Dlaczego Polacy wymierają? Jaka jest przyczyna tego, że rodzi się coraz mniej dzieci? Przyrost naturalny w Czechach wynosi 1,83 w Polsce 1,33. Czy państwo za mało robi? Kto ponosi winę? Onet.pl zamówił sondaż i opublikował wyniki. I trup wypadł z szafy...
Świętą od zawsze w kulturze polskiej była kobieta. Matka Polka. Dziewczyna. Żona i tak dalej. Polacy klękają tyko w dwóch sytuacjach, przed Bogiem i przed swoją kobietą - głosi porzekadło. Ten piękny nasz tradycyjny rys spotkał się z dodatkowym wzmocnieniem wizerunku kobiety, poprzez światową ideologię feministyczną. Kobieta poszkodowana. Kobieta zawsze ofiara. Kobieta "zasługująca" na karierę. Kobieta niezależna. Kobieta wyzwolona. Jak śmiesz...! I #meToo
Więc jako naród, może nie jako społeczeństwo bo trochę zaimportowaliśmy Ukraińców, wymieramy. Powoli, ale skutecznie. 40 lat temu rodziło się co roku 700 tysięcy polskich dzieci, teraz... 300 tysięcy. Najlepiej schować głowę w piasek lub ją odwrócić. Zająć się polityką albo sportem. Nie, lepiej polityką, bo daje złudzenie wpływu na bieg zdarzeń. Kogo by to obchodziło? Liczy się tylko to, co w tym tygodniu. Ile uda się. Bo tutaj jest jak jest - śpiewał Paweł Kukiz zanim został politykiem i zaczął śpiewać jak inni.
Tak naprawdę o posiadaniu dziecka decyduje kobieta. To jej postawa i zdanie ma dominujący wpływ. Więc w sondażu zapytano, bezdzietne kobiety i mężczyzn dlaczego nie chcą mieć dziecka. Padły różne odpowiedzi z różną częstością. I teraz pytanie, jakiej odpowiedzi udzieliło najwięcej polskich kobiet?
.
N I E L U B I Ę D Z I E C I
.
.
Po prostu, ponad 70% pań podało jako powód tego, że nie mają dziecka, iż - nie lubią dzieci. W wywiadzie nagranym na wideo poświęconym temu sondażowi, wymowę tej odpowiedzi oboje rozmawiających szybko usiłowało zakrakać, zamazać, zastąpić, zagadać. Było o innych powodach. Były konstrukcje obronne typu, nie lubią dzieci, a co się za tym kryje? Może ich nie lubią, bo za mało mają pieniędzy, bezpieczeństwa, mieszkania? Złe państwo, za mało pomaga i temu podobne ratunkowe racjonalizacje, byle tylko nie przyznać, nie wyrazić i nie powiedzieć, że w kobietach zaszła zmiana. Zmiana fundamentalna, osobowościowa, charakterologiczna.
Wszyscy jesteśmy obiektami inżynierii społecznej, ale też o tym nie chcemy wiedzieć, bo napierdalanka polityczna, bo Unia, wojna, inflacja i ty zdrajco, łachudro, zaraz doleci albo sami wypowiemy. Ale eksperci pracują. Nad wychowaniem nowych ludzi. I jak widać robią to skutecznie.
Jaka była zatem najczęstsza odpowiedź u mężczyzn, którzy nie mają dzieci? - Brak mieszkania. "Nie lubię dzieci" było o mężczyzn na dopiero 7 pozycji.
Gdy obserwuję czasem ulicę i życie, z pewnym zdziwieniem zauważam, że w większości przypadków, gdy para idzie z wózkiem, to wózek prowadzi mężczyzna. Można - i być może tak się dzieje w psychice - przyłożyć tu probierz męskiej pomocy w obowiązkach, ale umówmy się, spacerując, pchanie wózka nie jest ciężką pracą. Ale Polek jakoś do dzieci "nie ciągnie". One - jak pokazuje sondaż - nie lubią dzieci. To jak te dzieci się mają rodzić?
W dalszej części państwo z onetu grali feministyczne piosenki, pt. panowie, bo to trzeba pomagać kobietom oraz przeboje socjalistyczne czyli bo za mało dodatków na dzieci. To wszystko bzdety i mydlenie oczu wokeistycznym mydłem. Bo gdy podsumować wydatki państwa na wspieranie dzietności okazuje się, że przekraczają 3% PKB i to są już spore pieniądze. Nic z tego, dzietność Polek spada. Nie lubią dzieci. Co lubią? Pewnie karierę w korpo na podrzędnych stanowiskach, pieska, singielskie spotkania i czytanki, tindera, aborcję i psychoterapię z jogą. Jednym słowem chwytają życie.
