Z nieznanych mi powodów tekst ten wywołał wściekłość onuc, czyli ruskiej agentury.
Oto, jak się zdenerwował n.b. przydupas Budynia na niepoprawnych:
Jazgot - zakompleksiony śmieciu
Wieszcząc po prawicy - 21 Lipca, 2018 - 10:48
G. bardzo słusznie czyni, spuszczając twoje popłuczyny prosto do szamba czyli dokładnie tam, gdzie jest miejsce takiego gówna jak ty szmato! Nawet prostego tytułu bez błędu nie potrafisz napisać, analfabeto :-))) Trzy "byki" w jednym, krótkim tytule, buahahaha. I to coś domaga się afirmacji dla swoich wypocin :-)
Tomasz
Taaa... Pozdrawiam "Czy byki"
Nie powiodła się misja do której desygnowano Andrzeja Dudę, czyniąc go prezydentem. Prezes miał pewną nadzieję, która niestety spaliła na panewce, że ten koncyliacyjny człowiek, grając samodzielnego twardziela, jest w stanie zgarnąć do jednego stada większość Polaków. Tych z prawej i tych z lewej. Starych, z brzemieniem grzechu, obojętną większość i młodych rewolucjonistów.
Nie wypaliło. Bo nigdy jeszcze nie udało się połączyć dobra ze złem. Jeżeli prezes liczył na to, to znaczy, że ciągle jest, jak śp. jego brat, naiwny. Lub bardzo cyniczny. To też możliwe.
Więc mamy, jako naród i państwo, poważny problem do rozwiązania.
Trust mózgów czuwający nad światowym ładem i porządkiem, natychmiast, pierwszego dnia po wygranych wyborach prezydenckich, słusznie przewidując kolejną klęskę dotychczasowych przywódców w wyborach parlamentarnych, natychmiast rozpoczął pracę i planowanie, jak najszybciej przywrócić niezbędny ład i naprawić błędy poczynione w wyborach w Polsce.
Jak dowiedzieliśmy się prawie natychmiast po przejęciu władzy, opozycja, czyli odsunięci od władzy w RP, w żadnym wypadku nie będą współgrać i nie podejmą roli, jaką zazwyczaj ma opozycja w systemach parlamentarnych, tylko, jak to sami oświadczyli, zostają opozycją totalną, co tutaj oznacza, że będą negować kompletnie wszystko, co nowe władze będą robić, albo tylko zamierzać zrobić, dążąc ze wszech sił - ku swojej rozpaczy, okazało się, że bardzo wątłych - by sparaliżować wszelkie działania państwa, nieważne czy to dobre, czy złe dla obywateli i kraju.
Jako metodę działania przyjęto, jak to publicznie oświadczył lokalny szef światowych sił porządkowych, przywódca opozycyjnej Platformy Obywatelskiej, Grzegorz Schetyna, strategię pod nazwą „ULICA I ZAGRANICA”.
Jeżeli ktoś sobie tego jeszcze nie usystematyzował, oznacza to wzbudzanie nieustannych ruchawek ulicznych pod byle pretekstem, marszów, pikiet, protestów, prowokacji i co tam jeszcze miało w katalogu CzeKa, dążąc do eskalacji i emocjonalnego podsycania antypaństwowych nastrojów.
Z kolei segment „zagranica” polega na nieustannym nacisku wrogich obecnej władzy w Polsce, instytucji, czyli przede wszystkim wszystkich agend Unii Europejskiej, opanowanej dzisiaj przez konglomerat lewacko neoliberalny i krypto komunistyczny, pod egidą Berlina i w równym stopniu Moskwy – odwiecznych wrogów polskiej państwowości i suwerenności.
Taktyka „Ulica i zagranica” miała i ma nadal za zadanie odzyskanie w Polsce władzy przez poprzednią kompradorską ekipę i powrót RP na wyznaczone zaraz po transformacji 1989 tory państwa neo-kolonialnego – źródła taniej siły roboczej, rynku zbytu dla nadwyżek towarowych oraz dostawcy bogatych zasobów mineralnych.
Ulica zawiodła. Totalni i ich mocodawcy fałszywie ocenili poglądy i aktualne preferencje ludności. Polacy już zmądrzeli na tyle, że potrafią oddzielić ziarno od plew. To nie biedne XVIII - wieczne murzynki, których kupowało się za metr tkaniny i kolorowe, szklane koraliki. A w III RP za Orliki, Aquaparki, zdezolowane auta z niemieckich złomowisk i telefony za złotówkę.
Polacy, po okresie tuskowej beznadziei, takiej, że lepiej wyjechać na koniec świata, niż to znosić, po ostatnich wyborach zaczęli odzyskiwać poczucie godności, a za tym samodzielność tworzenia poglądów i właściwą perspektywę oceny rzeczywistości.
W rezultacie gdzieś mają te wszystkie czarne marsze, okupacje sejmu, białe róże i tanie znicze zapalane po zmroku. W nosie mają też tych dziwnych szubrawców usiłujących stanąć na czele – Bolka – agenta, Frasyniuka co to wzbogacił się na Solidarności, hipstera oszusta Kijowskiego, okradającego własne dzieci i współpracowników i ubeka Mazgułę, płaczącego za utraconą judaszową emeryturą. Spalonych aktorów z poprzedniego rozdania – alkoholików, narkomanów, właściwie obłędnych nie-polaków.
