To jest napad, część 1

W mroźny, śnieżny dzień pan Sitko został wysłany przez swoją małżonkę po zakupy do osiedlowego sklepiku. Wszedł sobie do środka sklepiku, skinął głową panu sprzedawcy, powstrzymał go przed sięgnięciem po ćwiartkę "dzisiaj zakupy do domu", wziął koszyk i udał się pomiędzy regały.
Dokładnie sto sekund później do sklepu weszło dwóch młodzieńców.
- To jest napad - powiedział wyższy z nich i wyciągnął nóż.
- Spokojnie - powiedział niższy do sklepikarza i zamknął drzwi sklepu. - Dasz pan stówę i już nas nie ma...
- Ja wam dam stówę! - sprzedawca poczerwieniał i zaczął gulgotać. - Wezwę policję!
- Nie radziłbym - pokręcił głową tez wyższy.
Pan Sitko dalej już nie słuchał. Dyskretnie wyniósł się w najdalszy kąt sklepu, ostrożnie wyjął telefon z kieszeni i zadzwonił na policję. Po połączeniu się z dyżurnym poinformował go, że właśnie jest w sklepie, w którym odbywa się napad. Podał napiętym szeptem szereg niezbędnych danych, takich jak adres sklepu, swoje nazwisko, swój adres, numer identyfikacji podatkowej, grupa krwi, rozmiar buta oraz na kogo głosował w ostatnich wyborach.
Przy kasie sklepowej nadal trwały negocjacje sprzedawcy z wyższym napastnikiem, gdy niższy postanowił rozejrzeć się po sklepie. Po chwili spomiędzy regałów wyciągnął pana Sitko.
- Już za późno - rzekł triumfujący, lecz blady ze strachu pan Sitko. - Zadzwoniłem po policję.
Wyższy napastnik załamał ręce.
- Coś pan zrobił najlepszego?

Pani Sitko niecierpliwie czekała na powrót. Zupa była już gotowa, a pana Sitko nie było widać.
- Znowu pewno sobie popił w tym sklepie - wycedziła pani Sitko przez zaciśnięte zęby i zrobiła jedyną możliwą rzecz. Czyli wyłączyła gaz pod zupą i postanowiła wynieść ją na balkon, żeby przestygła. Postawiła garnek na parapecie, odsunęła firanę, otworzyła drzwi, ponownie ujęła garnek i przestąpiła próg drzwi balkonowych.
Chwilę później rozpętało się piekło.
Coś z potwornym hukiem eksplodowało na balkonie wzniecając chmurę śniegu i plastikowych korytek na pelargonie. Pokrywka od garnka wzleciała hen wysoko w osiedlowe niebo i spadła gdzieś w śnieg. Pani Sitko na podobieństwo żony Lota stała pobielona śniegiem nie wypuszczając garnka z rąk. Osłupiała patrzyła jak na jej balkon skaczą z innych balkonów ubrane na ciemno postacie w kaskach.
- Policja! - krzyknęła jedna z postaci celując jakimś kijem w panią Sitko. - Rzuć to!
- Panie, czyś pan zwariował? - pani Sitko odzyskała głos. - Rzucić to? Przecież to zupa rybna! Pan wie po ile teraz jest ryba?
- Do środka - zakomenderował jeden z nich i pani Sitko posłusznie cofnęła się do mieszkania. Intruzi weszli za nią. Wszyscy wyglądali identycznie; wielkie chłopiska, czarno ubrane, z kaskami na głowach. I mieli broń.
Do drzwi ktoś zastukał. Pani Sitko odstawiła garnek i poszła otworzyć. Za drzwiami czekał jakiś facet.
- Jestem inspektorem policji - westchnął. - Widziałem, co się stało. Czy oni nadal są u pani?
- Nadal.
- Mogę wejść?
- Proszę.
Inspektor wszedł, a pani Sitko zamknęła drzwi i podążyła za nim. Intruzi na widok inspektora wyprostowali się na baczność, a jeden zakrzyknął
- Dowódca jednostki antyterrorystycznej melduje się!
- Co wy tu robicie? - stęknął inspektor. - Znowu pomyliliście adresy!
- Niczego nie pomyliliśmy! - zaperzył się szef antyterrorystów i zwrócił się z pytaniem do pani Sitko:
- Przecież mieszka tu niejaki Sitko, prawda?
- Mieszka - potwierdziła wystraszona pani Sitko.
- No i widzi pan! - triumfował szef antyterrorystów. - Nie pomyliliśmy!
- Przecież w meldunku była mowa, że chodzi sklep! - warknął inspektor.
- A skąd ja mam wiedzieć, który sklep!
- Przepraszam... - wtrąciła pani Sitko drżącym głosem. - A co się stało?
- Nic takiego - burknął inspektor. - Na sklep, do którego poszedł, ktoś dokonał napadu. I wziął go jako zakładnika.
- Bogu dzięki - odetchnęła z ulgą pani Sitko. - Już się bałam, że portfel zgubił, albo go okradli...
- Idziemy! - zakomenderował inspektor. - Pod sklepem już na nas czekają!
- Ja mam do pani taką prośbę - szepnął pani Sitko jeden z antyterrorystów. - Bo jak my czekaliśmy na tym mrozie, to... Tego... Ymmm... Czy ja mogę skorzystać z WC?
Pani Sitko odruchowo skinęła głową i antyterrorysta zniknął w drzwiach łazienki.
- Idziemy, idziemy! - naglił inspektor.
- Moment! - odezwał się drugi antyterrorysta. - Czarek poszedł do kibla!
- Tyle razy prosiłem! - ryknął szef antyterrorystów. - Nie używać imion!
- Co tak długo? - złościł się inspektor.
- To pan nie wie, że jak rok temu był przetarg na nasze uniformy - zaczął szef antyterrorystów - to wygrała oczywiście firma, która dała najmniej. A dała najmniej, bo zaoszczędziła na paru rzeczach. Na przykład na rozporkach... Żeby zrobić głupie siku trzeba wszystko porozpinać...
Rozległ się odgłos spłukiwania i z łazienki wyszedł antyterrorysta.
- No, możemy iść - westchnął inspektor i zaczął zagarniać funkcjonariuszy do wyjścia.
Panią Sitko coś tknęło. Zajrzała do łazienki i jej podejrzenie przerodziło się w pewność. Wypadła na klatkę schodową i krzyknęła wielkim głosem:
- Stać!!!
Antyterroryści stanęli, rzucili broń, podnieśli ręce i odwrócili się powoli.
- To znowu pani - powiedział z niezadowoleniem szef antyterrorystów. - Co się stało?
- Zajrzałam przed chwilą do łazienki! Ten od was, co był w niej przed chwilą ukradł mi...!
- Pewno papier toaletowy.
- Nie...! Biustonosz!! - zakrzyknęła pani Sitko dramatycznie a echo poniosło jej słowa w najdalsze zakamarki bloku.
- Czy widziała pani jak wynosił? - spytał profesjonalnie inspektor.
- Nie! Pewno założył pod spód...
- Który tam był w kiblu? - spytał szef antyterrorystów.
- Nowakowski - odezwał się drugi antyterrorysta.
- Tyle razy mówiłem, żeby nie używać imion!!
- Ale szefie, przecież "Nowakowski" to nie imię!

