W Krakowie, Paryżu, Nowym Jorku...
są otoczeni zawsze gromadą „przyjaciół”
znający wszystkich „wybrańcy”
mający za sobą "życie lżejsze od snu"
Lecz za tę butną fanaberię musieli zapłacić na starość
ceną samotności
gdyż ci łakomie zachłanni na życie koryfeusze beztroskiej istoty szczęścia
„tracili czas” żyjąc na tyle szaleńczo, wartko i beztrosko
iż nie zdążyli, a może nie chcieli spostrzec
że słońce zaczyna powoli zachodzić
a oni
zostali na Święta sami
Ale ta „samotność”, była ich własnym, świadomym wyborem
bowiem ci z natury krnąbrnie wolni waganci
mieli charaktery zbyt harde by się dać oprawić
w za ciasne dla nich ramy konfesyjnych konwenansów
którymi buńczucznie gardzili
i niefrasobliwie, nie bacząc na utarte kanony
czerpali z życia samo piękno i radość
I choć zawsze wiedzieli
że za to ich "grzeszne życie"
trzeba będzie zapłacić
mieli się za bogaczy
gdyż wierzyli
że skarbu świadomości życia przebytego pięknie
nikomu odebrać nie sposób
Lecz warto się też zastanowić
czy owi „samotnicy”
nie byli de facto mniej samotni
niż ci
których w bogobojnych i roztropnych stadłach
przez całe życie męczyło
tchórzliwie skrywane przed samymi sobą
poczucie dokuczliwej duszności
Na szczęście
jedni i drudzy
mogą zawsze znaleźć pocieszenie
w otwartych ramionach
wielkodusznego Chrystusa
który dla nich przecież powrócił na Ziemę
Krzysztof Pasierbiewicz
(nauczyciel akademicki)
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 2970
That trace their crawling cosmos like a tree,
They rattle reason out through many a sieve
That stores the sand and lets the gold go free:
And all these things are less than dust to me
Because my name is Lazarus and I live...".
And my name is Pole, still alive, so far
Best regards,
Krzysztof Pasierbiewicz