|
|
Zbigniew Gajek vel Janko Walski Ciekawe pozycje, chętnie przejrzę, ale wyobrażałem sobie, że jakaś stała dyskusja podniesie się jeszcze w latach 20-tych i będzie trwać do teraz. Tymczasem, wygląda na to, że mamy kilkudziesięcioletnią przerwę, dopiero gdzieś na przełomie wieku domkniętą ledwo co słyszalnymi cienkimi głosikami, kontrastującymi z powagą wyzwania. |
|
|
Jabe Czerwonym byłoby łatwiej (nie szybciej) przedostać się na wschodnią część nieba, ale też i polecieć dalej. Wschodnie niebo o zachodzie słońca powinno więc być tylko nieco mniej niebieskie. Nie oczekujmy, że efekt będzie zauważalny przy czerwonawym oświetleniu o tej porze. (Pamiętajmy, że barwy są względne – zależą od wyboru bieli.) |
|
|
Ptr Przy oświetleniu horyzontalnym barwa błękitna jest odbijana od atmosfery. Widać to na zdjęciach z kosmosu w postaci otoczki. Czerwone wchodzą w atmosferę.
Barwę nieba trzebaby okręslić jako wypadkową rozproszenia białego światła słonecznego na cząstkach atmosfery. Nawet tej czystej w górach, nie ma dymów.
Natomiast przy oświetleniu horyzontalnym barwa nieba przesuwa się ku żółtej i czerwonej moim zdaniem przede wszystkim ze względu na różne załamanie w atmosferze. Trzeba tu rozróżnić rozpraszanie i absorpcję. Absorpcję domniemaną przez pyły powinnismy pominąć, gdyż Mount Everest również zabarwia się na czerwono wieczorem. Pozostaje analiza załamania i rozpraszania. I załamanie ma tu wpływ.
Jeżeli rozpraszanie ma mieć ten decydujący wpływ to dlaczego przy zachodzie Słońca niebo na Wschodzie jest niebieskie. Przecież niebieskie fotony musiałyby przelecieć nad obserwatorem w atmosferze, odbić się od atmosfery na wschodzie i wpaść do oka obserwatora. Po drodze się nie rozproszyć. Czerwone zrobiłyby to teoretycznie szybciej. |
|
|
Dark Regis Owszem. Spotkałem się już z wieloma takimi problemami, ale nagle okazywało się, że jest jakieś drugie dno. Na przykład wielofotonowe wzbudzenia/absorpcje w atomach, które okazały się przydatne w mikroskopii; stany wzbudzone cząstek złożonych, których nikt nie chciał liczyć, a potem nagle kropki kwantowe; ktoś kiedyś zauważył, że we wnętrzu jądra atomu cząstki alfa są w pewien sposób preferowane, a potem ktoś wymyślił co wypadnie po wybuchu gwiazdy i w jakich proporcjach. Tak więc nie ma tematów nieważnych, tylko jeszcze niedopracowane :)
Te i inne zakręcone problemy można znaleźć m.in. na portalu Phys.org. |
|
|
Dark Regis Znalazłem na ten temat coś takiego: https://almostdailybrett…
Temat jest zbyt szeroki do ogarnięcia. Mieszają się tu media, doktryny polityczne, paradygmaty nauki, a nawet marna kondycja człowieka przygniecionego życiem w konkretnym rodzaju społeczeństwa. Człowiek w tym żyje, stale filtruje coś w miarę strawnego, coś co umie przyswoić, zapycha się szlamem, zatruwa, a na koniec jego odfiltrowują niczym odpadek. To jest jak życie na rafie koralowej. Gdy pojedyncze osobniki zaczynają chorować z powodu złych warunków bytowania, to z czasem cała rafa ginie. Na przykład w mojej sferze zainteresowań leży coś takiego: http://uberty.org/wp-con…
http://www.realtechsuppo…
https://monoskop.org/ima… |
|
|
Ptr Tego gościa "Einsteina" nie brałbym poważnie.
