Dedykowane pisowskim reformatorom listy szkolnych lektur
Ostatnio na moim blogu zagęściła się atmosfera polityczna, więc tym razem postanowiłem napisać notkę pół żartem pół serio, wszakże ze wskazanie na tę drugą połówkę.
W moich studenckich czasach, które szczęśliwie przypadły na niezapomnianą epokę dzieci kwiatów lat 60. ubiegłego wieku, nie stroniłem bynajmniej od dziewcząt, a nierzadko kobiet i co tu dużo gadać byłem jedną z ostrzejszych szabel starannie oddestylowanej czołówki rwaczy samotników łasujących w miasteczku studenckim i na ówczesnych jagiellońskich salonach krakowskiego Królewskiego Miasta. A, że konkurencja bynajmniej nie zasypiała gruszek w popiele musiałem sobie wypracować, że tak powiem empirycznie w miarę najskuteczniejszą politykę podrywu.
Wymościłem sobie tedy pakamerę, którą zwykły odwiedzać zmanierowane modelki podkrakowskich Zakładów Futrzarskich, postrzelone studentki Krakowskiej Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej, ekscentryczne intelektualistki wyłuskiwane z Biblioteki Jagiellońskiej, wyzwolone emancypantki, uduchowione członkinie Klubu Inteligencji Katolickiej, jagiellońskie humanistki, niespełnione połowice miejscowych notabli i przemądrzałych akademickich nudziarzy, żony, flamy i metresy ówczesnych baronów Polskiej Zjednoczonej Partii robotniczej, a także liczne zastępy wkraczających nieśmiało w życie nowalijek, którym ewentualnie uchylałem rąbka tajemnicy, jak piękne potrafi być życie po wyfrunięciu spod skrzydeł rodziców. Jeśli teraz, którejś z Pań podskoczyło tętno proszę się nie martwić, bo nie puszczę pary z gęby choćby na torturach. Ech! Szalone szelmutki! Kawał łobuza był ze mnie. Ale musicie przyznać, że dzięki temu macie, co wspominać, a przecież, ktoś, kto nie ma wspomnień to tak, jakby się nigdy nie urodził.
W tych ambitnych zalotach stosowałem przemiennie trzy niezawodne metody podrywu: - „na niegramotnego niedojdę”, „na nieprzystępnego intelektualistę”; a w czasach nieco późniejszych, gdy KOR wchodził w modę, niezłe efekty dawała metoda – „na udręczonego dysydenta”. Po zwabieniu do mojej pakamery panienki, a nierzadko pani, trzeba jej było w miarę szybko czymś zaimponować. Do tego służyła mi wisząca przy przedwojennym tapczanie, obok zdjęć rodzinnych i ryngrafów podręczna biblioteczka. Ten niezwykle istotny element osprzętu miał sprawiać wrażenie, że gospodarz przytulnej alkowy to nie jakiś tępy playboy, lecz wrażliwiec o intelekcie godnym statusu partnerki. Nota bene w dzisiejszych czasach ten sam trik stosują specjaliści od reklamy kosmetyków dla kobiet stosując chwytliwe hasło „jesteś tego warta”. A czymże była owa biblioteczka? Ot kawałek półki z paroma książkami dobranymi podług kryteriów natury psychologicznej. I tak, dla panien wrażliwych na piękno słowa miałem "Sklepy cynamonowe" Schulza, dla dam z lekka szalonych "Mistrza i Małgorzatę Bułhakowa", dla językoznawczyń "Dziennik" Gombrowicza, dla wyuzdanych szelm „Gargantuę i Pantagruela” Francois Rabelais i jeszcze kilka mniej wyrafinowanych tytułów dla dam niezbyt wymagających, których się wstydzę zacytować. Niewtajemniczonym wyjaśniam, że wszystkie pozycje z mojej biblioteczki w ramach pisowskiej reformy szkolnictwa mają wypaść z listy szkolnych lektur.
