Zbliża się 13 grudnia i znów powraca wspomnienie, jak po ogłoszeniu dekretów stanu wojennego, moja Alma Matris Akademia Górniczo Hutnicza w Krakowie, jako jedna z trzech polskich uczelni przeprowadziła strajk czynny, za co wtenczas straszono więzieniem, z karą śmierci włącznie.
Wiele mnie wtedy życie nauczyło, bowiem za strajkiem głosowali wszyscy, a więc ponad dwa tysiące osób, a na zbiórce stawiły się trzy setki z niewielkim okładem. Reszcie rozchorowały się dzieci, pomarły teściowe, bądź dopadł ich atak woreczka.
Moja kochająca i troskliwa żona, zakopała w piwnicy pod węglem bibułę, spaliła ulotki, po czym mnie spakowała, jak przystało na wojnę, w brezentowy plecak wypchany środkami higieny, konserwami i zawekowanymi sznyclami domowej roboty. W progu ze łzami w oczach pobłogosławiła, a ja szybko wyszedłem spostrzegłszy, że mi wilgotnieją oczy.
Pierwszy dzień minął spokojnie i można powiedzieć, że nic się nie działo, gdyby nie to dręczące nas wszystkich pytanie, co będzie, gdy przyjedzie ZOMO.
Drugiego dnia było gorzej, gdyż nam wyłączyli światło, gaz i wodę, a dzień upływał pod znakiem zapchanych toalet i nieumytych zębów. Przyjadą czy nie przyjadą? Nie przyjechali, ale drugą noc z rzędu nikt oka nie zmrużył.
Trzeciego dnia zmęczenie pokonało nerwy i wszyscy zapadli w głęboki sen grudniowej nocy.
Aż raptem zbudził nas przeraźliwy okrzyk jednego z kolegów: - WSTAWAĆ!!! SZYBKO!!! WSTAWAĆ!!! ZOMO!!! CZOŁGI!!! JADĄ!!!
Wszyscy skoczyli do okien. To już nie były żarty. W świetle wojskowych reflektorów, po skutym mrozem śniegu sunęły wolno w naszą stronę wozy opancerzone z gotową do strzału bronią maszynową. A przed oddziałem pancernym szły na nas trzy kordony uzbrojonych po zęby zomowców skrytych za tarczami, w które walili miarowo długimi pałami.
Warkot wozów bojowych spowodował wybuch gwałtownej paniki i wszyscy się zaczęli ubierać po ciemku. Panikę wzmagał łomot dochodzący z dołu, gdzie wyważano bramę. Totalny zamęt powstał, kiedy usłyszeliśmy odgłos buciorów biegnących po schodach żołdaków niesławnego generała w ciemnych okularach, który wydał narodowi wojnę.
Wtenczas włączono światło. Sala wykładowa, której strajkowaliśmy przypominała krajobraz po bitwie. Po rumowisku krzeseł, ławek, dmuchanych materacy, misek i kocherów przedzierali się ku nam zomowcy z odbezpieczonymi pistoletami maszynowymi. Pamiętam, że przeleciało mi przez głowę: żebym tylko się nie męczył, kiedy zaczną strzelać.
Wychodzić! Wychodzić! Ponaglali zomowcy. Nigdy nie zapomnę tego upodlenia, jak nas ustawiono w dwuszeregu przed biblioteką uczelnianą i kazano stać na trzaskającym mrozie prawie dwie godziny. Pamiętam, że przypomniała mi się wtedy scena z jakiegoś filmu o więźniach obozu w Auschwitz stojących na mrozie na rannym apelu.
W końcu przyjechał uczelniany ubek. Pamiętam, jak szedł z zomowcami wzdłuż szeregu i wskazywał palcem członków komitetu strajkowego, których aresztowano, a resztę, pomimo godziny milicyjnej rozpuszczono do domów..., tyle opowieści.