Życie jednak ma to do siebie, że jest jak morze, jak ocean, może jak piasek nad Bałtykiem, każdemu kto próbuje je schwytać w rękę przecieka między palcami. Chcemy mieć, coś dla siebie mieć, a możemy tylko dać, bo mieć to mamy wyłącznie przejściowo. Najpiękniejszy instynkt świata, kobieca skłonność do maluszków, została przez Polki sprzedana za paciorki doraźnych przyjemności i ideologicznych aspiracji do ról tradycyjnie męskich.
"Nie lubię dzieci".
Bez komentarza.
-------------------------------------------------------
Raport onet: https://reportaze.onet.pl/historie/kraj-bez-dzieci/nw2nefr
Rozmowa w onet: https://youtu.be/6HS9q6y4TQ0
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 4116
Przytoczone przez panią smutne okoliczności pożycia, warte są zupełnie odrębnej dyskusji i argumentacji. Zresztą nie bardzo wiem, co chciała pani wyrazić, że mężczyźni są źli i dlatego kobiety są dobre, nawet jeśli nie lubią dzieci?
To dobrze, że jakaś forma solidarności międzyludzkiej jeszcze nie zanikła, prawda? Choćby to miała być tylko ta zwana pogardliwie "solidarnością jajników ". Ja wyraziłam jedynie ubolewanie tak prostą diagnozą zjawiska, które Pan slusznie określił "wymieraniem narodu". Swoją drogą ja kiedyś też nie cierpiałam dzieci i wcale się z tym nie kryłam, a było to w czasach, kiedy takie wyznanie uchodziło za herezję. Wszystkie ciotki i babcie załamywały nade mną ręce i spisywały mnie na straty. I tak trwałam w tym przekonaniu aż nie urodził się mój syn. Przeszło mi jak ręką odjął.
"Może służyć niewłaściwym celom i być w zastosowaniu szkodliwa, wtedy np. kiedy odrzuca się w imię owej solidarności, błędy jakiejś części naszej grupy w stosunku do relacji czy postaw życiowych." Myślę, że w tym przypadku to raczej fanatyzm, lęk przed odrzuceniem przez stado, a nie prawdziwa solidarność.
Oczywiście ma Pan racje z tą korektą solidarności płciowej w sytuacjach rodzinnych. Jeśli mojego syna skrzywdzi kobieta, to ja stanę po jego stronie. Gdyby jednak zdarzyło się, że to on porzuciłby (hipotetycznie) swoje dziecko, to ja pomogę jego matce, nie jemu. I on o tym wie.
Więc małżeństwa się rozpadają głównie wskutek żądania kobiet. Można dyskutować, czy ich los w małżeństwa teraz się stał tak ciężki, że dążą do rozwodu, czy to zawyżone oczekiwania, wymagania z jednej strony, a z drugiej ogromna przewaga instytucjonalna (patrz przygody wesołego Kazia Marcinkiewicza) powodują te zachowania. Dość, że procentowy udział inicjatywy kobiet, w rozwiązywaniu małżeństw... rośnie. Bo w latach osiemdziesiątych, to było 60%.
Tych wniosków o ustalenie ojcostwa to do końca nie rozumiem. Rozumiem, że składają je kobiety? Czy mężczyźni?
https://portal.abczdrowi…
https://stylzycia.radioz…
Jeżeli kobieta składa pozew o alimenty od ojca swojego dziecka, który nie jest mężem lub on podejrzewa, że nie jest ojcem, to wówczas przeprowadza się sądowe ustalenie ojcostwa, w oparciu o badania genetyczne.
Co do wnioskowania o rozwiązanie małżeństwa z powodu "niezgodności charakterów ", to już tradycyjnie najczęstszy powód podawany w pozwie, kiedy proces chce się przeprowadzić w miarę szybko i bez prania brudów. Nie każdy ma tak silną psychikę by przechodzić przez piekło udowadniania winy, przesłuchiwania świadków, poszukiwania dowodów i kosztów z tym związanych. Nie przypuszczam też, żeby nagle kobiety tak bardzo zapragnęły samotnego zmagania się z wychowaniem potomstwa jednocześnie pracując zawodowo. Z pewnością ma to związek z coraz powszechniejszym typem mężczyzny "Piotrusia pana", który nie radzi sobie z braniem odpowiedzialności. Ale, żeby nie być posadzoną o stronniczość płciową, wiąże się to również z nowym zwyczajem zamieniania czegoś, co szwankuje na nowy model, zamiast naprawić stary. To dotyczy zarówno kobiet jak mężczyzn.
