Wczoraj rano piękny dzień się nad Krakowem zbudził, więc postanowiłem zawieźć córkę na obóz narciarski do Zakopanego.
Do stolicy Tatr, 110 km od Krakowa, jechałem sic! 4 godziny, a z powrotem tyle samo ze sporym okładem. Auto za autem, z prędkością 5 - 15 km/h. I kompletna bezradność. Momentami myślałem, że ze złości kierownicę przegryzę.
Ludzie! Jest rok 2015!
A ja pamiętam, jak gnany uczuciem do pewnej prześlicznej góralki, śnieżną zimą 1970 przejechałem garbusem z Krakowa do Zakopanego w 52 minuty. Tą samą Zakopianką!
Od tamtego czasu minęło 45 lat, jesteśmy w Unii Europejskiej, a ja samochodem o trzy klasy lepszym musiałem dziś jechać w Tatry czterokrotnie dłużej!
W drodze powrotnej zrobiło się ciemno. Linie na szosie malowane chyba za króla Ćwieczka, a boczne słupki odblaskowe tak brudne, że jedzie się de facto po omacku. Jak w jakiejś syberyjskiej tajdze. Wczoraj szosa była sucha, więc nie trudno sobie wyobrazić, co się zacznie dziać, jak spadnie odrobinę śniegu.
I tylko pomyśleć, że te kutasy złamane chciały w Zakopanem zimową olimpiadę zrobić!
Jak wróciłem roztrzęsiony do domu czekały na mnie w telewizji dwie wiadomości.
Pierwsza, że pendolino jadące z Krakowa do Warszawy dojechało zaledwie do podkrakowskiego cmentarza w Batowicach bo się spier…liło, a pasażerowie musieli czekać ponad dwie godziny na pociąg zastępczy, który się też nota bene spier…olił. A radośnie uśmiechnięta redaktorka TVN24 w tonie przypominającym charakterystyczny zaśpiew spikerek północnokoreańskich obwieściła dumnie telewidzom, że spoko! Nic się nie stało! Bo doprowadzone do świetności przez pewnego miłośnika czasomierzy Polskie Koleje Państwowe zadbały o to, bu uraczyć pasażerów herbatą z wafelkiem.
Zaś druga wiadomość dotyczyła listu gończego, za celebrytką wykreowaną przed paroma dniami przez magazyn VIVA!, którą ktoś chyba dla jaj premierem naszego państwa zrobił, rozesłanego przez tych samych lekarzy, którzy przed siedmioma laty przywiedli Platformę Obywatelską do władzy.
Więc sami Państwo widzicie, że rządy tych głupków sprawiły, że Polska weszła już w ostatnie stadium paranoidalnej schizofrenii, za czym jest już tylko czarna dziura.
Na koniec w pełni świadom tego co czynię, oświadczam wszem i wobec, że w tegorocznych wyborach parlamentarnych głos na Platformę Obywatelską może jeszcze oddać tylko jakiś zatwardziały debil.
Krzysztof Pasierbiewicz
(nauczyciel akademicki)
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 10163
Tego garbusa zamówiłem ze Stanów w fabryce w Wolfsburgu, przed powrotem do Polski. Poprosiłem, żeby mi wmontowano podrasowany silnik 1500 i wzmocnione zawieszenie + szerokie koła.
A do zakopanego jechałem wtedy z kolegą, u którego nota bene byłem wczoraj po powrocie z Zakopanego na jego 70-tych urodzinach. Więc mam, że się tak wyrażę żywy dowód, a Pan znowu kulą w płot. Ale proszę próbować dalej. Mnie to że tak powiem... jak kilo kitu!
Pozdrawiam Pana.
"widać, że z Nowym Rokiem wszystko zmierza w w dobrym kierunku aby były to ostatnie miesiące rządów nieudaczników z Platformy Obywatelskiej..."
------------------------
Powiem krótko. Obyś Pan miał rację!
Wszystkiego najlepszego dla Pana i Pańskich bliskich!
krzysztof
Szczerze mówiąc to mnie to bawi.
Gdy ileś lat temu było się tą elitą mającą samochód i gnającą z Krakówka do Zakopka to było ok. Dzisiaj gdy to stało się masówą dostępną dla każdego (leminga) to jest problem. Który najlepiej byłoby oczywiście rozwiązać wielką autosradą, która wygodnie przewiezie od święta wszystkich mieszczuchów w góry.
