Nadchodzi czas próby. W tym okresie zazwyczaj nie my będziemy decydować o sobie, lecz zadecyduje to, co mamy w głowach i sercu – zadecydują imponderabilia i stopień gotowości do wspólnej obrony własnego interesu. Jeżeli chcemy, cokolwiek projektować, układać, tworzyć nie możemy zapominać jaką drogę przebyliśmy choćby w ostatnim wieku, bo to ona wyznaczyła jakość naszego kapitału społecznego, jakość naszych zdolności adaptacyjnych oraz potencjalnych możliwości. Nie ważne co mówią dzisiejsze mody: wizja bez historii jest wizją bez rozumu.
W latach 1918-1922 odbudowaliśmy państwo na polskich wzorcach, na polskiej tradycji i polskiej myśli, a więc po wieku niewoli Polska stała się Polską. W 1939 r. w wyniku zmowy Niemiec i Rosji utraciliśmy wszystko, a po 1945 r., przez kolejne dwa pokolenia, trwał implementowany powrót do czasów zaborczych. Indoktrynacja w PRL była tak silna, a oddzielenie pokoleń II RP i PRL tak intensywne, że gdy wymarli wychowankowie Niepodległej, nie było już czego zbierać. „Solidarność” też niczego nie zmieniła. W 1989 r. przyszła trzecia zmiana, najpierw władzy, a potem systemu. Nowa władza okazała się kombinacją kombinowaną i zaczęła się prywatyzacja, w której zdezorientowane społeczeństwo niewiele miało do powiedzenia. W 2004 r. staliśmy się członkami UE i na wzór peerelowski zaczęło się podporządkowywanie jej strukturom i prawom. Brak wymordowanej polskiej inteligencji okazał się niemożliwy do nadrobienia.
Tak więc w przeciągu stu lat (czterech pokoleń) mieliśmy trzy zmiany systemu – z polskiego na sowiecki i z sowieckiego na zachodni. Obydwa ostatnie mają charakter neokolonialny. I jeżeli ktoś zapyta skąd te nasze wewnętrzne kłótnie, nieporozumienia i w wielu przypadkach jawna zdrada, to odpowiedź jest prosta – jak pierwszy polski system budował, to dwa ostatnie, niepolskie, go rozbrajały i rozbrajają. Sowiecki robił to w sposób totalitarny, a zachodni czyni to samo w demokratyczny – w PRL przy pomocy strachu, a w III RP w oparciu o demokrację, wolność i wizję dobrobytu.
Gdy spojrzymy na ostatnie trzydziestoletnie menu najbardziej gorących tematów, to zauważymy, że wszystkie należą do trzeciorzędnych – a mimo to wielka dyskusja na niby toczy się tak zaciekle, jak w najlepiej ułożonej demokracji. Kultura polska, a wiec to wszystko co przekazane zostało nam w depozycie przez religię, własne tysiącletnie doświadczenie, nasze prawo i ten depozyt, który zakwalifikowano jako mądrość geopolitycznego położenia, przestało mieć jakiekolwiek znaczenie praktyczne. W chwili nadchodzącej próby, okazuje się, że PRL liczy się bardziej, niż 1000 lat naszych dziejów. Nieprawdopodobne… A więc, to, co nas tworzy i konstytuuje jako Polaków wobec całego świata, zaczęło być nam obce i nas obciążające. Nie jesteśmy zdolni do obrony własnej przestrzeni kulturowej, ba, nie wypełniamy jej polską treścią, lecz zachodnim blichtrem. Gorzej, na powierzchownej syntezie spadku po PRL i zachodniego blichtru chcemy budować jakąś swoją przyszłość. To równanie bez wiadomej.