Segment „Ulica” nie wypalił. Biedny Bolek z ulicznej estrady krzyczał do grupki zwolenników sędzi Gersdorf: - „Żeby was było chociaż sto tysięcy!”.
Z „Zagranicą” też jest kiepsko. Najważniejszy człowiek w Unii, to żałosna pijaczyna, chory człowiek. Pokazuje się publicznie w stanie, w jakim gościa odwozi się do izby wytrzeźwień. Żałosne. Na czele europejskiego parlamentu postawiono leniwą pacynkę, bezwolnego służącego Frau Merkel, Donalda Tuska. Cała reszta to nie wybrana, tylko nominowana zbieranina, krypto komuszy fanatyzm, LGBT, chytrzy spryciarze i zwykłe głupki zielone i czerwone.
Nie potrafią dosłownie niczego. Wszystko im się sypie. I oni mieli stanowić potężną siłę, wsparcie totalniaków w obaleniu legalnej władzy w Polsce? Wolne żarty.
Jednakże, ta „Ulica i zagranica” to miały być tylko instrumenty, trzymane w ręku przez zupełnie kogoś innego. Kogoś, kto ma dużo forsy, lecz niestety jest chory psychicznie na tak zwany kompleks Napoleona. On zbuduje nowy świat.
To, że oni mają grubą kasę i w swym fanatyzmie i pysze są zdolni do wszystkiego stanowi problem.
Pamiętamy dobrze, jak lat temu parę, by rozbić narodową demonstrację 11 listopada, do pomocy Sierakowskiemu & Co. podesłano bojówki niemieckiej Antify. Miało być na ostro. Miała polać się krew, sądząc po zmagazynowanych w siedzibie Krytyki Politycznej pałkach, kijach bejsbolowych, maczetach i innych narzędzi walki.
Zastanówmy się również, co by było gdyby zgodnie z decyzjami pani Kopacz, było już w Polsce te kilkanaście tysięcy młodych, islamskich, napalonych byczków. Pewnie już wszystko byłoby pozamiatane. Segment „Ulica” doznałby poważnego wzmocnienia.
I oto nagle, parę dni temu, gdy padł „ostatni bastion” totalniaków – Sąd Najwyższy, a królowa specjalnej kasty, sędzia Gersdorf oficjalnie została wysłana na zieloną trawkę, by sobie na starość jeszcze wąchała kwiatki od góry, najpierw wódz „Zorany mózg” Bolek wygraża w Internecie:
„Wybraną władzę należy szanować. Tą władzę nie wolno szanować. Ta władza łamie konstytucję, niszczy dorobek i dobre imię Polski. Ja mówię zdecydowane już dość. Jeśli podniosą łapę na Sąd Najwyższy to jadę do Warszawy 4 lipca, by głównego sprawcę odsunąć od możliwości zniszczenia podstawowego strażnika Demokracji, jakim jest Sąd Najwyższy. Będę chciał zrobić to pokojowo, ale jeśli ktokolwiek w tym policja stanie mi na przeszkodzie, będę walczył i bronił się. Przypominam, że mam broń i pozwolenie do obrony osobistej. Policja nie może wykonywać rozkazów w obronie łamiących konstytucji. LW” (pisownia oryginalna – PAP)
Powiedzcie mi, do czego to jest nawoływanie? Do radosnego pikniku przy piwie? A może jednak do gniewnych demonstracji w Warszawie?
Albo nie… dla mnie to wyraźnie jasny przekaz: - Chwytajcie za pały, noże i widelce, za butelki z benzyną i co tam jeszcze znajdziecie, a ja, ja, ja was poprowadzę z moim dziewięciostrzałowym pistolecikiem na Nowogrodzką, wyciągniemy tego kurduplowatego padalca (Jestem od niego wyższy! (Fakt – Kaczyński 167 cm, Wałęsa 169 cm.)) i zrobimy z nim co trzeba.
Potem pójdziemy na Sejm, towarzyszka Scheuring-Wielgus nas zaprosi i nam otworzy, pogonimy Kuchcińskiego i zaprowadzimy nowy, demokryczny porządek. Co? No tak – demokratyczny.
Stanę na waszym czele i poprowadzę was wszystkich ku zatraceniu. Co? No tak, ku świetlanej przyszłości (Gdzie ten Mnietek?! On mi mówił, co mówić.)
Jasne – krwawy pucz chce Polsce zgotować…
Niewiele czasu minęło i polecenie zajęcia stanowiska i dalszego nawoływania, dostał drugi były prezydent sprawny intelektualnie inaczej.
