Przez blisko 30 lat, które minęły od śmierci mego męża nigdy nic nie pisałam na temat afery FOZZ. Nie prostowałam głupstw, które pisano na ten temat, nie reagowałam gdy do odkrycia sprawy FOZZ przyznawali się ludzie młodzi, których w tych czasach nie było jeszcze na świecie albo dziennikarze śledczy, którzy nie mieli o niej pojęcia. Nie protestowałam gdy wiele lat temu w „Rzeczpospolitej” drukował brednie na temat FOZZ i mego męża Michała Falzmanna niejaki Anatol Lawina. Pan Lawina nie miał dla mnie -jak to się mówi - zdolności pojedynkowej. Nie chciało mi się z nim polemizować. Jak teraz widzę popełniłam błąd. Ucierpiała na tym prawda. Pan Lawina nie żyje, więc na miejscu i zgodnie z zasadami dobrego tonu byłoby nic o nim nie mówić jeżeli nie można mówić dobrze. Niestety pan Lawina odezwał się nieproszony zza grobu ustami swojej córki. Otóż portal „Polityka” twierdzi, że córka Lawiny Jagna twierdzi, że Lawina twierdził, że „Kaczyńscy są najbardziej niebezpiecznymi ludźmi w tym kraju”. Takie kaskadowe twierdzenia trudno obalić i trudno z nimi polemizować. Pozostańmy więc przy Lawinie, który dzięki Polityce i swej córce stracił ochronę jaką dawał mu grób.
Lawina był dyrektorem Zespołu Analiz Systemowych w NIK do którego dołączył mój mąż Michał Falzmann odkrywca afery FOZZ. Jak mówił Michał, Lawina nie znał się zupełnie na finansach i w niczym nie mógł mu pomóc. Przez cały czas prowadzonego śledztwa skutecznie mu natomiast przeszkadzał. Nie będę powtarzać co na temat Lawiny mówił mój mąż i jak interpretował motywy jego postępowania, bo nie mam dowodów słuszności jego podejrzeń. Nie ma jednak wątpliwości, że Lawina usiłował sprawę FOZZ rozmydlić i zamieść pod dywan. Dowodem tego są notatki męża w słynnych kalendarzach, które wielokrotnie usiłowano mi odebrać, aż wreszcie przekazałam je historykom.
Moje kontakty z Lawiną, choć oczywiście nie znałam go prywatnie, były nad wyraz oryginalne. Pewnego dnia odwiedził mnie niezapowiadany, żeby poskarżyć się że mąż go nie słucha i wbrew jego zaleceniom uparcie kontynuuje badania. Zaproponowałam, żeby maż założył sobie dzienniczek ucznia, a ja będę codziennie podpisywać uwagi przełożonego na temat jego zachowania. Lawina poszedł jak zmyty.
Kolejny raz przyszedł o 2 w nocy z wtyczką w ręku. Okazało się, że dostał ją pocztą i koniecznie chciał się dowiedzieć czy była to wtyczka odcięta kilka dni wcześniej podczas naszej nieobecności w domu od mojego telewizora przez jakiegoś dowcipnisia ku rozpaczy dzieci, którym przepadła tego dnia dobranocka. Faktycznie opowiadałam o tym incydencie znajomym, ale go całkowicie zlekceważyłam. Wtyczka nie była moja, roztrzęsionego Lawinę z trudem wypchnęłam za drzwi. Przypominam, że nie był on moim znajomym i nic nie usprawiedliwiało nachodzenia mnie o tej porze w dodatku bez uprzedzenia.
Widać było, że Lawina bardzo się boi. Przyznam, że wyrażałam się o nim bardzo lekceważąco do czasu gdy przekonałam się, że nad sprawą FOZZ ciąży dziwne fatum. Mój maż zmarł niespodziewanie na zawał, szef Najwyższej Izby Kontroli Walerian Pańko zginął w wypadku samochodowym, a dokumenty z sejfu Izby zginęły.
W przekazanych historykom notatkach mego męża pojawiały się różne nazwiska. Nigdy nie pojawiło się nazwisko Kaczyńskich w negatywnym kontekście. Nie ich się bał Lawina niezależnie od tego co teraz twierdzi Polityka (że twierdzi jego córka ,że twierdził jej ojciec). Po śmierci męża chciałam porozmawiać z Lawiną, który schronił się w Sejmie. Schronił się tak dobrze, że nie mogłam ustalić jego służbowego telefonu ani numeru pokoju. Nie było go po prostu na liście pracowników.
W 2005 roku ukazał się w Rzeczpospolitej artykuł Lawiny na temat afery FOZZ. Artykuł niemądry, właściwie oszczerczy. Jak już pisałam zlekceważyłam ten artykuł, ale pomyślałam sobie, że omerta przestała działać, Lawina przestał się bać i odważył się wychynąć na powierzchnię.