Jednakże najlepsze efekty dawał wielokrotnie przećwiczony numer z "Braćmi Karamazow" Fiodora Dostojewskiego, w którym to dziele rozczytywały się w tamtych czasach namiętnie przemądrzałe panny. Otóż, wybrałem z tej książki fragment trudnej prozy, monolog starca Zosimy, który słowo w słowo wykułem na pamięć. A gdy przeintelektualizowana panna brała prysznic sięgałem do biblioteczki by sobie naprędce powtórzyć wyuczony werset. Kiedy wracała pachnąca i świeża, pozując na intelektualistę w opuszczonych na czubek nosa zerówkach przebiegle naprowadzałem rozmowę na twórczość Dostojewskiego i z uduchowioną miną recytowałem osłupiałej pannie słowo w słowo ową filozoficzną tyradę, co w niej wzbudzało taką adorację dla mojego książkowego wyrobienia, iż jej odlatywał rozum, a ja, jak pająk krzyżak ruszałem do akcji, która w dziewięciu przypadkach na dziesięć była uwieńczona pełnym sukcesem.
Tyle wspomnień, a teraz przejdźmy do dzisiejszych czasów celem spuentowania notki.
Powiem tedy krótko. Spróbujcie sobie Państwo wyobrazić, co by się stało, gdyby dzisiejszy student w swojej pakamerze, ubrany podług trendów najnowszej mody kreowanej na salonach nowogrodzko toruńskich w mundur harcerski z opaską Polski Walczącej na ręku, - świeżo wykąpanej pannie zaczął recytować wiersze wybrane Wojciecha Wencla, który właśnie jako "mistrz poezji smoleńskiej" wskoczył na top-listę szkolnych lektur.
Gotów na ukamienowanie,
Krzysztof Pasierbiewicz (em. nauczyciel akademicki, niezawisły bloger oddany prawdzie i sprawom ważnym dla polskiego państwa)
Post Scriptum
Jeśli ktoś myśli, że listę pozycji literackich mojej biblioteczki wymyśliłem na potrzeby dzisiejszej notki wyjaśniam, że tę listę można znaleźć w mojej książce wspomnieniowej pt. "Podaj hasło!" wydanej już w roku 2008.
Pozdrawiam i, jak zwykle, ślę uroczą piosenkę:https://www.youtube.com/…
Moje pytanie: skąd Pan wziął tych studentów tak odzianych. Oglądam (bardzo rzadko co prawda), ale nie zauważyłam, aby TAK ich strojono.I 2. dlaczego miałby tenże student miałby recytować wiersze Tomasza Wencla. Szanowny Pan miał różne pozycje na półce, ale nie pisze Pan o recytacji dzieł poszczególnych (tych z Pańskiej półki)
I nie rozumiem tej "świeżo wykąpanej panny". Przecież Pańska pakamera nie służyła za rodzaj łaźni miejskiej.Rozumiem, że była rodzajem "Salonu" ?.... czyżbym była w błędzie?....
Będę wdzięczna, gdyby Szanowny Pan zechciał mi nieco rozjaśnić świadomość. Zaznaczam, że liczę last 102 i posiadam poglądy z gatunku konserwatywnych. Nie oznacza to wcale, że świat ludzi młodych jest obcy ! Pozdrawiam Szanownego Pana.
O mnie:
Ukończyłam medycynę w 1973 r. na krakowskiej Akademii Medycznej im. Mikołaja Kopernika z wyróżnieniem. Wyłącznie z tej racji zostałam zatrudniona w II Katedrze Chirurgii, którą kierował znakomity chirurg,genialny operator, Twórca metabolicznej Szkoły Chirurgicznej w powojennej Polsce - prof. dr Jan Oszacki, w której nieprzerwanie pracowałam do 12.10. 2011 r. W tym dniu za pośrednictwem pracownika administracyjnego pan Dyrektor Szpitala Uniwersyteckiego odebrał mi tzw. godziny usługowe, co skutkowało niemożliwością jakiejkolwiek pracy na chirurgii, włącznie z prowadzeniem zajęć ze studentami, bez podania przyczyny i z możliwością odwołania się w ciągu 7 dni. Nie skorzystałam z tej "szansy" Równocześnie zaproponowano mi prowadzenie ostrych dyżurów tak, jak do tej pory.Propozycji nie przyjęłam. Ostatecznie z dniem 30.09.2013 r. na własną prośbę rozwiązano ze mną umowę o pracę w UJ CM. Przez okres praktycznie 1 (jednego miesiąca) prowadziłam wykłady z Ratownictwa w Akademii im. Frycza