Zupełnie zapominamy, że w obecnym świecie największym kapitałem jest tożsamość. To ona i jej prezentacja za granicą zawsze są ambasadorem każdego narodu czy państwa, i właśnie prezentacja zawsze decyduje nie tylko o statusie paszportu, ale również o traktowaniu państwa i każdego z nas na arenie międzynarodowej. To samo poczucie tożsamości w kraju buduje naród i siłę państwa, niweluje wrogą propagandę i tworzy racjonalne społeczeństwo. Tożsamość jest tworzywem, bez którego ani państwo, ani naród nie istnieją w żadnej przestrzeni. Po prostu, nie ma artykulacji nie ma głosu; nie ma twarzy, nie ma człowieka ani państwa; nie ma siły, jest słabość i nicość; nie ma tożsamości, jest bezdomność. To klasyka, o której nie mieliśmy pojęcia w 1989 r. i później. Czasy miłej i płytkiej relatywizacji już się skończyły.
Po 1990 wyjechaliśmy w świat z tą swoją komuną po to, by tam, od niego, dowiedzieć się, że jesteśmy Polakami. Europa zauważyła naszą niespójność, zinterpretowała nas i stan naszego ducha. Wszystko ma swoje konsekwencje, wszystko podlega prawom polityki i wszystko wrzucane jest na swoisty rynek. Ten rynek w Polsce interpretujemy, jako „wolny rynek”. I trudno nie zauważyć, że na nim dwukrotnie potraktowano nas w taki sam sposób: zarówno w systemie totalitarnym jak i demokratycznym wzięto nas na „huki”. W totalitarnym zahukano nas za pomocą terroru i zbrodni, w demokratycznym za pomocą propagandy i wymuszonego bezkrytycyzmu. A jak się zaczęło? Zaczęło się od prywatyzacji, potem były dotacje, a teraz są szczepionki. Kilka dni temu w internecie wyczytałem, że odkryto kolejną mutację i że trzeba szybko pracować nad kolejnymi szczepionkami. Coś poszło za łatwo?
I co z tego wynika
Zależy, jak wydarzenia związane z Polską będziemy interpretować. Jeżeli na wzór polityczny, to w polityce musimy się przynajmniej trochę orientować, jeżeli na wzór religijny, to orientacja jest mniej potrzebna, za to jest bardziej zrozumiała. Niedawno wyczytałem, że to Bóg dał nam PiS. Przyznam, zaskoczyło mnie to zupełnie, aż stanąłem w miejscu. Zaraz, zaraz, jeżeli Bóg dał PiS, to musiał dać też totalniaków. Jeżeli Bóg obydwie strony obdzielił po równo, to z racji tej łaski, trzeba je traktować poważnie i każdej poświęcać jednakową ilość czasu i energii.
Idąc jednak dalej tym tropem ludzkiego rozumowania, musimy dojść do takiego rozumowania: jeżeli Bóg dał PiS i totalniaków, to jest oczywiste, że zajął pozycję obserwatora i nie zamierza ingerować w wynik ich zmagań. I tu chciałoby się zawołać: Ludzie, nie mieszajcie Boga do polityki, bo jest dla Was najlepszym wzorcem i najwyższym punktem odniesienia, bo stracicie Go z horyzontu i zabijecie własnymi rękami. Polityki nie sposób już ucywilizować, stała się areną ludzkich zmagań o lepszy byt, na której najwięcej do powiedzenia ma prywata, chciwość i bezwzględność, a wiec zło. Mieszanie Boga do polityki to odbieranie ludziom rozumu, a narodom witalnej siły – od 300 lat zawsze wychodziliśmy na tym źle.
