Na trzy tygodnie przed największą w historii Polski tragedią eliminującą elitę władzy (głównie ze znienawidzonej przez postkomunistyczny Salon partii opozycyjnej), Donald Tusk wygłosił pod adresem PiS-u groźbę, która okazała się proroctwem.
„Nigdy nie miałem wrażenia, że opozycja chce nam pomóc. A jeśli nie zrozumiecie, że współpraca jest najważniejsza, wyginiecie jak dinozaury". 19 marca 2010r., Sejm III RP
Zakładam, że Tusk, jako człowiek oświecony po nowemu, jest wyznawcą teorii ewolucji. To właśnie ewolucjoniści, nie mogąc sobie poradzić z istnieniem ani ze zniknięciem tych przedziwnych i monstrualnych zwierząt, opracowali koncepcję selektywnej zagłady dinozaurów w wyniku zderzenia z ziemią asteroidy (hipoteza Alvarezów). Oto, jak opisuje ją czołowy polski kreacjonista Mieczysław Pajewski:
„Profesorowie Luis i Walter Alvarezowie, ojciec i syn, w 1980 roku, po badaniach warstw geologicznych w Gubbio, we Włoszech, doszli do wniosku, że za wymarcie dinozaurów odpowiada uderzenie asteroidy o średnicy 10-20 km. Ten tzw. impakt Chicxulub wyrzucił w górę pył i sadzę, które krążąc w wysokich warstwach atmosfery, przytłumiły promienie słoneczne. Wywołane przez impakt pożary oraz późniejsze zahamowanie dopływu promieni słonecznych zniszczyły w dużym stopniu roślinność, co spowodowało wymarcie najpierw roślinożerców, a później mięsożerców.” Meandry sporów o pochodzenie cz.13, „idź POD PRĄD” nr 21, kwiecień 2006.
Według kreacjonistów hipoteza Alvarezów jest nieprawdziwa, a dinozaury wraz z innymi istotami wyginęły w potopie, ale Tusk nie jest przecież kreacjonistą. W swoim porównaniu odniósł się więc zapewne do ewolucjonistycznej koncepcji zagłady dinozaurów. Według niej te słabo przystosowane do trudnych warunków, niejako zapóźnione w rozwoju, kolosy nie wytrzymały „zderzenia z ziemią” i selektywnie zostały wyeliminowane ze świata żywych - ku radości i uciesze konkurencji, która bez zagrożenia z ich strony mogła swobodnie opanować Ziemię.
Jak to pięknie pasuje do narracji Platformy Obywatelskiej. Już w 2005 roku Tusk swoją opozycję określił mianem „moherowej koalicji”. W sukurs natychmiast przyszły mu media i „artyści” w rodzaju „Big coś tam”, wyśmiewając PiS jako partię ludzi starszych – czyli w domyśle głupszych, zacofanych i niekumających – bliskich grobu. Po kampanii ośmieszania przyszedł czas na otwarte budowanie nienawiści i pogardy (zdRadek Sikorski: „Jeszcze jedna bitwa, jeszcze dorżniemy watahy. Wygramy tę batalię!” – 2007). Konsekwencją była ostatnia groźba Tuska – nie chcecie współpracować, wyginiecie jak dinozaury. W domyśle – w gigantycznej katastrofie.
I rzeczywiście, trzy tygodnie później prawie całe kierownictwo Prawa i Sprawiedliwości oraz związanych z nim przedstawicieli najwyższych instytucji państwa współpracownicy Tuska upakowali w jednym, świeżo wyremontowanym w Rosji samolocie. Następnie głosami rosyjskich „kontrolerów lotu” umiejętnie naprowadzono ich na ścieżkę i kurs kolizyjny z Ziemią…
Artykuł ukazał się w majowym numerze miesięcznika "idź POD PRĄD".