Gdy moje dzieci były małe na murze pod naszymi oknami ktoś umieścił napis: „ Falzmanny Żydy”. Był to efekt dziecięcych podwórkowych animozji na poziomie freblówki. Potem anonimowy autor napis ten usunął i zastąpił go bardziej jego zdaniem adekwatnym: „ Falzmanny Hitlery”. Starła go po roku zniecierpliwiona dozorczyni , a jego resztki definitywnie zniknęły dopiero dwa lata temu, przy remoncie kamienicy. Faktycznie rodzina mojego męża czyli rodzina Falzmannów to zasymilowana rodzina niemiecka i w wielonarodowej Rzeczpospolitej nie warto byłoby nawet o tym wspominać gdyby nie jeden z członków tej rodziny. Mam na myśli pastora Aleksandra Falzmanna.
Ksiądz Aleksander Falzmann urodził się w Łodzi 24 sierpnia 1887 roku. Był synem przemysłowca Alojzego Falzmanna i Emilii Gröne. Do 1905 roku uczył się w łódzkim gimnazjum o profilu humanistycznym, ale maturę zdał w Kijowie. W latach 1908 – 1912 studiował na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu w Dorpacie. 8 grudnia 1912 roku został wikarym w kościele Św. Jana w Łodzi. Ożenił się z Łucją Seiler, a w 1913 roku przyszedł na świat ich syn – Karol Aleksander
W 1914 roku Aleksander Falzmann zarządzał parafią obejmującą Pułtusk i Mławę. Po wybuchu I wojny światowej ewangelicy traktowani przez rosyjskiego zaborcę jako Niemcy byli wysiedlani w głąb Rosji. Ewangelicy z parafii administrowanej przez księdza Aleksandra Falzmanna zostali także wysiedleni i chociaż on sam nakazu wyjazdu nie dostał, w 1915 roku dobrowolnie udał się na wygnanie podążając za swoimi parafianami do Charkowa.
Po zakończeniu I Wojny Światowej ksiądz Juliusz Bursche doprowadził do połączenia ewangelików z trzech zaborów i poddania ich władzy polskiego Konsystorza. W 1918 roku ksiądz Falzmann wrócił do Polski. Pomimo niemieckiego nazwiska i pochodzenia czuł się Polakiem i podobnie jak ksiądz Bursche uważał, że Kościół Ewangelicko – Augsburski w Polsce powinien mieć polski charakter narodowy. W 1919 roku urodziła się Falzmannom córka Irena, a po ich przeprowadzce do Zgierza druga córka Ina. Miałam okazję je poznać podczas wizyty w Zgierzu w latach osiemdziesiątych. Ksiądz Falzmann został wybrany na proboszcza parafii w Zgierzu wygrywając w wyborach z innym Niemcem Adolfem Löfflerem. Funkcję proboszcza objął 24 grudnia 1920 roku. Ze względu na przewagę Niemców w parafii większość nabożeństw prowadzono w języku niemieckim. Tarcia na tle narodowościowym o mało nie doprowadziły do podziału kościoła. Za propolską postawę i działalność ksiądz Aleksander Falzmann został odznaczony w 1933 roku przez władze II Rzeczpospolitej Złotym Krzyżem Zasługi.
Po wybuchu II wojny światowej gdy wielu polskich mieszkańców Zgierza zatrzymywano. Aleksander Falzmann oświadczył, że jest Polakiem. Poza tym gestapowcy wiedzieli, że jego syn Karol walczył, oczywiście po stronie polskiej, w kampanii wrześniowej i dostał się do niemieckiej niewoli. Gestapo umieściło księdza Aleksandra Falzmanna w więzieniu przy ulicy Sterlinga w Łodzi. Współpraca z biskupem Juliuszem Bursche, oraz Złoty Krzyż Zasługi II Rzeczpospolitej były w oczach Niemców poważnymi wobec księdza zarzutami, ale najbardziej ich rozwścieczyło jego jawne i odważne opowiedzenie się po stronie polskiej po zajęciu przez nich Zgierza. Za to właśnie hitlerowcy, przecież jego rodacy, bez skrupułów, a raczej z mściwą zaciekłością torturowali go fizycznie i psychicznie. W więzieniu na Radogoszczu trzymano go, żeby go upokorzyć i poniżyć, w beczce z lodowatą w wodą, a nawet jak twierdzą niektórzy historycy w beczce z fekaliami. W czerwcu 1940 roku księdza Aleksandra Falzmanna przewieziono do Dachau, przydzielając do karnej kompanii z obostrzonym rygorem. Wieszano go za ręce na słupku, celowo zaszczepiono mu ropowicę. Po krótkim pobycie w Oranienburgu w 1941 roku znalazł się ponownie w karnej kompanii w Dachau gdzie nadal był torturowany. 4 maja 1942 roku skrajnie wycieńczony, zmarł wieziony taczką do komory gazowej.