Musimy wreszcie zdać sobie sprawę z położenia w jakim się znaleźliśmy, że to, co stało się w II RP było czysto polskie i ma dla nas największą wartość gatunkową i identyfikacyjną. Oczywiście, nie była to doskonała Polska, ale dała początek odrodzeniu, które zostało zdławione siłą, w okresie, gdy zaczynała wydawać swoje największe talenty. Po II wojnie zalała nas komuna i przez dwa pokolenia strukturalnie wykorzeniała wszystko, co polskie w taki sam sposób, jak podczas zaborów. Włożyła w ten proces tyle pracy i wysiłku, że do dziś trudno nam ten fakt zauważyć. U siebie biegu rzek nie odwróciła, ale w polskim społeczeństwie zmieniła kierunek myślenia, na każdym poziomie – a najbardziej w tych dziedzinach, które decydują o świadomości, identyfikacji i odnoszą się do państwa. Dalej, rozbiła jedność narodową i jej hierarchię, tak bobrze scaloną podczas II wojny; zmieniła interpretacje historii – jej uczniowie do dziś dnia królują na polskich uczelniach; zniszczyła kanon literatury; zdeprawowała stosunek do pracy i obowiązku; wyśmiała postawę obywatelską; wyrugowała myśl polityczną i zakłamała politykę; zniszczyła gospodarkę – przedwojenni inżynierowie po wojnie jeździli do ZSRS na naukę techniki; a także wzajemny stosunek do siebie – upowszechnił się nowy tytuł: towarzysz. Itd. To był totalny demontaż Polski na każdym poziomie. Po 1989 r. pozostał tylko Wyszyński i Wojtyła. W 1993 r odjechali Sowieci, pozostawili po sobie zmieniony krajobraz kulturowy i zgliszcza moralne, które co jakiś czas objawiają się typami, którzy kochają bardziej pieniądze niż ludzi. W dekadę później weszliśmy do UE z takimi pobożnymi życzeniami i tak służalczą postawą, że gdyby nawet zachodni politycy nie chcieli nas wykorzystać, to musieli to zrobić, bo Polskę sami przywieźliśmy im na taczce, jak porzuconą afrykańską kolonię.
***
Inteligentnemu historykowi nie mieści się w głowie, że w tak krótkim czasie można z dumnego narodu zrobić mentalnych niewolników. No cóż, wystarczyło wymordować tradycyjne elity i wstawić swoje – ferment gwarantowany i nie do opanowania. Z tej refleksji w kraju nie zrobiono jednak użytku i nic lub niewiele na ten temat wiemy.
Zaczęło się od bezkrytycznego mitu Zachodu, który narodził się w naszej kulturze po upadku państwowości, nie na zasadzie jej ubóstwienia, lecz szukania przyczyn upadku. Okres międzywojenny w dużym stopniu zniwelował ten kompleks. Wrócił on jednak w PRL na zasadzie, pustki i rozkładu moralnego, a zapączkował i rozwinął się w III RP. Powojenne elity po 1989 r. pozostały oczywiście te same. Swoim milczeniem i obojętnością wobec narastających oczywistych fałszywych oskarżeń Polaków o wszystko, co najgorsze, dopełniły kompozycję obrazu, który stworzyli „bezpaństwowcy” wyjeżdżający na saksy. Obraz Polski stworzony poza granicami i w kraju, pokrywał się, a więc sprawa stała się jednoznaczna i oczywista. Akceptacja takiej sytuacji przez państwo musiała zaowocować patologią. W taki sposób narodziły się najpierw własne hieny, a potem te własne ściągnęła na żerowisko pozostałe, z całego świata. Zaczęło się rozkradanie wszystkiego, co dawało nam podstawy do zbudowania ochrony własnej tożsamości i szanse na zbudowanie składnej przyszłości.
Można powiedzieć, że natura, gdy chce oczyścić się ze zbędnego balastu, zawsze uruchamia procesy gnilne. Rzecz jednak w tym, że to nie czasy II RP gniją. Proces gnilny dotyczy tego sposobu myślenia i działania, który wciąż swoje korzenie ma w PRL. Musimy jednak bardzo uważać, aby ów proces nie przeniósł się na zdrowe członki naszego ciała: na nasz instynkt samozachowawczy, wspólnotę, poczucie bezpieczeństwa, ochronę swojego mienia i własności. Nie możemy występować jako ludzie pozbawieni własności.
Zakończenie
Oderwani od II RP, przemieleni przez PRL i wykorzenieni w okresie posolidarnościowym, nie zdajemy sobie sprawy, że jesteśmy jednym z niewielu państw, które po odzyskaniu potencjalnej wolności, skolonizowało samo siebie za pomocą przypadkowych posolidarnościowych elit. Skutek jest taki, że nas głos w eterze milknie, a nasza barwa na mapie nieustannie blednie. Jeżeli nie zmobilizujemy swoich sił rozumu i woli, Bóg nam nie pomoże – tak samo, jak nie pomógł w XIX w., w 1939 r. i nie pomógł w okresie „S”.
