Droga ku wojnie (3)

Wedle pierwotnych planów agresja niemiecka na Polskę miała rozpocząć się 26 sierpnia 1939 roku.
 
 
           Podczas gdy władze brytyjskie i ich wojskowi doradcy winni byli opracowywać konkretne plany udzielenia pomocy Polsce, lord Fairfax pozwolił na to, żeby przez całe tygodnie uwaga rządu skupiała się na incydencie z udziałem Japonii w Chinach.
 
 
          Z powodu finansowego wsparcia udzielanego Chinom przez Wielką Brytanię Japonia postanowiła 14 czerwca zablokować teren brytyjskiej koncesji w Tiencinie. Chamberlain i Fairfax nakazali wojskowym planistom przygotować projekt działań odstraszających wobec Japonii, w tym przegrupowanie znacznej części Home Fleet do Singapuru. Po niemal dwóch tygodniach bezcelowych debat rząd w końcu zrozumiał, że osłabianie sił Royal Navy na wodach europejskich jedynie zachęci Hitlera do dalszych agresji, toteż z pomysłu tego zrezygnowano. Zaprzepaszczono jednak cenne tygodnie, nie uzyskując żadnych korzyści.
 

           Brytyjscy dyplomaci, przysłuchujący się coraz ostrzejszemu tonowi wypowiedzi Hitlera w sprawie Gdańska, uznając  Gdańsk za miasto de facto niemieckie nie uważali, by mandat Ligi Narodów wart był wojny. Z brytyjskiego punktu widzenia utrata praw w Gdańsku nie zagrażała poważnie polskiej suwerenności, a wynegocjowanie umowy mogło rozładować kryzys.
 
 
           Z perspektywy polskiej utrata Gdańska prowadziłaby wprost do utraty Pomorza, co zachęciłoby Hitlera do domagania się kolejnych ziem.
 
 
          Dlatego stanowiska Wielkiej Brytanii i Polski wobec kryzysu gdańskiego latem 1939 roku były odmienne. Jedna strona skupiała się na rozwiązaniu sporu (nie ponosząc żadnych kosztów), natomiast druga starała się zapobiec jakiemukolwiek naruszeniu granic z 1921 roku.
 

           Gdyby brytyjscy i francuscy przywódcy traktowali poważnie sprawę udzielenia Polsce pomocy w obliczu niemieckiej agresji, wykorzystaliby dostępne środki, żeby zrobić wrażenie na Hitlerze.
 
 
         Warto pamiętać, że kryzys ciągnął się przez niemal osiem miesięcy, w tym czasie można było udzielić Polsce pożyczek na dozbrojenie armii, dostarczyć pewnych ilości uzbrojenia (na przykład obiecanego dywizjonu Hurricane’ów). To wskazywałoby, iż brytyjskie i francuskie gwarancje bezpieczeństwa nie są jedynie pustymi słowami.
 
 
       Bomber Command mogło zorganizować i nagłośnić wspólne ćwiczenia z francuskim lotnictwem, prowadzone w bazach w pobliżu granicy niemieckiej, co wskazałoby, że w pobliżu Zagłębia Ruhry znajdują się bombowce.
 
 
       Zapewne żaden z tych kroków nie zapobiegłyby wybuchowi wojny, jednak brak jakichkolwiek konkretnych działań na rzecz udzielenia pomocy Polsce w oczywisty sposób wystawił ją na niemiecki atak.
 
 
        Latem 1939 roku ustępstwa terytorialne ze strony Polaków – nawet gdyby byli do nich skłonni – już by nie wystarczyły; Hitler chciał wojny. W przemówieniu wygłoszonym 22 sierpnia do dowódców wyższego stopnia Hitler oświadczył, iż  „Priorytetem jest zniszczenie Polski” , dodając: „Celem jest wyeliminowanie aktywnych sił przeciwnika, nie zaś osiągnięcie konkretnej linii. Nawet jeżeli na Zachodzie wybuchnie wojna, podstawowym celem pozostaje zniszczyć Polskę”.
 
 
           Gdy 10 sierpnia 1939 roku Niemcy odwołały swojego ambasadora z Warszawy, stało się jasne, że wyczerpano możliwości dyplomatyczne rozwiązania konfliktu.   Ministerstwo Spraw Wojskowych po cichu mobilizowało kolejne jednostki, niestety szwankowało zaopatrzenia w amunicję, żywność i paliwo. Przed wybuchem wojny polskie armie delegowały większość zapotrzebowania na wsparcie logistyczne do Dowództw Okręgów Korpusów.
 
 
         Okręgi korpusów zwykle zaopatrywały lokalne jednostki podczas manewrów, ale nie gromadziły dużych zapasów amunicji i innego zaopatrzenia bez rozkazu z naczelnego dowództwa. Nie przygotowano też stosownych planów logistycznych.
 