Jeżeli chodzi o zmianę barwy automatycznie pomyślałem o slońcu. A to ma właśnie związek z załamywaniem się promieni na styku próżnia-atmosfera i powstaniem dyspersji. Na dole tej prezentacji , choć to tylko obrazki, widać o co mi chodzi.
http://www.atmo.arizona…
A więc mamy zjawisko zmiany barwy słońca nie tylko z żółtej na czerwoną, ale jeszcze na resztkową zieleń. Wspomniałem wczesniej o odbiciu niebieskich fotonów, gdyż te , aby dotrzeć do obserwatora muszą załamać się mocniej na granicy atmosfery i w atmosferze, a jednocześnie mają zwiększone przwdopodobieństwo odbicia, w stosunku do czerwonych. Odbicie może być w kosmos lub rozproszenie. Wobec tego barwa słońca jest bardziej czerwona. Barwa nieba przy zachodzącym słońcu analogicznie - niebieskie załamują się przed obserwatorem lub odbijają w kosmos. Fotony niebieskie raczej nie są absorbowane w atmosferze proporcjonalnie do jej warstwy, gdyż widać ,że przy samym zachodzie słońca mamy podobną warstwę powietrza i zmianę z czerwonego na zielony, wywolane załamaniem promieni jak w pryzmacie.
Owszem ,żaden problem fizyczny nie jest prosty.
Ale ten jakby nie było nie jest kluczowy. Ktoś może to sprawdzić policzyć.
|
|
|
Zbigniew Gajek vel Janko Walski "oderwać je od maniery wschodnio-bizantyjskiej". Są wykładowcy, którzy oderwali się, ale to wyjątki. Wymaga to dużej przewagi nad materiałem, który prezentuje się. Jak to upowszechnić skoro studia weszły w fazę masową. Zachodnie uczelnie są również kiepskie, poza wąską czołówką, powiedzmy 250 sztuk. Kwadratura koła, o której mówi właśnie Gasset. |
|
|
Zbigniew Gajek vel Janko Walski Gasset położył krechę nad przeszłością, w którą wkłada również dziewiętnastowieczny liberalizm. Tę nową, złowrogo wyglądającą jakość widzi jako nieuniknioną konsekwencję rozkwitu. Ma świadomość, że zaszły procesy nieodwracalne. Konfrontuje tę nową jakość grożącą cofnięciem się cywilizacji z tym co przyczyniło się do jej rozkwitu. Konfrontacja ma w zamyśle autora rozpocząć dyskusję nad możliwymi nowymi mechanizmami przywracającymi rozwój, uwzględniającymi to co diagnozuje. W tym sensie jego głos jest jakąś wstępną wskazówką. Nie wiem czy wywołał jakąś dyskusję w ciągu ostatnich stu lat. Liczyłem, że mądrzejsi ode mnie odezwą się. To co rzuca się w oczy to bolesna aktualność. |
|
|
Dark Regis Wykład jest bardzo dobry, ale najlepsze jest to, że aby być na takich wykładach, nie trzeba już szwendać się po świecie, tylko wystarczy odpalić YouTube'a. To pokazuje ile tak naprawdę jest sensu w utrzymywaniu ogromnych auli na uczelniach tylko po to, żeby dwudziestu ludzi kilkanaście godzin poprzepisywało sobie z tablicy to, co napisze tam jeden facet kredą. To nie jest żaden wykład, bo nie zmusza do wysiłku intelektualnego. Zupełnie inaczej to wygląda, gdy studenci mają wszystkie materiały zrobione na ksero w ręku i przychodzą tylko na samą śmietankę, czyli omówienie rzeczy najistotniejszych w danej teorii lub zagadnieniu, a na dodatek mogą zadać pytania. Tego u nas się nie praktykuje, zlecając wyjaśnianie trudnych kwestii u magistrów na ćwiczeniach. Jaki jest tego skutek, to chyba wszyscy wiemy. Z porządnego wykładu zapamiętuje się na całe życie głownie obrazowe przykłady, metafory oraz anegdoty. Niektórym to wystarcza do odtworzenia sobie po długim czasie głównych tez z