Nic się nie stało!
Polacy, nic się nie stało!
Nic się nie staaaaało!
Polacy, nic się nie staaaaało!
Wersja audio: http://www.youtube.com/watch?v=gKPE_CFeqGw&NR
Krzysztof Pasierbiewicz
(nauczyciel akademicki)
Post Scriptum
Nie napisałbym tej notki, gdyby nie durna chełpliwość mediów mainstreamowych.
Post post scriptum
Pechowy ten nasz nowy Stadion Narodowy. Na Stadionie Śląskim byłoby inaczej
Pamiętam, jak w roku 1952 bezpieka wykończyła mi ojca za to, że był akowcem. Miałem wtedy siedem lat i zapamiętałem dzieciństwo, jako mroczny koszmar. Bezustanne zgarnianie ojca na niezliczone przesłuchania, ciągłe rewizje w domu, dokwaterowany ubek, strach, płacz i upokorzenie.
Po śmierci Taty matka wpadła w czarną rozpacz. Żeby nas z bratem utrzymać pisała całymi nocami na maszynie i sprzedawała po kolei biżuterię, obrazy, srebrne sztućce, a w końcu jej ukochany fortepian. Nigdy nie widziałem matki uśmiechniętej.
Aż naszedł październik roku 1957. Pamiętam jak mama przyszła z pracy i oznajmiła, że jedziemy na mecz z Rosją do Chorzowa.
Już w rozklekotanym zakładowym autobusie panowała atmosfera jakbyśmy jechali na wojnę. Pamiętam, że po przyjeździe na miejsce spojrzałem w niebo, bo myślałem, iż nadciąga burza. Ale niebo było czyste, a grzmiał Stadion Śląski. W miarę jak zbliżaliśmy się do kultowego kolosa wzmagał się groźny pomruk zdradzonych w Jałcie Polaków, którzy przyjechali na mecz, ale tak naprawdę, by wykrzyczeć i zamanifestować nienawiść do sowieckiego ciemiężcy i zaprzedanej Moskwie komuszej władzy ludowej.
Jako dwunastoletni chłopak nie do końca rozumiałem, co się dzieje. Po odśpiewaniu hymnu narodowego na stadionie zawrzało jak w piekielnym kotle. To nie był doping, lecz desperacki krzyk protestu wydobywający się z tysięcy gardeł, który przypominał huk rozbijających się fal na rozszalałym oceanie. Według mnie to była najgorętsza patriotyczna manifestacja w powojennej historii Polski.
Boże! Jak oni grali! Ile im się chciało! Aż nadszedł ów pamiętny moment, gdy walczący jak lew maleńki Gerard Cieślik strzelił główką zwycięskiego gola Ruskim.
Myślałem, że się niebo na nas wali. Blisko sto tysięcy ludzi zawyło ze szczęścia, jakby nad stadionem przetaczała się jakaś gigantyczna burza z piorunami. Ludzie rzucali się sobie w objęcia, płakali z radości, poleciały w górę czapki, kapelusze, marynarki, torebki. Wszyscy krzyczeli niech żyje wolna Polska! Rozbrzmiewały toasty i bimber lał się strumieniami.
Chyba wtedy po raz pierwszy zrozumiałem, że nie da się zabić naszej polskiej duszy. Że prawdziwi Polacy nigdy nie ugną karku przed Moskwą.
I raptem zobaczyłem, że moja mama się śmieje, że jest po raz pierwszy od wielu lat uszczęśliwiona. Oszalała z radości wzięła mnie w objęcia wrzeszcząc mi do ucha: „Synku mój kochany! Wygraliśmy z Rosją!!! Pomściliśmy tatę!!!”.
Do grobowej deski tego nie zapomnę.
Nie zapomnę też dumy, jaka mnie wtedy rozpierała, że jestem Polakiem..., tyle wspomnień.
Ale wtedy sport był sportem.
A cóż robi dzisiaj premier Tusk, który ewentualny sukces polskiej drużyny chciał kosztem naiwnych kibiców zapiasać na swój własny polityczny rachunek? Bo tak bezczelnie nachalnej propagandy sukcesu, jak obecnie za rządów Platformy nie było ani za Bieruta, ani za Gomułki, ani za Edwarda Gierka. I wierzcie mi, że wiem, co mówię, bo ich wszystkich przeżyłem.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 10111
Pozdrawiam najserdeczniej jak umiem,
Krzysztof Pasierbiewicz
Dziękuję i wszystkiego najlepszego na Wielkanoc życzę,
Krzysztof Pasierbiewicz
P.S.
Pomyślimy o Panu ciepło przy świątecznym stole!
Można otrzeć łezkę???
Pozdrawiam Panią najserdeczniej, jak umiem,
Krzysztof Pasierbiewicz
Serdecznie pozdrawiam,
Krzysztof Pasierbiewicz
Pozdrawiam serdecznie,
Krzysztof Pasierbiewicz
Pozdrawiam Pana serdecznie i wszystkiego najlepszego na Wielkanoc życzę,
Krzysztof Pasierbiewicz