Obecnie „Gajowy” Komorowski tłumaczył:
„…Trzeba mięć nie tylko nadzieje, ale też pewność w sobie samym i twardą wolę walki o to, by było lepiej. Z tradycji polskiego parlamentaryzmu można czerpać różne doświadczenia, sięgać po różne zjawiska i nie jest rzeczą przypadku, że tutaj nawiązujemy do tradycji związanej z mechanizmem, który się waży cały czas […]
Dlatego chciałbym rządzącym, ale też i państwu przypomnieć, że w historii polskiego parlamentaryzmu było jedno szczególne narzędzie, po które warto chyba sięgnąć. Oprócz tej złej tradycji, była tradycja czysto obywatelska, były to konfederacje. Szlachta, posłowie zawiązywali konfederacje w imię najważniejszych celów. Konfederacje, w których skupiali się ludzie o różnych poglądach, ale w imię ważnego wspólnego celu. Była Konfederacja Barska, może być i warszawska, nowa. Patrzę na tę salę i sobie myślę, że to jest konfederacja, są posłowie z różnych ugrupowań i mają się czego rządzący bać i muszą pamiętać, że w innych krajach inni szli do sali gry w piłkę i była z tego rewolucja francuska, a w Polsce jest mądra, umiarkowana tradycja konfederacji obywatelskiej. Życzę państwu tego ducha, który spajał kiedyś konfederatów w Polsce. Dzisiaj Polsce też potrzeba konfederacji demokratów”
Przypomnę czytelnikom, że konfederacja, to taka ładna, amerykańska, nazwa buntu, w Polszcze zwana (z kolei z węgierska) rokoszą.
A rokosz według Wikipedii – „Rokosz – pierwotnie zjazd szlachty, później bunt, zbrojne powstanie szlachty (polskiej, bądź węgierskiej) przeciw królowi elektowi w celach politycznych. Rokoszem nazywana jest także konfederacja, skierowana przeciwko królowi.”
Spryciula, mimo podsypiania i chrapania, na pewno tym razem będąc trzeźwym, przypominając konfederacje, nie przypomniał tej paskudnej, do której właśnie nawołuje – konfederacji targowickiej. Bo to się źle kojarzy, jak mu wyjaśnili opiekunowie z WSI.
Dwóch, wybitnie orzygłupich byłych prezydentów - od zawsze powolne narzędzia w rękach anty-polskich sił nawołują do siłowego obalenia demokratycznej władzy i rozprawienia się z nimi.
Wreszcie przyjechał ten zakłamany agencik Bolek do Warszawy. Bez swojego pistolecika. Bo to tchórz, jak zawsze. Stanął przed Sądem Najwyższym. Spojrzał na marną garstkę zakręconych fanatyków i spanikowanych beneficjentów III RP. Chwycił mikrofon i rzekł do nich:
- Tylko tyle was jest?! Musi być was 100 tysięcy!!!
Biedak był wściekły i zawiedziony. Ale jak zawsze – miał plan. Zacytuję z wywiadu:
„
„Super Express”: - Dlaczego zdecydował się pan zaangażować w sprawę Sądu Najwyższego? Jest pan jedyną osobą, która może pomóc?
Lech Wałęsa: - Potrzebuję 100 tysięcy osób.
- Ale jak ich znaleźć? Ma pan jakiś plan?
- Zostanę parę dni w Warszawie i zobaczę. Mam plan, ale potrzebuję większej liczby ludzi. Trzeba zacząć od stwierdzenia, że ktokolwiek łamie konstytucję, jest przestępcą. A więc z przestępcami możemy rozmawiać jak przestępca z przestępcą. (TO jest dobre! Cały Bolek: - „jak przestępca z przestępcą” moje -jk) I to trzeba ludziom udowodnić. Po drugie musimy być bardziej solidarni, ale sytuacja wymaga naprawdę szybkiej interwencji, bo oni będą szli coraz dalej. I kiedy się obudzimy z braku aktywności, to będzie już naprawdę trudno walczyć. Trzeba przekonywać ludzi, żeby naprawdę się obudzili.
- Jak mam to rozumieć? Czy według pana i prezydent Duda i premier Morawiecki i minister Ziobro są przestępcami?
- Tak. Są przestępcami.
- A Jarosław Kaczyński? Przecież on tak naprawdę za nic nie odpowiada, nie pełni żadnej państwowej funkcji.
- Dlatego jest jeszcze większym przestępcą. Bo wpływa na decyzje i powoduje decyzje. Niedobre.
- No i co z tym zrobić?
- Gdybym wiedział, to miałbym kolejnego Nobla.
- Mówił pan poważnie o tym, że chciałby się spotkać z Jarosławem Kaczyńskim?
- Tak. Chciałbym się spotkać, żeby w sposób różny, w tym fizyczny (też niezłe – Bolek przekonuje w sposób fizyczny, moje – jk), przekonać go.
- Sądzi pan, że mógłby go do czegokolwiek przekonać?
- Nie, ale należy go tak ustawić, żeby naprawdę zdawał sobie sprawę, że jest przestępcą.
- Nie sądzę, żeby Jarosław Kaczyński miał ochotę się z panem spotkać.
- Bo się boi. To jest tchórz! Chodzący tchórz!
- I cały czas będzie pan próbował do tego spotkania doprowadzić?
- Będę próbował. Może uda mi się nawet do niego wtargnąć. Zrobię to.
- Ale tam na Nowogrodzkiej teraz wszystko jest ogrodzone.
- Do skakania przez płot jestem przyzwyczajony.
- Liczy pan na to, że zagranica pomoże?
- Musi pomóc, bo ta zaraza się rozłazi. Wszędzie będą podobne scenariusze.
- Oglądał pan wystąpienie premiera Morawieckiego w Strasburgu?
- To jest kłamca i przestępca. I nic się więcej nie da powiedzieć. Co to za tłumaczenia? To perfidne kłamstwa. I on sądzi, że ktoś w to uwierzy?!