wykładu, tak samo jak jakaś mnemotechnika lub rytmiczne pukanie ołówkiem w blat pozwala szybciej zapamiętywać informacje. Czas na reformę polskiego szkolnictwa tak, żeby oderwać je od maniery wschodnio-bizantyjskiej, a przybliżyć do rodzaju bractwa obserwowanego na takich uczelniach jak Oxford lub Harvard. Cała ta otoczka studiowania wcale nie jest obojętna później dla jakość pracy naukowej i dla umiejętności skutecznego wykładania wiedzy. Oczywiście potrzeba tu ludzi z dużym doświadczeniem i wiedzą nie tylko z zakresu własnej dziedziny, ale jest to możliwe jeszcze w tym dziesięcioleciu. Dopiero po stworzeniu zdrowego i sprawnego mechanizmu kształtowania elit, można brać się za ostateczne rozwiązywanie pozostałych pochodnych problemów, jak powiedzmy skłonności do wypaczeń w sensie seryjnego wytwarzania się kast głupków blokujących jakieś katedry, wydziały, uczelnie, a potem PAN oraz sądownictwo. |
|
|
Admin Naszeblogi.pl W tym sęk, że to jest zupełnie niebanalne. Z kątami załamania światła to nie ma wiele wspólnego. Tu nie chodzi o zjawisko rozszczepienia jak w pryzmacie i wchodzenia obserwatora tylko w niebieską wiązkę. Bo jakim cudem mielibyśmy cały czas tkwić, czy nawet cała obserwowana półsfera akurat w tej niebieskiej części spektrum. Gdyby tak było, praktycznie cały czas obserwowalibyśmy tęczę, w zależności od położenia Słońca na niebie (obserwatora względem niego). A tak nie jest. Niebo jest cały czas niebieskie, od świtu do zmierzchu, gdy Słońce zmienia swoje położenie o kąt ~półpełny.
Inni szatani są tu czynni i facet z rozwianymi włosami jak Einstein ich pokazuje. Chodzi o rozpraszanie fotonów o różnych energiach / długościach fali - prawdopodobieństwo rozpraszania niebieskich jest 10x większe niż czerwonych. Czyli niebieskie rozpraszają się w atmosferze szybciej, podczas gdy czerwone jeszcze sobie lecą :)
- dlatego niebieskie widzimy na niebie praktycznie cały czas, bo czerwone jeszcze sobie lecą. A czerwone tylko wtedy, gdy wszystkie niebieskie już się rozproszą na grubej i zanieczyszczonej warstwie atmosfery. Bardzo ciekawy wykład - jest to pokazane w miniaturze na papierosowym dymie. Naprawdę facet się poświęca, żeby pokazać dlaczego to niebo jest niebieskie a chmura biała :)
https://www.youtube.com/… |
|
|
Dark Regis Jestem absolutnie pewien, że prawie nikt kończący polskie szkoły nie wie, co my w zasadzie robimy żeby skonstruować te dziwolągi C,H oraz O, a także sedeniony (16-wymiarowe) itd.. Otóż jest taka konstrukcja Cayleya-Dicksona, która po prostu mówi mniej więcej tyle: "żeby skonstruować z liczb o wymiarze n liczby o wymiarze 2n, wymyśl sobie jakąś nową jednostkę urojoną J (tak jak "pierwiastek z -1") i stwórz dla pary (w,v) liczb wymiaru n, liczbę w+Jv wymiaru 2n, przy okazji to nowe J z poprzednimi jednostkami urojonymi i,j,k,... będzie spełniało jaką określoną tabelkę działań". Oczywiście w konstrukcji C-D tabelka ta jest bardzo konkretna i ma konkretne właściwości właśnie z powodu jej rekurencyjnej konstrukcji. Dodawanie takich nowych liczb będzie podobne, po współrzędnych, zaś mnożenie musi być wykonywane zgodnie z tą tabelką, czyli pojedyncze współrzędne będą miały te same wartości co przy normalnym mnożeniu, ale przestawione zgodnie z tabelką (permutacja). Coś takiego zwykle nazywa się obrotem układu współrzędnych.
