Historycznie złoto i inne kruszce były pieniądzem bez nadzoru instytucjonalnego: ich wartość opierała się na fizycznych, niezmiennych właściwościach — trwałości, rzadkości i trudności pozyskania. Destabilizacje kruszcowego pieniądza (np. inflacja po odkryciu Ameryki) nie prowadziły do utraty zaufania wobec złota jako takiego. Problem dotyczył ceny, nie istoty pieniądza. Kruszcowe systemy były względnie odporne na nadużycia, bo ograniczenia technologiczne czyniły fałszowanie i nadmierną podaż niemal niemożliwymi.
Kryptowaluty – współczesne złoto matematyki
Kryptografia, na której opierają się kryptowaluty, jest równie niezawodna matematycznie, jak fizyczne właściwości złota. Nikt nie może „dodrukować BTC” ani zmienić jego algorytmu z zewnątrz — to system samonadzorujący, działający przez konsensus i protokół. Brak instytucjonalnego nadzoru nie oznacza anarchii, lecz brak możliwości nadużycia. Nie istnieje tu opcja „dodruku”, politycznej manipulacji czy scentralizowanej zmiany reguł.
Jak pisał Hayek: „Państwo nie ma monopolu na mądrość w kwestii pieniądza.” Kryptowaluty są empirycznym dowodem tej tezy — rynkiem, który sam definiuje reguły zaufania.
Główne ryzyka i fakty ekonomiczne
Ten model eliminuje nadużycia typowe dla systemów fiat, ale wprowadza inne źródła ryzyka:
- Skrajna zmienność wartości (BTC/USD) — wynik płytkości rynku, braku powszechnego zastosowania i efektów psychologicznych.
- Brak „ostatniej instancji” — w systemie fiat państwo może interweniować; w świecie krypto – nikt nie przyjdzie z pomocą.
Nigdy jednak nie doszło do upadku kryptowalut przez błędy techniczne. Kryzysy dotyczyły raczej instytucji otaczających rynek (giełdy, fundusze, spekulanci), a nie samych protokołów. Fundament matematyczny waluty pozostał nienaruszony.
Krypto a złoto – analogia strukturalna
Kryptowaluty pokazują, że wartość, standaryzacja i pewność mogą istnieć bez nadzoru instytucjonalnego. Nie są jednak wolne od problemów klasycznych:
- brak stabilności kursu,
- ograniczona przydatność do wymiany i przechowywania wartości,
- brak „regulatora ostatniej instancji”, co potęguje skutki paniki i spadku płynności.
Porównanie ze złotem ujawnia jednak, że brak nadzoru nie oznacza destabilizacji. Złoto i BTC bronią się jako towary — nie przez dekret, lecz przez własne właściwości. Historyczne upadki dotyczyły banków, giełd, czy politycznych instytucji, nie natury samego pieniądza.
Matematyka jako nowy strażnik
Kryptowaluty są unikalnym przypadkiem — nie wymagają nadzoru instytucjonalnego, bo samą funkcję nadzoru pełni matematyka. Ich słabość leży nie w konstrukcji, lecz w psychologii i socjologii pieniądza: w braku powszechności, stabilności i historycznego zaufania.
Jak pisał Rothbard, „każdy pieniądz, który wymaga przymusu, jest wadliwy z definicji” — kryptowaluty odwracają ten paradygmat. Ich wartość istnieje tylko tam, gdzie nikt nikogo nie zmusza do ich używania.
Eliminacja wad przez konkurencję
Konkurencja prowadzi do optymalizacji każdego produktu — także pieniądza. W świecie kryptowalut konkurencja jest wyjątkowo dynamiczna: powstają tysiące projektów różniących się algorytmem, polityką podaży, prędkością transferu, stopniem decentralizacji czy stabilnością. Rynek selekcjonuje najlepsze. Słabe projekty upadają, a te o wyższej użyteczności zyskują. Stablecoiny są przykładem naturalnej odpowiedzi rynku na zmienność BTC i ETH — mechanizm korekty działa tu automatycznie, bez ustaw, podatków i dekretów.