 
          W rezultacie znaczna część polskich jednostek liniowych miała pójść na wojnę z zapasem amunicji, żywności i paliwa wystarczającym tylko na kilka dni walk. Większość zaopatrzenia znajdowała się nadal w kilku wielkich magazynach narażonych na bombardowania.
 
 
           Wieczorem 22 sierpnia szef Sztabu Głównego generał brygady Wacław Stachiewicz odbył sześciogodzinne spotkanie z Rydzem-Śmigłym, podczas którego prosił o mobilizację kolejnych oddziałów. W tym momencie tylko dziewięć z 30 polskich dywizji czynnych było w pełni zmobilizowanych.
 
 
          Rydz-Śmigły zgodził się na mobilizację etapami, by nie antagonizować ani mocarstw zachodnich, ani Niemców. 24 sierpnia nakazał tajną mobilizację alarmową. Zamiast publicznych obwieszczeń do rezerwistów wysyłano kartki odpowiedniego koloru z rozkazami stawienia się do jednostek. W ramach tego rozkazu zmobilizowano cztery kolejne brygady kawalerii i 20 dywizji czynnych.
 

           Proces mobilizacji w niektórych jednostkach przebiegał sprawniej niż w innych, zwłaszcza w kawalerii, którą zawsze utrzymywano na wyższym stopniu gotowości bojowej. Na przykład 7. Wielkopolski Pułk Strzelców Konnych pułkownika Stanisława Królickiego, stacjonujący w Biedrusku 15 kilometrów na północ od Poznania, otrzymał rozkaz mobilizacji 24 sierpnia o godzinie 5.00. Jak większość jednostek kawalerii, pułk należał do kontyngentu „żółtego”, którego zadaniem było wzmocnienie sił broniących granic. Osiągnięcie pełnej gotowości bojowej zajęło pułkowi 36 godzin, przy stanach osobowych około 80 procent. Po przybyciu drugiego dnia większości rezerwistów pułk osiągnął 100 procent stanów po 48 godzinach od rozkazu mobilizacji.
 

           Rząd polski zaczął wydawać maski gazowe i rekwirować wiele cywilnych pojazdów i koni w celu uzupełnienia zasobów wojska.
 
 
         Mimo zagrożenia wojennego nastroje w Warszawie były bardzo dobre; wielu oczekiwało, że w ostatniej chwili kryzys zostanie zażegnany, szczególnie, że Hitler zaczął wahać i wieczorem 25 sierpnia wydał rozkaz odłożenia ataku, który miał rozpocząć się 26 sierpnia.
 
 
        Większość jednostek niemieckich znajdowała się już na pozycjach wyjściowych do ataku i dostarczenie wszystkim rozkazu wstrzymania natarcia wymagało od OKW dużego wysiłku. Rozkaz ten nie dotarł do wszystkich.  Dywersanci Hippla z Kampfverband Ebbinghaus już ruszyli przez polską granicę i nie było z nimi łączności. Jeden trzydziestoosobowy oddział K porucznika Hansa-Albrechta Herznera miał rozkaz zdobyć tunel na Przełęczy Jabłonkowskiej oraz stację kolejową w pobliskiej miejscowości Mosty.
 
 
      Przed świtem 26 sierpnia dywersanci zostali dostrzeżeni koło tunelu przez żołnierzy 21. Dywizji Piechoty Górskiej i ostrzelani. Wobec wykrycia i braku wsparcia dywersanci się wycofali. Zginęło przynajmniej dwóch polskich żołnierzy i paru dywersantów.
 
 
        Dowódca polskiej dywizji, generał Józef Kustroń, zażądał wyjaśnienia. Po pewnym czasie dowódca niemieckiej 7. Dywizji Piechoty, generał major Eugen Ott, przeprosił polskiego generała za godny pożałowania „incydent wywołany przez szaloną osobę”.
 
 
       W Prusach Wschodnich patrol 2. pułku kawalerii przekroczył granicę Polski niedaleko Ostrołęki i został ostrzelany; zginął niemiecki podoficer – to był pierwszy żołnierz niemiecki poległy w II wojnie światowej.
 
 
        Grupa żołnierzy niemieckiej Landespolizei uderzyła na polski konsulat w Kwidzynie i aresztowała konsula oraz jego personel – co było aktem wojny – ale Niemcom udało się ukryć ten fakt dzięki odcięciu linii   telefonicznych.
 

