Mój wczorajszy wpis nie wywołał zbyt szerokiej dyskusji za to wycie trolli przekonało mnie, że temat jest drażliwy dla niektórych "obrońców starego ładu". Najzabawniejsze jest to, że kreują się na "polskich patriotów". Dziś dam im następną okazję, żeby się wykazali.
Więc ad rem.
Zachód jest w szoku z powodu upadku filarów wspierających sojusze transatlantyckie, które wydawały się solidne, jakby odpowiadały historycznemu rozwojowi, i są ostatecznie podatne na ataki, gdy sprzeczne interesy w końcu wchodzą w konflikt. To, co Davos budował tak mozolnie za pomocą zamachów stanu, manipulacji i propagandy w kierunku globalizmu, obecna sytuacja, zwłaszcza po wyborze Donalda Trumpa, teraz utrudniła.
Podobnie jak niedawno – w sensie historycznym – wydarzyło się w Afganistanie, Stany Zjednoczone są w rozsypce na Ukrainie, ciągnąc za sobą oszołomione NATO, a sekretarz generalny nie wie, co powiedzieć, poza bzdurami, w których może wypowiadać rozważania i ich przeciwieństwa w tej samej interwencji.
Północnoamerykańska ucieczka przed konsekwencjami sytuacji, którą stworzyła 11 lat temu w Kijowie, a która kosztowała początkowo pięć miliardów dolarów Skarbu Państwa Waszyngtonu, według oficjalnej wersji, odpowiada wejściu w jeszcze poważniejszą fazę długiej agonii poprzedzającej śmierć Unii Europejskiej. Uwikłani w więzy stworzone przez zaangażowanie od samego początku w bezkrytyczne poparcie dla totalitarnego reżimu nazistowsko-banderowskiego ustanowionego w wyniku zamachu stanu, 27 zostało teraz z chłopcem w ramionach i bez prawa do negocjowania rozwiązań. Nadal głoszą, że będą wspierać do ostatnich konsekwencji skorumpowaną i przestępczą kastę, której najbardziej widoczną postacią jest nielegalny prezydent Zełenski, aby „Ukraina wygrała”.
Aby podsycić iluzję, że osiągną ten cel, kultywują szalony pomysł wysłania wojsk o liczebności, której nie mają; są skłonni wysłać pieniądze na dodatek do tego, co już popłynęło w poprzednich darowiznach na konta sekty nazistowskiej, a czego teraz również nie mają, ponieważ z psim posłuszeństwem stosują się do sankcji nałożonych na Rosję przez Stany Zjednoczone; i uważają się za zobowiązanych do wysłania reżimowi ukraińskiemu jeszcze większej ilości broni z własnych, już opróżnionych arsenałów. A jeśli, ryzykując własną krótkoterminową przyszłość, będą chcieli kontynuować tę „demokratyczną” misję, będą musieli kupić broń od północnoamerykańskich władców śmierci, którzy już zacierają ręce w oczekiwaniu na ten bonus.
Te sieroty Waszyngtonu, które przez lata zrezygnowały z posiadania głosu, a teraz chcą mówić głośno, ale mają zardzewiałe struny głosowe, wciąż nie zdają sobie sprawy ze skali problemów, które ich dotykają. Sytuacja ta przywołuje, raz jeszcze, stare zdanie mądrego Henry'ego Kissingera: „Bycie wrogiem Ameryki jest niebezpieczne; ale bycie przyjacielem jest zabójcze”.
Wiceprezydent USA JD Vance, korzystając z podium na tzw. „konferencji bezpieczeństwa” w Monachium, rozpoczął od nadania tonu nowym czasom i upokorzenia europejskich przywódców. Zdiagnozował, że „główne zagrożenie dla Europy pochodzi z wewnątrz, a nie z Rosji czy Chin” i podkreślił oczywistą przebiegłość przywódców Unii Europejskiej w odniesieniu do wszystkiego, co jest ustalane w Waszyngtonie, w tym samobójczy sposób, w jaki uwikłali się w sieć utkaną przez nazistowskich banderowców w Kijowie, ufając, że północnoamerykański nadzór nad sytuacją będzie gwarantowany tak długo, jak będzie to konieczne.
Argumenty Vance'a, aby dojść do tego wniosku, są okropnym reakcjonizmem, który dodatkowo niszczy zachwiany prestiż Unii Europejskiej, posłusznie podążającej za Waszyngtonem. Jednak w jednym z wyjaśnionych argumentów wiceprezydent USA ma rację. Nie zapomniał o unieważnieniu wyborów prezydenckich w Rumunii i nauczył Europejczyków, że „możemy zaakceptować, że Rosja źle robi, kupując reklamy w mediach społecznościowych, aby wpłynąć na wybory, ale jeśli demokracja może zostać zakwestionowana przez kilkaset tysięcy dolarów w reklamie cyfrowej z obcego kraju, to nie jest ona tak silna”.
