Dawno, dawno temu, mój ojciec zabierał mnie na mecze Legii. Do dziś pamiętam jak grał Kazimierz Deyna. Każdy chłopak z drużyny podwórkowej próbował zdobyć bramkę "a la Kazio" - bezpośrednio z rzutu rożnego, nadając piłce lot "rogala".
Co musi zatem zrobić sportowiec, aby przejść do wdzięcznej pamięci kibica? Najlepiej, aby podczas zawodów dał z siebie wszystko i… wygrał. Wykonałem w swojej głowie szybki remanent wspomnień dotyczących wydarzeń piłkarskich związanych z naszą reprezentacją i doszedłem do zaskakujących wniosków. Otóż, lepiej pamiętam mecze mundialowe z RFN czy Hiszpanii (odpowiednio 1974 i 1982 rok), niż te sprzed 10 laty w Korei Południowej.
Z 1974 roku mogę odtworzyć większość spotkań biało-czerwonych, nawet tych mało istotnych jak z Haiti (nasza wygrana 7:0), kiedy naprawdę żal było "rozjechanych" piłkarzy z Karaibów. Mecz o finał z RFN-em... Strugi deszczu... Gąbki zbierające hektolitry wody z murawy stadionu. Boisko grząskie w niektórych miejscach tak, że zawodnicy biegali po kostki w błocie. Rzut karny obroniony przez nieocenionego Jana Tomaszewskiego. Przegrana, ale jakie to były emocje... Następnie wygrany pojedynek o trzecie miejsce z Brazylią. Przypomnieć trzeba, że pokonaliśmy wtedy też m.in. Argentynę 3:2! Królem strzelców tych mistrzostw był Grzegorz Lato, a drugi w rankingu zdobywców bramek - Andrzej Szarmach.
Z 1982 r. mam wyryte w pamięci "kiwki" w narożnikach boiska Włodzimierza Smolarka, podczas zwycięskiego remisu z ZSRR i wspaniałą bramkę Janusza Kupcewicza w meczu o trzecie miejsce z Francję. Wtedy najbardziej świeciła gwiazda Zbigniewa Bońka. Te jego trzy gole w meczu z Belgią... Wspaniałe wspomnienia.
Meksyk 1986 - wychodzimy z grupy i dostajemy baty od Brazylii - 4:0!
Seul 2002 fajne kwalifikacje i totalna kompromitacja na boiskach Korei. To samo na naszych pierwszych mistrzostwach Europy w Austrii i Szwajcarii w 2008r. Tylko jedna strzelona bramka i ostatnie miejsce w grupie. Smutny powrót piłkarzy do domu i... radosnych wspomnień brak.
Jednym słowem, od 1986 roku nasza piłkarska reprezentacja stacza się po równi pochyłej.
***
Panowie Piłkarze,
12 czerwca dostaniecie szansę, jakiej zapewne mieć już nie będziecie podczas swoich sportowych karier. Możecie przejść do historii i zachować nieśmiertelność w naszej pamięci. Możecie też spowodować, że po latach, jedynym zapamiętanym nazwiskiem z tych mistrzostw będzie... Adamiakowa, a manewr Wojciecha Szczęsnego i parada Tytonia zostaną zapamiętane jako mało znaczące ciekawostki.
A jak zmotywować się do pełnego zaangażowania w nadchodzącym meczu? Przypomnijcie sobie opowieści dziadków, wujów, którzy mieli kiedyś styczność z sowieckimi ludźmi.
Mój dziadek, na przykład, dostałby kulkę w głowę od pewnego sołdata, gdyby nie miał baniaka samogonki. To jedyny znany mi przypadek, w którym wódka uratowała komuś życie.
Przypomnijcie też sobie policzek, jaki wymierzyła nam - Polakom - generał Anodina, publikując raport komisji MAK.
Jeśli jednak i to nie wyzwala w Was sportowej złości, porozmawiajcie ze skatowanymi we Wrocławiu stewardami.
Pomyślcie też, że w życiu nie ma rzeczy niemożliwych. Sto lat temu zatonął niezatapialny Titanic. Dwa lata temu pancerna brzoza strąciła w Smoleńsku nasz samolot. Dlaczego więc Wy nie moglibyście teraz strącić z pozycji lidera grupy drużyny rosyjskiej? Wystarczy tylko dać z siebie wszystko i... wygrać.