Przejdź do treści
Strona główna

menu-top1

  • Blogerzy
  • Komentarze
User account menu
  • Moje wpisy
  • Zaloguj

TAK! TAK! NIE DA SIĘ ZABIĆ NASZEJ POLSKIEJ DUSZY!

Krzysztof Pasierbiewicz, 24.05.2012

                                              Ilustracja muzyczna: http://www.youtube.com/w…;

Znacie mnie z bezlitośnie ciętego języka, ale dzisiaj będzie zupełnie inaczej.  

Bowiem, jak się okazuje potrafi pisać wręcz niesamowite scenariusze.   Ze ściśniętym ze wzruszenia gardłem patrzę na leżące przede mną dwa indeksy. Jeden mojej córki jedynaczki, która tego roku rozpoczęła studia i drugi mój, który przed paroma godzinami otrzymałem z rąk Jego Magnificencji Rektora mojej Alma Mater Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie.  

Ta uczelnia, z którą związałem całe swoje życie, chyba, jako jedyna, ma cudowną tradycję immatrykulowania swoich absolwentów z okazji 50 rocznicy rozpoczęcia studiów, którzy jako asumpt przekroczenia edukacyjnego rubikonu otrzymują nowy indeks, co odebraliśmy dzisiaj tak, jakby nam ktoś podarował drugie życie.  A przyjechali wszyscy, którym zdrowie pozwoliło, z Polski, z Europy i dalekich krajów. Stawili się na zbiórce jak wielka kochająca się rodzina.  

Nowy indeks wręczał nam kończący drugą kadencję pan Rektor Antoni Tajduś. Celowo pomijam długi rządek tytułów naukowych, bo to przede wszystkim urodzony rektor nad rektorami i pełną gębą gospodarz, który bez cienia przesady przemienił naszą Uczelnię z szaroburego slumsu w prawdziwie europejski Uniwersytet.  

W przeciwieństwie do budowniczych autostrad, faktycznie pozapinał wszystko na ostatni guzik. Nowe sale wykładowe i laboratoria, wysokiej klasy sprzęt audiowizualny, pięknie odnowione elewacje wydziałowych pawilonów, nowe drogi wewnętrzne, stylowe latarnie, parkingi, boiska, pływalnia i pielęgnowana pieczołowicie wszechobecna zieleń. Wreszcie, bez cienia kompleksów przed światem możemy być dumni żeśmy tutaj studiowali.   Patrzę na te dwa indeksy, które dzieli od siebie równe pół stulecia i wyświetla mi się przed oczami okres moich przeuroczych studiów na Wydziale Geologiczno-Poszukiwawczym. Bardzo bym chciał się z Wami podzielić wszystkimi wspomnieniami. Ale to niemożliwe, gdyż wiodłem życie studenckie wyjątkowo wartkie. Przytoczę tedy Państwu tylko opowiastkę pt. „Jezioro łabędzie”, którą dedykuję panu Rektorowi.  

"Jezioro łabędzie”

Najwspanialszą studencką balangę odbyłem w roku tysiąc dziewięćset sześćdziesiątym czwartym, gdy byłem na drugim roku swych hulaszczych studiów. Wówczas w Krakowie, z okazji sześćsetlecia Uniwersytetu Jagiellońskiego odbyły się, stosownie do rangi rocznicy, chyba najdłuższe w świecie żakowskie Juwenalia, które nie uwierzycie, trwały nieprzerwanie dziesięć dni i nocy.  
Po uroczystej Mszy świętej w studenckiej kolegiacie im. Św. Anny, kiedy nie tylko w kościele, ale i na Plantach brakowało miejsca, pochód akademicki przeszedł majestatycznie spod Collegium Maius pod Bazylikę Mariacką, gdzie Prezydent Krakowa uroczyście ogłosił otwarcie Juwenaliów wręczając braci żakowskiej pęk kluczy od miasta.   

Od tej chwili, przez blisko dwa tygodnie, we wszystkich możliwych miejscach pod Wawelem tętniła spontaniczna, ani na chwilę nieustająca gigantyczna balanga nieznająca jutra. 

Już na samym początku owej maskarady poznałem pewną prześliczną studentkę, zdało się nieznającą jeszcze mocy swej urody, nie mówiąc o seksapilu, jaki oprócz niej miała wtenczas tylko Marilyn Monroe. Nie dziwicie się tedy, iż chciałem jak najprędzej poznać i ocenić smak tego, co miała pod letnią sukienką.