Rozmawiała Kamila Biedrzycka”
[ https://www.se.pl/wiadomosci/polityka/wsciekly-lech-walesa-o-aferze-z-sadem-najwyzszym-kaczynski-to-tchorz-i-przestepca-aa-ov36-jbe6-EieH.html ]
Czy należy się bać? Lub odwrotnie – zbroić się i szykować do obrony?
Warto jednak chyba na zimno przeanalizować sytuację.
Trzeba odpowiedzieć, czy mamy właśnie do czynienia z poważnym zagrożeniem obecnego stanu państwowości, czy może z kabaretowymi, kabotyńsko – histerycznymi reakcjami zdychających szubrawców, pasących się dotychczas na Polsce.
Wściekły był sam Wałęsa, gdy zobaczył tą garstkę śmiesznych ludzi. Mimo, że spuścił z tonu, i zredukował rewolucyjny zaczyn z uprzedniego miliona do stu tysięcy.
Jedyne prowokacje, które mogą dalej inicjować, to stara, zdarta płyta – wywoływane przez komuchów i emerytowaną ubecję protesty nauczycieli, pielęgniarek, rezydentów, feministek, LGBT i innych dziwadeł – kodomitów i ubywateli.
Te prowokacje i profesjonalnie organizowane za grube pieniądze (skąd?) protesty zdecydowanie zdychają. Nie ma paliwa. Kibice się znudzili. A opłacona garstka fanatyków, dwoi się i troi, jeździ po kraju, ludzie już nie tylko rozpoznają te same twarze, ale znają ich, najczęściej czarne, życiorysy. To już wyłącznie marny kabaret, w którym tuzy palestry – Gersdorf i Rzepliński, konkurują o marny poklask z komediantką Stalińską , Jandą, czy jakimś Hołdysem, lub Materną. To może wyłącznie podniecić, lub wzbudzić niezdrowe emocje „Gajowgo” Komorowskiego, lub równie błyskotliwych ludzi. Chyba już nawet Michnik w pełni pojął, że przegrał. Nieodwołalnie.
Jedyny silny punkt, jaki anty-Polska posiada, to media. Całkowicie zasilane, zarządzane i propagandowo wytresowane, przez obcy, neoliberalno – krypto komuszy kapitał.
Oficjalną facjatą tych zidiociałych starców – miliarderów, jest George Soros, za którym, przypominam, we wielu krajach rozesłane są listy gończe. Teraz operację odcięcia jego wpływów na Węgrzech przeprowadza Viktor Orban.
W Polsce niestety nadal swobodnie grasuje. Ma nawet swoją Fundację im. Stefana Batorego, z całą plejadą „wybitnych myślicieli upadłej epoki”, jak Jan Krzysztof Bielecki („pierwszy milion trzeba ukraść”), znany leniuch, pasożyt i agent Andrzej Olechowski, ostatnio znana wyłącznie z plucia na Polskę reżyser Agnieszka Holland. Wszystko to pod światłym przywództwem prof. Marcina Króla, którego w pewnym momencie stać było na chwilę refleksji, pisząc książkę „Byliśmy głupi” (może pokusi się o drugi tom „Jesteśmy głupi”?) oraz interesującej postaci prezesa Aleksandra Smolara, m.in. przewodniczącego Rady Naukowej Institut für die Wissenschaften vom Menschen, co oznacza, że podobnie, jak Tusk, lepiej posługuje się niemieckim niż polskim.
Soros grubo sponsoruje Gazetę Wyborczą i pewnie całą Agorę. Bez jego srebrników pewnie dawno by już padli.
I to wszystko – mają media i mają forsę. Aha, mają jeszcze w UE, w Brukseli, Donalda Tuska. Ale co ten niemiecki lokajczyk może? Gdyby poprosił o jakąś pomoc swoją życiową opiekunkę Tante Angelę, to by go wyśmiała: - Zrobiłeś chłopczyku kiedyś co trzeba, za co brałeś pieniążki, dostałeś ciepły fotelik w nagrodę, mogłeś nawet zabrać swoich bliskich – Bieńkowską i Grasia, a teraz spływaj.
Jak udowodnił to osobistym udziałem pisarz (a jak po 50 latach się okazało, również agent brytyjskiego MI 6), Frederic Forsyth swoją książką „Biafra Story” (Nie wiadomo dlaczego pod polskim tytułem „Słowo białego człowieka”) mając forsę można dokonać przewrotu swobodnie. Tylko… pewne ale:
- w jakimś marionetkowym państewku w Afryce (Biafra – część Nigerii);
- ma się profesjonalnych najemników i wsparcie militarne jednej ze światowych potęg militarnych.
Pomyślmy sobie, jaka forsa była by potrzebna, by dokonać militarnego przewrotu w Polsce zewnętrznymi siłami?
Oczywiście kandydat do podboju jest tylko jeden – Rosja. Sowieci z dziką rozkoszą, gdyby dostali zielone światło, dużo, dużo pieniędzy i inne frukta, wkroczyliby do Polski i zlikwidowaliby obecną władzę. A pozostali sąsiedzi, z „aktywną biernością” - Niemcy, Czechy, Słowacja, Ukraina, Białoruś, Litwa i Szwecja - dopilnowaliby, by operacja przebiegła sprawnie i skutecznie.
