Najpierw biba warszawki i krakówka, ku czci pana, który spędził większość życia na rozsadzaniu komunizmu.
Od wewnątrz.
Zaczął od rozsadzania (od wewnątrz) stalinizmu i zeszło mu na tym wdzięcznym zajęciu lat kilka.
Jak nabrał doświadczenia, to rozsadzanie (od wewnątrz) komunizmu w wersji gomułkowskiej poszło mu już (przepraszam narciarzy) z górki.
A rozsadzanie komunizmów w wersjach gierkowskiej i jaruzelskiej, to był w jego wykonaniu jeden wielki ślizg.
Na bibie mówi o puczu w Polsce trwającym.
Wie, co mówi.
Wieczorem u Niezapominajki (może coś przekręciłem, ale jakąś taką miała ksywkę) , kolega fetowanego, sam o życiorysie podobnym, mówi z kolei o rokoszu.
Pełzającym.
Czekałem, kiedy powie o pełzającej kontrrewolucji.
Tym razem nie powiedział.
Następnego ranka, w rozgłośni zaprzyjaźnionej z obu panami, konsylium diagnozuje zagrożenie wojną domową.
W tym kontekście wszystko staje się jasne i tak, czy inaczej, z puczystami i rokoszanami – sprawa krótka: tu o zbyt ważne interesa chodzi.
W sumie, to nie powinno być przesadnie trudne , bo skoro pucz jest pełzający, to pełzający są też puczyści.
W tej pozycji można ich załatwić jednym , łatwym, tradycyjnym, chciałoby się powiedzieć, strzałem
– w tył głowy.