W szaroburym czasie peerelu
w Krakowie, jak już nigdy potem kwitło życie bynajmniej nie szare,
a serce miasta tętniło w „świątyniach opatrzności losu”
Grandzie, Francuzie, Kaprysie, Cyganerii, Warszawiance...
gdzie przy ciepłej wódeczce i zeschłym tatarze
w kreślonym znakiem czasu desperackim tańcu pawi
pląsał kwiat królewskiego grodu,
niebojących się jutra, ludzi szczęśliwych chwilą.
W tych niezapomnianych spelunkach, już nad ranem,
zbierała się śmietanka krakowskich wagantów
ściekających z nigdy nie policzonych balów, rautów, bankietów, biesiad i popijaw
by przy nieczynnej kuchni i dogasających rytmach pucio pucio
dorżnąć się w eleganckim towarzystwie
mających sobie coś do powiedzenia ludzi z nazwiskami, fantazją, pieniędzmi,
pod okiem czujnych ubeków, którzy byli wszędzie.
W tych kultowych miejscach
redaktorzy gazet i znani aktorzy dzielili stoliki z panią bufetową,
i wszyscy byli szczęśliwi, choć nie było tlenu.
O świcie, jak już zamknięto bar Klubu pod Gruszką i SPATiF
i za Boga nie było gdzie się czegokolwiek napić,
starannie oddestylowana czołówka
pielgrzymowała do całodobowo gościnnej restauracji „Dworcowa”,
by strzelić strzemiennego, nim robotnicy wstaną.
A gdy już wschodziło słoneczko,
pustymi ulicami, po których błąkało się echo wleczonych kontenerów z mlekiem,
sponiewierani twórczo birbanci wracali do domu podkradając kapslowane flaszki.
Dzisiaj zaś, gdy nas Pan Bóg „pokarał wolnością”
a w mieście proszą się o gości setki bajeranckich restauracji, barów i dyskotek,
moja dorastająca córka biadoli, że wszędzie jest nudno.
Ot, przewrotna zemsta makiawelicznej komuny
Krzysztof Pasierbiewicz
(nauczyciel akademicki)
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 4094
Teraz tam rządzi Pan Gessler. Na początku było świetnie, ale się popsuło.
Pozdrawiam serdecznie,
Krzysztof Pasierbiewicz
Godzina 23.45 budzi męża...kiciuś,kiciuś...KICIUŚ!
-Czego?
-Mam ochote na sledzia w oleju...
-????!!!
-Słyszysz?
-Nnnnnnieeee.....
-TWOJA ŻONA CHCE ŚLEDZIA I DZIDZIUŚ CHCE SLEDZIA!
Chłopina biedaczek wstaje,ubiera sie cieplo,bo zima...zdjeżdża windą z VII pietra,wsiada w samochód i zapieprza na Dworzec Głowny.
Po cięzkiej przeprawie z menelami dostaje tego śledzia,nawet słoik mu kobieta dała,bo żal tatusia wygnanego na "zachcianke".
Przyjeżdża do domu,parkuje samochód,wsiada do windy,jedzie na VII pietro...od progu woła:
-Kochanie! Dostałem! Juz Ci podaję...
Zona na to:
-Wiesz co...? Właściwie to mi juz sie odechciało tego śledzia...masz mietówke?
Godzina 2.30 w nocy...do moich drzwi pukanie...otwieram...sąsiad!
Blady,ręce mu się telepią...zęby zacisnięte...oczy miotają pioruny...gryzie pasek od spodni...
Krzyczy mi szeptem (oksymoron?) nie...:-)) zona w ciąży,to się szeptem krzyczy...
-Masz wódkę?!
-Miałem...:-))
pzdr
Pozdrawiam serdecznie,
Krzysztof Pasierbiewicz
Pozdrawiam serdecznie,
Krzysztof Pasierbiewicz