
Ultra prawicowy portal wPolityce – vide: https://wpolityce.pl/pol… donosi, cytuję: „NASZ WYWIAD ze Stanisławem Piotrowiczem. Nowelizacja ustawy o SN? Piotrowicz: W polityce liczy się skuteczność i czasami trzeba zrobić jeden krok do tyłu, aby zrobić dwa do przodu…”, koniec cytatu.
Mój komentarz do tego wywiadu:
Wielce szanowny Panie Pośle!
Jak przeczytałem Pańską wypowiedź, że czasami trzeba zrobić „jeden krok do tyłu, aby zrobić dwa kroki do przodu” przypomniałem sobie, że w moich czasach licealnych, na przełomie lat 50./60. uczęszczałem na kurs tańca odbywający się w przeniesionej po wojnie ze Lwowa do Krakowa słynnej szkole tańca legendarnego Mariana Wieczystego, gdzie pierwszych tanecznych kroków uczył się także mój szkolny kolega, który też sobie pod nosem pokrzykiwał: „jeden krok do tyłu, dwa kroki do przodu”. Los tak zrządził, że z tymże kolegą już na studiach wyjechałem na poligon w ramach Studenckiego Szkolenia Wojskowego, gdzie wydarzyła się pewna niezapomniana i pouczająca historia z morałem, którą teraz Panu Posłowi opowiem.
Na studiach raz w tygodniu odbywaliśmy na uczelni szkolenie wojskowe, w trakcie którego, co cztery semestry wywożono nas na poligon wojskowy do prawdziwej jednostki. W roku tysiąc dziewięćset sześćdziesiątym szóstym ubiegłego wieku odbywaliśmy taki poligon w jednostce w Morągu, gdzie za murami koszar zamknięto na sześć tygodni kilkuset studentów z krakowskich uczelni. W tych nieludzkich warunkach, wpędzeni w depresję zakazem opuszczania koszar, odcięci od świata, byliśmy na skraju tak zwanej choroby murzyńskiej objawiającej się całodobowym bólem głowy i nieznośnie dokuczliwym pragnieniem kobiet. Więc nie dziwota, iż celem przetrwania koszarowego owego horroru poczęliśmy wymyślać coraz bardziej głupawe, zabawy wojskowe. Pewnego dnia w czasie przerwy między musztrą i szkoleniem politycznym urządziliśmy na koszarowym placu defilad konkurs na - wstyd się teraz przyznać - najbardziej okazałego fallusa w plutonie. Za miarę długości posłużył wojskowy taboret o regulaminowych wymiarach, do dzisiaj pamiętam trzydzieści na trzydzieści, na którym stosownie przygotowani do walki żołnierze układali swoje nastroszone fiuty, a dowódca plutonu bagnetem bojowym nacinał, co znaczniejsze rezultaty. Napięcie zbliżało się do granic zenitu, a wokół areny dreptali nerwowym krokiem skupieni kadrowicze otoczeni tłumem żądnych igrzysk gapiów, w sile lekko licząc setki chłopa. Gdy ktoś prowadził z wynikiem zdawało się nie do pobicia, dwudziestu centymetrów z niewielkim okładem, przez wrzawę dopingujących począł się przebijać piskliwie nieśmiały głos kanoniera Cięciwy, największej zakały plutonu, który uprzejmie prosił: - Panowie! Najmocniej przepraszam, że się wtrącam, ale chciałbym spytać czy mógłbym też wystartować? Jednakże, podnieceni żołnierze odganiali ambitnego aspiranta jak natrętną muchę pokrzykując ze złością: - Cięciwa! To jest poważny konkurs! Z czym do gościa? Spadaj!!! Ale Cięciwa uparcie domagał się prawa do startu, a że był dżentelmenem nienagannie wychowanym, grzecznie, acz nieustępliwie nalegał: - "Panowie! Nie chciałbym być natrętem, lecz wydaje mi się, iż nie bez podstaw sądzę, że powinienem jednak wystartować". Ktoś się w końcu zlitował i dla świętego spokoju pozwolono Cięciwie przystąpić do walki. Oj, do śmierci będę pamiętał, jak kanonier Cięciwa bez pośpiechu, jakby od niechcenia, z ujmującą skromnością wysupłał z przepastnych zakamarków spodni ogólno wojskowych i ułożył na taborecie swój męski atrybut, a ku osłupieniu zebranych żołnierzy wyniku nie dało się naciąć, gdyż zabrakło blatu, a poza krawędź blatu jeszcze sporo zwisło. Do dziś mam w uszach przenikliwą ciszę wywołaną bezgranicznym zdumieniem kibicującego audytorium przechodzącą zwolna w pomruk fascynacji. Tego samego dnia po apelu wieczornym studencka kapituła awansowała kanoniera Cięciwę do rangi bombardiera, a bohater dnia został jednomyślnie ochrzczony ksywą „Pasztetówa” stając się przedmiotem podziwu i dumą plutonu, a także naszej Alamae Matris Akademii Górniczo Hutniczej w Krakowie…, koniec opowieści.
Zapewne Pan Poseł się dziwi, dlaczego Panu tę historię opowiadam?
Otóż jak fama niesie, inżynier Cięciwa nie podjął po studiach pracy w wyuczonym na studiach zawodziej, gdyż został rozchwytywanym fordanserem we wspomnianej na wstępie legendarnej szkole tańca Mariana Wieczystego, gdzie wyćwiczony w czasach licealnych ruch posuwisto zwrotny: „jeden suw to tyłu, dwa suwy do przodu” pomógł mu zrobić zawrotną karierę dzięki opinii kursantek, iż jak nikt inny potrafi prowadzić.
Sęk wszakże w tym Panie Pośle, że jak zaznaczyłem w tytule, prowadzenie polityki państwa, to nie szkoła tańca.
Serdecznie Pana Posła pozdrawiam,
Krzysztof Pasierbiewicz (em. nauczyciel akademicki, a także niezawisły bloger oddany prawdzie i sprawom ważnym dla polskiego państwa)
Post Scriptum
I jeszcze jedno Panie Pośle. Dzięki dzisiejszemu krokowi do tyłu, PiS stracił bezpowrotnie najtwardszy elektorat.
Złożone zostały doniesienia do prokuratury, nawet do pisowskiej prokuratury, ale nikt nie podjął się realizacji hasła "prawo i sprawiedliwość". Jak widać, znów mamy casus świń równych i równiejszych, jak pisał Orwell.
A pan panie wykładowco akademicki jesteś naprawdę stuknięty. Szkoda mi tylko tych studentów, którzy musieli słuchać pana bredni. I wie pan co ? Panu tylko rogów brakuje a byłby pan prawdziwym osłem. Niech pan poklepie się po głowie i sprawdzi. Jeżeli tam jednak rogów nie ma, to znaczy, że nic panu nie brakuje !
P.S. A my, Polacy będziemy spokojnie głosować na PiS i mamy w d...pańskie POdchody .