Noworoczna nowoczesność, część 1

Hiobowscy Sylwestra i Nowy Rok spędzili z dala od tak zwanych środków masowego przekazu. Jedynie w kulminacyjnym momencie włączyli odbiornik telewizyjny, aby odliczyć do północy z milionami rodaków.
Łukaszek wkrótce potem udał się przed blok, gdzie strzelał, odpalał i detonował, a na koniec wraz z kolegami zrobił małe ognisko, w którym uległy spaleniu opakowania po fajerwerkach. Oraz zupełnie przypadkiem zabłąkany dzienniczek szkolny Łukaszka.
Następnie Hiobowscy solidnie odespali nocne szaleństwo, a przynajmniej próbowali, bo około dziewiątej rano do domu wróciła z trzaskiem drzwi siostra Łukaszka. Była zła, bo nie udała jej się noworoczna randka z jej chłopakiem. Mimo najszczerszych chęci siostry skończyło się tylko na całusach.
- Ja i tak go kiedyś...! - odgrażała się siostra obudzonej i rozespanej rodzinie, po czym sama poszła spać. Nie obudziło jej nawet celowo głośne trzaskanie garnkami przez babcię.
- Nie ma sprawiedliwości na tym świecie! - ziewała poirytowana babcia. - Wszyscy powinni spać po równo! Jak my pięć godzin - to ona też!
Ale siostra nie dała się obudzić i tak wlókł się ten zaspany dzień noworoczny. Tata Łukaszka wzdychał myśląc o następnym dniu - że do pracy i aby o tym nie mysleć próbował ogłupić się telewizją. Zaczął od najlepszej telewizji.
- Zapraszamy państwa na kolejny odcinek! - zapowiedział radośnie prezenter. - Już za chwilę dowiemy się co Paweł powiedział Wojtkowi. Czy Basia zdradzi Darka? Czy Andrzej jest nadal z Tomkiem? Czy Stefania da radę pokrzyżować plany Pauliny? I czy Cecylia podniesie się po ciosie, jaki zadała jej Zofia?
- Serial pewno jakiś - mruknął tata Łukaszka.
- Ależ skąd! - odezwała się mama Łukaszka. - Toż to kolejny odcinek show o wyborze najlepszego kucharza! "G Jak Gotowanie"!
Tata Łukaszka znalazł inne słowo na tę literę i przełączył na drugą telewizję, też zaprzyjaźnioną.
- Już za chwilę film "Rodzina To Więzienie" - oznajmiła radośnie pani prezenter. - Najnowszy, znakomity film z Hollywood, w gwiazdorskiej obsadzie, nagrodzony sześćdziesięcioma Złotymi Bananami, genialnie przedstawiający stopniowy upadek i degenerację typowej rodziny...
Tata Łukaszka zajrzał do programu telewizyjnego. Okazało się, że w Telewizji Państwowej, w ramach promowania kultury tubylczej, jest wyświetlana nowa, polska komedia romantyczna. Tata Łukaszka głęboko westchnął, rzucił okiem na postępującą na ekranie degenerację rodziny w wykonaniu aktorów zza oceanu i mienił kanał na polski film.
Nie był on w równym stopniu komediowy, co romantyczny. Młoda dziewczynka z małej miejscowości, studentka, niemająca żadnej wiedzy o seksualnym życiu człowieka, zaszła w ciążę. I całej jej rodzina nasączona katolickim jadem usiłowała zmusić ją do zamążpójścia. I już miała podjąć próbę samobójczą, gdy dowiedziała się z internetu, że może przecież świadomie rozporządzać swoim brzuchem. Wyjechała do miasta, zerwała kontakty z rodziną, dokonała aborcji, Od razu jej życie nabrało barw a świat stał się piękny. Dostała pracę na kasie, zakwitły jej kwiaty na parapecie i poznała przystojnego sponsora, co jest przecież szczytem marzeń każdej studentki.
Tata Łukaszka przestał myśleć o pracy. Popadł w jakąś zadumę, z której wyrwał go sygnał wiadomości.
- Pierwsze wydanie w nowym roku! - uśmiechnął się szeroko prowadzący. - Miliony miast w Polsce zorganizowało zabawy noworoczne, na których bawiły się setki Polaków!! E... - przycisnął słuchawkę do ucha. - Setki miast w Polsce zorganizowało zabawy noworoczne, na których bawiły się miliony Polaków!! A jeszcze więcej milionów bawiło się na super ekskluzywnych balach!! Szampan i krewetki lały się strumieniami!!!
