Ostatnimi czasy jednak coraz częściej można odnieść wrażenie, że dr Lasek sam uwierzył w to co próbuje nam od lat wmawiać. W to, że wraz z resztą komisji wykonał swoją pracę rzetelnie i w sposób nie budzący wątpliwości. Ba, że nawet śledztwo Rosjan można traktować jako całkiem OK. Jak inaczej bowiem wytłumaczyć wpis dr Laska na TT, w którym jako pozytywny punkt odniesienia do badania katastrofy malezyjskiego samolotu, przywołał "rekonstrukcję wraku" przeprowadzoną przez Rosjan w Smoleńsku.

Pomijając taki drobny fakt, że malezyjski samolot został zestrzelony w rejonie objętym regularną wojną i opanowanym rosyjskich separatystów, a Tu-154 rozbił się na terenie ponoć przyjaznego i życzliwego wówczas sąsiada, przypomnijmy jak wyglądała ta rekonstrukcja wraku:

Mniejsze fragmenty wraku bez ładu i składu wrzucono na na ciężarówki, większe wcześniej cięto i niszczono. A oto wynik rekonstrukcji podawanej przez dr Laska jako przykład:

Rekonstrukcji, która wyglądała raczej na rozrzucenie co z grubsza i "na oko" poszczególnych fragmentów samolotu na placu, bez wiekszej dbałości o to czy jakiś fragment pochodzi z lewego czy prawego skrzydła samolotu. Bez większej refleksji, ile mniejszych lub większych fragmentów wraku dalej wala się po miejscu katastrofy, jego okolicach lub została zebrana przez okoliczną ludność.
Pozostaje mi pogratulować Rosjanom i komisji MAK nowego, obiecującego konesera rosyjskich osiągnięć przy "badaniu" katastrofy w Smoleńsku.
Zdjęcia: screeny z filmu "List z Polski".