Witaj: Niezalogowany | LOGOWANIE | REJESTRACJA
Korea czyli gdzie jest pistolet?
Wysłane przez Seawolf w 06-05-2013 [20:31]
Gdy przez pewien czas byłem w redakcji GP, miałem pomysł, żeby oprócz tekstów smoleńskich publikować reportaże ze świata i zwróciłem się do Seawolfa, aby zaczął pisać taki cykl, skoro podróżuje po całym świecie. Pierwszy reportaż został napisany i nigdy nie opublikowany. Pomysł upadł zaraz jak tylko go zgłosiłem. Widocznie się nie spodobał. Reportaż jednak pozostał, więc publikuję go dziś.
Józef Darski
Od czasu, do czasu czytam o niespodziewanym ostrzelaniu przez szaleńców z Korei Północnej jakiejś południowokoreańskiej wyspy, albo storpedowaniu jakiegoś okrętu, ot tak sobie, bez powodu i od razu staje mi przed oczyma moja przygoda z pięknym, ale chyba przeklętym przez Boga miejscem…..
Korea Północna to, jak podróż w czasoprzestrzeni, do apogeum stalinizmu, do kraju kompletnej paranoi. Był to czas naiwnej „Sunshine Policy” Korei Południowej, gdy górę wzięły typowe dla świata zachodniego sentymenty i naiwność. Wierzą oni wszyscy głęboko, że przecież wystarczy dać komuchom zarobić, żeby pokochali kapitalizm i sami w taki, czy inny sposób rozmontowali swoja dyktaturę.
W wielu wypadkach mają rację, ale akurat nie w przypadku Korei. Niby po co, skoro i tak owi oficerowie mają wszystkie zasoby kraju, a ludność pracuje za darmo? Po co brać część, skoro ma się wszystko?
Zaginął piesek
Kiedy Hyundai rozpoczął biznesową ofensywę na północ, zakupił trzy luksusowe (no, powiedzmy, już trochę leciwe, ale jeszcze OK) wycieczkowce, najął międzynarodową załogę, wynajął management z Europy, w tym niżej podpisanego i zaczął, z wielkimi bólami zresztą, codzienne trzydniowe wycieczki do Świętej Góry Kumgang niedaleko granicy.
Trzy statki krążyły według schematu - jeden w Tonghae niedaleko granicy po południowej stronie, dwa w Kosong po stronie północnej, codziennie rotacja. Zanim to nastąpiło, trzeba było wszystko zorganizować, spędzić wiele dni i godzin na trenowaniu załóg, zorganizowaniu systemu bezpieczeństwa, przygotowaniu rozkładów alarmowych. 300 osób załogi na każdym statku, wykłady, papiery, 5 treningów, alarmów i egzaminów dziennie, harowałem, jak wół, ale w sumie dzięki temu wyrobiłem sobie w kompanii mocną markę, że do dzisiaj starczy.
Proces był bolesny, bo co chwila, a to postrzelały się okręty oby marynarek, (ale, jak nas uspokojono, to po przeciwnej stronie półwyspu, po naszej był spokój, nie martwcie się, chłopaki, pracujcie, pracujcie), a to nam pasażerkę aresztowano i pobito za nikczemną propagandę wobec strażnika - na jego uwagę, że w jej kraju robotnicy umierają z głodu, miała czelność odpowiedzieć, że to bzdura i że sam może się przekonać, odwiedzając Koree Południową. Rzecz prosta, czegoś takiego socjalistyczna władza puścić płazem nie mogła i nie puściła. Pasażerkę aresztowano i pobito, a cały biznes został zawieszony na trzy tygodnie. Statki stały sobie w Tonghae czekając, co dalej, a załogi umilały sobie czas balowaniem i zwiedzaniem Korei.