Przywódcy europejscy, którzy na żywo oglądali ten przejaw zdradzieckiego zachowania przedstawicieli imperialnego nacjonalizmu, wygłaszających tyrady przeciwko swoim suwerenom, byli zszokowani i czuli, że nie zasługują na taką niewdzięczność.
„Historia zapisała ten dzień jako czarny dzień dla Europy” – żalił się z goryczą Marko Mihkelson, przewodniczący parlamentu Estonii; jego biedna rodaczka Kaja Kallas, pełniąca obowiązki szefa „polityki zagranicznej” Unii Europejskiej, była przerażona tym, że Stany Zjednoczone „wkroczyły do konfrontacji” z Europą.
Brytyjski dziennik „The Telegraph” postanowił podsumować obrzydzenie wszystkich w swoim nagłówku: „Teraz to świat Putina i Trumpa. Stany Zjednoczone nie są już zainteresowane zapewnieniem bezpieczeństwa Ukrainie i Europie”.
Wiadomości o kontaktach Donalda Trumpa z Władimirem Putinem, które wciąż nie przyniosły żadnego postępu, na przykład w kwestii „pokoju” na Ukrainie, wystarczają jednak, aby kraje Unii Europejskiej i niewybrani liderzy tej organizacji popadli w osłupienie, odizolowani w swoistym domu wariatów. Na skraju załamania nerwowego stawia ich interpretacja, zgodnie z którą obecny format rozmów pozostawia ich w izolacji w zadaniu wspierania ukraińskiego reżimu, nie mając nic do powiedzenia w poszukiwaniu rozwiązania, które uspokoi kraj.
Eurokraci, technokraci i autokraci w Brukseli byli oburzeni, że Zełenski również został odsunięty na boczny tor, częściowo dlatego, że Trump i Putin wydają się być zgodni co do nielegalności jego obecności jako prezydenta w Kijowie. Amerykański prezydent wyraził nawet sceptycyzm co do politycznej przyszłości formalnego przywódcy nazistowsko-banderyzmu, komentując, że z perspektywy wyborczej „jego wyniki w sondażach nie są, delikatnie mówiąc, świetne”.
Jeśli niektóre z intencji przypisywanych Trumpowi nie zostaną przez niego unieważnione, ponieważ znane są jego uporczywe tendencje do kłamstw i niespójności, Putin uzyska już akceptację dwóch rosyjskich żądań w odniesieniu do możliwego planu pokojowego: niemożności powrotu do granic z 2014 r. – włączenie czterech obwodów do terytorium Rosji wydaje się być uzasadnioną hipotezą; a Ukraina nie będzie częścią NATO, co zatrzyma ekspansję sojuszu na wschód.
Odrzucenie członkostwa Ukrainy w NATO stawia Unię Europejską na skraju katastrofy, jeśli na własne ryzyko podejmie wojnę z Rosją, aby bronić, w desperacji, nazistowsko-banderowskiej dyktatury w Kijowie. Artykuł 5 Traktatu Atlantyckiego, który zakłada ogólnosojuszniczą odpowiedź w przypadku ataku na członka, nie będzie już ważny dla żadnych europejskich wojsk, które chcą się osiedlić na Ukrainie.
W rzeczywistości armia rosyjska, która według powszechnego w Europie poglądu, ledwo wyszła z epoki średniowiecza, a brak broni był tak duży, że żołnierze byli zmuszeni używać narzędzi rolniczych, takich jak łopaty, widły i grabie, a nawet części pralek jako amunicji, przekształciła się z chwili na chwilę w straszliwego i gigantycznego potwora wydajności. A sam Wołodymyr Zełenski, który przez wiele miesięcy ogłaszał, że jest o krok od zwycięstwa nad zdewastowanymi wojskami rosyjskimi, teraz gwarantuje, że „po upadku Ukrainy Rosja z całkowitą łatwością zajmie całą Europę”.
Zatem Europa, według niemieckiej publikacji „Die Welt”, ma problem. Mówi się, że „siły pokojowe” potrzebują co najmniej 120 tysięcy żołnierzy na ziemi, ale kraje europejskie, według tego źródła, nie będą w stanie zmobilizować więcej niż 25 tysięcy.
W dotychczasowych rozmowach Trump i Putin zgodziliby się, że „zdrowy rozsądek” powinien zwyciężyć na drodze do negocjacji i zawarcia możliwego traktatu pokojowego w tej wojnie ukraińskiej, która „za mojej prezydentury nigdy by nie zaistniała”, powiedział amerykański przywódca.
Teraz zdrowy rozsądek jest tym, czego najbardziej brakuje zdezorientowanej kaście rządzącej Unii Europejskiej, co jest kolejnym powodem, obok impulsów wojennych, aby trzymać się na uboczu wszelkich negocjacji.
Pod opieką Putina i Trumpa, między którymi wciąż trwa ograniczający spór związany z zawieszeniem broni, scenariusz hipotetycznych formalnych negocjacji jest nadal magmą sprzeczności, które do tej pory były nie do pokonania. Rosja jest jednak stroną, która najmniej się spieszy, być może przekonana, że czas gra na jej korzyść, aby dążyć do postępów militarnych i wzmacniać siłę przetargową. Stąd z kolei pilna potrzeba zawieszenia broni przez Trumpa.