Po którejś z kolei nocy szaleństwa wracałem z nią z całonocnej żakowskiej imprezy. W budzącym się brzasku letniego poranka, wiedzeni zapachem pieczonego chleba, trafiliśmy do małej prywatnej piekarni, gdzie obnażeni piekarze mięsili rosnące ciasto. Ta seksowna scena wzbudziła na naszych karkach, znany wszystkim kochankom magiczny „przeskok iskry”, wzniecając w nas nie tylko wilczy apetyt na ciepły kęs świeżego chleba, lecz również nieodparte pragnienie porannej miłości. 

Dobroduszni piekarze dali nam prosto z pieca pachnący razowiec, a my niecierpliwie poczęliśmy szukać kąta, gdzie moglibyśmy się wreszcie do siebie przytulić. 

Niestety, jak to wtedy było, nie miałem wolnej chaty. Idąc bez celu przed siebie, zaszliśmy do uśpionego Parku Krakowskiego, gdzie było niewielkie bajorko z przycupniętą przy brzegu małą, zieloną budką dla łabędzi, które tą wczesną porą jeszcze smacznie spały.    

Wtenczas mi wpadło do głowy, by nie bacząc na metraż, dokonać skoku na łabędzią chatę. Zacząłem, więc kombinować, jakby wywabić te ptaki z ich przytulnej budki. Choć głód mi skręcał kiszki, pragnienie miłości przeważyło, i bez namysłu, poświęciłem razowiec na karmę.


Wszystko szło jak po maśle, gdyż wygłodniałe po nocy łabędzie, jak tylko zwietrzyły poranne śniadanie, z dziecinną łatwością dały się wywabić, a moja blondyneczka, pojąwszy migiem, co zaplanowałem wślizgnęła się jak piskorz do ptasiej alkowy.

Gdy bezrozumne ptaki pochłaniały łakomie swe pierwsze śniadanie, my, nareszcie szczęśliwi, wiliśmy sobie gniazdko w zdobycznej sypialni.   Boże jak było cudownie! Do śmierci będę pamiętał zmieszany z zapachem siana słoneczny zapach skóry mojej blondyneczki. A było tak wspaniale, dziko i płomiennie, iż omdleli z rozkoszy zapadliśmy w głęboki jak studnia, szczęśliwy sen nocy letniej.

Musieliśmy spać bardzo długo, bowiem wyglądnąwszy przez szparkę zoczyliśmy ze zgrozą, że dzień dawno się zbudził, a park jest pełen ludzi leniwie spacerujących w majowym słoneczku. Co gorsza, że nasza sypialnia otoczona jest wieńcem młodych matek z dziećmi.   Wówczas, z przerażeniem zdałem sobie sprawę, że przytulne gniazdko stało się pułapką, z której nie ma wyjścia przynajmniej do wieczora, kiedy te wszystkie bachory wreszcie się wyniosą na Bolka i Lolka. Nie było tedy innego sposobu jak cierpliwie czekać. 

Niestety upał się wzmagał, a gdy w samo południe bezlitosne słonko wsparło się o daszek naszej rezydencji, w środku zapanował tak nieznośny zaduch, iż musiałem zarządzić, nie bacząc na skutki, niezwłoczną ewakuację.  
W straszliwej ciasnocie, założyliśmy na siebie zmiętoszone stroje. Moja partnerka miała złotą suknię damy kameliowej, a ja byłem przebrany za Zorro, ówczesnego idola wszystkich dzieci w kraju. Gdyśmy się wyczołgali z zatęchłej pułapki, otoczyła nas chmara ucieszonych brzdąców wrzeszczących z zachwytem: - Mamo! Popatrz! Zorro!!! Z jakąś śliczną panią!   A my, skłoniliśmy się szarmancko jak to czynią aktorzy w finałowych scenach, i nie czekając na bisy, daliśmy nogę z parku, by znowu dołączyć do tętniącej w mieście barwnej żakinady.

Następnej nocy chcieliśmy znowu zajrzeć do łabędziej budki, ale dumne ptaki nie były aż takie głupie, jak nam się zdawało.... tyle opowieści.  

Życzę Państwu miłego wieczoru.  
Krzysztof Pasierbiewicz (nauczyciel akademicki)  

P.S.
Przepraszam, że nie odpowiem dzisiaj na Wasze komentarze, ale pędzę na uroczysty bankiet.   P.P.S. Miałem coś dpisać w nocy, ale zalała mi się klawiatura.  Lecz nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Bowiem dzisiaj rano pojechałem kupić nową klawiaturę do studenckiego miasteczka, gdzie ostatni raz byłem przed czterema dekadami.  