Zmienność, spekulacja i wolumen
Wysoka zmienność kryptowalut wynika z niskiego wolumenu i wczesnej fazy rozwoju rynku. Zasada jest prosta: wzrost wolumenu i liczby uczestników stabilizuje kurs — tak samo, jak w historii złota, które stało się stabilne dopiero po upowszechnieniu w handlu. Gdy system fiat upadnie, popyt na kryptowaluty eksploduje, a ich charakter spekulacyjny naturalnie się ograniczy. Masowa adopcja oznacza miliardy uczestników, arbitraż, stabilizację i powrót pieniądza do swojej pierwotnej roli — środka wymiany.
Ewolucja technologiczna
Technologia blockchain rozwija się szybciej niż jakikolwiek wcześniejszy system finansowy. Tam, gdzie ewolucja złota, banknotów i clearingu trwała stulecia, rozwój funkcji krypto (smart kontrakty, prywatność, algorytmiczna stabilizacja) zajmuje kilka lat. To akceleracja historii pieniądza — innowacja pojawia się, zanim rynek w pełni przyswoi poprzednią.
Krytyczne spojrzenie ekonomiczne
Z ekonomicznego punktu widzenia, konkurencja między kryptowalutami przyspiesza eliminację wad. Efekt selekcji rynkowej działa tu silniej niż kiedykolwiek wcześniej – dzięki globalnemu zasięgowi i natychmiastowej informacji. Badania rynku potwierdzają: liczba użytkowników rośnie, a zmienność największych kryptowalut (BTC, ETH) spada wraz z wolumenem i akceptacją.
Nie wiadomo jeszcze, czy rynek wyłoni jeden „standard”, czy kilka interoperacyjnych walut powiązanych algorytmicznie. Jednak jedno jest pewne — zaufanie staje się funkcją technologii, nie polityki.
Wniosek obiektywny
Kryptowaluty zmieniły naturę konkurencji, tempo ewolucji i sposób eliminacji wad pieniądza. Proces, który w świecie kruszców trwał tysiące lat, tu przebiega w dekadę. Jeśli wolumen transakcji wzrośnie (np. po upadku walut fiducjarnych), obecne słabości ulegną samokorekcie, a selekcja blockchainów doprowadzi do powstania stabilnych i powszechnych środków wymiany.
Tezy o wyższości modelu kryptowalutowego są dziś ekonomicznie bardziej uzasadnione niż jakikolwiek projekt waluty państwowej. Matematyczna natura protokołów chroni przed nadużyciami skuteczniej niż jakakolwiek instytucja. W tym sensie — kryptowaluty są logicznym dziedzicem złota, a ich rozwój potwierdza prawdę szkoły austriackiej: że rynek, jeśli mu nie przeszkadzać, sam tworzy najlepszy pieniądz.
Złoto było pieniądzem cywilizacji fizycznej. Kryptowaluty są pieniądzem cywilizacji informatycznej. Tak jak złoto nie potrzebowało króla, by mieć wartość, tak kryptowaluta nie potrzebuje państwa, by istnieć. Złoto mierzyło bogactwo w materii, krypto mierzy bogactwo w zaufaniu. I w tym sensie bitcoin jest bardziej ludzki niż jakikolwiek dekret państwa.
Grzegorz GPS Świderski
https://t.me/KanalBlogeraGPS
https://Twitter.com/gps65
Jak już wspomniałem wcześniej nie będę wchodził w ten temat bo to manipulacja. Ja tylko przestrzegam przed inwestowaniem w kryptowaluty, ale zgodnie z zasadą, że chcącemu nie dzieje się krzywda, nikomu nie mogę tego zabronić.
Jednak w związku z wpisem i rolą złota, jako gwaranta stabilności waluty, zadam Panu tylko jedno proste pytanie".
