę (zmarła w 1990 roku) a moją ciocię nagabywała swojego Ojca gdy jeszcze żył, o to jak i co. Jednak wujek nie chciał opowiadać i zbywał wszystko krótkim "kiedyś wam opowiem". Niestety zmarł nagle na zawał serca w 1978 roku. Mieszkali wówczas w Malborku. W 1985 roku budynek częściowo strawił pożar i rodzina musiała się przeprowadzić do innego domu. Zanim jednak się to dokonało, postanowili uratować z pogorzeliska co tylko się dało. I tak natrafiono na dość gruby zeszyt (taki z lat siedemdziesiątych w dość twardych okładkach, stukartkowy w linie) w którym zostały opisane chyba szczegółowo relacje wujka. Niestety woda gasząca pożar zatarła większość z tych zapisów bo pisane to wszystko było - atramentem. Z bardzo niewielu kartek na których można co nieco odszyfrować, można się dowiedzieć że uciekał przed obławą KBW w 1947 roku do Poznania i tan zaszył się w mieszkaniu na Podkomorskiej. Dalej można się dowiedzieć że około roku 1951 "nakrył" jak pisał, go ktoś z przeszłości i wymuszał na nim pieniądze za milczenie. Ale ta informacja to raczej domysły wysnute z pojedynczych słów jakie udało się odczytać. Słowem sto stron fascynującej opowieści, uczestnika wydarzeń o jakich nie mamy bladego pojęcia. I nigdy już się niczego nie dowiemy. Taka strata... Zeszyt jest pieczołowicie przechowywany w nadziei że kiedyś może będzie możliwie odczytanie czegoś więcej. Pozdrawiam |
|
|
jazgdyni Niezależni!
Wcale nie chciałem opublikować tego wpisu. Długo się wstrzymywałem. I dobrze wiedziałem, że zaraz zlecą się mendy, jak muchy do gówna.
Lecz w końcu musiałem tu zrobić. Jak już w osobnym felietonie pisałem jest bydlak, który produkuje świńskie paszkwile na mój temat i temat mojej rodziny.
Mimo tego, ze ojciec mój w starej Gdyni jest postacią powszechnie znaną i szanowaną. Tablicę mu miasto i wdzięczni pacjenci ufundowali dopiero w 2010 roku. Za życia nie dostał nawet najmniejszego medalu. Żadnych ulg i przywilejów. Tylko praca i praca.
Muszę się bronić przed tym bydlakiem. Google ani mysli go zablokować, lub dostarczyć IP, bym mógł go sądowo ścigać. Bo przecież jest demokracja i wolność słowa.
Lecz, jak tylko przejdę na emeryturę, na stałe osiądę w mojej Gdyni, to znajdę drania. Odszczeka każde kłamstwo i z osobna zje każdą literę swoich paszkiwli.
Nie powinno być w społeczeństwa miejsca dla schizofrenicznych, oszalałych komunistycznych agentów. A że to właśnie taki typ, potwierdził mi nawet wybitny działacz WZZW (niestety, też nie zna prawdziwych danych)
Jaruzelski uciekł spod stryczka... Ale może jeszcze parę drani wyłapiemy. |
|
|
jazgdyni Kto panu powiedział, że po wojnie mój ojciec otwarcie walczył z komuną i robił z siebie bohatera?!
Jak napisałem - głupi nie był? Miał umrzeć nie wiadomo już za co i skazać rodzinę na nędzę?
No niech pan się tylko chwilę zastanowi.
Ps. Bohaterami to mogli być i walczyć z komuną, Michnik i Kuroń, resortowe dzieci. |
|
|
jazgdyni Dziękuję Panie Andrzeju
Dodając w nicku "emeryt" rozumiem, że Pan też swoje przeżył. A dobry człowiek z wiekiem staje się tyko mądrzejszy.
Serdecznie pozdrawiam |
|
|
jazgdyni Poczytaj sobie niejakiego agenta Kurowskiego komentarz wyżej. |
|
|
jazgdyni Pan jest albo młody, albo bardzo nierozumny.
Czy pan wie, że lekarz w tamtych czasach, szczególnie na przedmieściach, to był ktoś? Nie wie pan. To panu powiem. Dziecku dzielnicowego milicjanta ojciec uratował życie, gdy to dusiło się na koklusz, stosując tracheotomię, czyli przecięcie tchawicy, co w tamtych czasach nawet w szpitalach nie było rutynowo stosowane. To dziecko i nie tylko one jest wdzięczne do końca życia
Nie odróżnia pan zwykłej milicji od SB? Widocznie nie. To była przepaść.
Jak pan dobrze czytał mój wpis z dzieciństwa, to przeczyta pan, że mnie zgarnął (gówniarza) SBek, dlatego, że nienawidził ojca. A potem, dozgonnie wdzięczny milicjant mnie wypuścił. Miałem wtedy może 10 lat, więc było to chyba w 1960 roku.
Ojciec nigdy nie awansował, nie został dyrektorem szpitala, choć go praktycznie prowadził. Był raczej elementem wątpliwym.Niegodnym zaufania. Cżesto musiał się spowiadać w UB.
Żył, jak żył, pracując 11 godzin na dobę.
Dlaczego ja miałem pewność, że najpierw odezwie się jakiś śledczy, albo klasyczna menda, który w taki sposób stara się zrekompensować swoje zasrane życie nieudacznika?
Gdyby pan tylko trochę chciały być uczciwy, toby sobie pan wyszukał potrzebne i potwierdzone fakty. Niestety nie - pan woli chamsko atakować, zgodnie ze swoim agenturalnym poleceniem, lub też bezmiarem swojej głupoty.
Wypad stąd |