Hitlerowcy nie zgodzili się wydać rodzinie jego zwłok. Na cmentarzu w Zgierzu parafianie ufundowali mu ogromny krzyż. Tablice poświęcone jego pamięci są umieszczone na ścianie kaplicy Ewangelicko Augsburskiej w Zgierzu, oraz podobno w Pułtusku. Piszę „podobno” bo tej tablicy nie widziałam.
Nasuwają się dwa pytania. Czy pastor Aleksander Falzmann był Polakiem czy tylko czuł się Polakiem? I jeżeli ktoś tak mocno czuje się Polakiem, że jest gotów za to ponieść męczeńską śmierć, to być może zasłużył na pośmiertne przyznanie mu tej upragnionej polskości?
II Rzeczpospolita nie miała co do tego wątpliwości honorując pastora Falzmanna swoim najwyższym odznaczeniem.
W II Rzeczpospolitej Polskiej harmonijnie współżyło wiele różnych nacji i wyznań. Szczególnie na Kresach nikomu nie przeszkadzało, że właściciel majątku był wyznania katolickiego, jego poddani czy pracownicy byli prawosławni, a Żydzi z sąsiedniego miasteczka, byli starozakonnymi ortodoksami. Sarmacka mentalność obywateli Rzeczpospolitej nie tylko pozwalała akceptować różne kultury i wyznania, lecz pozwalała czerpać z tych kultur to wszystko co tym obywatelom wydawało się atrakcyjne i korzystne. Choć struktura społeczna będąca podstawą sarmatyzmu czyli tak zwana „ pańska Polska” jest obecnie nie do odtworzenia, a większość prawdziwego kresowego ziemiaństwa bynajmniej do tej struktury nie tęskni, całkowicie do odtworzenia jest w naszym kraju atmosfera kresowej, sarmackiej wielokulturowości i zgodnego różnych kultur współżycia. Obywatele Rzeczpospolitej, nawet jeżeli nie czuli się Polakami, a jak to na Kresach bywało czuli się rdzennymi „ tutejszymi”, za zaszczyt sobie poczytywali przywilej mieszkania w granicach Rzeczpospolitej i stosowania się do jej praw. Pastor Falzmann za zaszczyt sobie poczytywał prawo nazywania się Polakiem. Za ten zaszczyt i przywilej zdecydował się zapłacić życiem.
Zatem zamiast sprawdzać metryki zastanówmy się lepiej co, kto i kiedy dla Polski zrobił.
(Tekst powstał w oparciu o opracowanie Joanny Korsan pod tytułem „ Przybysze”.)
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 16134
Za czasów moich dziadków nie było Białorusinów. Byli " tutejsi". I do dziś dnia za takich się uważają. Pan nie zrozumie Kresów. Tam ludzie w przeciwieństwie do mieszkańców centralnej Polski nie mają kompleksów. Są niezwykle życzliwi wobec byłych ziemian, bo w czasach " pańskiej Polski" było im nie najgorzej. Prawdziwe nieszczęścia- głód,wywózki, bezgraniczną nędzę poznali dopiero za sowieckiego raju. Remontują pańskie przecież dwory i pałace i katolickie kościoły choć są prawosławni albo bezwyznaniowi. Rozumieją rolę kultury w konstruowaniu swojej dość świeżej narodowości. Dlatego wyremontowano z pietyzmem pałac Ogińskiego w Zalesiu i pokazywano nam go uprzejmie przed otwarciem. Ogiński to ich zdaniem wielki kompozytor białoruski. Mickiewicz oczywiście to też wielki poeta białoruski. Nie ma w tym nic złego -jest szacunek do kultury i tradycji.