We wrześniu 1939 r. Polska miała czterokrotnie większe rezerwy złota niż dwa razy bogatsza III Rzesza. Skąd wzięło się to bogactwo? Jeżeli nie ze złota, to może z kryptowaluty? Jak Pan uważa?
Nic o inwestowaniu w kryptowaluty nie pisałem. Ale zwróciłem uwagę na to na wyższym poziomie w podrozdziale: Zmienność, spekulacja i wolumen.
Złoto nigdy nie było źródłem bogactwa — było tylko instrumentem jego pomiaru. Rezerwy złota II RP nie były wynikiem bogactwa, lecz konserwatywnej polityki monetarnej, mającej utrzymać wartość złotego po reformie Grabskiego. Polska oszczędzała w złocie, Niemcy inwestowały w przemysł, technikę i organizację państwa. Efekt był taki, że bogatszy był ten, kto potrafił produkować, nie ten, kto trzymał rezerwy.
Złoto nie jest bogactwem, tak jak banknot nie jest majątkiem. To tylko token zaufania — wtedy kruszcowy, dziś może być kryptograficzny. Kryptowaluta, jeśli jest dobrze zaprojektowana, pełni tę samą funkcję, którą złoto pełniło przez tysiąclecia: ogranicza władzę emitenta i chroni przed fałszem wartości. Skąd bierze się bogactwo? Nie z kruszcu, tylko z kapitału intelektualnego, pracy, organizacji, współpracy, handlu, produkcji, wolności gospodarczej i zaufania.
To jak ta III Rzesza dała radę tak mocno się rozwinąć bez jakiejkolwiek kryptowaluty? Ma Pan jakąś teorię na ten temat?
Nie było wtedy jeszcze Internetu. To tak jakby pytać jak Rzym zdołał się rozwinąć, nie znając maszyny parowej.
Postaram się jak najdelikatniej, żeby Pana nie urazić. Najpierw uwaga ogólna. Sztuczna inteligencja jest fantastycznym wynalazkiem i jest bardzo pomocna w wielu przypadkach. Nie potrafi jednak jednego. Nie potrafi zastąpić wiedzy, choć potrafi "udowodnić" każdy absurd a tak przynajmniej się wydaje tym, którzy tej wiedzy nie posiadają. To tylko taka ogólna uwaga i proszę absolutnie nie brać tego do siebie. Do rzeczy jednak.
Próbuje Pan zbawić świat, łącząc szkołę austriacką z kryptowalutami a na moje pytanie o kryptowalutę III Rzeszy, otrzymałem odpowiedź, którą trudno potraktować poważnie w świetle pańskich dotychczasowych rozważań:
„III Rzesza nie miała kryptowalut, bo nie było wtedy Internetu.”
Brzmi to mniej więcej jak stwierdzenie, że Rzym nie miał gospodarki, bo nie znał elektryczności. Taka odpowiedź pokazuje niestety, że nie rozumie Pan ani ekonomii, ani historii pieniądza. Przykro mi, ale nie ma Pan wiedzy na ten temat.
Bo oto właśnie III Rzesza stworzyła w latach 30. system finansowy, który był w pewnym sensie prekursorem idei kryptowaluty, bez Internetu, bez blockchaina, ale z tą samą logiką: obieg równoległy wobec oficjalnego pieniądza, oparty na zaufaniu i umowie między uczestnikami.
Mam na myśli weksle MeFo, genialny (i niebezpieczny) wynalazek Hjalmara Schachta. Formalnie były to zobowiązania prywatnej spółki „Metallurgische Forschungsgesellschaft” (MeFo), w praktyce – narzędzie do drukowania pieniądza poza kontrolą Reichsbanku. Przedsiębiorstwa dostarczające towary dla państwa otrzymywały zapłatę w tych właśnie wekslach, które można było wymieniać między firmami lub dyskontować w bankach.