Modrzewskiego. Rozwiązano tamże ze mną umowę o pracę na zasadzie porozumienia stron, co naprawdę przyjęłam z ulgą.I Tak zakończyła się moja przygoda z chirurgią, której bezkompromisowo podporządkowałam całe moje życie. Uczyłam się jeszcze filozofii na Papieskiej Akademii Teologicznej (obecnie Uniwersytet Jana Pawła II) i prawa na UJ, których nie ukończyłam. Byłam członkiem Rady Naukowej przy Ministrze Zdrowia- wówczas przewodniczącym Rady był prof.dr Jan Oszacki. Od 1983 roku byłam wybranym członkiem Komisji Chirurgii Doświadczalnej i Terapeutycznej PAN, której przewodniczącym był prof. dr Jan Nielubowicz. W 1991 r. zostałam powołana przez Ministerstwo Zdrowia na stanowisko Sekretarza Medycznego Krajowego Nadzoru Specjalistycznego ds Chirurgii Ogólnej, gdzie pracowałam do 31.12.1994 r. Przewodniczącym był prof. dr Otmar Gedliczka, zastępcy nie powołano.W ramach tej pracy opracowałam ankietę, którą otrzymały wszystkie oddziały chirurgiczne podległe Ministerstwu Zdrowia i Opieki Społecznej. Skomputeryzowanie przeze mnie uzyskanych danych z 492 oddziałów chirurgicznych różnych szczebli wraz z klinikami Akademii Medycznych pozwoliło na opracowanie bazy i warunków ich pracy. Od początku istnienia, to jest od grudnia 1991 r. pracowałam w Przychodni dla Bezdomnych zorganizowanej przez Stowarzyszenie "Lekarze Nadziei" w Krakowie.Przez pierwsze sześć lat pełniłam funkcję kierownika tej placówki. Od 2013 r. jestem na wymuszonej emeryturze. Jestem dr habilitowanym medycyny w zakresie chirurgii. Specjalista II stopnia z zakresu chirurgii ogólnej.
Co dojego podbojów ,trzy żony to przejaw nie tylko niesprawności ale i niestrawności rzeczonego.
Prof.Woleński przytaczał tutaj wypowiedzi żon ...o adonisie.
Wątpię.
9/10 zobaczywszy i usłyszawszy, co delikwent ma do okazania i powiedzenia, uciekało.
Zostawała jedna. Bidulka ślepa i głucha, co w tym przypadku świadczy o sadyzmie.
Na dobry sen https://www.youtube.com/…;
„na niegramotnego niedojdę”
- to przychodziło najłatwiej, Pan jest takim do dziś, tylko jeszcze większym niedojdą.
„na nieprzystępnego intelektualistę”
- z tym widzimy był kłopot, trzeba było wkuwać po nocach, by cokolwiek zapamiętać,
a i tak trzeba było w ostatniej chwili zaglądać do książki, bo pamięć szwankowała :))))
„na udręczonego dysydenta”
- to udręczenie to pewnie od bohaterskiej ucieczki w panice i z pełnymi gaciami przed ZOMOwcami, jak nam tu się chwalił :))
Nasz Pan dr musiał stosować sztuczki i podstępy, by wyrwać panienkę, bo panienka nawet by na niego nie spojrzała,
a jak spojrzała, to zaraz uciekała z pierwszym lepszym, a bilans tego taki, że został sam na sam ze Szkłem nie tylko kontaktowym.
Żywot pana Krzysia kojarzy mi się ze słynnym już Wodzirejem.
Tylko osoba echo 24....jeszcze sam w to wierzy,co nabazgrał w przypływie grafomanii.
A to juz jest choroba...nazywa sie MITOMANIA.
Mitomania w połączeniu z Alzheimerem...to blogi osoby echo 24.
I stosowna pieśń:
https://youtu.be/jiOU7Aw…
Mam pytanko ,jak w mowie potocznej nazywa się takiego "ogiera" bo podobnym słowem opisują funkcjonariusze policji obyczajowej.
P.S.: Seksoholizm, podobnie jak inne uzależnienia jest chorobą i nie leczony, sam nie mija. Tyle, że z czasem wzrastają jego koszta. Współczucia jednak nie czuję, bo widzę w tym wszystkim jednak jakąś krzywdę, przynajmniej niektórych uczestniczek tych bachanalii.
P.S.: A my się oburzamy na "spuchnięte jaja" naszych drogich gości z Afryki czy Azji.
Chlapnie coś jeden z drugim smodzielnie a tu okaże sie ,że na dziś mieli atakować kogo innego i po kasie ,za friko ,ani ojro ani wróbli ani złocisza a potrzeby są