Wiele lat temu mąż mojej ciotecznej siostry ze Szczecina, chorej na nowotwór płuc, poprosił mnie o odebranie w Warszawie, przy ulicy Ursynowskiej preparatu leczącego rzekomo wszelkie nowotwory. Zgodnie z zaleceniami sprzedawców tego preparatu, przysłał aktualne wyniki badań, zdjęcia, elektrokardiogramy. Przy Ursynowskiej, w jakimś garażu czy szopie, w pobliżu wolno stojącego domu przyjmowali w imieniu swego ojca czy dziadka dwaj nieletni kawalerowie. Wręczali każdemu torbę z preparatem inkasując (nie pamiętam dokładnie ) 120 czy 150 złotych. Wyniki badań wrzucali bezceremonialnie do kosza. Do ich „ stoiska” była długa kolejka ludzi, którzy tam przyszli kupić nadzieję. Było mi wstyd, że uczestniczę w tym oszustwie. Siostra zmarła w kilka dni po rozpoczęciu kuracji . Nic jej nie mogło pomóc ani zaszkodzić.
Wyobraźmy sobie teraz, że aby udowodnić skuteczność swojej metody leczenia nowotworów, pan uzdrawiacz z Ursynowskiej przeprowadza ankietę ze stojącymi w kolejce chętnymi do zakupu nadziei, nazywanej przez niego preparatem bodajże dolomitowym ( też nie pamiętam) i odnotowuje pozytywne ich opinie o swojej działalności, traktując je jako dowód skuteczności terapii.
Dokładnie na tym polega „błąd ochotnika” w badaniach naukowych.
Ten błąd popełniał Kinsey opierając swoje oszacowania liczby dewiacji seksualnych w społeczeństwie na zeznaniach więźniów, przestępców seksualnych, którym za te wyznania płacił. Tak dobierana próba nie może być reprezentatywna dla populacji.
Ten sam błąd popełnia pani Simone Crouch, socjolog z Melbourne, która jak donosi Washingtonpost wykonała badania potwierdzające, że dzieci rodziców tej samej płci są zdrowsze i szczęśliwsze niż dzieci rodziców heteroseksualnych. Do udziału w badaniu zgłaszały się na ochotnika gejowskie pary. Crouch bynajmniej nie sprawdzała jak faktycznie radzą sobie dzieci badanych homoseksualnych par. Opierała się wyłącznie na opinii ich „rodziców”.
http://www.washingtonpos…
Badania Simone Crouch są najlepszym dowodem upadku etyki naukowej. Nie chodzi o to , że pani Crouch jest wojującą lesbijką, więc nie jest zapewne zbyt obiektywna. Chodzi o popełniane przez nią bezkarnie błędy , a przede wszystkim o „błąd ochotnika”.
Statystyka choć bardzo nie lubiana przez studentów socjologii i psychologii, z których wyrastają tacy jak pani Crouch naukowcy jest nauką ścisłą. Na podstawie reprezentatywnej próby i dobrze przeprowadzonego badania można na przykład z dużą dokładnością określić i przewidzieć preferencje wyborcze w całej populacji. Statystyka proponuje również ścisłe metody testowania hipotez badawczych.
Nie dopuszcza takich metod prowadzenia badań jakie proponuje pani Crouch. To kompromitacja uniwersytetu w Melbourne. Aby nie być gołosłowną.
Children of same-sex parents enjoy better levels of health and wellbeing than their peers from traditional family units, new Australian research suggests.
In what they described as the largest study of its type in the world, University of Melbourne researchers surveyed 315 same-sex parents and 500 children about their physical health and social wellbeing.
Lead researcher Doctor Simon Crouch said children raised by same-sex partners scored an average of 6 per cent higher than the general population on measures of general health and family cohesion.
„I think what the study suggests in that context is that actually children can be brought up in many different family contexts, and it shouldn't be a barrier to marriage equality."
Badano 315 par i 500 dzieci. Liczebność próby jest zdecydowanie za mała. Próba obciążona jest błędem systematycznym- „ błędem ochotnika”. Ostatnie zdanie tekstu pokazuje, że badania były inspirowane i sterowane przez ideologię. Zdaniem Simone Crouch jej badania dowodzą, że dzieci mogą wzrastać w różnych układach rodzinnych.
Simone Crouch bierze po prostu czynny udział w walce homoseksualistów o prawo do adopcji dzieci.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 9392
Kurcze, tyle piszesz, że ciężko za tobą nadążyć ;-).
Ze statystyką, której nie lubię, męczyłem się na studiach i potem w pracy z powodu teorii niezawodności. Zasady i reguły były ściśle określone. Jak ktoś próbował mataczyć, czy kombinować, to wszystko się sypało. Tak, technika jest bezwzględna.
Jak piszesz, w tak płynnych działach, że aż trudno nazwać to nauką, można sobie swobodnie kombinować, tak, aby wyniki poparły założoną tezę.
W świecie naukowym, to niestety częste, ale jest to ryzyko, że wykryte wyklucza naukowca, raz na zawsze z grona poważnych badaczy.
Niestety, oszustów i szalbierzy jest stale mnóstwo.
Serdeczności
Widziałem taki filmik z orgietki u Berlusconiego, gdzie premier Czech ze wzwodem ganiał prostytutkę. I co? Trochę śmiechów i nic.
Prawdziwe środowiska naukowe, przynajmniej te od nauk ścisłych trzymają się jeszcze jako tako. A tak nb. zachwycającym trendem jest przechodzenie czołowych naukowców na wiarę w Boga. Bo doszli do ściany.
Natomiast wszelkie te socjologie, psychologie, czy politologie, to dęte pożeracze darmowych pieniędzy.
Pozdrawiam
"Ten błąd popełniał Kinsey opierając swoje oszacowania liczby dewiacji seksualnych w społeczeństwie na zeznaniach więźniów, przestępców seksualnych, którym za te wyznania płacił. Tak dobierana próba nie może być reprezentatywna dla populacji",
to pomyślałem sobie: "dokładnie tak jak te badanie o dzieciach par jednopłciowych..."
I proszę już w następnym akapicie pisze Pani właśnie o tym badaniu! :-)
Jak mawia stare przysłowie: kto chce uderzyć psa, jakiś kij sobie zawsze znajdzie.
I całe te badania, to jest taki kij, nic więcej. Z nauką to nie ma nic wspólnego.
Pozdrowienia.
L.
W każdym razie obiecuję się poprawić. Potrafię (o dziwo ) wpisać hasło w wyszukiwarkę, ale mnie jakoś to brzydzi. Okazuje się, że nie mogę ufać swej pamięci. Przepraszam czytelników, a Pana serdecznie pozdrawiam.