Choć zasadniczą reformę przebudowy systemu emerytalnego wymyślonego w końcu lat 90. przez tandem Buzek-Balcerowicz, której zarys ogłosił w tym tygodniu wicepremier Morawiecki, zgodnie krytykują eksperci finansowi i koła biznesowe, nic jednak nie wskazuje, by rząd miał zejść z obranego kursu.
Już od kilku lat, po „przejęciu” przez Tuska i ówczesnego wicepremiera i szefa resortu finansów, Rostowskiego, „obligacyjnej” części aktywów Otwartych Funduszy Emerytalnych (ok. 110 mld zł) tylko kwestią czasu zdawała się decyzja o całkowitym przekształceniu przez rząd coraz bardziej nieefektywnego, „trzyfilarowego” systemu emerytalnego. Ściśle wprzęgnięciu pozostałej części OFE (niemal 140 mld - w większości lokowanych w na polskiej giełdzie) do bardziej aktywnej działalności inwestycyjnej.
Z drugiej strony, z biegiem lat, coraz bardziej ujawniały się, niedostosowane do polskich warunków, zasady całego balcerowiczowskiego systemu. Z jednej strony pogarszająca się w ostatnich miesiącach sytuacja na warszawskim parkiecie oznaczała, że inwestujące głównie tam OFE zmniejszały wartość środków oszczędzających na emeryturę w II filarze. W dodatku średnia wysokość wypłacanych z tego tytułu świadczeń pierwszym emerytom nie przekraczała 100 zł miesięcznie! Z drugiej, kompletną porażką okazał się III filar, składający się z dodatkowych i dobrowolnych oszczędności.
Według wyliczeń Komisji Nadzoru Finansowego oszczędza tam, w ramach Pracowniczych Programów Emerytalnych (ze składkami odprowadzanymi przez pracodawców) oraz na opłacanymi indywidualnie Indywidualnych Kontach Emerytalnych i Indywidualnych Kontach Zabezpieczenia Emerytalnego, ok. 1-1,3 mln osób (na IKE i IKZE funkcjonuje łącznie ok. 1,3 mln rachunków - nie ma tu jednak ograniczeń co do ich ilości na jedną osobę; kolejne 400 tys. osób oszczędza w ramach PPE). Tymczasem KNF alarmuje: składki na IKE, jak i na IKZE, przekazują głównie osoby relatywnie zamożne, które i tak, mogą się spodziewać stosunkowo wysokich emerytur z ZUS.
Oznacza to, że z III filaru nie korzystają ci, do których był on przede wszystkim skierowany: osób z niskimi pensjami, mogących dzięki dodatkowym składkom powiększyć rozmiary swojej przyszłej emerytury.
W tej sytuacji rząd postanowił zmienić zasadniczo „reguły gry”. Przedstawił plan „przetransferowania” większości środków odkładanych przez ponad 16 mln przyszłych emerytów w OFE do III filaru oraz stworzenia zachęt do przekazywania nań dodatkowych składek przez pracowników (i pracodawców). W ten sposób, jak napisał analityk portalu Bankier.pl Krzysztof Kolany, „Ministerstwo Rozwoju kusi nas wizją świadczenia emerytalnego podwyższonego o 1400 zł lub nawet 2446 zł po 40 latach regularnego oszczędzania dla osoby otrzymującej średnie wynagrodzenie brutto w sektorze przedsiębiorstw. Oznaczałoby to stopę zastąpienia (czyli relację pierwszej emerytury do ostatniej pensji) wyższą o 15-26 punktów procentowych”.
Tymczasem koła biznesowe nie przestają utyskiwać na przyszłe zmiany w systemie. Np. w opinii Business Center Club „premier Morawiecki, w odpowiedzi na przewidywany spadek wysokości średnich emerytur do średnich płac (z 50% do poziomu 30%), poinformował o zamiarze istotnego zwiększenia składek emerytalnych pracowników i pracodawców. Jest to jednakże droga do zmniejszenia oszczędności, ograniczająca inwestycje przedsiębiorców na rynku krajowym, w konsekwencji powiększanie zadłużenia zagranicznego, a w dalszej konsekwencji – obniżanie tempa rozwoju. To stoi w sprzeczności z deklaracjami „Planu na Rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju”. Jedyną wyraźną drogą rządu, którą obserwujemy jest pobudzanie konsumpcji (500 +) i zwiększenie liczby emerytów” - oświadczył Instytut Interwencji Gospodarczych BCC.
Nie wygląda jednak, by rząd specjalnie się przejął utyskiwaniami kół biznesowych. Oby nie zabrakło mu determinacji we wdrażaniu nowych zasad systemu emerytalnego.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 1852