Więc zrobię ten jeden dzień. To znaczy, na teraz, godzina 9:15 myślę, że wytrzymam. Jeszcze godzinę temu byłem sceptyczny i oceniałem swoje szanse gdzieś tak na godzinę siedemnastą. Że potem nie ma zmiłuj, muszę coś zjeść. Na poście Dąbrowskiej, jakby ktoś nie wiedział, to się je. Nawet ponoć nie tak mało, tylko, że takie rzeczy... no wiesz... Dobra, powiem swoje śniadanie dzisiejsze, już częściowo zjadłem, to tak nadziei nabrałem, że dotrwam do 20:00 a potem no nie wiem, rzutem na taśmę jeszcze ze dwie godziny cierpienia i tylko zasnąć, zasnąć, doczekać rana.
Moje śniadanie dzisiaj to 3 ogórki i 3 rzodkiewki. Można podeżdreć, co nie? Od razu w człowieka wstępują nowe siły. Kurcze, mógłbym góry przenosić po tym pierwszym ogórku, albo dziewice przez rwące potoki. One by się tam darły wniebogłosy, a Zbychu, twardymi stopami, po mokrych kamieniach dna, trzymając wrzeszczącą dziewicę w ramionach, parłby na drugą stronę. Takie bohaterstwo we mnie wstąpiło po tym pierwszym ogórku. Rzodkiewki są z działki, a nie ze sklepu i od razu widać, znaczy czuć. Może i widać i czuć, bo wyglądają inaczej, są jakieś twarde takie i pieką w gębę trzy razy bardziej niż to badziewie z marketu. To jem, z ogórkami, bo samych bym chyba nie dał rady.
Prawdę mówiąc to się trochę boję. Ja jestem kot domowy, przyzwyczajony do komfortu i smakołyków. Pewien młody człowiek, z którym mam czasem do czynienia mówi, że jak ja coś zrobię, to jest pyszne. No jest, bo ten człowiek w tym wieku, co jeszcze się nie kłamie, czy to z uprzejmości czy żeby coś zyskać. Więc takim kurcze minismakoszem jestem. Jeszcze nieszczęsna butelka po pifku widzę w koncie. Nie pijam piwa. Ale czasami... Jak to w życiu, no wiecie, chyba że ty święty, święta, to co innego, w takim razie tylko zasady i żadnych odstępstw.
Co do samego postu Dąbrowskiej to kiedyś o nim już pisałem i każdy sobie może poszukać. Ja to odbieram jako taki mój samo-masochizm, o ile coś takiego w ogóle istnieje. No dobra. Tak nie jest. Ale nie do końca rozumiem ten mój kontakt z tym postem. Może jest trochę przygodowo, może inaczej, może trochę boli, a może czasem nie? Wiem! Chodzi o odmianę, o coś innego, żeby kurcze nie ciągle tak samo, bo i smakołyki, nie tylko te kulinarne, w końcu człowiekowi zbrzydną, a w życiu chodzi o coś więcej, niż kotlet schabowy z kapustą zasmażaną.
Nadzieje mam takie, że jakimś cudem ten dzień przeżyję i na tym koniec. Uff uznam się za bohatera oraz racjonalnego człowieka, który z niczym nie przesadza, który spełnia oczekiwania, bo wszyscy oczekują żebym jadł. Jakby są zadowoleni z tego. I rodzina, i gospodarka, i polityka. Żryj kochany źryj - śpiewała Steczkowska. Ale ciul, dam radę, ten jeden dzień. Potem choćby potop. A jak nie dam, to co? Musimy zawsze tak przesadzać? Nie można normalnie? Niekonsekwencja w życiu ludzi jest bardzo ważnym elementem. Jakby tak wszystko było dokładnie konsekwentne to jakiś kurcze totalitaryzm ponury by wyszedł. A tak... gołębie gruchają, mi zostało półtora ogórka do końca śniadania, na dworze pochmurno i to by było na tyle!
A na deser zdjęcie:

Mięśnie składają sie z białka. Podtrzymują układ kostny. Nie ma mięśni, nie ma podpory i tworzą się potężne problemy z ciałem. Widać to np. po fotografiach więźniów z KL Auschwitz-Birkenau.
Ogórki i rzodkiewka są smaczne i zdrowe, ale białka nie mają. Jak już pościć to należy pić dużo wody.
Pokusiłam się na 2 tygodniowy post odtruwający pani dr. Dąbrowskiej. Nie jadłam chleba, mięsa i ziemniaków. Udało się zlecieć 3 kg z wagi. A potem przeszłam na odżywianie zalecane w książce pani doktor. I tu moja uwaga : dlaczego nie ma zamiennika awokado? U nas nie rośnie. Nie da się w moim przypadku żyć na "korzonkach" i "bulwach" bo to mnie zniechęca w ogóle do jedzenia. Czy o to tu chodzi??
Kluczową sprawą do zrozumienia jest to, że nie ma dobrej diety, dobrego odżywania, czy dobrego postu. Istnieje tylko dobra dieta dla ciebie w konkretnym czasie i może ona być inna niż dla drugiego człowieka czy nawet dla ciebie w innym okresie życia czy sytuacji. Stąd podstawa to obserwacja własnych reakcji i elastyczne reagowanie. To dobre dla mnie? Sprawdziłam, sprawdziłem? No to mogę to stosować i dla kogoś innego inne żywienie może być lepsze i nie ma w tym nic dziwnego.
Chleb najlepszy jak się samemu upiecze, tu jestem fachowcem, niestety, też tuczy choć mniej.
Nie wystarczy.
"nadspodziewanie dobre wyniki badań i... całkiem nowe włosy, bo te stare nie wytrzymały."
to faktycznie dieta "cud", że też zapytam, czy te stare włosy wypadły do łysiny i wtedy nowe wyrosły?
a co ze skórą, paznokciami ? (nie jest to złośliwość)
Ja ze swej strony powiem o mojej diecie, jem jak jestem głodny, jem tyle ile potrzeba, nie stosuję szablonu pory dnia czy nocy, w jakich godzinach mam jeść, unikam jedzenia śmieciowego, wolę "byle co" przygotowane w domu, niż chemiczne frykasy, a od chrupek, kolorowych napojów zaczynając, a jestem wszystkożerny i lubię smalec, słoninę, boczek, masło etc., mniam :))
Efekt, nie znam "swego lekarza" rodzinnego, ani on mnie, od czasu jak przestałem rosnąć, mam stałą wagę, miałem ubrania sprzed lat, w które swobodnie wchodziłem, ale się pozbyłem, bo niemodne, ogólnie stosuję zasadę, że z tego co mogę mieć, biorę tyle ile mi potrzeba, nie więcej i dobrze na tym wychodzę, jeszcze dzielę się z innymi.
musi być żarłokiem, skoro ma takie sny.
Jak jadłem kolacje wg wskazań dietetyków, kilka godz. przed snem, to wtedy miałem koszmary, zawsze mnie ktoś gonił, pewnie jakiś głodny kuracjusz diety "cud" :)
Teraz jak nie jestem głodny, to nie jem, a teraz często jem przed snem, łatwo zasypiam, sny mam fajne, budzę się wypoczęty.
Twierdzenie, że jedzenie przed snem jest niezdrowe, bo żołądek "obciąża" nasz mózg, który biedny z tego powodu musi pracować nad kontrolą żołądka itp. uważam za bajki.
Podam jeden przykład - sjesta znana i stosowana od wieków
zdrowa jest, czy nie, chyba zna ją każdy będąc dzieckiem.
Też czyni cuda...
7.49