Mieliśmy wobec tego czas na poszwendanie się po Tonghae i na bulgogy, czyli koreańskie barbecue - siada się w kucki (ależ cierpną przy tym europejskie nogi!) i pitrasi sobie na palenisku w środku stołu kawałki mięska i wszystkiego, co się nadaje do spożycia w dowolnych kombinacjach. Upieczone kawałki zawija się w liście palmowe, czy kapuściane i mniam! Trzeba tylko uważać, z czego jest mięsko, bo chwila nieuwagi i można spożyć psa, albo inne zwierzę domowe.
Dygresja - na pewnym tankowcu był sobie pies pokładowy, zawsze w kolejnym porcie biegł sobie na wycieczkę i wracał tuż przed wyjściem statku w morze. Kiedyś wybiegł sobie beztrosko w Korei i już nie wrócił, zapewne przerobiony na szaszłyki. Cześć jego pamięci!
Przekroczyły granicę
Tak, stres był ogromny, bo środowisko było skrajnie wrogie. Trochę tak, jakby urządzać wycieczki do Majdanka, tyle, że działającego, z prawdziwymi więźniami i strażnikami. Pamiętam lufę karabinu maszynowego wycelowanego mi w twarz, a był to solidny kaliber 14,5 z łodzi patrolowej, gdy opuściliśmy szalupę na wodę by uwolnić śrubę z nawiniętej w wyniku wypadku cumy, a agent, co prawda zawiadomił władze, ale najwyraźniej nie wszystkie, a każdym razie nie te, co trzeba. Natychmiast podpłynął kuter patrolowy i nastąpiło tak zwane spotkanie trzeciego stopnia, to znaczy: oko - lufa. Podnieśliśmy szalupę szybciej, niż opuściliśmy, bo bohaterstwo, bohaterstwem, Kościuszko, powstańcy, AK, te sprawy, ale, znowu bez przesady.
Generalnie, środowisko umiarkowanie przyjazne
Kiedyś, już trochę później, jak już dostaliśmy pozwolenie na spacery po nabrzeżu (wcześniej - nie do pomyślenia!) Trzy Filipinki - stewardessy poszły sobie na przechadzkę, najwyraźniej prosząc się o kłopoty. Kagebowiec nam przydzielony przybiegł w podnieceniu, domagając się, by każda z dziewczyn zapłaciła po 1000 dolarów kary, bo ponoć przekroczyły granice portu. Jaką granicę? No, granicę portu. Patrzymy - gdzie? No, tam jest granica! Ale gdzie???? No tam! A po czym poznać, że jest granica? Po niczym, ale jest! Ale płotu nie ma? Nie ma. Znaku nie ma? Sznurka nie ma, łańcucha, taśmy, kija? Nie ma. No to, po czym poznać? Po niczym, ale zapłacić trzeba!
Oczywiście nie zapłaciliśmy. Ale mogło być gorzej, bo kilka lat później te odmóżdżone koreańskie komuchy zastrzeliły 58 letnią pasażerkę za to samo - przeszła jakąś wydmę, która okazała się być jakąś granicą czegoś tam. Powiedzieli, że sama sobie winna.
Codzienne rewizje na przyjście i odejście statku - nie odpuścili ani razu! Konfiskowali wszystko, co mogli i co nie mogli, też. Pamiętam, że kiedyś skonfiskowali kij golfowy, innym razem klamkę. O pieniądzach, czy walkmanach nawet nie wspominam, bo to rutyna. Obiecałem sobie, że jeśli kiedykolwiek tam wrócę, to tylko, jako ochotnik w Marines, czy w Peacekeeping Forces, najchętniej w jednostce ciężkiej artylerii, bo mam we wdzięcznej pamięci parę osób i parę budynków, w których mnie 8 godzin przesłuchiwało miejscowe KGB.
Gdzie jest pistolet
Kiedyś, w czasie owej codziennej rewizji znaleźli zapomniane w sejfie stare naboje do pistoletu gazowego. Skąd się tam wzięły, nie wiadomo, nigdy tam nie zaglądałem, słowo! Do tego znaleźli kajdanki (służbowe, bo, jako Staff Captain byłem szefem bezpieczeństwa, nie żadne pluszowe, żeby ktoś sobie czegoś nie pomyślał, od razu uprzedzam) i petardy z confetti na crew party, czyli zabawę załogową. Czyż trzeba czegoś więcej, by dojść do wniosku, że jestem agentem CIA przygotowującym zbrojną agresję na miłujący pokój naród koreański?