Niestety, wybór Donalda Trumpa na prezydenta USA, oraz stacjonowanie amerykańskich wojsk w Polsce, mocno krzyżuje takie projekty. Chyba, że Trumpa też udałoby się kupić czymś atrakcyjnym.
Zbrojne zajęcie Polski, lub choćby desant na stolicę, jest, ja na razie, praktycznie czysto hipotetyczny.
Od zawsze projektanci, analitycy i operatorzy sekcji operacyjnych służb specjalnych, wojskowych i nie, wiedzą dobrze, że praktycznie najskuteczniejszym i najbardziej ekonomicznym sposobem dokonania przewrotu, jest pospolity zamach. A już najlepiej jest, gdy potrzeba wyeliminować tylko jednego człowieka. Jak Patrice Lumumbę. Albo JF Kennedy’ego.
I tutaj mamy właśnie taką sytuację – wystarczy zabić Jarosława Kaczyńskiego, a z dużym prawdopodobieństwem PIS się rozsypie i będzie można zainstalować właściwą władzę.
- Hola, hola! – wykrzykną dobrzy ludzie. Tylko nieco lękliwi. – Jak można podsuwać pomysły o dokonaniu morderczego zamachu stanu?!
Proszę państwa, przecież oni już dwukrotnie usiłowali zabić PJK.
Czy 10 kwietnia 2010 roku nie miał lecieć razem z bratem prezydentem i bratową do Katynia? Tylko cud, czyli Matka Boska, sprawiła, że w ostatniej chwili nie poleciał. Przeżył tracąc najbliższych, a mimo tego od wówczas towarzyszy mu wściekłość i nienawiść, tych, co może w ten zamach byli zamieszani – Wałęsy, Komorowskiego, czy Tuska.
A czy parę miesięcy później, w październiku 2010, nie powtórzono ataku, gdy oszalały zwolennik PO, Ryszard Cyba, zabił terenowego pracownika PISu, Marka Rosiaka? Co Cyba wykrzykiwał? – „Chcę tylko zabić Kaczyńskiego!”
Jak widać, od ośmiu lat mogło już być pozamiatane i żylibyśmy w zupełnie innej Polsce.
A teraz młode durnie z PO i .N bezczelnie się dopytują przy lada okazji, dlaczego Jarosław Kaczyński, zwykły poseł, ma osobistą ochronę.
Mam głęboką nadzieję, że Joachim Brudziński, mądry gość i właściwy człowiek na właściwym miejscu, ma głęboką świadomość o nieustannym niebezpieczeństwie.
Mam nawet odwagę powiedzieć, że, nie daj Boże, nagła śmierć prezydenta Dudy, czy premiera Morawieckiego, nie miałyby tak tragicznych konsekwencji dla kraju, jak śmierć PJK.
Czy jeszcze coś złego i drastycznego, wrogowie mogliby nam uczynić?
Mam bogatą wyobraźnię, lecz nic spektakularnego wymyślić nie mogę. Co nie oznacza, że poza moją wyobraźnią, nie istnieją jeszcze inne metody
zamachu stanu.
Te rozważania, wyglądające na czysto teoretyczne, traktuję bardzo serio.
Szczury zagonione do rogu nigdy nie odpuszczają. Walczą do upadłego.
Sędzia Gersdorf, pełnoprawną ustawą przeniesiona na emeryturę, nadal przychodzi do pracy i twierdzi, że jest I Prezesem Sądu Najwyższego.
Były minister finansów, szycha PO, Jan Vincent Rostowski, niesławny „Sztukmistrz z Londynu”, mistrz cichego okradania Polaków, jak podaje Internet:
„Jan Antony Vincent-Rostowski (Jacek Rostowski) (ur. 30 kwietnia 1951 w Londynie) wnuk Jakuba Rothfelda-Rostowskiego (syna Mojżesza Rotfelda i Lei z domu Broder) w momencie otrzymania teki ministra finasów nie miał obywatelstwa polskiego i był obywatelem brytyjskim ! Wyszło to przypadkiem, gdy się okazało, że nie posiada on ani numeru pesel, ani NIPu.
[ http://emigracjazpolski.blogspot.com/2012/09/zydowskie-korzenie-ministra-rostowskiego.html ]
pokazał publicznie narodowi podczas przesłuchania przed Komisją ds. Amber Gold, dlaczego tak często Polacy nienawidzą Żydów. Chamstwo, arogancja, głupota, wymądrzanie się wbrew prawom logiki i zdrowego rozsądku to pokaz tupetu, pychy i demonstracji postawy: - I tak mi nic nie zrobicie, a ja wami gardzę.
Posłowie Budka i Trzaskowski nadal plują jadem z trybuny sejmowej.
Nieco odmienna posłanka Scheuring-Wielgus podjudza otwarcie protestantów. A jej koleżanka Joanna Schmidt – „Madera”, usiłowała na teren Sejmu przemycić w bagażniku wozu osobowego dwóch prowokatorów.
Ciągle próbują.
Dlaczego czują się nietykalni? Wiadomo Rostowski. To protegowany Sorosa, właśnie przez niego skierowany do Polski do zarządzania finansami. Choć wszyscy ekonomiści śmieją się z tego amatora.
Lecz reszta. Czekają na coś, co im obiecano? Aż takimi głupcami przecież nie są. Nawet zdesperowani i w panice.
