Natrafiłem niedawno w sieci na wykład pana Krzysztofa Karonia, po nieco mylącym tytułem: Nieszczęście polskiej prawicy, to brak ideologii?
Wykład moim zdaniem ciekawy i wart wysłuchania, choć tytuł nijak ma się do jego treści. Na samym początku Pan Karoń zaznacza, że to co usłyszymy, będzie dla wielu słuchaczy herezją. Jedną z tez jego wykładu jest twierdzenie, że człowiek, pozbawiony wpojonej siłą, od wczesnego dzieciństwa etyki, będzie w życiu codziennym zawsze minimalizował straty i maksymalizował zyski, a najbardziej skutecznym postępowaniem, dającym takie efekty jest kradzież. Ta opinia wzbudziła na widowni sprzeciw. Jakiś oburzony głos zawołał: To-nie-prawda! Ktoś inny powiedział, że przecież można na warunkach partnerskich do czegoś dojść, można się dogadać i tak dalej.
Moim zdaniem pan Krzysztof Karoń – choć, jak sam stwierdził we wstępie do wykładu, przedstawia opinie, z którymi niektórym słuchaczom trudno się zgodzić - mówi rzeczy oczywiste! Najzupełniej oczywiste! Wrodzoną cechą natury ludzkiej jest dążenie do ograniczania wkładanego w uzyskiwanie dóbr wysiłku - do koniecznego minimum! Człowiek, który nie zostanie poddany intensywnej indoktrynacji i to od wczesnego dzieciństwa, gdy tylko dostanie szansę na zdobycie dóbr z niewielkim wysiłkiem i bez nadmiernego ryzyka kary – to po nie sięgnie. Jeśli ktoś nie wierzy na słowo, to proponuję zastanowić się, jak wyglądały stosunki międzyludzkie, na przestrzeni całych dziejów ludzkości. Przecież dzieje te, to historia wojen, wyzysku i niewolnictwa. A wojna, podbój i niewolnictwo – to inne definicje rabunku. Gdybyśmy żyli w starożytnym Rzymie, albo w Kartaginie, to albo bylibyśmy niewolnikami, albo mielibyśmy niewolników. Albo okradalibyśmy innych z owoców ich pracy, albo sami bylibyśmy okradani. Inny przykład: Indianie. Ludy, które miały swój kodeks honorowy, zakazujący na przykład kłamać, nie widziały problemu ani w posiadaniu niewolników, ani w prowadzeniu łupieżczych wypraw, w celu odebrania dóbr sąsiadom, jeśli tylko mieli oni słabszy dzień. I oprócz dóbr materialnych, na takiej wyprawie można było jeszcze zdobyć kobietę, chwałę i prawo do kolejnego orlego pióra w pióropuszu. A Mongołowie? Najeźdźcy ze stepów Azji. Zdobywcy ziem, koni i jasyru… Przykłady można by mnożyć w nieskończoność. Jeśli kogoś z Państwa nauczono, że lepsza jest współpraca, niż wzajemne okradanie, to pięknie. Tylko problem w tym, żeby wszyscy uczestnicy zabawy hołdowali takim samym przekonaniom, bo w przeciwnym przypadku, w sytuacji odpowiednio wysokiej pokusy jeden wspólnik zawsze w końcu dojdzie do wniosku, że łatwiej jest oszukać i skończy się tak, że on będzie miał pieniądze, a jego były wspólnik doświadczenie…
Jeśli Państwo reagujecie alergicznie na słowa Krzysztofa Karonia, mówiącego, iż zasadą wolnego rynku i najskuteczniejszym, najbardziej racjonalnym sposobem zdobywania dóbr, nie jest praca, tylko kradzież, jeśli ktoś z Państwa nie zgadza się głęboko z tym, że w naturze wolnego człowieka leży kradzież, to znaczy, że zostaliście państwo zindoktrynowani. Źródła tej indoktrynacji mogą być z grubsza dwa. Pierwsze, to marksizm, który od dziesięcioleci opowiada brednie o humanizmie, o wrodzonym dobru, które można wydobyć z człowieka jeśli tylko uda się wyrwać go z okowów religii, o wychowaniu bezstresowym i wiele, wiele innych nonsensów. Jest też druga możliwość, wśród czytelników tego bloga zapewne dużo bardziej prawdopodobna. To katolicyzm. Jeśli jesteście Państwo przekonani, że źródłem Waszego buntu przeciw temu, co mówi pan Karoń, jest właśnie katolicyzm, to proszę pokłonić się swoim rodzicom, bo to oni najpewniej, i to pod przymusem, wtłoczyli Wam do głowy zasady (wprost wynikające z etyki chrześcijańskiej, nawet, jeśli o tym nie wiedzieli), że nie wolno kraść, kłamać i zabijać, nawet, jak się bardzo chce. Nie ulega wątpliwości, że to właśnie chrześcijaństwo było siłą, która przeciwstawiła się niewolnictwu, czyli skrajnej kradzieży! Oczywiście nawet chrześcijaństwo nie ma i nie miało stuprocentowej skuteczności, ale jasne jest, że przykłady odstępstw od zasad etyki, które miały miejsce w świecie chrześcijańskim, były odstępstwem od wiary, a nie jej konsekwencją.
