„Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie dementuje informację, podaną dzisiaj przez jeden z portali internetowych, jakoby analizy badań laboratoryjnych biegłych z Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Policji „wykazały obecność TNT”.
Biegli prowadzący badania laboratoryjne próbek, zabezpieczonych w Smoleńsku na przełomie września i października 2012 r., na obecnym etapie nie stwierdzili śladów materiałów wybuchowych.
Rzecznik prasowy NPW
płk Zbigniew Rzepa”
No, moim zdaniem, mamy tu do czynienia z powtórzeniem manewru z zeszłego roku, gdzie prokurator Szeląg w istocie potwierdził fakt znalezienia trotylu kryjąc się za grą słów. Podano, że nic nie stwierdzono, nie podając, że nie zaprzeczono, a badania trwają.
W ogóle, należałoby zacząć od samego początku, czyli od 2010 roku, gdzie komisja zbadała kilka znalezionych części, jakąś parasolkę i parę innych rzeczy, i nic nie wykryła, o czym zdecydowanie i bez wątpliwości zawiadomiła, jak następuje:
"Opinia biegłych z Wojskowego Instytutu Chemii i Radiometrii w Warszawie z dnia 18 czerwca 2010 r. (postanowienie Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie z dnia 19 maja 2010 r.). Biegli w przedstawionej opinii stwierdzili, że w próbkach szczątków zebranych na miejscu katastrofy nie stwierdzono obecności bojowych środków trujących oraz produktów ich rozkładu powyżej granicy ich wykrywalności. Biegli nie stwierdzili także obecności materiałów wybuchowych takich jak: dinitrotoluenu, nitroglikolu, nitrogliceryny, trinitrotoluenu, heksogenu, oktogenu oraz pentrytu. W następstwie przeprowadzonych badań i pomiarów, biegli podali, iż próbki dostarczone do badań nie stanowią dodatkowego źródła celowo wprowadzonych substancji promieniotwórczych emitujących promienie alfa, beta, gamma, czy promieniowanie neutronowe."
Zatem, sprawa powinna być jasna, nie było trotylu w czerwcu 2010, nie powinno być w październiku 2012. A był. To znaczy, nawet, jeśli nie, to zostały wykryte ślady, które nie zostały wykryte wcześniej. Już samo to w sobie jest zagadkowe i podejrzane i poddaje w wątpliwość rzetelność ówczesnego badanie, zwłaszcza w połączeniu z innymi faktami, które wychodzą teraz. Generalnie, wychodzi na to, że prawie nic nie zostało wtedy zbadane, wszystko przepisano z raportu Anodiny. Dopiero teraz prokuratura zaczęła badać to i owo, lepiej późno, niż wcale. Zaskoczenia więc tu nie ma, jedynie potwierdzono po raz kolejny nierzetelność i fikcyjność ówczesnego śledztwa.
No, zatem możemy wrócić do dnia dzisiejszego i owego trotylu, bądź nie-trotylu (pasztetowej, pasty do butów etc.) znalezionego teraz. Najprawdopodobniej dementi prokuratury oznacza tylko tyle, że ostatecznych wyników NA OBECNYM ETAPIE, czyli w danym momencie jeszcze nie ma, ale z kilka dni będą i wtedy okaże się, że to jednak trotyl, a prokurator zamruga niewinnymi oczętami i powiek, że mówił prawdę, bo na obecnym etapie rzeczywiście nic nie było wiadomo ostatecznie.
No, a wówczas wrócimy do wypróbowanej już wersji, że to pozostałość ze Stalingradu, albo, w wersji soft, z Afganistanu, żołnierze za każdym razem, gdy lecieli, trochę się ocierali o skrzydło i stąd te ślady. Albo, że to trotyl występujący w tym rejonie naturalnie, na tej samej zasadzie, jak pancerno- kevlarowe brzozy i mega- wysokie słupy energetyczne.
P.S. Zachęcam do czytania felietonów w „Gazecie Polskiej Codziennie”, „Warszawskiej Gazecie”, „Kubek Polityczny” i w Freepl.info. Książka, „Alfabet Seawolfa” jest osiągalna online tutaj:

http://multibook.pl/pl/p…
http://sklep.radiownet.p…