Próbowali już parokrotnie dokonać puczu. Za każdym razem do kraju przyjeżdżał wówczas Donald Tusk. Jakby miał w odpowiednim momencie usiąść na fotelu wodza.
Tylko się ośmieszali i kompromitowali. To nie są zbyt inteligentni ludzie. Podobnie jak była esbecja, WSI i co tam jeszcze, którzy ewentualnych puczystów aktywnie wspierają. Zszedł z tego świata ich mózg – generał Kiszczak i błąkają się jak sieroty.
Optymistycznie wygląda, że mamy wszystko, co potrzeba, by nie dać się konfederacji i jej zewnętrznemu wsparciu.
Mamy wojsko. Generałów i pułkowników, którzy utracili zaufanie poprzez swe sowieckie koneksje usunięto. Utworzono WOT – jakże niezbędne Wojska Obrony Terytorialnej. Wiemy, jak w USA Gwardia Narodowa (ich WOT) pomagają tłumić ewentualne rozruchy.
Ciągle mamy Solidarność po naszej stronie. Mimo Bolka, którego dzisiaj nienawidzą. To ważne i symboliczne. Również dla świata.
Policja jest coraz bardziej profesjonalna i dobrze zarządzana. Służby też.
I wreszcie mamy amerykańskiego prezydenta z którym idzie się dogadać i całkiem poważną grupę dobrze wyposażonych amerykańskich żołnierzy na naszym terytorium.
Oraz chwilowy spokój z wiecznie jęczącymi Żydami.
Czego na pewno nie mamy?
Samorządów i władz paru dużych miast, gdzie prezydenci, przez długoletnie zasiedzenie zbudowali sobie lokalne koterie, układy finansowe i towarzyskie, czego chcą bronić, jak niepodległości.
Nie mamy wierchuszki sędziowskiej. Od prezesów sądów rejonowych w górę, to wrogie podejrzane towarzystwo, uzurpujące sobie prawo do samostanowienia i niepoddawaniu się kontroli.
Szereg uniwersytetów jest wrogich, bo system nominacji naukowych wytworzył pseudo akademików, których działalność naukowa i edukacyjna jest podporządkowana robieniu kasy, czego rezultatem jest lokowanie się polskiego szkolnictwa wyższego poza pierwszą pięćsetką na świecie. To autentyczna hańba. Lecz rektorzy, dziekani, nominowani sztucznie profesorowie, „marcowi docenci” nic nie chcą zmieniać, bo musieliby zacząć pracować. Czego nie potrafią.
Nawet w kościele jest pewien podział. Na naszych i ich.
Czy taki bilans, w sytuacji poważnego konfliktu, jest dla nas pozytywny? Wydaje się, że tak. Lecz dużo zależy od umiejętności dowodzenia i kryzysowego zarządzania. Nie można być miękkim i rozlazłym i we wszystkim ulegać. To ich niepotrzebnie rozzuchwala.
Agenci wpływu działają ostro i bez wytchnienia. W Internecie, jako antyrządowy fundament użyli stale uśpiony antysemityzm wśród prostych ludzi. I odnieśli pewne sukcesy. Nie tylko dosyć prymitywni internauci, ale także dziennikarze i publicyści pozwalają sobie na dolewanie oliwy do ognia anty żydowskimi uwagami. Komu to służy? Chyba Rosji najbardziej.
Czy można przestać się niepokoić? Nie. Jeszcze bezpiecznie się nie czuję. Zwłaszcza, gdy paru dobrych kolegów, z którymi zgodnie walczyliśmy o zniszczenie III RP i odsunięcie szubrawców od władzy, nagle przeszło na pozycje antypisowskie i poczuło zew, czy ukłucie radykalnej narodowo – patriotycznej prawicy, lub endecji. Choć to są puste zbiory wolnych atomów. Nie ma tam nikogo nadającego się na przywódcę, czy choćby mądrego organizatora tego ruchu.
Nie chciałbym, żeby w obliczu kryzysu, znowu trzeba było się rozglądać – kto jest za, a kto przeciw.
.
Ja na własne oczy widzę jak u mnie na miejscowego dworcu kolejowym ciągle ładowane są kolejne partie drzewa i odjeżdżają w siną dal.
W momencie, gdy PO i PSL chciały podstępnie, w czasie nocnego posiedzenia Sejmu, sprywatyzować Lasy Państwowe (Uwaga! Nie należą do Skarbu Państwa na mocy dekretu II RP) dosyć blisko współpracowałem z prof. Szyszko, jako redaktor fejsbukowej strony "Ratujmy Lasy" i zdecydowanie oświadczam, że PIS <u><strong>NIGDY </strong></u>lasów nie sprzeda.<br />
Zresztą za ile??? Jak to Niemcy, a nie my, wyliczyli, to w sumie grubo ponad tysiąc miliardów euro. A poza tym, lasy to 29% powierzchni Polski.<br />
Więc proszę nie siać tu defetyzmu i powielać fake newsy.
W toku przesileń i związanych z nimi teatrów politycznych z jakiś powodów odsłania się przed maluczkimi role wysoko postawionych słupów i słupków. Widoczna jest liczba stopni swobody, która u takiego Junkera przewyższa wyraźnie obecne w jego otoczeniu głowy państw pochodzące z wyborów demokratycznych. To manifestacja kryptokracji, która osadziła go na stanowisku z zasady niepochodzącym z żadnych oficjalnych wyborów. W zachowaniu tych ludzi, w ich osobistych relacjach widoczna jest rzeczywista hierarchia władzy.