Pomiędzy indoktrynacją marksistowską, a katolicką, jest zasadnicza różnica. Pierwsza z nich jest oparta na błędnym założeniu, mówiącym, że da się wychować społeczeństwa bez etyki wynikającej z systemu spójnej wiary. Natomiast katolicyzm wie, że człowiek pozostawiony samemu sobie nie będzie potrafił wyjść poza swoje lenistwo, które nakazuje mu kraść, o ile tylko koszty procederu nie będą zbyt wysokie. I, w odróżnieniu od marksizmu, katolicyzm oferuje dobre remedium na ten problem.
A jakie wnioski płyną dla nas z tego, co mówi Krzysztof Karoń.
Otóż, mając świadomość tego, jaka jest natura ludzka, musimy zadbać o to, by następnym pokoleniom Polaków przywrócić chrześcijańską etykę. Bo chrześcijaństwo jest najskuteczniejszym sposobem uzyskania przez człowieka wewnętrznej wolności od wrodzonych skłonności do ułatwiania sobie życia poprzez okradanie innych. Chrześcijaństwo, jako prąd filozoficzny, doskonale zdawało i zdaje sobie sprawę z tego, że człowiek jest z natury nieco zły, ale jednocześnie zdolny do bycia dobrym i moralnym! Tylko nikt nigdy nie nauczył się bycia moralnym sam. Zawsze wymaga to bezpośredniego przymusu, nacisku ze strony wychowawców. Niczego, co jest praktycznie przydatne w życiu, żadnej umiejętności posiadanej w stopniu wystarczającym do osiągania korzyści (umiejętności wytwarzania czegokolwiek, ale też umiejętności oparcia się pokusie łatwego zdobycia dobra poprzez kradzież) nie nauczymy się ani przypadkiem, ani przy okazji, ani sami, ani łatwo, ani bez wysiłku. Zawsze wymaga to ćwiczeń, poświęceń i co najmniej potu, często łez, a czasem krwi!
I wbrew temu, co mówią marksiści, nie da się zastąpić etyki wynikającej ze spójnego systemu religijnego, jakąś prostą wymyśloną naprędce przez ludzi protezą. Jeśli kiedykolwiek oglądaliście Państwo filmy, lub seriale z uniwersum Star Treka, to na pewno spotkaliście się z jedną z zamieszkujących ten fikcyjny świat ras, jaką są Klingoni. Twórcy tego uniwersum wymyślili dla Klingonów bardzo rozwinięty język. Są zapaleńcy, którzy opanowali język klingoński w stopniu umożliwiającym normalne porozumiewanie się. A czytałem nawet o takim wariacie, który postanowił nauczyć tego języka swoje nowo narodzone dziecko i tylko tak do dziecka mówił. I okazało się, że dziecko wcale nie zaczęło mówić. W ogóle nie mówiło, dopóki zwariowany rodzic nie zaniechał klingońskiego i nie zaczął używać angielskiego. Podobnie jest z moralnością. Żaden człowiek, choćby najmądrzejszy nie jest w stanie stworzyć lepszego systemu, niż dane nam z góry chrześcijaństwo. A najważniejsze jest to, że nie mamy wyjścia, musimy nasze dzieci indoktrynować od wczesnego dzieciństwa. W domu, szkole, w przedszkolu.