Innymi słowy – MeFo były tokenami zaufania, emitowanymi poza systemem, wymienialnymi, działającymi w zamkniętym ekosystemie i mającymi realną wartość, dopóki państwo gwarantowało ich wykup. Brzmi znajomo? To dokładnie ta sama logika, na której dziś opiera się większość kryptowalut z tą różnicą, że zamiast blockchaina była pieczęć ministerstwa.
Różnica polega tylko na tym, że Schacht rozumiał mechanikę pieniądza, a nie jego fetysz. Nie potrzebował Internetu, by wiedzieć, że pieniądz to nie technologia, lecz umowa społeczna. To zaufanie, nie algorytm, nadaje mu moc obiegową.
Dlatego, gdy ktoś dziś twierdzi, że „bez Internetu nie byłoby alternatywnego pieniądza”, zdradza po prostu brak zrozumienia, czym pieniądz jest w istocie. MeFo pokazały, że można stworzyć równoległy, pozabankowy system finansowy, który działał skuteczniej niż jakikolwiek altcoin, aż do momentu, gdy ujawnił swoją cenę: gospodarkę opartą na długu i zbrojeniach.
Paradoksalnie więc, gdyby znał Pan historię MeFo, mógłby Pan podać III Rzeszę jako pierwszy praktyczny przykład kryptowaluty, tylko że wtedy musiałby Pan przyznać, że kryptowaluta nie zbawia świata. Tak jak MeFo nie zbawiły Niemiec, tylko przyspieszyły katastrofę.
Ten komentarz to klasyczny przykład erystycznego samozaorania. To próba zdyskredytowania rozmówcy, zarzucając mu brak wiedzy, gdy samemu popełnia się fundamentalny błąd świadczący o kompletnym niezrozumieniu tego, czym są kryptowaluty. Porównanie MeFo do kryptowalut to jak twierdzić, że samochód to kareta, bo mają cztery koła. Ale samochód ma silnik spalinowy i to go czyni czymś kompletnie różnym od karety, tak jak kryptowaluty mają blockchain i kryptografię, co czyni je kompletnie czymś innym niż waluty oparte na zaufaniu do ludzi. Ludziom nie należy ufać, a matematyce można, gdy się ją rozumie.
Zarzut: „nie zna Pan historii pieniądza” nie jest argumentem — to atak ad personam, czyli chwyt używany wtedy, gdy kończą się merytoryczna wiedza, a zaczynają się niezdrowe emocje i brak elementarnego wychowania. Zalecam więc przed taką dyskusją dowiedzieć się najpierw, co to są kryptowaluty i czym jest blockchain.
Przy okazji: gdy ktoś zaczyna polemikę od zdania o sztucznej inteligencji udowadniającej absurdy, zdradza jedynie, że nie potrafi udowodnić niczego samodzielnie. Zalecam nie udowadniać absurdów. Najpierw się myśli, potem pisze.
Otóż różnica między wekslami MeFo a kryptowalutą jest zasadnicza — nie techniczna, tylko strukturalna i ontologiczna. MeFo były narzędziem ukrytego długu państwowego — mechanizmem pozwalającym Reichsbankowi finansować zbrojenia poza limitem budżetowym. Ich wartość wynikała z dekretu i przymusu państwa, nie z matematyki. To była forma centralizacji, nie decentralizacji.
Kryptowaluta to odwrotność MeFo — brak emitenta, brak długu, brak instytucji gwarantującej wykup. To nie weksel państwowy, lecz informatyczny protokół zaufania rozproszonego. W MeFo zaufanie wynikało z przymusu, w Bitcoinie – z matematycznego braku możliwości nadużycia. MeFo wymagało zaufania do władzy, Ethereum zaufania do dowodu matematycznego. Niemniej nawet zaufania nie trzeba, gdy się matematykę rozumie i wie, co jest w niej niezbicie udowodnione.
Schacht stworzył sztuczny pieniądz kredytowy, którego istnienie zależało od ciągłej ekspansji gospodarki wojennej. Blockchain tworzy naturalny pieniądz z ograniczonym wolumenem, którego podaż nie zależy od woli emitenta ani od wzrostu długu. MeFo było narzędziem inflacji politycznej, kryptowaluta jest narzędziem antyinflacji strukturalnej.