Dalej, spójrzmy na konstrukcje zwykłych wielomianów o współczynnikach rzeczywistych R[X]. Tu z kolei przy mnożeniu poszczególnych członów mamy gdzieś tam pojedyncze mnożenie ax*n przez bx*m, czyli mnożymy wartości ze współrzędnych n oraz m, zaś wynik ląduje gdzieś dalej na współrzędnej n+m. Coś takiego znamy i jest to normalny zbiór liczb naturalnych, a dla naszych potrzeb nazywany tu nieskończona grupą cykliczną (przemienną, czyli abelową). Czyli też mamy tu pewien obrót układu, ale w nieskończenie wymiarowej przestrzeni, rozpinanej przez wektory (funkcje) 1,x,X^2,... Pojawia się przy RRZ.
W przypadku liczb zespolonych, jak już napisałem wyżej, nie wychodzimy nigdzie dalej niż zbiór reszt i przeniesione do niego zwykłe działania dodawania i mnożenia. Jest to po prostu grupa cykliczna skończona rzędu 2. Możemy też mówić o rozmaitych konstrukcjach z udziałem grup cyklicznych rzędu 3,4,5... itd., które będą nam określać, co się będzie działo z naszymi "jednostkami urojonymi" albo lepiej wektorami układu współrzędnych; jak będą się one obracać przy mnożeniu. Wreszcie na koniec dokonamy dużego kroku naprzód i powiemy, że jakaś dowolna grupa G opisuje nam tabelkę działania na jednostkach urojonych przy mnożeniu. Tyle tylko, że w większości przypadków nie udaje się zachować pewnego rodzaju "płaskości", a w szczególności nie ma sensownej operacji dzielenia, oprócz przypadków C,H,O (wymiary 2,4,8).
Czy zatem nie tworzy się jakichś innych dziwnych ale użytecznych konstrukcji podobną metodą? Ależ jak najbardziej. Wystarczy zagłębić się w zagadnienia współczesnej fizyki, gdzie aż roi się od spinorów, twistorów itp. dzików, będących obiektami geometrycznymi z podobnymi własnościami jak wektory. Wielki Galois wymyślił swoje ciała skończone bawiąc się na kartce w dzielenie wielomianów, gdzie współczynniki to były te reszty z dzielenia liczb całkowitych. Pisał te gryzmoły na kartce i twierdzenia o grupach same mu się pokazywały. |
|
|
Dark Regis "Jak to jest możliwe, że w ogóle cokolwiek daje się zrozumieć?" - to bardzo dobre pytanie. Sam je sobie stawiam codziennie. Nawet pisałem tu o nim kilka razy. Na przykład przy okazji odkrycia twierdzenia Pour-El - Richardsa, którzy stwierdzili ni mniej ni więcej, tylko że są modele kosmologiczne złożone z równań różniczkowych, w których wszystko da się policzyć za pomocą maszyny Turinga, czyli klasycznego komputera, dane początkowe, współczynniki, ale rozwiązania są już nieobliczalne. Czyli nie można ich liczyć żadnym algorytmem. Jeśli za pomocą takiego modelu zdefiniowane są najważniejsze stałe fizyczne (a nawet jak ewoluują w sposób ciągły, włażąc na wartości nieobliczalne/niealgorytmiczne co jakiś czas), to nici z tezy o tym, że uda się kiedykolwiek symulować Wszechświat w jakimkolwiek komputerze. To znaczyłoby też, że żaden Matrix nie może istnieć. Z drugiej strony ma to związek z tezą Churcha, czy też Churcha-Turinga dotyczącej tzw. silnej AI (sztucznej inteligencji) oraz platonizmem:
http://logic.amu.edu.pl/…
Pour-El i Richards wykazali więcej, gdyż znaleźli nieobliczalne rozwiązania w równaniach falowych (znanych z fizyki), czyli np. opisujących własności fali świetlnej lub elektronu.