Drugi wniosek dotyczy polityki międzynarodowej. Powiedzieliśmy, że historia, w tym niestety historia państw będących elementem cywilizacji łacińskiej uczy nas, że nie ma trwałych sojuszy i zawsze musimy być gotowi na to, że inni gracze dojdą do wniosku, że bardziej im się opłaca kant, napaść, wyzysk, lub uzależnienie nas od siebie. Wiara w moralność na arenie międzynarodowej, jest skrajną naiwnością. Każdy kto twierdzi coś innego – jest niebezpieczny. Nawet, jeśli mówi po angielsku, a nie po klingońsku.
Lech Mucha
Tekst ukazał się w dwutygodniku Polska Niepodległa (15.11.2017)
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 38570
Pan jesteś do rany przyłóż...
Przecież podałem Panu przykłady społeczeństwa, któremu nie przeszkadzało złodziejstwo. Chodziło tylko o to, by nie okradać sąsiadów i to najbliższych. Jak wszyscy kradną, tylko nie na swojej ulicy - to problemu nie ma. Inny przykład - komunizm oduczył nas pewnych zasad. Nie widzimy problemu w okradaniu własności publicznej, prawda? W społeczeństwach nieskażonych komunizmem, tadycyjnych - pewne zachowania są nie do pomyślenia.
Co do ad rem, zapraszam do właściwego wątku.
Jednak taka łatwość w ocenianiu kogoś, kogo się postrzega jako nadleżącego do innego stada, może wynikać z poczucia wyższości, które pozwalało poganom niewolić i mordować. Ocena moralna powinna być wnioskiem, nie punktem wyjścia. Lekarzu, lecz się sam.
Oczywiście że się zgadzam.
Ok nie wnikałem zbyt głęboko ale Zaratustra wymyślił już dawno koncepcję walki dobra ze złem. Trudno sobie wyobrażać by kradzież była oczywistym instynktem człowieka. Bo chyba nie doszlibyśmy do tego co jest dzisiaj. Nawet chrześcijaństwo miałoby niewielkie szanse na sukces w świecie prawa brutalnej grabieży. Oczywiste jest że w człowieku jest wiele instynktów o różnym charakterze. W zależności od sytuacji inne mogą zdobyć przewagę. Przykładowo jeśli masz czegoś dużo to nie będziesz tego kraść a raczej łatwo się zdarzy że zwyczajnie komuś to podarujesz.
Generalnie nie byłbym anarchistą gdym wierzył w przewagę mrocznych instynktów człowieka. One są ważne w trudnej sytuacji, wtedy trzeba się do nich uciec. Jednak faktycznie, w dzisiejszym świecie nie powinno to być konieczne. Gdyby faktycznie było tak mało dóbr to nie byłoby tych wszystkich miliarderów, którzy dysponują większością majątku świata.
Według mnie problem leży w działaniach tejże elity. Oni muszą kreować wrażenie że dóbr jest mało i że należy o nie walczyć zębami i pazurami. To usprawiedliwia te wszystkie systemy prawne, z nadrzędnym prawem ochrony własności. Pozwala także na tworzenie teorii jakoby człowiek był z natury zły i dlatego wszystko musi być skodyfikowane, dobra ciężko wypracowywane, chronione a nad tym wszystkim ktoś musi czuwać.
Tak więc ok. Karoń, którego czasem zdarzyło mi się posłuchać jednak upraszcza. Ogólni w tym co mówi jest sens. Ale nie ma co demonizować.
Co zaś do indukcji, to działa ona tak. Ktoś musiał być wcześniej moralny, żeby moralność przekazać potomnym. Można jedynie zastanawiać się nad tym, w którym momencie historii ludzkości została ona skodyfikowana. Jeżeli ktoś traktuje pojawienie się w społeczeństwach ludzkich moralności dopiero w momencie narodzin Chrystusa, jako daru Bożego, to stwierdza ni mniej ni więcej tylko to, że rodzice Chrystusa byli niemoralni. Jeśli ktoś cofa się do Mojżesza, to stwierdza niniejszym, że on wywodzi się z niemoralnej rodziny itd. Na jakimś etapie ludzkość dostaje moralność od Boga i co? Przechodzi do porządku dziennego nad tym? Zwisa to jej kulą kitu u pasa? Bo jakoś ja nie widzę tego wiekopomnego momentu w wykopaliskach i pismach datowanych na tysiące lat temu. Czyżby Bóg dał nam nieużyteczny bubel, nad którym sam nie umie do dziś zapanować?