W istocie więc MeFo to historyczny przykład fałszywej decentralizacji — ukrytego państwowego sterowania pod płaszczykiem rynkowego instrumentu. Bitcoin to odwrotność tego mechanizmu: prawdziwa decentralizacja, w której władza nad pieniądzem zostaje całkowicie odebrana państwu i w ogóle komukolwiek.
Schacht był sprytnym alchemikiem długu. Nakamoto jest matematykiem wolności. I między jednym a drugim leży ta sama różnica, co między kamieniem filozoficznym a fizyką kwantową.
Dla porządku warto przypomnieć, że istniał w historii przypadek znacznie bliższy kryptowalutom niż MeFo. W 1932 roku w austriackim miasteczku Wörgl burmistrz wprowadził własny pieniądz lokalny działający poza kontrolą banku centralnego. Nie był to pieniądz oparty na długu, lecz na dobrowolnym zaufaniu społeczności i realnej wymianie dóbr — zaprojektowany tak, by zachęcać do obrotu, a nie do gromadzenia. To był odwrócony przypadek prawa Kopernika–Greshama: „zły” pieniądz, który szybko krążył, wypierał „dobry”, który służył do tezauryzacji. Obieg tych kwitów pobudził gospodarkę tak skutecznie, że został zakazany przez centralę w Wiedniu. System działał, bo opierał się na mechanice zaufania oddolnego, nie na dekrecie władzy.
Jeśli więc już szukać poprzednika Bitcoina w historii — bez matematyki i komputerowego algorytmu — to nie w ministerialnych wekslach Schachta, lecz właśnie w tym małym miasteczku w Tyrolu, gdzie matematyka ekonomii społecznej wygrała ekonomicznie z władzą, ale przegrała politycznie.
I jeszcze jedno warto zauważyć: otóż MeFo było w istocie pierwowzorem dzisiejszych CBDC — cyfrowych walut emitowanych przez banki centralne, które mają pełnić funkcję nowoczesnego pieniądza, a w rzeczywistości są tylko bardziej precyzyjnym narzędziem kontroli i zadłużania społeczeństwa. Zarówno MeFo, jak i CBDC opierają się na tej samej logice: zastąpieniu zaufania społecznego przymusem systemowym państwa, czyli aparatu terroru.
W obu przypadkach władza nie znika, tylko ukrywa się za technologiczną fasadą. Schacht używał papierowych weksli, współczesny bank centralny używa kodu. Różnica jest kosmetyczna, istota ta sama: pełna centralizacja i absolutna obserwowalność i sterowalność obiegu pieniądza.
Kryptowaluty reprezentują dokładnie przeciwny biegun: brak centrum, brak długu, brak władzy nad emisją. To dlatego aparat państwowy tak panicznie reaguje — bo po raz pierwszy powstał system finansowy, którego nie da się znacjonalizować.
Z przyjemnością przyjmuję pańską polemikę, choć muszę zauważyć, że jej ton zdradza więcej emocji niż zrozumienia. Otóż ani ja, ani nikt rozsądny nie twierdzi, że weksle MeFo były technicznym odpowiednikiem Bitcoina tak jak nikt, porównując karetę z samochodem, nie mówi, że oba mają ten sam napęd. Porównanie dotyczy funkcji ekonomicznej, nie technologii.
Weksle MeFo pełniły bowiem dokładnie tę samą rolę, jaką dziś pełnią kryptowaluty w ideologicznym ujęciu ich zwolenników: były próbą obejścia oficjalnego systemu pieniężnego. Schacht, chcąc ominąć ograniczenia Reichsbanku, stworzył quasi-pieniądz krążący równolegle, akceptowany przez rynek nie dlatego, że miał pokrycie w złocie, lecz dlatego, że uczestnicy systemu mu ufali. I tu właśnie leży analogia — nie w blockchainie, lecz w mechanizmie zaufania zastępującego formalny pieniądz.