BTW Meissner ma bardzo ciekawe wykłady. Wysłuchałem kilku. Polecam też wykłady Hellera. Ja zaś tutaj odnoszę się do wykładu Rogera Penrose'a. |
|
|
Dark Regis Cały problem polega na tym, że uparliśmy się modelować zjawiska kwantowe za pomocą ciągłych i deterministycznych modeli. Stosujemy więc pojęcia nieadekwatne do zastanej sytuacji. Wystarczy zauważyć jakie problemy miała elektrodynamika kwantowa z pozbyciem się osobliwości z równań. Kłopot był z tym, że żadna cząstka nie mogła być reprezentowana jako punkt w zwykłym sensie matematycznym, bo wtedy w różnych miejscach coś tam dąży do nieskończoności. Dlatego właśnie powstały takie "dziwne" teorie, jak teoria dystrybucji, czyli funkcji uogólnionych, a w ślad za nimi rozmaite metody aproksymacji i zbieżności. Metody renormalizacji to współczesna wersja walki z tymi glitchami. |
|
|
Dark Regis Tu jest taka mała fajna pracka, pokazująca jakim silnym narzędziem są oktoniony i to nie tylko w fizyce: http://faculty.georgetow…
Jest tam o tilingu Penrose'a, problemie kolorowania grafów i jego związku z własnością łączności i mechanice kwantowej. Nazwa oktonion pochodzi od ósemki, bo jest to algebra wymiaru 8, tak samo jak nazwa kwaternion pochodzi od czwórki. Sedeniony są kolejnym krokiem po oktonionach w konstrukcji Cayleya-Dicksona, ich nazwa pochodzi więc od liczby 16 - taki maja wymiar - jednak w przeciwieństwie do mniejszych braci maja fatalne własności: są w nich dzielniki zera, czyli takie elementy a,b, które same nie są zerami, ale ich wymnożenie daje w wyniku zero. Też się nimi interesuje paru badaczy, ale chyba bez większych sukcesów. Potem już tylko gorzej, bo konstrukcje C-D można prowadzić w nieskończoność, ale to już nic ciekawego.
Ja tam jeszcze wspomniałem o łamigłówkach, ale zabrakło mi miejsca na wyjaśnienia. Otóż Piętnastka jest przykładem tzw. półgrupy i jest sprytny algorytm na jej układanie, który wykorzystuje pewien niezmiennik. Całą kwadratową układankę, trzeba po prostu zobaczyć jako słowo spisywane w kolejności: wiersz 1 z lewej w prawo, wiersz 2 z prawej w lewo, wiersz 3 z lewej... itd. na "węża". Układy, które nie różnią się wzdłuż tego węża traktujemy jako tożsame. Kostka Rubika to już jest grupa i to rzędu 32 tryliony. Czyli tyle ma elementów i można mieć pecha przy niewinnej zabawie, która polega na robieniu w kółko pewnej kombinacji ruchów w celu odkrycia kiedy kostka się sama ułoży, bo to może nastąpić dopiero po miliardzie takich operacji. Jest jednak światełko w tunelu. Otóż do ułożenia całej kostki z dowolnej pozycji spośród tych 43 trylionów, wystarczy tylko 20 pojedynczych ruchów ścian (26 gdy nie możemy ruszać środkami, bo wtedy kostka mogłaby się nam ułożyć ze ścianami w innym kierunku niż wyjściowy i najgorszy przypadek wymagałby jeszcze 6 ruchów - obu ścian zewnętrznych i środka i znów to samo - żeby nie zepsuć układu, a przemieścić osie na swoje miejsce). Ta liczba 20 (tudzież 26) nazywa się boską liczbą dla Kostki Rubika. Niestety, znalezienie tych 20 ruchów dla konkretnego układu kostki jest problemem NP-trudnym. Bardzo wiele rzeczy we wszechświecie, kiedy mamy do czynienia z jakimiś symetriami, zachowuje się właśnie w ten dziwny sposób, tak jakby natura celowo unikała nadmiaru możliwości. To odnośnie mojej myśli zaczętej w innym wątku. Wiele danych na ten temat jest