Są naboje, ale, gdzie jest pistolet???? Jak to nie ma? Gdzie jest pistolet??? No, dobrze, ale gdzie jest pistolet? OK, tak między nami, nikomu nie powiem, gdzie jest pistolet? Tylko powiesz i zaraz sobie pójdę, gdzie jest pistolet? Napisz adresy swojej rodziny w kraju. Jak to do ambasady w Pyongyang? Nieeee, nie trzeba dzwonić do ambasady, tutaj sobie wszystko wyjaśnimy, dobra, już dobra, nie musisz pisać adresów, tylko powiedz, gdzie jest pistolet. No, dobrze, już ci wierzę, nie ma pistoletu, ale, tak miedzy nami, bo przecież jesteśmy przyjaciółmi, a przyjaciele nie mają tajemnic, powiedz, gdzie jest pistolet? No przecież są naboje, więc gdzie pistolet? A te kajdanki, to, po co? A pałka? Przecież można je użyć do ataku na port! A rakietami z szalup można dać znać imperialistom do ataku!
I tak parę godzin. W końcu skonfiskowali stare naboje gazowe, te kajdanki bez kluczyka, pałkę, te fajerwerki i mnie puścili.
Innym razem przybiegł ich koordynator z krzykiem, że na górnym pokładzie jakieś kobiety się opalają topless!!! Strażnicy z okolicznych posterunków na pagórkach się skarżą!!! Bo nas obserwowali cały czas, czujnie, jak ważki. Prawdopodobnie dostali zabronionej w socjalizmie erekcji, wymysłu imperialistów, by odciągnąć robotników i chłopów od rozważań nad przemówieniami Ukochanego Przywódcy. Nie wiadomo, ale zagrozili nam wysoką karą, więc pobiegłem na górny pokład, by spędzić pod pokład wyuzdane skandalistki, czyli tancerki z Nowosybirska.
No, ale w końcu mieliśmy siebie dosyć, to znaczy ja ich i oni mnie. Osiągnęliśmy pewien konsensus, polegający na tym, że ja odmówiłem tam powrotu po wakacjach, a oni przysięgli na wieczną pamięć Ukochanego Przywódcy, że tak się stanie naprawdę i na pewno. Poleciałem na inny statek - pływające kasyno do Hong Kongu, no, ale to już zupełnie inna historia.
Zdjęcia przysłał mi 2 lata temu Seawolf
Komentarze
06-05-2013 [20:52] - tipsi | Link: Ech…
stary, dobry Seawolf :`(
06-05-2013 [23:05] - mara5 | Link: ach, Seawolf tak jakby wrócił
ach, Seawolf tak jakby wrócił na chwilę, dziękuję Panu Darskiemu za tę publikację. A pomysł był super, szkoda, że nie zrealizowany!
06-05-2013 [23:10] - Celarent | Link: Dzięki
Tekst trochę różni się od innych, ale oto poznałam...hm... jakby drugi profil Seawolfa. To miłe włączyć internet i natrafić znów na ikonkę tegoż Blogera. Szalenie miła niespodzianka. Dziękuję.
07-05-2013 [03:56] - Rodak z Kanady | Link: Seawolf niebezpieczny dla komuny nawet po swojej smierci
Wilku,Wilku...teraz możesz już nie takie cuda świata oglądać...
dzięki Ci za wszystkie teksty,niech Najwyższy ma Cie w opiece...
07-05-2013 [07:39] - NASZ_HENRY | Link: Epitafium
Pływał po morzach, Internetu oceanie,
Teraz już tylko w mym sercu zostanie.
30-05-2013 [20:58] - bratPID | Link: SZ P Darski---- czy ma Pan więcej takich reportaży w
zanadrzu? Prosimy o więcej