- Wszyscy świetnie się bawili!!! - opowiadał rozentuzjazmowany reporter. - Nawet Prezydent!!!
Na ekranie pojawił się Konisław-Bromorowski, który szeroko uśmiechnięty oznajmił:
- Życzę nam dużo uśmiechu, bo powinniśmy się cieszyć. Tylko cieszyć. Ja też się cieszę. Cieszę się, kiedy patrzę na Polaków. Polaków jakoś wiążących koniec z końcem na koniec roku. Nie pierwszy raz udowadniamy światu, że Polak potrafi. Jest takie piękne, staropolskie powiedzenie: postaw się a zastaw się. Potrafimy pięknie świętować w sposób dostojny, bogaty i godny nawet w tak trudnych czasach. Oby taki był cały rok!
- W Nowym Roku wiele się zmieni - zauważył prowadzący wiadomości. - Tak napisał specjalnie dla nas na Tweeterze premier, podczas lotu samolotem z Gdańska do Sopotu. Będziemy państwa informować o tych zmianach na bieżąco. Jak to mawiają strażacy, na pierwszy ogień pójdzie u nas minister zdrowia. I tu mamy dla państwa dobrą wiadomość: już po chwili przeprowadzimy z nim specjalną rozmowę, w której poinformuje nas... Tak, proszę państwa! Wreszcie rozwiązano problemy służby zdrowia!
- Niemożliwe! - ocknął się tata Łukaszka i zwołał całą rodzinę.
Rozpoczęła się rozmowa z ministrem.
- Proszę państwa! - Artosz-Barłuowicz splótł palce na długopisie. - Stanęliśmy przed klasyczną kwadraturą koła. Placówki służby zdrowia notorycznie przekraczały limity świadczeń zakładane na początku roku. Bo na początku zakładaliśmy ile będzie danych zabiegów, wycenialiśmy je i dawaliśmy szpitalowi pewną kwotę pieniędzy. Pod koniec roku limity się kończyły, placówka przyjmowała następnych potrzebujących, trzeba było dokładać pieniędzy... I tak co roku! Do tej pory wszystkie próby rozwiązania tego problemu zmierzały tylko w jednym kierunku. Zebrania jak największej ilości pieniędzy, aby zaspokoić jak najwięcej potrzeb. My poszliśmy w innym kierunku.
- O! - zaniepokoił się prowadzący.
- Tak, panie redaktorze! - Artosz-Barłuowicz rozplótł palce. - My postanowiliśmy coś innego. Postanowiliśmy ograniczyć liczbę potrzeb!
- Tylko członkowie partii będą leczeni...?
- Nie no, aż tak to nie.
- Będą jakieś limity...?
- Ależ skąd! Postaramy się tak to zrobić, żeby każdy potrzebujący dostał swoje świadczenie! Po długich i żmudnych badaniach okazało się, że znaczny udział w świadczeniach mają proste i popularne jednostki chorobowe. Przeziębienie, grypa, angina...
- Rozumiem, szczepienia...
- Nie! Właśnie, że nie! Szczepienia to kolejny koszt, a my znaleźliśmy takie rozwiązanie, że nie dość, że spadnie liczba zachorowań, to jeszcze będzie można na tym zaoszczędzi!
- Niechże pan zdradzi jak to możliwe?
- Oczywiście. Są to choroby zakaźne. W większości chorują całe rodziny, które zarażają się od siebie. A kto pierwszy choruje w rodzinie? Najsłabszy organizm, czyli dziecko. A od kogo zaraża się dziecko? Od innego dziecka. A gdzie dochodzi do takich sytuacji? W przedszkolach!
- I rząd chce... - zaczął prowadzący ale nie dokończył przytłoczony śmiałą wizję rządowego posunięcia.
- Tak jest! - kiwnął głową zadowolony minister. - Zlikwidujemy przedszkola! Pozbędziemy się tych wylęgarni zarazków! Będzie mniej chorujących, szpitale będą mieć pieniędzy z naddatkiem!

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika Teresa Bochwic

02-01-2013 [22:21] - Teresa Bochwic | Link:

Ojej, pomyliło się Panu nazwisko ministra zdrowia! To Arkosz Barłutowicz przecież! Dobrego Nowego Roku! Pięć lat minęło i jest jeszcze lepiej niż Pan zapowiadał. Pozdrawiam

Obrazek użytkownika Marcin B. Brixen

03-01-2013 [17:51] - Marcin B. Brixen | Link:

Ależ skąd! A pięć lat minie w lipcu. Cieszę się, że nie wszystko się spełniło. Bardzo się cieszę.
Pozdrawiam!