To niech Pani zaproponuje tym tz Tutejszym powrót do roli jaką Pani dla nich widzi by spełnił się ideał sarmacji. bo przecież na tym polegał ten fenomen że każdy żył w wyznaczonej przez silniejszego roli.
Ma Pani kompletnie błędnego ogląd na problemy narodowościowo religijne w Polsce. Bo to że na wschodnich kresach bywało tak jak Pani opisuje - nie była to norma - gdyby tak było to nie było by tragedii Wołynia, białoruskich i litewskiej oddziałów tępiących wraz z Niemcami Żydów i Polaków. W miastach takich jak Poznań, Gdańsk, Kraków, Białystok, Lwów antysemityzm i wszelkie inne napięcia pojawiły się już XIV wieku. Wynikały z tego że gildy kupieckie i cechy rzemieślnicze które powstały dwa wieki wcześniej - głównie składające się z Niemców wrogo odnosiły się konkurencji jaka stanowiła migracja żydowska. Nie ma to związku z kompleksami tylko z najnormalniejszą walką o rynek. Potem pojawili się zaborcy, którzy bez problemu stymulowali napięcia i wykorzystywali mity o obcych którymi Kościół Katolicki utrzymywany w miastach przez gildy i cechy przez wieki faszerował wiernych. Zapraszam do przeczytania historii miasta Poznania, pierwsze trzy tomy od czasów lokacji do końca zaborów. Do obejrzenia, nie tylko poznańskich kościołów. Idylliczny obraz jaki Pani maluje legnie w gruzach wobec twardych reguł walki o swoje.
Tutejsi- dziś Białorusini są idealnymi sarmatami. Są dumni z Radziwiłłów choć sami arystokratami nie są. Są dumni z zamku w Mirze i z Nieświeża. A ja jestem dumna z nich. Oni nie widzą powrotu " pańskiej Polski". "Siewodnia niet nikakich panow"- powiedział mi pastuch, który oprowadzał mnie po majątku.Nie mają żadnych kompleksów ani resentymentów. Kiedyś role społeczne były określone. Ziemianin zarządzał, wieśniak pracował na roli, Żyd handlował. Ale chłopów przypisanych do ziemi nikt nie wyrzucał z domu. Jeżeli pan sprzedał czy przepił wioskę to z "duszami". W Poznaniu czyściciele kamienic wyrzucają teraz rzekomo wolnych ludzi na bruk, a miasto kupuje dla bezdomnych aluminiowe kontenery. Konkurencja o której Pan pisze odgrywa rolę w nieustabilizowanych stosunkach społecznych gdy ludzie nie identyfikują się ze swoją rolą, a dominująca ideologią jest darwinizm społeczny.
"Konkurencja o której Pan pisze odgrywa rolę w nieustabilizowanych stosunkach społecznych gdy ludzie nie identyfikują się ze swoją rolą, a dominująca ideologią jest darwinizm społeczny." Niech Pani to powie tym którzy walczyli o prawo do bycia Polakami , o prawo do posługiwania się językiem polskim, o prawo do ziemi, o prawo do polskiej edukacji i kultury.
Zaborca pruski myślał podobnie jak Pani tylko, że to on miał być ziemianinem, Polak robotnikiem za godziwą pensję a Żyd handlarzem, lekarzem artystą i jednoczyć ich miała gotowość do oddania krwi za Króla Pruskiego i Rzeszę i miało to być stabilne. Gdyby moi dziadkowie rozumowali tak jak Pani, to dzisiaj byłbym Niemcem. Cóż, Pani pisowskie, środowisko polskości mi odmawia.
Proszę pamiętać o Niemcu, który nie tylko chciał, ale z został Polakiem, chodzi mi o admirała Unruga.
Pastor Falzmann chciał i został. Podzielił los Polaków zamordowanych przez jego byłych rodaków. Admirał Unrug to też ważna postać.I Maria Krystyna Habsburg.o niej też nie wolno zapominać.
