Podstawą każdego trwania danej nacji jest pokoleniowa kontynuacja przekazywania zarówno genów, jak i tradycji (język, historia, zwyczaje, wiara etc.). Nie jest nawet do tego potrzebne własne terytorium (vide – historia Żydów).
W kontekście statystyki lokującej nas na niechlubnym, dwustu-którymś tam miejscu na świecie z dzietnością 1,3 potomka na parę dorosłych jesteśmy na najlepszej drodze do zaniku naszego narodu w policzalnej, całkiem nieodległej przestrzeni czasowej. Nie jest to żadne novum; wiele wspólnot narodowych zaginęło w przeszłości bez śladu, zniknęły ich języki, zwyczaje, przepadła stworzona przez nich cywilizacja. Pomijając ingerencję sił przyrody – np. kataklizmy (Atlantyda?) czy zarazy dziesiątkujące populację (średniowieczne epidemie cholery, dżumy i in.)– zajmijmy się przyczynami naturalnymi nagłych ubytków mini-społeczności ludzkich.
Pierwszy – obserwowany również u nas powód – to własny, świadomy wybór. Nie chcemy się mnożyć, bo „jest bieda, brak perspektyw, dzieci są obciążeniem finansowym, a my nie możemy realizować swoich ambicji życiowych i zawodowych etc. etc.”.
Żyjemy egoistycznie i tylko dla siebie, nie przejmując się przekazaniem daru życia dla naszych następców.
Cóż, mamy cholerne szczęście; gdyby nasi rodzice, dziadkowie, pradziadkowie itd. uważali podobnie, nie mielibyśmy dziś szansy zaistnieć i cieszyć się życiem, jakie by ono nie było... A przecież dawniej była nieporównywalnie większa bieda, do tego wojny, zarazy itp. utrudnienia; jednak atawistyczna siła przekazania siebie kontynuatorom rodu była silniejsza od wszystkich przeszkód...
Drugi powód – to biologiczny zanik możliwości rozrodu.
Pomijam tu eksperymenty medyczne, jakie na pewno prowadzi się w laboratoriach wojskowych (bezpłodność zaaplikowana przeciwnikom w formie np. szczepionki, skażenia powietrza, wody itp.) to doskonała, bezkrwawa broń eliminująca ludność danego obszaru.
Jest faktem, że przyspieszony postęp cywilizacji wyprzedza naszą zdolność akomodacji i niesie często stres blokujący nasze mechanizmy reprodukcyjne. Przykład: niektóre zwierzęta w ZOO nie chcą się rozmnażać w warunkach dla siebie nienaturalnych; do rangi sensacji urasta czasem wiadomość, że gdzieś, w niewoli, narodziła się młoda panda...
Nauka próbuje nowych metod rozrodu (niezmiernie dochodowe dla koncernów medycznych, choć budzące kontrowersje etyczne i medyczne metody in vitro, pozwalające „produkować” kolejne pokolenia, obciążone wadami genetycznymi i schorzeniami wynikającymi z bawienia się w Pana Boga w warunkach laboratoryjnych dalekich od naturalnej selekcji i doboru). Tymczasem są już kliniki (o skuteczności dochodzącej do 65%!) leczące niepłodność metodami odblokowującymi psychikę! To tak, jakby w/w pandę umieścić w jej naturalnych warunkach... Tylko za to nie dostanie się Nobla, ani dotacji... Do tego dochodzi perwersja zakrawająca na ponury żart; ponoć w Anglii 1/3 udanych zapłodnień in vitro została następnie przerwana... Bo para w tzw. międzyczasie rozwiodła się, albo ... rozmyśliła...
Trzeci powód – kiedyś dzieci (oczywiście te dobrze przez mamę i tatę wychowane) były gwarancją opieki na starość. Dziś tę funkcję przejmuje ZUS (KRUS)...
Reasumując – zarówno religia (słynne: „Idźcie, rozmnażajcie się i czyńcie sobie ziemię poddaną”) jak i nauka (nieprzystosowane jednostki muszą wyginąć w procesie ewolucji) podają jakieś wskazówki prokreacyjne. Ocaleją te społeczności, które z nich skorzystają...
Lech Makowiecki
P.S. Polacy to naród wyjątkowy: odporny na przeciwności losu, dumny i uparty. Umieszczeni na deptaku Europy i tratowani raz przez wschodnich, raz przez zachodnich najeźdźców, niszczeni przez zaborców, mordowani przez zbrodnicze totalitaryzmy – podnosiliśmy się za każdym razem, odbudowując naszą populację.
Czy i tym razem nam się uda?
Być może; zwłaszcza, że zarówno ZUS, jak i KRUS coraz gorzej rokują. Może wreszcie będzie się opłacać mieć dzieci? I dobrze je wychować?
Dziś w cyklu „znalezione w sieci” bardziej rodzinnie;
familijna wersja „Amazing Grace” w interpretacji zespołu "Zayazd":
http://www.youtube.com/w…
I "Patriotyzm" - tego nigdy za duzo:
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 7883
Nawiasem mówiąc naukowcy udowodnili, że poziom szczęścia i zadowolenia ludzi żyjących skromnie w kochających się rodzinach jest porównywalny lub wyższy od tych zamożnych, goniących za pieniędzmi (sukcesem)... Cieszmy się więc tym, co mamy...
Jeśli tobie udało się od razu znaleźć pracę w swoim zawodzie - gratuluję; na pewno wymagało to wielu wyrzeczeń...
Z drugiej strony rozśmieszyłeś mnie; zwycięża u ciebie mentalność nuworysza z "lepszego świata"; przecież nie wiesz nawet, jaki jest mój stan posiadania, jakie samochody stoją w garażu mojego domu, jaki jest mój stopień zadowolenia z życia osobistego i satysfakcji z mojej pracy, za którą może całkiem nieźle mi płacą?...
To ja NIE CHCIAŁBYM SIĘ Z TOBĄ ZAMIENIĆ; mogłem zostać na tzw. zachodzie wielokrotnie, nawet będąc jeszcze studentem - młodym i otwartym na zmiany. Ostatnio też byłem kilka razy w Kanadzie. Jako gość, turysta. I wierz mi - z radością wracałem do domu. Jakoś źle czułem się dłużej poza Polską; chociaż u nas nie wszystko mi się podoba. I otwarcie o tym mówię.
Bo nie sztuką jest podłączyć się do czyjegoś dobrobytu i być całe życie OBCYM. Sztuką jest próbować polepszyć byt u siebie.
Wybrałeś Australię, jesteś już dla mnie Australijczykiem. Pozwól nam żyć swoim życiem, a ja nie będę cię pouczał, jak sobie radzić na Antypodach... Chociaż zamierzam tam wkrótce się wybrać; nie widziałem jeszcze kangurów na wolności...