Jak chodzi o tak zwany rytm życia studenckiego w zasadzie nic się nie zmieniło przez te lat czterdzieści, poza tym, że w samym centrum żakowskiego City wystawiono gigantyczny supermarket z nad wyraz bogato zaopatrzonym stoiskiem wód wyskokowych, dostępnych - ale im teraz dobrze! - w trybie całodobowym. A jak stałem w kolejce do kasy podpatrzyłem, że największym powodzeniem cieszyło podobnie, jak pięćdziesiąt lat temu ranne piwko i kefirek, tyle, że teraz  zamiast barów mlecznych mają teraz gorące kubki.  

Jako że sklep komputerowy zaczynał działalność dopiero o dziesiątej, przeszedłem się po studenckim kampusie. Przy pięknej pogodzie, w blasku majowego słońca, pod drzewami, jak uÉdouarda Maneta, spożywały na trawie poranne „śniadanie” grupki żyjących chwilą młodych ludzi niebojących się jeszcze jutra. Nigdy nikomu niczego nie zazdrościłem, lecz tym razem piknęło mnie w sercu, że „to se ne wrati”.  

Było słychać beztrosko radosne śmiechy i chichoty wolnych od trosk, cieszących się życiem młodych ludzi i wielojęzyczną mowę. I na dobrą sprawę chyba po raz pierwszy odkąd Polska weszła do Unii poczułem, że mieszkam w Europie.   Ale szybko powróciłem na ziemię, gdy spostrzegłem, że miasteczko studenckie żyje w swoistej symbiozie z chmarą lokalnych meneli, którzy jak sępy wyczekują, a to na pusty karton po czystej wyborowej, a to na rzuconą na trawę, niedopitą puszkę piwa.   No, ale czas opowiedzieć jak było wczoraj na bankiecie.    

Otóż, jak tylko się skończyły oficjalne przemówienia, bractwo ruszyło do boju. Szef Katedry Surowców Energetycznych, pan profesor Wojciech Górecki, jeden z tych nielicznych Profesorów, któremu po nominacji nie odbiło, a jeszcze do tego fachowiec nad fachowcami, który o gazie łupkowym wie, jeśli nie wszystko to prawie zadbał, żeby nikomu niczego nie zbrakło, a profesor Kazimierz Twardowski zozganizował, żeby wszystko grało jak w szwajcarskim zegarku.  

Koło dziewiątej teren opuścili niedomagający na zdrowiu. O dziesiątej asceci, nudziarze i melepeci. A do końca została na placu boju, nad podziw liczna, starannie oddestylowana szpica immatrukulantek i immatrykulantów, którzy po raz pierwszy przekroczyli mury uczelni w roku tysiąc dziewięćset, sześćdziesiątym drugim ubiegłego wieku. W ostatniej chwili dołączył owiany legendą kolega Kaziu Krzak, któremu jeszcze rano kardiolodzy z oddziału intensywnej terapii medycznej założyli dwa stenty po zawale, ale szczęśliwym trafem udało mu się zerwać ze smyczy po zmyleniu pielęgniarek.    

Z lekka zszokowany witalnością gości wodzirej z Zespołu Pieśni i Tańca Akademii Górniczo-Hutniczej wraz ze swoją orkiestrą odpowiednio podkręcili atmosferę.      

Zaczęło się jak zawsze niewinnie od „szła dzieweczka do laseczka”.  

Ale upał i ciepła (niestety) wódeczka szybko zrobiły swoje i poleciało ciurkiem: „czerwony pas”, „hej sokoły”, „góralu, czy ci nie żal” i tak dalej.   I pękły okowy fałszywego obciachu. Zabiły polskie serca! Wzburzyła się krew ułańska! Puściły kajdany poprawności politycznej! Ktoś zaintonował pieśń: „nie ma, nie ma Ukrainy, zabrały ją s...syny”.  

No i poleciało, jak z górki: Podegrana w stosownym momencie melodia świętego dla Polaków hymnu: „Marsz, marsz Polonia nasz dzielny narodzie!” przełamała barierę lęku i zebrani na sali geolodzy, zrazu strachliwie, później coraz śmielej kładli prawą rękę na sercu wznosząc lewą ku górze z palcami złożonymi w znak „Victoria”, cośmy zapamiętali z czasów, kiedy „Solidarność” walczyła o wolną Polskę.  