Jednak jak się okazało miał powody do strachu. W2006 roku zmarł w szpitalu po pobiciu przez nieznanych sprawców. Podobno w 2003 roku Lawina zeznawał pod przysięgą że Porozumienie Centrum czerpało pieniądze z FOZZ i że pośrednikami w przekazywaniu pieniędzy byli Adam Glapiński, dzisiejszy prezes NBP oraz Heathcliff Janusz Pineiro Iwanowski, młody biznesmen pochodzenia kubańskiego. Pineiro wielokrotnie bezskutecznie usiłował obciążyć Kaczyńskich. Dziwne, że się dotąd nie zniechęcił niepowodzeniami. Teraz Polityka powołuje się na wspomnienia córki Lawiny, która wyjechała swego czasu do Izraela nic nie mogła wiedzieć na temat FOZZ ale w każdej chwili gotowa jest poświadczyć co trzeba.
Córka Lawiny nie jest jedyną osobą powielającą kłamstwa na temat FOZZ. Dołączył do nich Wojciech Sumliński. W swojej książce „To tylko mafia” będącej zapisem jego rozmów ze skruszonym gangsterem Masą ( Jarosław Sokołowski) na stronie 98 opisuje jak to mój mąż zaprzyjaźnił się rzekomo z Wiktorem Kubiakiem znanym jako fundator gdańskich aferałów. Kubiak faktycznie szukał kontaktów z opozycją. Pewnego dnia chłopcy związani z pismem „ CDN Głos wolnego robotnika” Krzysztof Wolf, Edward Mizikowski oraz Marek Koźbiał poprosili Michała żeby im towarzyszył w trakcie spotkania z Wiktorem Kubiakiem, który ofiarowywał im pieniądze na pismo. Spotkanie nie odbyło się gdyż Michał niegrzecznie zapytawszy „dlaczego przyprowadziliście mnie do jakiegoś ubeka?” wyszedł nie podając mu nawet ręki. I to cała sugerowana przez Sumlińskiego przyjaźń. Mizikowski nie żyje ale Koźbiał i Wolf mogą to poświadczyć. Pisał o tym wydarzeniu zresztą Krzysztof Wyszkowski. Nie podejrzewam Sumlińskiego o złe intencje. Sądzę, że jest jednym z tych dziennikarzy śledczych naiwniaków, którym wydaje się, że „prowadzą” jakiegoś ubeka czy gangstera tymczasem to oni są przez niego prowadzeni i nie tylko łykają jak gęś kluski opowiadane im kłamstwa lecz powielają je na zamówienie tych ubeków oraz ich mocodawców.
Nie procesowałam się z Lawiną, tym bardziej nie będę procesować się z poczciwym Sumlińskiem. Piszę aby dać świadectwo prawdzie.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 8224
Maz szanownej Pani i pamiec o nim obronila sie sama jakoscia Prawdy i nic nie jest wstanie jej "odebrac" miejsca w Histori..Serdecznie pozdrawiam..
Pozdrawiam Pania.
B.H.Kaczorowski
Mam identyczną opinię o Wojciechu Sumlińskim. Łatwo się podnieca i bierze bzdury i plotki, za niepodważalne fakty. Ile razy służby poprowadziły go na manowce. Pisał o Trójmieście banialuki, podpierając się jakimiś oficerami, a były to opowieści dyskutowane przy kawie, czy wódce nawet na wieczorach panieńskich.
Jeżeli już, to warto zawsze pogadać z Cezarym Gmyzem. Choć... co ja będę Tobie radził?
Serdecznie pozdrawiam
pisze Pani, o naiwności W. Sumlińskiego, któremu przydarzyło się tyle naiwnych wpadek. Zapewne utrata zdobytych materiałów, dokumentów z prowadzonych śledztw należała do wyjątkowo beznadziejnych, naiwnych zachowań? Mnie poraziło pani wyznanie w „Paradzie Kłamców” z 25 kwietnia br.: „…Dowodem tego są notatki męża w słynnych kalendarzach, które wielokrotnie usiłowano mi odebrać, aż wreszcie przekazałam je historykom…” Czytałem prawie wszystkie artykuły zamieszczone przez Panią, wielokrotnie przeklejałem je na facebooku. Bańka oczarowania prysnęła właśnie za sprawą słynnych kalendarzy. Znając możliwości sbeków w czasach PRL-u (doświadczyłem ich osobiście, moja rodzina również) i ich następców w „wolnej” Polsce, wątpliwe jest pani oświadczenie, że: „…starali się wielokrotnie je odebrać…”. Gdyby chcieli, mieli taki kaprys, nie przekazałaby Pani historykom ani jednej kartki z tych pamiętników, widocznie z jakiś powodów nie zależało im… A więc? Coś jest na rzeczy… W ostatnim czasie nasiliły się dziwne przypadki dyskredytowania autorów, próbujących rozświetlić „pomroczność jasną”, jaka zapanowała po opublikowaniu „Powrotu do Jedwabnego”, autorstwa wspomnianego Wojciecha Sumlińskiego i dr Ewy Kurek. Kto zna prawdę, niech rzuci kamieniem...