Pisze Pan o „ontologicznej różnicy” między MeFo a Bitcoinem. Owszem, jest różnica, ale nie tam, gdzie ją Pan wskazuje. Schacht tworzył zaufanie polityczne, Nakamoto – matematyczne. Ale w obu przypadkach mówimy o narzędziu tworzenia płynności poza systemem. Oba powstały w reakcji na tę samą chorobę: brak pieniądza w obiegu w stosunku do realnej produkcji.
Kto więc naprawdę rozumie historię pieniądza, ten widzi, że MeFo było prekursorem nie technologii, lecz idei alternatywnego pieniądza, w pewnym sensie „kryptowalutą analogową”. I nie trzeba tu żadnej erystyki, wystarczy elementarna wiedza ekonomiczna, by dostrzec, że każde takie rozwiązanie, czy to papierowe, czy cyfrowe, jest próbą wypełnienia tej samej luki: braku równowagi między wartością a płynnością.
Zatem nie chodziło o to, czym MeFo było, lecz po co powstało. I w tym sensie – tak, było pierwszym historycznym przykładem tworzenia „pieniądza z niczego”, akceptowanego dzięki społecznemu zaufaniu. A czy owo zaufanie opiera się na dekrecie, czy na algorytmie, to już tylko kwestia epoki i technologii, nie istoty rzeczy.
Tak, ton argumentów ad personam zdradza więcej emocji niż zrozumienia. Warto ich unikać, bo to nie tylko błąd erystyczny, ale i forma samoponiżenia.
Zauważam próby rozmycia różnic ontologicznych, sprowadzając problem do funkcji. Jednak pieniądz to nie tylko instrument wymiany — to architektura rynku i narzędzie władzy. I tu właśnie leży przepaść między MeFo a Bitcoinem.
MeFo nie był żadną kryptowalutą analogową, tak jak dzisiejsze CBDC nie są kryptowalutami. MeFo był pieniądzem dłużnym, którego wartość wynikała z dekretu państwa i ze strachu przed niewypłacalnością wobec aparatu władzy. Zaufanie nie było efektem rynku — było produktem przymusu politycznego. W istocie MeFo było prototypem współczesnych CBDC: scentralizowanym narzędziem obejścia prawa i finansowania państwowego długu.
Bitcoin natomiast jest anty-MeFo. To pieniądz, w którym zaufanie nie wynika z autorytetu, lecz z matematycznej niemożności fałszerstwa. W MeFo trzeba było wierzyć, że minister wykupi weksel — w Bitcoinie nie trzeba wierzyć nikomu: wystarczy sprawdzić kod.
To prawda, że obie formy tworzą płynność poza głównym systemem — ale MeFo robiło to dla systemu, by go utrzymać przy życiu, a Bitcoin poza systemem, by go zastąpić.
Schacht łatał dług. Nakamoto zlikwidował dłużnika. I dlatego jeden zapisał się w historii jako księgowy państwa totalitarnego, a drugi jako twórca pierwszego wolnego pieniądza w dziejach.
Dolar, MeFo, złotówka, CBDC, euro — to różne nazwy tego samego zjawiska: państwowego pieniądza fiducjarnego, który istnieje tylko dzięki przymusowi politycznemu i może być dowolnie psuty inflacją przez decydentów. To wciąż ten sam model: centralna kontrola pod zmienionym logo. Gdy te waluty zostaną wyparte przez kryptowaluty, staną się całkowicie bezwartościowe — bo nie mają żadnej wartości użytkowej, w przeciwieństwie do złota czy kodu programu.
Kryptowaluty to niezależny, rozproszony, cyfrowy, informatyczny mechanizm mający wiele zastosowań praktycznych — możliwy do użycia jako waluta, której nie da się zepsuć inflacją. To kompletnie inna jakość. I nawet jeśli nikt nie będzie ich używał do rozliczeń handlowych, pozostaną jednym z najważniejszych wynalazków w historii ekonomii, bo mają wiele zastosowań.