w książkach dotyczących cybernetyki i ogólnej teorii systemów, czyli w jaki sposób natura radzi sobie z dużą liczbą wymiarów, kombinacji, możliwości lub po prostu z ograniczeniami transferu informacji. Przykładowo możemy sformułować problem, w którym do znalezienia jakiegoś układu minimalnego potrzebowalibyśmy porównać każdy element tego układu z każdym innym. Przy dużej liczbie elementów szybko przekroczylibyśmy liczbę wszystkich cząstek we wszechświecie. Dlatego ciągle jest podejrzenie, że może N=NP. |
|
|
Ptr "natura radzi sobie z nadmiarem mozliwości" - Właśnie, dlaczego funkcja falowa własnie taka, jakie prawidłowości odzwierciedla ? |
|
|
Ptr Oczywiście Octonian to brzmi dla mnie obco, choć popatrzyłem na definicję w Wiki. Wydawało mi się , ze w fizyce jest określona linia frontu. I rzeczywiście ona jest. ( Prawie jak w "Cienkiej czerwonej linii. Na Guadalcanal). Jest dość dobrze określona. Ale jeżeli zauważymy ,że ten formalizm jest konieczny i działa, to Pana szerokie zainteresowania przy odrobinie szczęścia mogą znależć się wprost na tej linii frontu. < I > Braket też ktoś wymyślił , kto bawił się matematyką tak swobodnie jak Pan. |
|
|
Dark Regis W zasadzie to właśnie liczby rzeczywiste są tym czynnikiem, który wywrócił klasyczne podejście aksjomatyczne w matematyce. Liczby zespolone, to tylko dwuwymiarowa reprezentacja tych pierwszych, jednakże z niezwykle silnymi narzędziami, które pozwalają na badanie wewnętrznej struktury wybranych rodzajów zbiorów (obszarów, wielokątów, zer i biegunów). W sposób zadziwiająco naturalny możemy przewidywać zachowania się określonych funkcji i obrazów zbiorów przy tych funkcjach, gdyż pewnym takim dogmatem tej teorii jest konforemność, czyli zachowywanie kątów. Jeśli spojrzy Pan na strukturę fraktali powstałych w wyniku iterowania do nieskończoności dowolnego wielomianu zmiennej zespolonej, to pierwsze właśnie rzuci się w oczy owo niesamowite zachowywanie kątów dla linii siatek, nawet po nieskończonej liczbie kroków. Stąd wynikają dalsze własności funkcji holomorficznych, meromorficznych i rozmaitych rodzin funkcji specjalnych. Ta teoria jest po prostu zadziwiająco zupełna i piękna zarazem.
Częściowo udało się to piękno przenieść do innych przestrzeni, które oparte są o inne liczby, jak kwaterniony i oktoniony, chociaż nie obeszło się bez problemów. Kwaterniony są nieprzemienne, a więc nie za bardzo wiadomo, co to jest różniczka funkcji albo całka. Okazuje się, że funkcja poprzedzona przez operator różniczkowania jest czymś innym niż funkcja poprzedzająca ten operator. Jednak można wyróżnić taką rodzinę funkcji kwaternionowych, dla których będzie zachodzić część własności podobnych do funkcji zespolonych holomorficznych.
Z oktonionami jest jeszcze gorzej, bo tam nie zachodzi prawo łączności, czyli a(bc) nie musi być równe (ab)c, czyli wynik zależy od kolejności wykonywania operacji mnożenia. Tu jednak też jest pewien haczyk, bo zamiast prawa łączności mamy inne słabsze prawo, które czasami wystarcza do efektywnego zdefiniowania np. różniczkowania. Jest to własność zwana "alternativity": wzór a(bc)=(ab)c zachodzi wtedy, gdy dowolna para z a,b,c jest albo równa, albo sprzężona. Można też wyróżnić kilka innych ciekawych zależności, tak więc materia oktonionów nie jest aż tak kompletnie dzika, jakby się wydawało.