" Nie kocham cię juz Stefan, Markowi się ładniej kręcą włosy " w wolnym tłumaczeniu. Przypuszczam z prawdopodobieństwem dążącym do pewności, że jednak kobiety. Facet jest bardzo prostym narzędziem do obsługi. Wiem to też z doświadczenia nie tylko z literatury. Pzdr
No cóż, sama natura tak nas ukształtowała, że instynktownie poszukujemy najlepszych genów do przekazania potomstwu ...
Nie widzi Pan w przyrodzie, co niektóre samce wyprawiają, żeby tylko przypodobać się samiczce, kiedy przychodzą gody? Te markowe loki to przy tym pikuś.
Ale rozumiem, że teraz panowie oraz panie, stali się postępowi i stąd te badania.
Pani próba wskazywania mężczyzn jako winnych 70% udziału kobiet w pozwach o rozwód nie jest dobrze uzasadniona. Zupełnie nie wiadomo, co ma znaczyć, że mężczyzna coraz częściej "nie radzi sobie z braniem odpowiedzialności". A kobieta sobie radzi, że składa pozew o rozwód? To jest odpowiedzialność?
Ale co to jest w tym wypadku ta odpowiedzialność. To, że uznał dziecko i się ożenił, to chwała mu za to, ale często na tym jego rola się kończy. Przyznam, że sama nie wiem, jak te współczesne kobiety sobie radzą jakoś jednak mniej bo mniej ale wciąż rodząc dzieci, wychowując i pracując jednocześnie, nie mając nikogo do pomocy, bo rodzice albo daleko, albo też jeszcze sami pracują zawodowo. A tu w domu jeszcze jedno dodatkowe dziecko, co z tego, że metrykalnie dorosłe, które wymaga pełnej obsługi ( bo w domu to mamusia gotowała, sprzątała, i zajmowała się dziećmi). Żadna ze mnie feministka ale sama bym tego nie zniosła. Do tego zdrady, ciągła nieobecność w domu bo " ktoś musi zarabiać, a w korpo nie tolerują, kiedy wychodzi się przed szefem ". Nie twierdzę, że to wszystkie powody, bo to życie. Pomijam pijaństwo i przemoc. Pan widzi na spacerze mężczyznę pchającego wózek i z tego wyprowadza wniosek, że kobieta nie lubi dzieci. Ja patrząc na tych młodych mężczyzn dookoła autentycznie współczuję współczesnym dziewczynom, które jakoś muszą wśród tych podgolonych istot w rurkach znaleźć właściwego kandydata na męża i ojca swoich dzieci. Dlatego też ten "wybór " jest coraz bardziej przypadkowy, spowodowany tykającym zegarem biologicznym... A potem cóż. Ja nie wymagam od innych heroizmu, bo sama nie wiem, jak bym się zachowała, czy też nie pogoniłabym dziada.
"Przyznam, że sama nie wiem, jak te współczesne kobiety sobie radzą jakoś jednak mniej bo mniej ale wciąż rodząc dzieci, wychowując i pracując jednocześnie, nie mając nikogo do pomocy, bo rodzice albo daleko, albo też jeszcze sami pracują zawodowo."
Nie. Ta hipoteza o uciemiężeniu polskich kobiet jako źródle ich udręki i/lub niechęci do dzieci jest nieuzasadniona. Nie urodziłem się wczoraj. Znam mnóstwo historii. Dawniej kobiety miały ciężej. Nie miały po prostu takich oczekiwań i takiego przekonania o byciu poszkodowanymi jak mają teraz. Same warunki były częstokroć o wiele, wiele trudniejsze, a zakładały rodziny, nie badały ojcostwa, były żonami i matkami, i ostatecznie rzecz biorąc - badania naukowe na to wskazują - były szczęśliwsze niż kobiety obecne.
Pani - zgodnie z feministyczną, zaakceptowaną przez kobiety narracją - winą obciąża mężczyzn, a kobiety to uciemiężone ofiary, które "bronią się" rozwodami i podobnymi sprawami. To nie jest zarzut. Z tą postawą spotykam się przez lata i to w rozmaitych przekrojach wiekowych i poglądowych u kobiet. Ten instynkt stadny wyłącza myślenie racjonalne, a włącza - bojowe.