           Gdyby Niemcy faktycznie uderzyli rankiem 26 sierpnia, dysponowaliby znacznie większą przewagą liczebną nad Polakami.  Na dodatek polskie lotnictwo jeszcze nie rozproszyło samolotów z lotnisk z czasu pokoju, dzięki czemu Luftwaffe mogłaby o wiele łatwiej je zniszczyć.

 
      Polska mobilizacja do 1 września zmniejszyła niemiecką przewagę z 3:1 do 2:1.
 

           31 sierpnia o 6.30 Hitler rozkazał OKW skierować oddziały na pozycje wyjściowe. Wydana sześć godzin później dyrektywa Führera nr 1 głosiła, że Hitler zdecydował się na „rozwiązanie siłowe” i że Fall Weiss rozpocznie się nazajutrz o 4.45. Tym razem maszyneria poszła w ruch i nie miała się zatrzymać.
 
 
 
 
 
Wybrana literatura:
 
R. Florczyk – Fall Weiss. Najazd na Polskę 1939
 
H. Guderian – Wspomnienia żołnierza
 
A. Nawrocki -  Zabezpieczenie logistyczne wojsk lądowych sił zbrojnych II RP w latach
1936–39
 
D. Williamson – Zdradzona Polska. Napaść Niemiec i Związku Sowieckiego na Polskę w 1939 roku
 
M. Kornat - Polityka zagraniczna Polski 1938–1939. Cztery decyzje Józefa Becka
 
M. Porwit - Komentarze do historii polskich działań obronnych 1939 r. Część 1: Plany i ich załamanie się
 
 



Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika smieciu

04-09-2024 [12:32] - smieciu | Link:

Otwarcie przyjmując W. Brytanię Chamberlaina za sojusznika Hitlera wiele rzeczy uzyskuje swoje jasne wytłumaczenie. Czyli wszystkie zwlekania, zwodzenia itp. Ale też ogólnie sukcesy Hitlera przed wybuchem II WŚ.
Przede wszystkim jednak dostajemy odpowiedź na inne zagadki.
Przykładowo Dunkierka. Dlaczego Hitler wycofał wojska? Zamiast wziąć do niewoli rzesze alianckich żołnierzy, czyli coś co trudno wyprodukować, zastąpić? Zwyczajnie dlatego że nie traktował jej za wroga. Nie traktował jej jako wroga nie z jakiś swoich własnych emocjonalnych powodów jak to się często pudelkowo tłumaczy. Ale dlatego że była ona jego kluczowym sojusznikiem. Wyraźnie musiał być jakiś kanał komunikacji za Chamberlaina między jego rządem a Hitlerem. Który był z pewnością utwierdzany co do istnienia takiego sojuszu, grania we wspólnej drużynie. Słynna misja Rudolfa Hessa nie była jakimś tam wybrykiem. Tylko miała swoją logikę i podstawy.
To zaś wskazuje między innymi na to że II WŚ była dużo większą grą niż się typowemu prostemu Polakowi nasączonemu PRLowsko/PiSowską propagandą wydaje. Taki Polak nie ma pojęcia kim byli główni aktorzy tej gry. Ale wydaje mu się że może się domagać reparacji od Niemiec. Tylko na jakiej zasadzie? Na jakiej zasadzie przykładowo przyjmuje że Niemcy grały w drużynie przegranych? Skoro nie ma pojęcia czym były te drużyny. Ani o co walczono w II WŚ? Tak się jakoś złożyło że Niemcy po II WŚ nie tylko nie zostały obarczone kontrybucją ale dostały wielki zastrzyk pieniędzy, który z czasem uczynił ich znów największą potęgą Europy. Kto za tym stał?
Może ci sami ludzie, którzy wspierali Hitlera przed II WŚ? Jak według was ci ludzie mają potraktować polskie żądania reparacji? Dlaczego nie jako akt wrogi? Sugerujący że Polska stoi po przeciwnej stronie niż Niemiecko Brytyjski sojusz (patrząc z ówczesnego punktu widzenia).

To właśnie nie dociera do ludzi tkwiących w pudelkowej propagandzie. W szczególności propagandzie PiS. Która kontynuuje swoje za propagandą ZSRR. Gdzie ten Niemiec miał być tym złym w II WŚ. Samotnym demonem, którego dziejową misją było i jest podbicie Polski. Niemiec stał się głównym wrogiem nie przypadkiem. To on bowiem zniweczył plany Stalina zajęcia Europy. Owszem Amerykanie z biegiem Zimnej Wojny też dostali propagandowo za swoje. Ale jakby nie patrzyć Roosevelt dogadywał się ze Stalinem. W czasie II WŚ walczyli razem. Natomiast Niemiecy nic nie mieli na swoją obronę.
W szczególności w Polsce. Stało się banalne eksploatowanie tej radzieckiej propagandy. Przez tych, których misję kontynuuje PiS.