Późną nocą moi przyjaciele ze studiów rozchodzili się do domów i hoteli trzymając się za ręce z łąpiącą za serce pieśnią na ustach:  „Stańmy bracia wraz! Póki mamy czas!”.  

Tak! Tak! Koczani! Nie da się zabić naszej polskiej duszy!  

Pozdrawiam wszystkich serdecznie,  

Krzysztof Pasierbiewicz
(nauczyciel akademicki)
  • Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
  • Odsłony: 3990
Domyślny avatar

crb

24.05.2012 16:33

Piękna uroczystość, oprawa, piękne wspomnienia. Naszych gorących serc nic nie zgasi, jak i naszej fantazji, wielkoduszności. Szkoda tylko że coraz więcej ludzi postrzega te cechy jako przywary, zacofanie, zaściankowość. Na całe szczęście jest grom ludzi, którzy pielęgnują wzniosłe tradycje i obyczaje. Dzięki takim osobom człowiek jest dumny z bycia Polakiem! Pozdrawiam akademicki Jubilacie :) J.
Domyślny avatar

RYSK

24.05.2012 19:20

nawet gdyby odbywala sie taka uroczystosc na SGH, w zyciu bym nie poszedl, nie to ,ze blisko wiezienia,ale te pyski komuszo--polszewickie nadaja sie tylko do prania; przeciez nie potrafia nic sensownego zaspiewac, jeno jakies katiusze czy plynie oka itp.Normalni , w wiekszosci , od lat za granica.
Domyślny avatar

RYSK

24.05.2012 19:20

nawet gdyby odbywala sie taka uroczystosc na SGH, w zyciu bym nie poszedl, nie to ,ze blisko wiezienia,ale te pyski komuszo--polszewickie nadaja sie tylko do prania; przeciez nie potrafia nic sensownego zaspiewac, jeno jakies katiusze czy plynie oka itp.Normalni , w wiekszosci , od lat za granica.
Domyślny avatar

Gość

24.05.2012 21:10

Dzisiejszym,swoim wpisem przywołał Pan mi moje wspomnienia związane z tą Uczelnią.Studiowałem tam również,ale w bardziej odległych czasach /lata 1952-1956/.Były to czasy kiedy tylko dwa razy do roku odwiedzałem bardzo odległy dom rodzinny,gdzie atrakcją tych odwiedzin była podróż pociągiem.Walka o zainstalowanie się w pociągu wymagało wówczas olbrzymiego wysiłku często wdrapywania się poprzez okna wagonów.Takie były czasy,dużo by można było mówić.Miło mi wiedzieć,że kończył Pan tę samą uczelnię.Szczególnie zatem pozdrawiam Pana.A na Pana artykuły wyczekuję zawsze z niecierpliwością.Mam już 80-tkę i wnuki nie zawsze wierzą,że takie przeżywaliśmy trudności związane z chęcią bycia kimś.Upór to wielka rzecz !!!
Domyślny avatar

marekagryppa

24.05.2012 22:14

Wszystkiego najlepszego .....i tylko koni żal....oraz łacińskie "Tu ne cede malis,sed contra audenitor ito!"
Domyślny avatar

Gośćola

24.05.2012 22:19

Mam podobne wspomnienia. Tyle ze z zawodowki.
Domyślny avatar

ksena

24.05.2012 23:01

moja ciotka,a zarazem Pańska koleżanka z roku jest nawet bardziej zadowolona niż w latach poprzednich.Jeszcze kilka dni pozostanie w Krakowie na wspominkach i rozmowach z koleżankami,żal ze nie ma już z nimi Tilka,którego bardzo lubiła.No i oczywiście chciałaby pomodlić się na Wawelu za naszego prezydenta i jego małżonkę.
Krzysztof Pasierbiewicz

Krzysztof Pasierbiewicz

24.05.2012 23:47

Dodane przez ksena w odpowiedzi na uroczystośc była super

Wielce Szanowna Pani Kseno!
Widzę, że dotarło do Pani echo naszej wspaniałej uroczystości. Cieszy mnie to przeogromnie. Szkoda tylko, że nie było Pani z nami!
Było rzeczywiście pięknie, godnie i podniośle.
Tylko trochę boli serce, że studiujący z nami "cudzoziemiec" Lambro Bandilowski czuje nasze polskie sporawy  głębiej niż ta wyzuta z polskości platformersko-palikocia zgraja.
Ale wierzę, że nawet oni przypomną sobie kiedyś o polskich korzeniach i naszym narodowym dziedzictwie.
Pozdrawiam Panią najserdeczniej jak umiem,
Krzysztof Pasierbiewicz
Domyślny avatar