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika ASPAL

15-01-2013 [18:34] - ASPAL | Link:

To się nazywa Żona!Żeby w tym całym bajzlu pamiętać o garnku z zupą!Pan Sitko sam chyba nie wie jaki ma skarb w domu.Powarczy,zruga ale obiad poda.Czekam na ciąg dalszy...antyterrorysta-fetyszysta?Zaczyna być ciekawie.

Obrazek użytkownika Marcin B. Brixen

15-01-2013 [21:15] - Marcin B. Brixen | Link:

O portfelu też pamiętała...
Ciąg dalszy już wkrótce!

Obrazek użytkownika Zdenek Wrhawy

15-01-2013 [20:30] - Zdenek Wrhawy (niezweryfikowany) | Link:

Marcin!
Dawaj ciąg dalszy,bo sam Ci wysle antyterrorystów do Poznania!

Nie znam adresu,ale obojętne...i tak by pomylili.

Po cholerę temu gliniarzowi biusthalter Pani Sitko?

Na granaty?

Całą noc będe kombinował :-)

addio

Obrazek użytkownika Marcin B. Brixen

15-01-2013 [21:20] - Marcin B. Brixen | Link:

Ciąg dalszy będzie, tylko najpierw muszę go napisać...
Po co biustonosz? Kolekcjoner się znalazł :)

Obrazek użytkownika Marcin B. Brixen

15-01-2013 [21:23] - Marcin B. Brixen | Link:

Jeśli ktoś jeszcze nie widział - fragment akcji komandosów w Sanoku.
Osoby o słabych nerwach - nie oglądać!

http://www.sadistic.pl/komando...

Obrazek użytkownika adarus2

15-01-2013 [21:28] - adarus2 | Link:

Emerytowany nauczyciel, człowiek wiekowy i doświadczony życiowo. Mieszka on sobie na wsi. Dlaczego na wsi? Nie wiem dlaczego. Pewnie dlatego, że lubi. A może dlatego, że na wsi się wychował. Nieważne. Za to może trochę o tej wsi. Wioska jest wąska, długa, z rodzaju tych wsi co się wybudowały przy drodze. I na początku tej właśnie wsi, w pierwszym domu mieszka sobie ten wspomniany na początku wuj. Na przeciwległym zaś końcu wsi, w ostatnim domu, pod lasem mieszkają dwaj bracia. Są to znani w całej okolicy włamywacze i złodzieje samochodów. Nie jacyś pijaczkowie tylko, że tak powiem lepsze bandziory.
No i któregoś pięknego, styczniowego dnia do wsi przyjeżdża policja w towarzystwie brygady antyterrorystycznej. Prawdopodobnie chcieli zatrzymać braci. Prawdopodobnie bo to stary, schorowany człowiek leżał skuty dwie godziny na mrozie w czasie gdy bracia w pośpiechu coś nosili do lasu. Policjanci tłumaczyli się później jakąś pomyłką. Kretyni? Ja bym jednak polskich policjantów o kretynizm nie poradzał.

Obrazek użytkownika Marcin B. Brixen

16-01-2013 [17:59] - Marcin B. Brixen | Link:

Akurat szeregowi policjanci nie mają nic do gadania i wchodzą tam, gdzie im każą.
A swoją drogą ilość pomyłek w policji skłania do refleksji...