Kaprysem Junkera jest być może, że w ogóle pochylił się nad ludzkością i robienie mu uwag w ogóle jest nie na miejscu. Wyraźnie widać, ale po dokonaniach całego pracowitego życia, że w gronie ważnych postaci jest Soros. Jego rola - kiedyś w świecie finansów (udział w największych globalnych rozgrywkach z użyciem kreowanych hoss i bess) zmieniła się na rolę demiurga procesów społeczno-politycznych. Zaczynał skromnie od fundacji, by dzisiaj w instytucjach państwa i organizacjach "non-profit" działała wykreowana przez niego elita neomarksistowska, w której mimo dyskrecji i skromności wyróżnia się postać Smolara. Apogeum dokonań Sorosa (na emeryturze) jest tsunami, które od "jaśminowej rewolucji" potoczyło się falą najazdu na Europę. Rola Merkel i pomniejszych słupów wskazuje na całkowite podporządkowanie i brak wpływu na bieg wydarzeń.
Na tym tle lokalna scena i lokalni aktorzy charakterystyczni, nieraz statyści z łapanki, jawi się jako odwzorowanie metody. Metody rozgrywania polityki tej samej sieci. Ze zręcznością prestydygitatora pokazuje się sztuczki z politykami zamiast gołębi. Wsadza się polityka, a wyjmuje czerwoną chustkę...
Wg. mnie Soros jest też tylko twarzą światowego, tajnego forum, jak też gońcem. Ja bym się głównie przyjrzał Rotszyldom.
A reszta komentarza, to święta prawda. Z tym, że podkreślę, że jest to, tu i tam, działalność koordynowana. Niewątpliwie przez służby specjalne. Mam nadzieję, że nie przez CIA, Mossad, czy brytyjskie.
Występ wypuszczonego z aresztu za kałcją Gawłowskiego w Sejmie, było nie tylko opluciem, ale obrzyganiem Polaków i parlamentu.
Tak, że walczę z techniką, zamiast dyskutować.
Serdeczności
Dziękuję za Ci za docenienie mojej pracy ! ;-)))) W czasach, gdy klawiatura kosztowała tyle co przęciętna kiepska pensja, rozkręcałem 96 -107 śrubek, czyściłem lub naprawiałem przewodzącym lakierem ścieżki, usuwałem zadry w plastiku, lutowałem połączenia a wszystko składałem elegancko do kupy. W tych czasach maszynistki w redakcji, dziennie wklepywały 30 do 40 tysięcy znaków, a po wypiciu kawki i pogaduchach, miały czas na korektę i złamanie strony gazety.
Jak chcesz pisać profesjonalnie, stosuj klawiaturę ze skokiem klawisza 15/100 cala. Zewnętrzną. Notebook ma ograniczony skok i twardy na końcu. Kiedyś były klawiatury z "klikiem" - człowiek wiedział, że literka weszła. W redakcji prawdziwa wygoda, no i słychać jak załoga pracuje - w domu pewnie byś został zlinczowany. (Obaj lubimy pracować w godzinach nocno-porannych )
Że też nie zapytałem się ciebie wcześniej!
Oczywiście, nie byłbym sobą, gdybym sam nie zabrał się za czyszczenie klawiatury. Mam teraz całe pudełko klawiszy i innych plastikowych dupereli. Gdy już doszedłem do dna, pojąłem, że złożenie tego do kupy przerasta moje możliwości w tym wieku. W pracy zawsze miałem lampę z dużym szkłem powiększającym i zestaw precyzyjnych pęset, albo pincet, jak kto woli. Wiesz dobrze, jak taka klawiatura w środku wygląda. I dopiero wtedy, na tym starym notebooku zajrzałem do internetu i odkryłem, że taka konkretna klawiatura kosztuje 35 zł. A w moich dobrych czasach, godzina mojej pracy kosztowała 250 zł. Czyli - po kij ja to robię? Oddałem laptopa fachowcowi do wymiany klawiatury, tylko źle faceta oceniłem i klasyczny komputerowy nerd już dziesięć dni zmaga się z problemem (czeka na przesyłkę).
Teraz, jak zacząłem poważnie pisać, klawiatura jest dla mnie bardzo istotna. Tym bardziej, że z wiekiem bardzo zmieniają się uderzenia palcem. Raz za słabo i wychodzi x zamiast ź, a raz za mocno, lub za długo i wychodzi xx. Podobno najlepsze klawisze mają macintoshe, ale już OSa nie będę siu uczył, a windowsowskie lapy to chyba Lenovo (IBM).
To co piszesz o zewnętrznych monitorach i klawiszach, było już rozważane. Problem z tym, że w nowym domu, z sentymentalnych przyczyn wybrałem sobie pokój przypominający kabinę. Więc moje biureczko jest szerokie zaledwie na 80 cm. Jako maszynę do pisania, która przecież nie ma dużych wymagań, kupuję sobie używanego, polisingowego laptopa, do 400 zł. Jest tego sporo, nawet z gwarancją. Problemem jest najlepszy Word PL, a najlepszy podobno był 2003. Masz jakeś doświadczenie z Open Office? Warto w to pójść?
