Brzmi to prawie, jak "Luftwaffe", nawet jeśli skończyło się lekkim blamażem, ale nieważne co mówią, byle nazwiska nie przekręcili. To nazwisko zaś jest doskonale medialne. Jan Maria Rokita powraca na arenę, z nowym emploi i -- zapewne -- nowym zadaniem. Sporo na temat napisał coryllus, jednak wypada zastanowić się jeszcze nad paroma istotnymi szczegółami tego wydarzenia.
Raz -- dlaczego akurat teraz?
Tu odpowiedzią może faktycznie być mobilizacja w obozie zestresowanych sondażami człowieków postępu, który przegarnia szuflady i wyciąga coraz bardziej zgrane walety, otrzepuje z kurzu, ogląda w dobrym świetle i kwalifikuje -- ty do Narodowców, ty do Nowej Mumii, a ciebie jeszcze potrzymamy w zanadrzu, musisz dojrzeć do roli Związkowca. Inna rzecz, czy to te sondaże same z siebie przekazują napęd, czy raczej są odpowiednio nadymane, by dać pretekst i courage do kolejnej ostatecznej rozprawy z Kaczorem.
Dwa -- dlaczego w ten sposób, poprzez te 350 tysięcy?
Tu znowu chodzi o zabawę w skojarzenia. Janek ma się stać Cielebąkiem a rebours. Ma wzbudzać gniew na niesprawiedliwość opresyjnego systemu i osłabić układ odpornościowy moherów, alergicznie reagujący na byłych uwoli i peowców. Przeciętny Polak musi być przytłoczony zasądzoną kwotą, z drugiej jednak strony nie może być ona dla niego abstrakcyjnie wielka, bo przestanie działać (jak te śmieszne 30 milionów -- iście końskie odszkodowanie!). Ale czy zadziała w ogóle? Skoro pan Janek potrafił ufedrować 3 dychy za pięć niedługich akapitów w Der Dziennik, które pisywał w trybie automatycznym, bez angażowania wyższych ośrodków nerwowych, to przecież wystarczy paręnaście przyzwoitych felietonów, by nie tylko zaleczyć straty wizerunkowe funkcjonariusza, o którym zapomnieli już pewnie nawet jego bezpośredni przełożeni, ale i dokopać jeszcze paru innym złym porucznikom o wybujałym ego. A przy okazji jest to test na polityków prawicy -- można sprawdzić, który pierwszy bezrefleksyjnie stanie w obronie tak okrutnie pokrzywdzonego kolegi po fachu.
Trzy -- kto płaci za to przedstawienie i w jakim celu?
Wbrew pozorom, odpowiedź nie jest zbyt łatwa, bo interes w tych wykopaliskach może widzieć kilka środowisk. Poznamy ją za chwilę, gdy okaże się, JAK rzecz zostanie wykorzystana. Czy płemieł z kłakowa posłuży jako harcownik do walki z Jarkiem i z jakich pozycji? Czy tylko intelektualnie wzmocni trzódkę wielebnego Gowina? A może będzie próbował tchnąć nowe życie w zapleśniałe projekty z okresu obróbki PiSu skrawaniem? Trzeba przyznać, że jako najbardziej chyba doświadczony środkowy pomocnik w naszej politycznej lidze może położyć zasługi w każdym z tych projektów. Drybluje werbalnie tak, że mało kto może mu dorównać, emploi ma bogate, nawet jeśli dotychczas wyglądał trochę jak frankfurcki homoseksualista, a teraz bardziej celuje w macho brittanico. Schludny jego strój i wytworne krakowskie maniery mogą jednak zafascynować niejedną naiwną starą pannę, zniechęconą już plastikowo chłopięcym wizerunkiem PDT, kremplinowym stylem don Schettino, czy przepoconą rubasznością Bronkozaura. Część populacji telewizyjnej gotowa nawet wybaczyć Janowi Marii niejaką soczystość wypowiedzi, o ile operatorzy zadbają o unikanie bliskich ujęć en face i będą pamiętać o uzupełnianiu zapasu chusteczek higienicznych. Wskazówką ułatwiającą odpowiedź na nasze "WTF?" może być to, czy i kiedy zostanie odwołany ban nałożony na spontaniczną wypowiedź Rokity, której udzielił -- bodaj radiu Wnet -- na krakowskim Rynku w dniu pogrzebu prezydenckiej pary na Wawelu. Interesująco rozwijał wówczas temat mitotwórczej roli zamachu smoleńskiego i ktoś przytomny zablokował niestety, jak się zdaje skutecznie, medialny żywot i propagację tej wypowiedzi. Jej ewentualne odblokowanie dawałoby nam asumpt do tego, jak konkretnie zadaniowany będzie pan Janek w tej turze gry.
Sytuacja rozwija się więc interesująco, że niech się Matysiakowie schowają, i podejrzewam, że w tym sezonie kanikuły w polityce nie budiet.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 5885
Na Pańskim miejscu bardzo bym uważał z wycieraniem sobie twarzy imieniem Chrystusowym, bo my mohery, wie Pan, dość wrażliwi jesteśmy na takie fałszywie brzmiące, jak u Jankiela, nuty. I jak już tak Pan zazgrzyta, to dalej cały wysiłek na nic, zwłaszcza, że dość bełkotliwie sklecony. No, ale nie każdy ma pióro Rokity, nieprawdaż.
Jeśli mam komuś w tej sprawie współczuć, to nam wszystkim, którzy żyjemy w państwie wyrzekającym się podstawowego desygnatu republiki -- równości obywateli wobec prawa i prawa tego sprawiedliwości, rozumianej jako mierzenie wszystkich jedną miarą. Oczywiście niesprawiedliwy jest wyrok skazujący Rokitę za rzekome oszczerstwo, skandaliczny jest jego wymiar, ale tak czasem bywa, że rewolucja pożera własne dzieci. Piszę to w takim sensie, że pan Rokita ma niemały udział w tym, jak zepsuto Rzeczpospolitą, czy też -- jak nie zdołano jej naprawić. Krótko mówiąc -- nadepnął na własne grabie w trawie.