Czy zatem meżczyźni są bez winy? Nie. Ale wszystko jest przeciwko nim. Państwo. Prawo. Sądy. Media. Eksperci. Kobiety. Musielibyśmy przejść na szerszą dyskusję o interakcjach między płciami, o takich paranoicznych ale uzasadnionych ruchach jak MGTOW i tak dalej i temu podobne. Ale proszę zwrócić uwagę, że to wszystko jest skutkiem argumentacji obronnej, polegającej na stawianiu zarzutów innym, w celu usunięcia mogącego pojawić się negatywnego wartościowania, w związku z tym prostym wyznaniem kobiet, ze "Nie lubię dzieci" i tymi ich decyzjami, że dzieci nie chcą i tymi skutkami, że wymieramy.
Oj nie rozumiemy się. Czytając mam wrażenie, że Pan naprawdę urodził się wczoraj. Gdzie ja napisałam, że badania o ustalenie ojcostwa jest inicjowane przez kobiety? Jest inicjowane przez tę ze stron, która uchyla się od płacenia alimentów argumentując "nie mam pewności, że TO dziecko jest moje". "Masowe" jak Pan twierdzi zjawisko jest czymś spowodowane, Pan uważa, że tym, iż obecnie kobietom w głowach się poprzewracało i zamiast znosić w milczeniu jak ich matki i babcie przemoc fizyczną, ekonomiczna lub psychiczną, zdrady czy pijaństwo występuje taka o rozwód. I to jest dla mnie dowód myślenia stadnego, czyli solidarności męskiej w Pana wykonaniu. Proszę pomyśleć, czym może kierować się kobieta występująca o rozwód, mająca pełna świadomość, że zostanie sama z dzieckiem, że pod każdym względem będzie miała trudniej, że na "rynku małżeńskim " kobieta z dzieckiem nie jest już szczególnie pożądana? Według mnie musi być zdeterminowana, a nie nieodpowiedzialna ( choć nie wykluczam, że i tak może być w jakimś promilu - statystyka). Wie Pan, ja nie tylko znam życie, bo już większą jego część już przeżyłam, ale odbyłam również kiedyś staż jako aplikantka w sądzie rodzinnym. Napatrzyłam się. Pan, mam wrażenie po prostu nie lubi kobiet, nie mówiąc o ich zrozumieniu :) Napisałam już Panu, że ja sama też dlugo deklarowałam niechęć do dzieci oraz ich posiadania. Jak to mówią, na wszystko musi przyjść czas.
Ciekawa rzecz, skoro już jesteś aż tak opętana Tuskiem i jego wpływem nawet na dzietność Polek, to powinnaś wiedzieć, że on sam jest ojcem 2 dzieci i dziadkiem 5 wnuków. Przyznasz sama, że od tej strony Tusk się sprawdził?
Synalek Michal Tusk zatrudniony za spora kasę w OLT Express Sp. zo.o.”. Jak twierdził był tylko "zewnętrznym konsultantem” . Tuske mógł mieć nawet 12 dzieci a co? Tylko zona mówiła ze to gnojek.
Tylko jak wytłumaczyć podobną sytuację wymierania narodów o wiele bogatszych niż Polska, ktoś opublikował niemiecki raport, był podobny do polskiego, za 50 lat Niemcy będą stanowić mniejszość narodową we własnym kraju, a co najciekawsze, napływowi emigranci zarobkowi nie mając tych zdobyczy cywilizacji, rozmnażają się "jak króliki", może tajemnica ich dzietności tkwi w ich kulturze, że mężczyźni mają swoje obowiązki, a kobiety swoje, nie wchodzą sobie w paradę, jak to się dzieje w "naszej" cywilizacji, gdzie kobieta chce przejąć, zastąpić mężczyznę.
Oopłakane skutki tego widzimy w każdej dziedzinie, od polityki zaczynając, wystarczy posłuchać posłanki opozycji, albo te marszów "macic", domagające się "prawa kobiety", do tego - Boże nie grzmisz - "prawa człowieka"! do aborcji na życzenie, do tego na koszt całego narodu, podobnie jest z in vitro, dr Mengele metoda poczęcia człowieka, by począć jednego człowieka, poświęca się kilkoro jego poczętych braci, bo mamusi nie życzy sobie więcej niż jednego dzidziusia, bo to ciężka praca i za drogo.