Pytanie, czy to są jeszcze liczby? Otóż, wystarczy rzucić okiem do angielskiej Wiki, żeby się przekonać o tym. Jest tam przedstawiona pewna konstrukcja, która pozwala je zrozumieć:
https://en.wikipedia.org…
To jest ważne w matematyce, żeby umieć patrzeć na rzeczy z różnych punktów widzenia, bo wtedy właśnie rodzą się pomysły i głębsze zrozumienie tematu. Na przykład jest takie coś jak liczby p-adyczne, na których również działa się w bardzo niestandardowy sposób: https://pl.wikipedia.org…
Gdy weźmiemy pierwszą z brzegu łamigłówkę dla dzieci, jaką jest powiedzmy "Fifteen" albo Kostka Rubika, to szybko natrafimy na zagadnienia, o których chcielibyśmy mówić w odniesieniu do natury świata, bo takie mamy przeczucia, ale jakoś nie potrafimy znaleźć odpowiednio gładkich słów. |
|
|
Ptr Stojąc letnim wieczorem nad morzem , patrzac na morze i niebo szukamy krańców wszechświata.
- POPATRZ . TU JEST GRANICA WSZECHŚWIATA, CHAOS, Z KTÓREGO WYŁANIA SIĘ ŚWIAT.
- Gdzie ? Nie widzę chaosu. Widzę niebo , znane gwiazdy, fale, które właśnie zmierzają do brzegu.
- NIE WIDZISZ CHAOSU, NIE MOŻESZ GO ZOBACZYĆ, WSZYSTKO NA CO SPOJRZYSZ STAJE SIĘ PORZĄDKIEM, MASZ CZĄSTKĘ BOSKIEGO DARU TWORZENIA.
Ptr
|
|
|
Ptr Myślę ,że mamy do czynienia ze starą , używaną powszechnie formą logicyzmu, ale teraz potrafimy ją matematycznie rozkminić. Einstein nie przewidywał istnienia takiej formy , tkwił w determinizmie i lokalnym realizmie, a w tym środowisku rzeczywiście nie wydaje się możliwe "zrozumienie czegokolwiek", czyli algorytmiczna sztuczna inteligencja oparta o licznby rzeczywiste jest jednowymiarowa, nie wiadomo gdzie miałaby akumulować rozumienie. Tutaj z zespolonymi wydaje się ,że robimy kroczek naprzód. |
|
|
Ptr To jest właśnie taki przypadek. Możemy policzyć dokładnie i przewidzieć jaki będzie efekt przejścia światła przez 3 polaryzatory, ale nie możemy dobrze opowiedzieć , co się dzieje. Owszem , można coś powiedzieć sensownie , ale zakorzenienie w intuicji jest duże i uniemożliwia wyobrażenie sobie pewnych rzeczy. Zresztą tak samo jest z teorią względności. Na pewno to jest nieprzeciętny problem. Poza tym całe wyobrażenie o rzeczywistości tej zwykłej, makroskopowej musiałoby się zmienić.
|
|
|
Ptr No właśnie, ale czy to wystarczy ? Te program mógłby głosić w czasopiśmie politycznym , ale to obejmowałoby wąską grupę elektoratu. To byłaby taka liberalna demokracja bez wypaczeń. Też bym się do niej zaliczał , gdyby nie świadomość , że metodami edukacyjnymi nie zmienia się świata. Po zdobyciu władzy nie byłoby sposobu.,aby to się nie wypaczyło. |
|
|
Anonymous Zwróciła moja uwagę kwestia odpowiedzialności, do której obliguje szlachectwo, i konsekwentnie dalej płynąca obrona wartości nobilitacji przed parweniuszami. To nie jest jednak do pogodzenia w warunkach demokracji, w sytuacji gdy budżet państwa nie leży w gestii króla i możnych.