Chyba w końcu zorganizuję sobie stanowisko tak, jak będzie luźna gotówka, że na biurku będzie tylko monitor, jak sprawdziłem, przy takiej konfiguracji, najwyżej 17", oraz właśnie dobra klawiatura. Masz jakieś propozycje co do dobrych, niedrogich klawiszy? A reszta sprzętu oczywiście pod stołem.
Jasne, że nocno-ranna praca jest dla mnie najlepsza (poziom hormonów?). By przedłużyć i oszukać, na drzwi balkonowe zamontowałem nieprzepuszczalne rolety. A za balkonem ptactwo różnorakie, właśnie widzę kosy, mają ucztę niebiańską, bo nikomu się nie chce zbierać wiśni z czubków.
Dziękuję za ten komentarz.
A teraz ważne !!
Musimy mieć BARDZO sprawny sprzęt ! Internet jaki znamy - kończy się. Manipulacja goni manipulację. Reklamy i wyciąganie danych. Blokowanie informacji poprzez "dopasowywanie do zainteresowań". Jedno wejście na Wirtualną P, to wysłanie danych do 1500 firm, zainstalowanie 4500 ciasteczek i zmarnowanie 540 MB dysku na nie. Facebook - wiadomo. Jesień będzie gorąca.
A sieci społeczne? Szambo! Z facebooka już rok temu zrezygnowałem. Ale on ze mnie nie zrezygnował i mnie nęka. Ich ostatni świński trik, to aplikacje, które ogłaszają, że możesz się zarejestrować nawet facebookowym adresem.
Niestety FB zapamiętuje i łączy wiele informacji. Mimo, że zmieniłem wszystko, komputer, system, HD - dalej mnie znajduje bo nie chciało mi się wydawać pieniędzy na nowego pendriva, a on też ma numer seryjny ! Wiem, że córka z mobila szukała letniej, luźnej, kwiecistej sukienki ;-))))
FB musiał, i zablokował ponad DWIEŚCIE aplikacji które dawały nielegalny dostęp do danych, tym "lepszym" klientom. Niestety mój komputer dalej jest traktowany jako jeden z dostępów reklamowych do mojej córki.
Kiedyś był taki cwaniak, który się instalował w komputerze i zbierał informacje. Najpierw nazywał się Aureate, a potem Gator. Z połączeń wynikało, że firma miała swoją siedzibę w USA w Santa Clara. Ponieważ miałem pod opieką sporą sieć i za mało czasu na codzienne usuwanie gnoja, to zrobiłem inaczej. Najpierw zorientowałem się w jaki sposób Gator przesyła dane o użytkowniku do bazy. Potem napisałem programik, który przygotowywał takie dane. Na koniec obdarowałem cwaniaków danymi wyssanymi z palca, np. że słonie poszukują skarpetek do golfa, albo że chcę kupić czterosilnikowe UFO w skórze. Prawdopodobnie trafiłem w jakąś piętę achillesową systemu, czyli w wielkim skrócie znalazłem sposób na zatruwanie im bazy danych, bo po krótkim czasie przestali odbierać pakiety z mojego numeru IP. 8]
Problem ciasteczek. Powiedzcie, ile ciasteczek średnio siedzi w kompie? Zostawić je - niedobrze. Zlikwidować - niedobrze. To są wysokiej klasy cwaniaki. I nawet już drobne neptki robią się bezczelni. Chciałem coś wczoraj zamówić do zjedzenia. Jest taki portal - pyszne. Zaraz po otwarciu pyta się, czy włączyć lokalizację. Dalej jeszcze gorzej. Podaj adres, żąda. Miasto - ok, ulica - ok, ale nie chce iść dalej, jak nie podasz numeru domu! Jak to się ma do RODO? Portale robią się coraz bardziej bezczelne. Szczególnie u nas, w Polsce. Bo jak zwykle muszą przebić wszystkich. Na zachodzie robią to samo, ale sprytniej i dyskretniej.
Mój norweski przyjaciel, milioner, z obsesją prywatności, wszystko trzyma na pendrive'ach z 256 bitowym AESem. Laptopy, które często zmienia, są czyste. Uczył mnie korzystania z TORu i Onionu. Backup jest w notesie, u gospodyni jego mamy, która mieszka gdzieś w tropikach. Co za czasy?!
Facebook to największe bydlę. Lecz niestety potężny. Więc bezczelny i arogancki, a polski oddział to na dodatek totalni i lewaki.
Tu rzeczywiście musimy zdobyć silnych, zdolnych i poważnych programistów, bo lewactwo i cwaniactwo nas zniszczy. Na początku pokładałem pewne nadzieje w Szefernakerze, ale po dobrym starcie, już prawie zdechł. Praktycznie dobra zmiana nie ma opieki w internecie. Jakieś oko, czy soki z buraków, oprócz onetu i wirtualnej, robią 10 razy tyle, co prawicowa sfera.
Moje chwilowe rozwiązanie to pendrive'y i osobny czysty laptop nigdy nie podłączony do sieci. To nie tak dużo, bo kupuję polisingowy za 400 zł, daję go zaufanemu do wyczyszczenia i tam wyłącznie trzymam ważne rzeczy. Nie znam jeszcze sposobu, by uniknąć przypadkowego zainfekowania.