@gps
Wymieniając zalety kryptowalut pominąłeś jedną (też wymienioną) cechę złota - trwałość. Kryptowaluta istnieje wyłącznie wtedy gdy - kolokwialnie mówiąc - mamy zasilanie. Wyłączamy Bełchatów i pół Polski nie ma bitcoina i nie kupi chlebka.
Na Ukrainie mają wojnę, elektrownie im bombardują, a kryptowalut mogą nadal używać swobodnie. Jedyne co może zlikwidować Internet, to globalna wojna atomowa, która zniszczy wszystkie komputery na globie. Ale wtedy złoto też nie będzie nic warte.
Kryptowaluty wciąż mają wiele wad, ale to są wady przygodne, a nie immanentne. Rozwój technologii powoli wyeliminuje wszystkie te wady. Problem prądu i sieci przesyłowych zlikwiduje internet satelitarny i baterie słoneczne. Już dziś można sobie wybudować bardzo tanio całkowicie autonomiczny dom na kompletnym odludziu (czy jacht na oceanie) i mieć własne źródła prądu wystarczające do zasilania tableta i zestawu Starlink.
Rozumiem, jednakże nie o to chodzi.
Chodzi o to, że takie złoto nie potrzebuje niczego więcej do swego istnienia. Natomiast pieniądz elektroniczny potrzebuje nośnika, by istniał. Wymieniłeś cały zespół przedmiotów, jedne mogą zastępować drugie, ale dalej coś musi być, by na tym "stał" pieniądz elektroniczny, a bez tego czegoś - nie istniał.
Nie deprecjonuję walut typu Bitcoin tylko zwracam uwagę, że wymagają specyficznego środowiska do swego istnienia. Wyobraź sobie, że używasz dziś banknotu, którego wartość zależy od naładowania akumulatora w banknocie, a nie masz przy sobie ładowarki...
Tak, prąd, komputery i łączność muszą być — gdy ich nie ma, pozostaje tylko złoto. Ale w tym możemy iść dalej — złoto też jest zbędne. Gatunek homo sapiens 90% swojego istnienia przeżył jako łowca-zbieracz i w ogóle nie potrzebował żadnego pieniądza, bo nie potrzebował handlu — wszystko, czego potrzebował, zapewniało 150-osobowe stado. W ogóle pojęcie własności nie było potrzebne. No i co z tego?
Jak znikną autostrady, to będzie trzeba wrócić na konie, by bezdrożami się poruszać. Czy to znaczy, że drogi i samochody są zbędne, albo, że konie są lepsze? W Ameryce nawet koni nie mieli, a jakoś żyli i mieli dłużej trwające cywilizacje niż nasza. Bez sensu jest oceniać dzisiejszy system finansowy z punktu widzenia survivalu. Survivalowiec woli krzesiwo od złota.
Owszem, możemy pójść dalej i cofnąć się do Adama i Ewy, którzy bez wstydu chodzili nago do czasu sięgnięcia po owoce drzewa wiadomości.
Mnie bardziej chodzi o to - jak w filmie Barei, gdzie się mówi, że jedzecie do kraju kapitalistycznego, który ma jakieś tam plusy - by te plusy nie przesłoniły nam minusów.
Zgoda — plusy jazdy konnej nie powinny zasłonić nam minusów jeżdżenia samochodem. Dlatego ciągle są ludzie, którzy jeżdżą konno, a nawet mają bryczki i karaty! Mało tego, są też żeglarze pływający na żaglach w ogóle bez silników. Są też miłośnicy płyt winylowych i mieczy ze stali damasceńskiej. Więc nie ma obawy, że jakiekolwiek minusy cokolwiek ludzkości przysłonią — wszystko, co ma plusy, będzie kultywowane, nawet jeśli ma jeszcze więcej minusów. Więc nie ma obawy: kryptowaluty nigdy nie wyprą złota, tak jak rakiety nie wyparły szybowców.