Panu Bogu świeczkę i diabłu ogarek

 

 

 

Mądry kompromis czyli Panu Bogu świeczkę i diabłu ogarek.

 

Po niefortunnym projekcie chemicznej kastracji pedofilów Donald Tusk zajął się zapłodnieniem in vitro. Zapowiedział, że in vitro będzie legalne, procedura częściowo refundowana przez NFZ, a zarodki „ maksymalnie chronione”. O ile walkę z pedofilią można traktować jako ukłon w stronę konserwatywnej części społeczeństwa, teraz Tusk kłania się we wszystkie strony. Legalizacja in vitro, a przede wszystkim refundacja zabiegów, to ukłon w stronę lewicy. Lewica nie zaakceptuje jednak nigdy sformułowania( będącego z kolei ukłonem w stronę Kościoła), że zarodek jest istotą ludzką, bo podważa ono podstawy ustawy niesłusznie zwanej antyaborcyjną .

Nie wiadomo natomiast co oznacza sformułowanie : „ zarodki będą maksymalnie chronione”. Poseł Gowin proponuje, żeby za przykładem Niemiec i Włoch dopuszczalne było tworzenie tylko określonej ich liczby i nie będzie wolno ich niszczyć ani zamrażać. Jak wiadomo we Włoszech i w Niemczech wolno tworzyć maksymalnie trzy zarodki, ale praktyka wykazuje, że trzecie dziecko rodzi się najczęściej z wadami wrodzonymi. Czy wyobrażamy sobie, że lekarz odważy się implantować zygotę, która jego zdaniem uległa nieprawidłowym podziałom? Gdyby nawet zakazać badania zarodków pod kątem wad genetycznych, kobieta i tak miałaby prawo do badań prenatalnych, do usunięcia uszkodzonego płodu, a może ( jak Alicja Tysiąc) do płaconego przez podatnika odszkodowania.

Ustawa przewiduje, że jeżeli kobieta odmówi implantacji istniejącego już zarodka, rozpocznie się procedura adopcyjna, do której dopuszczone będą kobiety samotne. Czy zostaną uprzedzone o ewentualnych wadach genetycznych płodu czy będą musiały zdecydować się na „ jajo niespodziankę”? I dlaczego skazane są na zarodek, jeżeli można tak powiedzieć „z drugiej ręki”? Przecież to dyskryminacja!

Największy sprzeciw budzi jednak propozycja refundowania zabiegów in vitro przez NFZ, czyli fundowania ich przez społeczeństwo. Jak można w stanie zapaści lecznictwa, gdy osobom starszym odmawia się badań, a nieuleczalnie chorym dzieciom leków, gdy na wizytę u specjalisty czeka się przeszło rok, a chorzy na raka umierają nie doczekawszy operacji, obciążać państwo finansowaniem niezwykle drogich procedur nie mających nic wspólnego z leczeniem i ratowaniem życia.

Bezpłodność jest często konsekwencją przebytych zabiegów. Gdy kobieta nie życzy sobie dziecka -sztucznie przerywa ciążę, a gdy jej zapragnie- sztucznie ją inicjuje.

Płacone z kieszeni podatnika, aborcja na żądanie i ciąża na żądanie, to sztandarowe postulaty lewicy. Pomysł fundowania przez państwo zabiegów in vitro wynika jednak raczej ze specyficznego, utopijnego i sprzecznego wewnętrznie pojmowania egalitaryzmu, które nie wiadomo dlaczego, zadomowiło się wśród kanonów politycznej poprawności liberalnego (podobno) społeczeństwa. Przecież wszyscy wiemy, że świat nie jest urządzony egalitarnie. Jeden rodzi się niski- drugi wysoki, jeden mądry – drugi głupi, jeden piękny- inny brzydki, jeden czarny- inny biały. Czy rzeczywiście społeczeństwo jest w stanie i powinno, zapewnić obywatelom, realizację wszystkich pragnień? Zawsze marzyłam na przykład o zatańczeniu partii solowej w „Jeziorze Łabędzim”, ale z przyczyn, które przez miłość własną przemilczę, odmówiono mi przyjęcia nawet do szkółki baletowej. Czy społeczeństwo jest mi dlatego coś winne?

W czasach młodości, w górach i na Mazurach, z upodobaniem śpiewaliśmy piosenkę napisaną podobno przez Światopełka Karpińskiego, z której licznych zwrotek odważę się przytoczyć tylko jedną: „ czy normalny , zdrowy śledź może z flądrą dziecko mieć” i refren: „ależ tak, czemu nie, flądrze też należy się”.

Uświadomiłam sobie teraz, że jest ona skandaliczna, nie tylko z przyczyn obyczajowych. Kto ośmielił się sugerować, że śledź musi być zdrowy i normalny? To dyskryminacja, stygmatyzacja i mowa nienawiści. Natychmiast do Strasburga! Żądajmy odszkodowania dla śledzia!