Współcześnie też widać obronę wpływów sfer władzy. Władzy, która pomija milczeniem i przykrywa zgiełkiem mediów głosy "chamów zbuntowanych" - tak to trzeba określić, którzy domagają się wyjawienia stojących za kampaniami propagandowymi działań finansowych. Np. ekologia i podatek od CO2 (żeby nie psuć miłej atmosfery innymi chwytami za serce połączonymi z chwytem poniżej pasa). |
|
|
Dark Regis Obawiam się, że to może być droga okrężna do zrozumienia tych fenomenów. Niemniej jednak człowiek jest istota poszukującą i cuda się zdarzają ;)
Kiedyś na przykład trafiłem na grę Creativerse, będącą darmowym, chociaż nie do końca klonem Minecrafta. Dzieci piliły, więc był mus. Jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, że do tej gry w pewnym momencie wprowadzono bloki będące bramkami logicznymi: AND, OR, XOR, NAND, NOR, XNOR. A także parę elementów pomocniczych typu czujniki, przełączniki, opóźniacze, a nawet całą klawiaturkę do wbijania cyfr, jak w telefonie. Dodatkowo klawiaturka miała pamięć i mogła porównywać oraz transferować liczby do innych elementów.
Nie muszę chyba wyjaśniać co to wszystko znaczy. Wystarczy tylko wiedzieć, że sumator dwubitowy, który daje na wyjściu wynik i przeniesienie, to jest po prostu obwód złożony z trzech bramek: AND, OR i NOT. Działa to tak, że oba bity dostarczamy równolegle do bramki AND i bramki OR. Bramka AND wyrzuca przeniesienie oraz podaje wartość do następnej bramki NOT, gdzie jest ona obrabiana przez kolejne AND z wynikiem OR. Wynik, to jest coś takiego: ~(A&B)&(A|B). Łatwo przeliczyć na palcach, że się wszystko zgadza. Potem można na tej podstawie zbudować np. sumator 8-bitowy lub 64-bitowy jako kaskadę, ewentualnie zoptymalizować strukturę uzyskując formułę równoważną logicznie, ale z dużo mniejszą liczbą bramek. Można także alternatywnie stworzyć sumator strumieniowy.
Ale w czym rzecz. Otóż okazuje się, że dzięki temu w tej gierce teoretycznie można zbudować małego pececika, a nawet dorzucić kompilator C++, a co najmniej Brainfucka :P. Wymagałoby to benedyktyńskiej pracy i małpiej zręczności, ale możliwość taka jest. W tym momencie zrozumiałem, że gry komputerowe nie są jednak zabawkami dla dzieci :D |
|
|
Zbigniew Gajek vel Janko Walski Zaryzykowałbym tezę, że nie ma dość skomplikowanej materii by dziecku nie dało się wytłumaczyć. Chyba, że tłumaczący sam nie rozumie. Oczywiście mogę się mylić, ale jak na razie nie znam przykładu przeczącego tej tezie, a rzuciło mnie tam, gdzie przykłady dałoby się zauważyć, gdyby były. Więcej, dziecko jest bardziej niż osoba dorosła otwarte na abstrakcje! |
|
|
Zbigniew Gajek vel Janko Walski "Hiszpan jednak nie doceniał roli propagandy" - raczej nie podjął tego tematu. Jego rozważania były bardziej ogólne. Charakteryzując CzM podkreślał przypadkowość "poglądów", w czym mieści się wpływ mediów. Coś przypadkowego przylgnie i już trzyma się, że siekierą nie odetnie - tak je przedstawiał. Inaczej musiałby sobie uświadomić, że nie wie skąd się wzięły. Mieści się w tym całkowita niezdolność do jakiejkolwiek dyskusji. Próba podjęcia dyskusji wywołuje w CzM agresję! A co przylgnie? No to co najszerzej jest rozsiewane, czyli w dzisiejszych czasach po(p)kultura robienia sobie dobrze (stąd pochody triumfalne pedałów, którzy robienie sobie dobrze wznieśli na pułap ogólnoludzkich idei postępowego świata). |