Tak czy inaczej UE jest w czarnej d...
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 4073
Nie, rozbawia. Bo wychodzi, że oprócz gównianej ceny reszta też jest gówniana. Po chwilowym zachwycie pseudobogackich suviarzy przyjdzie bolesne, ale pożądane otrzeźwienie.
Zresztą ruscy nabywcy chińskich aut już narzekają, że to badziewie i wypatrują normalnych samochodów.
Wielki ekran w aucie nie robi jazdy...
O, proszę:
https://motoryzacja.inte…
no to mnie uspokoiłeś, będę miał dobry sen :))))
Swoją drogą, powiem ci, że oglądałem jakąś relację z targów motoryzacyjnych, gdzie były prezentowane chińskie samochody dla bogaczy, po wyglądzie i bajerach, dech zapiera, nie ma tam sztucznej skóry i plastików, szlachetne drewno i skóra, ciekawe kto im pomaga w projektowaniu.
czytam na forach, że koreańskie SUVy są dobre, Znajomy jakiś czas temu kupił sobie Mazdę, padła mu sprężarka, naprawa jakaś kosmiczna cena.
Ten Pekin 7 artykułu pali 11,5 benzyny przy spokojnej jeździe. Renault żony pali siedem ropy w mieście i 5,5 na narty, na odcinku 2000km. Chinole nie potrafią robić silników spalinowych, do wszystkich swoich samochodów dają jeden benzyniak 1,5 więc przekupili kilku staruchów unijnych i ma być zielony ład. Psia mać.
W mieście spalam koło 5,5, na trasie 5,5 - 6 L, zimą oczywiście trochę więcej.
Dużo zależy od techniki jazdy, ja do hamowania na ile się da, hamuję silnikiem, na trasie prędkość koło 120 km/h, czasami więcej, ale to się nie opłaca, za duży koszt, mały efekt, no może na trasie setek km, to lepiej to wygląda, można przyspieszyć, ale bez przesady, za bardzo męczy.
Zielony ład to największe oszustwo wszechczasów, za to powinni wysyłać na Syberię.
Coś ci pokażę chińskiego, zobacz:
https://imgbox.com/48n4N…
To jest moja koza, prawie już wypalona, sfotografowana w trybie "noc". No to skoro noc, to muszą być gwiazdy, xuj, że na ścianie, może jaki debil się nie zorientuje.
Chiński telefon.
🙂🙂🙂
:))))
Kiedyś się bawiłem moim piecykiem, przerobiłem go na ropę, wykorzystałem palnik z pieca c.o., ten to ładnie czadu dawał, jak miotacz ognia, kombinowałem jak oszczędzić na oleju, dodając wody.
jak zwykle poza sraniem niczego nie ogarniasz :)
Byłeś w kiblu ogarnąłeś tam rozum ? kazdy szuka gdzie ma..
Ba, Zełeński to typowy żydobanderowiec w dodatku rosyjskojęzyczny :-) :-) :-)
P.S, Aby Autor to nie kolejne wcielenie Ruśkiewicza aus Posen? :-) :-) :-)
Ukraińskiego surżyka zaczął się uczyć jakieś cztery lata temu.
W końcu jakiś kumaty skomentował.
Ma żonkę Ukrainkę, więc kulą w płot Ruśkiewicz aus Posen :-) :-) :-)
A co ma do tego żona?
Starczy że jego matka jest żydówką.
Żona banderowka, zarabia na handlu dziećmi i organami do przeszczepów.
Będzie wisieć razem z mężem.
To że jest Ukrainką i że musiał znać język ukraiński dużo wcześniej niż ty twierdzisz. Kłamać to trzeba umieć Ruśkiewiczu aus Posen :-) :-) :-)
Z żoną rozmawiał po rosyjsku. Jak ponad 90% obywateli Ukrainy.
Urodziła się w Kijowie a tam nikt nie mówił w dialekcie.
Nawet tego nie sprawdziłeś Ruśkiewiczu aus Posen :-) :-) :-)
https://pl.wikipedia.org/wiki/O%C5%82ena_Ze%C5%82en%C5%9Bka
"Ołena Wołodymyriwna Zełenśka z domu Kyjaszko, ukr. Олена Володимирівна Зеленська (ur. 6 lutego 1978 w Krzywym Rogu[1]"
Poznali się w kabarecie Studio Kwartał 95, gdzie mówili po rosyjsku w Moskwie i po ukraińsku w Kijowie.
Dziwne, że twój firerek Putas poszedł na wojnę z rosyjskojęzycznym Zełeńskim :-) :-) :-)
W Krzywym Rogu też nikt nie mówił w dialekcie galicyjskim.
Twoja byla zona tez jest żydówką
To o tobie :
https://naszeblogi.pl/64…