No bo przecież to jest najważniejsze? Wygodne ciepełko i praca w dużym mieście i duża autostrada prowadząca do kurortu w górach gdzie miejscowe wsioki rzucą się na miejską kasę.
A reszta... co kogo obchodzi reszta motłochu, któremu zabierze się ziemię i każe żyć przy śmierdzącej i wyjącej autostradzie.
Na tym polega postęp! Tak mówią w TV i ludzie też w to wierzą.
Tym bardziej cieszą mnie moje antylemingowe instynkty :)
Pozwoliłem sobie przysłany przez Pana link do znakomitego filmu o lemingach skopiować - kliknij na biały trójkącik pod notką.
Dziękuję i serdecznie pozdrawiam,
Krzysztof Pasierbiewicz
--------------
Dziękuję i pozdrawiam serdecznie.
Do zakopanego NIE JEŻDŻĘ!!! Sorry, omijam ten prowincjonalny, a teraz jeszcze na dodatek ruski, grajdół.
Regularnie jeżdżę w Pieniny - Czorsztyn to moje miejsce. A jak chcę Tatry, to jadę do nich przez Słowację.
Natomiast jak jadę do Włoch, tych pogardzanych leniwców, co to nic nie potrafią, to natychmiast z Gdyni skręcam na zachód - jadę do Niemiec, potem na Drezno - Monachium i już mam Włochy. Alpy wielkie w całej swojej krasie! Zjeżdżam w doliny autostradą. Po drodze 60 tuneli (!!!) spadek z 2500 metrów do poziomu morza. Kurcze, makarony potrafiły i już bardzo dawno to wybudowały.
Dobra, dajmy spokój tym italcom bo pewnie dobry klimat mają (jak mówi nijaka Bieńkowska)
W norweskim Trondheim bylem pierwszy raz jakieś 8 lat temu. Droga do ośrodka szkoleniowego, to w lini prostej jakieś 50 km, ale wokół fiordów dobre 150 km. Ponad dwie godziny jazdy wówczas. Nie zapominajmy, że w latach 50-tych Norwegia była znacznie biedniejszym państwem od Polski!!!
Później w to samo miejsce pojechałem 4 lata później, trasa ta sama Trondheim lotnisko - ośrodek szkoleniowy. Tym razem tylko pół godziny. Wcale nie autostrada, tylko szybka droga, z osiem tuneli, w tym jeden pod fiordem, naprawdę głęboki. Warunki dziesięć razy gorsze niż na trasie Kraków - Zakopane. Można? Można! tylko nie trzeba bezczelnie kraść, albo gnuśnieć.
Panie Krzychu - jedziemy do Costa Rica, najpiękniejsze miejsce na świecie. Pieprzyć Zakopane. Niech se ruskie jeżdżą!
-------------------
Ja również omijam Zakopane od wielu lat. Ale musiałem zawieźć córkę na obóz narciarski.
"Regularnie jeżdżę w Pieniny - Czorsztyn to moje miejsce. A jak chcę Tatry, to jadę do nich przez Słowację..."
--------------------
A ja przez 37 lat jeździłem ze studentami w Pieniny, gdzie bez przesady znam każdy kamień. Pieniny to żywy podręcznik geologii dynamicznej. Jako, że były to uczelniane ćwiczenia terenowe, z Pienińskiego Parku Narodowego mieliśmy pozwolenie na chodzenie poza szlakami turystycznymi, więc byłem w takich miejscach, że oddech w piersiach stracić można było. Mieszkaliśmy w Krościenku, a jeszcze w latach 70-tych trzeba było codziennie rano przed zajęciami przelecieć biegiem przez Trzy Korony do Sromowiec by zameldować pobyt grupy studenckiej w pasie przygranicznym. Z profesorem Świdzińskim robiliśmy dziennie po 30 kilometrów po górach. Moje ulubione miejsca to Wąwóz Zaskale i Dolina Białej Wody, gdzie znam miejsca, w których można koszykami rydze zbierać.
A o nartach we Włoszech proszę nawet nie wspominać, bo muszę najpierw ochłonąć po tej zakopiańskiej męce.
Serdeczności Panie Januszu!
PS. Jutro muszę znów jechać do Zakopanego po córkę, bo wzięła na zawody dwie pary nart, a autobusy są nieprzewidywalne. Jutro Trzech Króli, więc to dopiero może być na drodze Sajgon.