Monady najprościej jest wytłumaczyć w oparciu o teorię liczb. Gdy konstruujemy liczby naturalne w oparciu o aksjomaty arytmetyki Peano, to mamy do czynienia z nieskończoną liczbą modeli niestandardowych, gdzie mamy liczby "naturalne" większe od wszystkich normalnych liczb naturalnych z N. Do tego porządek wśród tych liczb jest dwustronny, czyli mając jakieś K możemy iść w górę K+1, K+2,..., jak i w dół K-1, k-2,... ale to nie koliduje ze zbiorem N. Problem pojawia się przy próbie skonstruowania na tej niestandardowej podstawie liczb wymiernych i rzeczywistych. Wtedy bowiem liczba 1/K byłaby nieskończenie mała, czyli musiałaby naleźć się gdzieś w otoczeniu zera. To już koliduje z normalnymi standardowymi liczbami rzeczywistymi i dlatego te niestandardowe liczby umieszcza się w tak zwanej monadzie. Taka monada jest obok czy ponad każdą standardową liczbą rzeczywistą, a także każdą liczbą niestandardową. Właśnie na tej podstawie został zbudowany rachunek różniczkowy Leibniza, a współcześnie odnosi się to do algebr Liego i innych matematycznych konstruktów, które.próbują uogólniać operacje różniczkowania (na przykład na kwaterniony, oktoniony i sedeniony).
Dalej monady pojawiają się w językach programowania funkcyjnego (czy raczej funkcjonalnego) jako wzorce projektowe dla nowych typów danych. Ogólnie chodzi tu teorię typów, która została wywiedziona z rachunku Lambda stworzonego przez Alonzo Churcha. W filozofii obowiązuje starożytna definicja pojęcia monady, gdzie reprezentuje ona substancje proste, podstawowe, budulec dla bardziej skomplikowanych bytów oraz pojęć. W podobny sposób na monady patrzy teoria kategorii, gdzie monada jest pewnym funktorem danej kategorii w siebie, wraz z dwiema naturalnymi transformacjami tego funktora. Jedna z nich "robi" za element neutralny, druga za działanie binarne. W efekcie dostajemy kategorię będącą takim monoidem, a to jest cegiełka do budowy większych algebr (kategorie Kleisli'ego i algebry Eilenberga-Moore'a). Wszystkie te cztery pojęcia są zatem ze sobą powiązane. Również pozdrawiam.
Nauka nie-wkładania-palca-do-ognia, przydatna jest przede wszystkim zainteresowanemu. Nauka nie-ulegania-pokusie-złodziejstwa - wszystkim dookoła. Obie są ważne, ale druga ważniejsza.
"Czyż powie glina temu, który ją urabia - Co robisz!"
https://foundational-res…
Definicja moralności: https://plato.stanford.e…
Związek moralności i religii: https://plato.stanford.e…
To nie ja wymyślam te argumenty, tyle tylko, że ja potrafię czytać i wyciągać wnioski: https://plato.stanford.e…
Hume i Kant o moralności: https://stanford.library…
Prof. Hartmana i Środy nie cytuję, ale aż mnie kusi, widząc poziom argumentacji autora. Choć to by niechybnie nakreśliło właściwą hierarchię metod pojmowania pojęć z tej dziedziny ;)
"Homo oeconomicus (łac. „człowiek ekonomiczny”, „człowiek racjonalny”) – koncepcja jednostki zakładająca, że człowiek jako istota działająca racjonalnie dąży zawsze do maksymalizacji osiąganych zysków i dokonywania wyborów ze względu na wartość ekonomiczną rezultatów tych wyborów."
Człowiek optymalizuje swoje działania. Nawet jeśli decyduje pod wpływem fałszywych przesłanek, albo kalkuluje zysk z altruizmu. Zastanawiam się czy zawsze, czy wolna wola nie sprawia, że jesteśmy czymś więcej niż strumykiem spływającym z góry... Wolno nam np. nie chcieć zyskać.
Natomiast kradzież na pewno nie jest "zawsze" optymalną kalkulacją.
Poza tym czy jesteśmy urodzonymi złodziejami i mordercami, czy też mamy sumienie?
Z Panem Karoniem jest tak, że wysuwa wiele oczywistych przesłanek i wniosków, ale nie zdarzyło mi się słyszeć, żeby do beczki miodu nie dorzucił dziegciu i zamieszał.