kroplawmorzu

25.05.2012 00:14

Panie Krzysztofie Pozdrwaiam bardzo serdecznie Jest Pan tak przesympatycznym Zorrem.... Cudowne szaleństwo, które Pan przezył jest chyba tą wisienką na torcie... Życia ? Moze to brzmi banalnie, ale tekst mnie.... i rozbawił, i rozczulił, słowo Gratuluję dwóch indeksów oraz tej niepowtarzalnej atmosfery studiów Moje studia były inne...nie tak barwne, nie tak szalone... I nie tak polskie Panie Krzystofie, piszę bez poprawek, prosto spod ręki Niezmiennie mnie Pan wzrusza Proszę pozdrowić Kraków i pomyleć, ze był on dla Pana tym przeuroczym miejscem, którego Panu zazdroszczę....moze inni też ? Kropla aha gdy Pan był na II roku, mnie powiła mama ;-)
Krzysztof Pasierbiewicz

Krzysztof Pasierbiewicz

25.05.2012 00:32

Dodane przez kroplawmorzu w odpowiedzi na usta milczą

Napisała Pani między innymi:
"gdy Pan był na II roku, mnie powiła mama ;-)...".
Odpowiadam:
Teraz ja się rozpłakałem.
Życzę Pani njlepiej jak tylko człowiek człowiekowi życzyć może!!!
Krzysztof Pasierbiewicz
Domyślny avatar

kroplawmorzu

25.05.2012 00:47

....może kiedyś wspólnie zaśpiewamy >Szwolezerów< ? Byłoby sympatycznie życzę dobrej nocy B jak to Arkana piszą : między wschodem a zachodem
Krzysztof Pasierbiewicz
Nazwa bloga:
Echo24
Zawód:
Emerytowany nauczyciel akademicki, tłumacz, publicysta niezależny, autor, tenisista, narciarz, człowiek wolny
Miasto:
Kraków

Statystyka blogera

Liczba wpisów: 1, 593
Liczba wyświetleń: 12,555,598
Liczba komentarzy: 30,114

Ostatnie wpisy blogera

  • Niedorżnięta wataha
  • List otwarty do prof. Pawła Śpiewaka
  • A jednak miałem nosa pisząc, że mi nie po drodze z PiS-em

Moje ostatnie komentarze

  • Pamięta Pan jeszcze? - vide: https://raskolnikow2.fil… Serdeczności!
  • @Autor & @ALL   ---   W wolnej chwili zapraszam do lektury - vide: https://www.salon24.pl/u…
  • Jacy akademicy, takie uniwersytety - czytaj: https://www.salon24.pl/u…

Najpopularniejsze wpisy blogera

  • Nieznane oblicze Witolda Gadowskiego
  • Kraków olał post-komuszą subkulturę TVN-u
  • Pytanie prawicowego blogera do posłanki Scheuring-Wielgus

Ostatnio komentowane

  • Alina@Warszawa, Niestety owo PROSTACTWO (skupione wokół Tuska) wróciło do władzy. Że to niewyobrażalne "prostactwo" nie trzeba nikogo przekonywać - kto inny mógłby przyswoić i używać 8* w przestrzeni publicznej do…
  • Beskidzki Góral, Tego platfusa przejrzałem na wylot. Hedonista, wlazłby do doopy, każdemu za kilka kliknięć i marzy o zerżnięciu na boku głupiej dziewoi.
  • keram, Jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma !!! Z uporem maniaka  część z nas nie potrafi się zadowolić tym czym dysponujemy , tym co mamy, lecz natychmiast przechodzi do natarcia. …

Wszystkie prawa zastrzeżone © 2008 - 2025, naszeblogi.pl

Strefa Wolnego Słowa: niezalezna.pl | gazetapolska.pl | panstwo.net | vod.gazetapolska.pl | naszeblogi.pl | gpcodziennie.pl | tvrepublika.pl | albicla.com

Nasza strona używa cookies czyli po polsku ciasteczek. Do czego są one potrzebne może Pan/i dowiedzieć się tu. Korzystając ze strony wyraża Pan/i zgodę na używanie ciasteczek (cookies), zgodnie z aktualnymi ustawieniami Pana/i przeglądarki. Jeśli chce Pan/i, może Pan/i zmienić ustawienia w swojej przeglądarce tak aby nie pobierała ona ciasteczek. | Polityka Prywatności

Footer

  • Kontakt
  • Nasze zasady
  • Ciasteczka "cookies"
  • Polityka prywatności