Takimi Polakami z wyboru a Niemcami z pochodzenia byli także Profesorowie Jan Czochralski i Rudolf Weigl. Na volkslistę nie dali się skusić i nagrodą Nobla ;-)
Wielce szanowna pani.
Moge tylko wyrazic nadzieje,ze panstwa dzieci reprezentuja podobna jakosc jak Szanowna Pani,Sw Pamieci maz czy dziadkowie.
Polskosc to nie tylko zywiol Slowianski.Jestem goralem czyli Vlachem a naszej lojalnosci do Polski nie mozna bylo nigdy kwestionowac.
Czyli Polskosc to stan ducha a nie etnicznosc..tak jak wspomniana przez Pania Sp.Maria Krystyna Altenburg (Habsburg).
Niestety jej najblizasza rodzina i spadkobiercy meszkajacy w Wiedni nie przedstawiaja podobnej jakosci.
Maria Krystyna przenisla sie do Zywca i dokonczyla zywota w czesci Nowego Zamku wydzielonego i przygotownego dla nie przez mieszkancow i Gorali Zywieczyzny.
Byla im niezmiernie wdzieczna za ten gest szacunku i milosierdzia do konca swoich dni.
Niestety "rodzina" Mari,Krystyny wszczela proces sadowy ze Starostwem Zywieckoim o odzyskanie "dobr rodzinnych" w sklad ktorych znajduje sie piekny Park Zywiecki ,Nowy Zamek (miesci sie tam miedzy innymi Technikum Drzewne)oraz licznych Lasow i Ziemi..
Serdecznie pania pozdrawiamy..
W Wiedniu urzęduje do dzisiaj Zakon Krzyżacki a jego chorągwie wiszą w wiedeńskim ratuszu ;-)
Czytałam pamiętniki Marii Krystyny. Bardzo ciekawy był opis jej trybu życia w dzieciństwie. Skromny i pełen obowiązków.
..." Obywatele Rzeczpospolitej, nawet jeżeli nie czuli się Polakami, a jak to na Kresach bywało czuli się rdzennymi „ tutejszymi”, za zaszczyt sobie poczytywali przywilej mieszkania w granicach Rzeczpospolitej i stosowania się do jej praw. Pastor Falzmann za zaszczyt sobie poczytywał prawo nazywania się Polakiem. Za ten zaszczyt i przywilej zdecydował się zapłacić życiem."..
Jestem gleboko wzruszony pani swiadectwem..
Po 34 latach wrocilem do Polski.
Polski ktora w dalszym ciagu jest zniewolona Panstwem Sowieckim i jej Sovieckimi administratorami..
Mam nadzieje,ze obecnie rzadzaca ,patriotyczna orientacja polityczna przywroci Polsce ,Polska Panstwowosc a Polakom poczucie podmiotowosci i wlascicieli Panstwa Polskiego niezaleznie od ich etnicznosci.
Może jakieś nieliczne wyjątki się znajdą, ale dla mnie to tak jakby pies chciał zostać kotem. Jeśli ktoś triwrdzi, że to prawda to nie zna niemców.
"4 maja 1942 roku skrajnie wycieńczony, zmarł wieziony taczką do komory gazowej."
Dajcie mi choćby jedno nazwisko
Ostatnio w grupie ludzi prowadziliśmy dyskusję na temat komór gazowych i “milionów” żydów,
którzy w nich “zginęli”.
Moja przyjaciółka, który wyrażała wątpliwości wobec poglądów niedowiarków otrzymała następujące wyzwanie:
“Podaj nazwisko jednej osoby, którą można pokazać jako kogoś, kto zginął w niemieckiej komorze gazowej
podczas II wojny światowej”.
Powiedziano jej, że jako bonus otrzyma zaproszenie codziennie do dowolnej restauracji według
jej własnego wyboru, zje posiłek, jakiego zapragnie i nie zapłaci ani centa – tak będzie codziennie
DO KOŃCA JEJ ŻYCIA.
http://www.polskawalczac…
Mit holokaustyczny i jego zadanie
http://www.polskawalczac…
https://gifyu.com/image/…
-
I wszystko jasne ; ))
warto wiedzieć zanim klikniecie w " polskawalczaca,com "
http://webcache.googleus…