Ostatnio ciągle straszę. I nic na to nie poradzę. Rozważając metodą bifurkacji (tędy, albo tamtędy) możliwą przeszłość w systemie z paroma atraktorami (ale się wymądrzam. Ufff), ciągle napotykam na ścieżkę katastroficzną. Czyli taką, która prowadzi do zagłady.
Albo lokalnie, jak anihilacja Polski poprzez wymarcie narodu, jak to poprzednio opisałem, albo nawet totalna zagłada ludzkości.
ŻEGNAJCIE WŁADCY TEJ PLANETY!
W żądnym wypadku nie myślę tu o szkopskich idiotach i idiotkach, z tym ich 'Fit for 55', bo to tylko narobi bałaganu, chociaż jeżeli lud w końcu przekroczy cienką czerwoną linię, to się wścieknie, a może nawet obudzi się rządza mordu.
Nie – ja w następnym felietonie rozważam poważne zagrożenie, które wisi w powietrzu. Lecz nie stabilnie. Zafascynowani entuzjaści, których zawsze pełno mocno podkręcają atmosferę do tego stopnia, że w końcu może być już za późno. A wtedy – BUM! - żegnajcie władcy tej planety. Wszyscy.
Tytuł tego tekstu to "Pociąganie smoka za ogon".
A oto wstęp:
Ciekaw jestem, czy ktoś z państwa kojarzy frazę 'pociąganie smoka za ogon' w odniesieniu do nauki?
Nie? Lecz pewnie hasło 'Projekt Manhattan' jest już lepiej znane?
Więc zapewne takie miejsca w USA, jak Los Alamos, czy Oak Ridge też z czymś się kojarzą.
Tak, słusznie - to wszystko dotyczy super-tajnych prób skonstruowania przez Amerykanów pierwszej bomby atomowej.
Grupa uczonych zaangażowanych w tych badaniach i eksperymentach była tak podekscytowana, że zachowywali się jak uczniaki: byli nieostrożni, lekkomyślni, a nawet robili kawały, jak wówczas zaledwie 24 letni wybitny fizyk, Richard Feynman, który dla draki złamał wojskowe zabezpieczenia super-tajnych obiektów.
Niestety, największą głupotą i lekkomyślnością, czego skutki trwają do dzisiaj i jeszcze długo trwać będą, to niedostateczne zabezpieczenia, które pozwoliły ruskim, bolszewickim szpiegom wykraść dokumenty projektu i rozpocząć własny program broni atomowej.
Lecz co z tym 'pociąganiem smoka za ogon'?
Po prostu tak poważni naukowcy nazwali, w eksperymencie w celu określenia masy krytycznej, zbliżanie do siebie dwóch półkul wzbogaconego uranu, trzymając je w dłoniach, by wyczuć moment i sprawdzić odległość, kiedy wzajemne oddziaływanie powoduje początek reakcji łańcuchowej.
Jeszcze dzisiaj przechodzą ciarki po grzbiecie, gdy oceniamy, jaka to była głupota, gdyby jakieś potknięcie, czy kichnięcie spowodowało zapłon i wybuch, który całą tajną bazę i okolice wysadziłby w powietrze, a właściwie zanihilował.
Tak... Na eksperymentujących naukowców trzeba szczególnie uważać. Chęć udowodnienia swojej racji, często odbiera im rozum. Wtedy bardzo durnie mogą uwolnić takie siły i zjawiska, ze to już będzie koniec wszystkiego.
Dalej będzie jeszcze gorzej.
Gdzieś jest taki film para-dokumentalny o Projekcie Manhattan, gdzie właśnie ten epizod z radioaktywnymi półkulami utkwił mi mocno w pamięci. To było kilkadziesiąt lat temu. A jako dzieciak miałem senne koszmary, jak szukałem białego prześcieradła, by się przykryć i czołgać do lasu. Bo autentycznie takie było zalecenie w przypadku ataku atomowego.
https://www.wnp.pl/budow…