Niestety później, życie mi pokazało, co się stało z etosem, o który walczyłem. Bo w tym samym czasie, kiedy jedni narażali życie, nowe pryncypia Trzeciej Rzeczypospolitej tworzyli na sępa cwani dekownicy, którzy zdradzili Polskę przy okrągłym stole stawiając post-komunistów u władzy de facto do dnia dzisiejszego.
I co?
Znów władza zdeptała polityczny obyczaj. W dążeniu do partyjnej hegemonii wyzbyła się poczucia wstydu. Wprowadziła prawo dżungli. Kto silniejszy, ten lepszy. Cham chama chamem pogania. Wszystkie chwyty dozwolone. Zdemontowano prokuraturę. Dokonano skoku na emerytury. Wpędzono Polskę w monstrualne i praktycznie niespłacalne długi. Śledztwo smoleńskie bez zmrużenia oka oddano w obce ręce. Od szefa opozycji zażądano badań psychiatrycznych. A ostatnio władza użyła broni gładko lufowej przeciwko bezbronnym ludziom i wyrzucono z pracy niepokornych jej dziennikarzy. Byle tylko rządzić! Zagarnąć jak najwięcej stanowisk! Obsadzić przyczółki i usunąć niewygodnych, choćby byli genialnymi fachowcami.
Historia zatoczyła koło i wracamy do punktu wyjścia. Znów trzeba się szykować na „Marsz Solidarności” w Warszawie.
Czasami sobie zadaję bluźniercze pytanie, czy się od nas na dobre Pan Bóg nie odwrócił???
I tylko w pamięci pobrzękują strzępy ułańskiej piosenki, którą gdy byłem mały, mama z tatą śpiewali podgrywając sobie na naszym Steinwayu:
Więc pijmy zdrowie szwoleżerowie
Niech smutki zginą w rozbitym szkle,
Gdy nas nie będzie, nikt się nie dowie,
Czy dobrze było nam, czy źle.
Pomódlmy się za nich!
Krzysztof Pasierbiewicz
(nauczyciel akademicki)
Patrz również:
„Pieta polska, rządy Tuska i sposób na pojednanie”
http://salonowcy.salon24.pl/356648,pieta-polska-rzady-tuska-i-sposob-na-pojednanie
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 6689
Krzysztof Pasierbiewicz
Dobrze, że i Pan napisał, zwyczajnie, po ludzku, jak to wtedy było. Może młodzi przeczytają?
Dziękuję Panu za przemiłe słowa - nie ma większej nagrody dla piszącego jak świadomość, że trafia do ludzi.
Pozdrawiam serdecznie,
Krzysztof Pasierbiewicz
Jest...jeszcze jest...do czasu...jak mawial Tyberiusz.
Pan Profesor da sobie radę beze mnie...a ja nikomu sie nie będę narzucał.
Capisci? Addio...
Nie wiem jak dziękować za tę zdrowaśkę!
Tata miał 44 lata jak go wykończyli. Aż się wierzyć nie chce!
Pozdrawiam jak zawsze serdecznie,
Krzysztof Pasierbiewicz
Jest tu gdzies moja notka na ten temat...nawet niedawno wspominałem :-)
PS.Co ciekawe,to mojego "wychowawcę" z SB spotkałem na spacerze z psem.
On ze swoim,ja ze swoim...ja go nie poznałem,ale ten s*****syn ma dobra pamięć do twarzy.
Nawet mi chciał zaserwować grabulę,ale udawałem,że mnie interesuje ogon mojego psa.
Usmiechnął się pod nosem,zapytał o żonę,dzieci,o pracę ile zarabiam...dopiero sie rozesmiał.
Awansował...na pagonach i na odcinku emerytury.
Nic to...jak mawiał Wołodyjowski....na pohybel,jak mawiał Bohun :-))
Kłaniam do nóżek...
Pozdrawiam serdecznie,
Krzysztof Pasierbiewicz
Czuję się również wielce zaszczycony pani oceną mojego pisania: "bo pan pisze prosto i na temat". Właśnie tego zawsze uczyłem studentów - żeby pisali krótko, prosto i na temat.
Pozdrawiam Panią serdecznie i miłego dnia życzę.