Można powiedzieć, że polski katolicyzm tak mocno komuś przeszkadza, że znalazł sposób, by się znienawidzonej Polski pozbyć, redukując do garstki parobków, to lepsze i skuteczniejsze niż zbrodniczy holokaust.
"Potrzeba przede wszystkim przedostać się do społeczeństwa obcego, choćby obwarowanego jako forteca i wtedy dopiero można je pokonać" Potrzeba zatem przyswoić sobie wszystkie formy zewnętrznej asymilacji, tak co do narodowości jak i co do religii,(), by móc swobodnie rozkładowo działać od wewnątrz na rdzenne społeczeństwo"
"Musimy się starać, by wszelkimi środkami zmniejszyć wpływ chrześcijańskiego Kościoła, który był zawsze naszym największym nieprzyjacielem i w tym celu musimy zasiewać w sercach jego wiernych wolnomyślne idee i wątpliwości, a nadto wywoływać niezgodę i spory religijne."
Dodam tylko, że obecnie nastała "moda", że młodzi nie uważają się dzieci jako kapitał rodziny, a trudno od państwa wymagać, by "kupował" dzieci, tym bardziej, że inne kraje dzięki kolaboracji z Niemcami, mieli dużo mniejsze koszty odbudowy gospodarki, jak też po wojnie nie byli pod sowiecką okupacją, a obecny rząd zrobił dla rodzin i dzieci dużo więcej niż pozostali, a faktycznie rządzą tylko 8 lat.
Zaczynam się bać, bo często się z Tobą zgadzam :) W każdym razie " Trudne czasy tworzą silnych ludzi, silni ludzie tworzą dobre czasy......" Socjalizm, to jedna z głównych przyczyn. W niektórych krajach poszło to już tak daleko, że Państwo uzurpuje sobie prawo do przejęcia tychże dzieci....
To, że jesteśmy zawdzięczamy płodności naszych przodków. Gdyby w tłumie naszych praojców i pramatek zabrakło jednej tylko osoby – nie byłoby nas na tym świecie! W przeszłości wojny i zarazy dziesiątkowały Rzeczpospolitą, ale dzięki nadzwyczajnej witalności odradzaliśmy się z każdej zapaści... W czasach szwedzkiego potopu – w wyniku działań wojennych, chorób i głodu – ubyło nam aż 40 % populacji! A jednak wciąż odradzaliśmy się jak Fenix z popiołów... Kanclerz Bismarck rwał sobie włosy z głowy, widząc eksplozję demograficzną Polaków w germanizowanej Wielkopolsce! W okresie międzywojennym ojcem chrzestnym każdego siódmego syna w rodzinie zostawał „z klucza” prezydent Ignacy Mościcki... A było tych prezydenckich chrześniaków (sprawdzanych do czwartego pokolenia) około tysiąca! Hekatombę drugiej wojny światowej też „odreagowaliśmy” powojennym wyżem demograficznym… I to w biedzie, bez wsparcia programu 500+… Cóż, skłonność do posiadania dzieci nie wiąże się z zamożnością społeczeństwa; wręcz przeciwnie… Ta odwieczna misja człowieka – gotowość do podjęcia ogromnego trudu prokreacyjnego – rodzi się w naszych głowach i w sercach. Liczne i po bożemu wychowane potomstwo było niegdyś gwarancją bezpiecznej starości dla rodziców, dla dziadków... Gdy ciężar utrzymania seniorów przejął ZUS (czyli państwo) – nie rodzenie dzieci, lecz aborcja na życzenie stała się podstawowym prawem kobiet! Ale ta „kalkulacja” działa w obie strony... Kto zechce dziś bronić przed eutanazją samotnych, schorowanych i nikomu niepotrzebnych staruszków? Wiem, że i tak nie przekonam współczesnych młodych „Europejczyków” do „bezsensownego mnożenia się jak króliki”. Egoizm nakazuje im „realizować się” i żyć „tu i teraz”. Po nas – choćby potop! Każdy, kto zrozumiał sens posiadania dzieci wie, że jest to uczucie nieporównywalne do żadnego innego. Macierzyństwo/ojcostwo nie jest udręką! Jest naszą największą radością… I to tylko po nas zostanie...
Bardzo mało sobie tej radości Pan Piosenkarz dostarczył, 2 x więcej tej radochy ma Tusk.