PS. Dla porządku, nie napisałem tego, aby kogokolwiek obrazić lub postawić w złym świetle, lecz po to, aby wywołać głębszą refleksję i zapoczątkować myślenie zmierzające w jednym kierunku.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 3470
Na początku zawsze jest słowo. Ale słowo ma wiele wcieleń. Jeżeli słowo rozsądku nie jest w stanie przemówić, przemówi inne słowo, słowo siły - knuta. Wówczas, niestety poniewczasie, nauka wchodzi wyjątkowo szybko, ale zwykle już niczego nie można odwrócić.
Ostatnia uwaga jest trafna. Sam znam wiele dramatów, zresztą wspominałem o nich. Jednak en bloc tak było. Nie wiem ile w tym było teatru, ile sztuczności, nie mniej jednak dokonywano porównań, które wypadały źle dla Polski i to w dużej mierze decydowało. Polskość odzywała się w chwilach trudnych i konfliktowych.
Z drugiej strony są podstawy ,aby anypolskie opcje określić mianem diabelskich i to na podstawie ich postawy moralnej,a raczej skutków na społeczeństa.
Witam Pana
Gdyby było to tylko uogólnieniem, jak Pan pisze, nie byłoby źle. Ale rzecz ma się dokładnie odwrotnie. Podczas zaborów czekaliśmy na Boską sprawiedliwość, bo przecież Bóg nie może dopuścić do takiej niesprawiedliwości. W powstaniach narodowych odwoływaliśmy się do woli i imienia Boga. W 1939 r. to samo, wierzyliśmy, że Anglicy i Francuzi uderzą od strony Rumunii, bo Bóg na coś podobnego nie może pozwolić. Gdy 17.09 nadleciały samoloty sowieckie, artyleria wstrzymywała ogień, bo myśleli, że lecą nam na pomoc w walce z Niemcami - kto? Sowieci. Przykładów jest mnóstwo. Polacy, niestety, takimi kategoriami myślą. I to jest tragiczne. Używanie Boga do ludzkich rozrachunków jest zwykłą polityką i eliminacją z życia diabła (zła). Zdaję sobie sprawę, że łatwo można takie postawienie sprawy uznać za herezję, nie mniej jednak te dwie rzeczy trzeba sensownie oddzielić.
A dywagacje, to pokazanie konsekwencji takiego myślenia.
Co innego jednak jest odwołanie się do symboliki: zło-dobro. I tu całkowicie się z Panem zgadzam.
Serdecznie pozdrawiam
I weźmy prymitywny egoizm niemiecki. To jest wręcz podłe i bezczelne ciąnięcie wszystkich korzyści w swoją stronę. To jest uzależnianie przez struktury polityczne tworzone w dobrej wierze aby zająć w tych strukturach pozycję nadrzędną. Lub rozbić taką strukturę gdyby zajmowana pozycja miałaby nie okazać się nadrzędną. Kali ukraść krowę, a wszyscy wiedzieć,że Kali lepiej dbać o krowę, sprzedać dobre mleko i czekoladę. A właściciel krowy być słaby gospodarz i wyginąć... wszyscy to powtarzać , to być prawdą.
Jest Pan świetnym dyplomatą. Z tym stwierdzeniem oczywiście zgadzam się, ale na użytek nasz, wewnętrzny, sytuacja wymaga doprecyzowania. Doprecyzowanie nikomu nie ma zaszkodzić, ale wszystkim powinno tylko pomóc. Polacy musza przestać płacić rachunki za własną naiwność.
Takie samo wrażenie odnoszę do projektowanego porozumienia europejskiej prawicy. Mam jednak nadzieje, że Morawiecki zdaje sobie sprawę z istoty i na dziś najważniejsze jest stworzenie jakiejś przeciwwagi lewactwu, które jest silniejsze i zagraża naszym interesom. Jeżeli natomiast Polska nie wzmocni swojej siły negocjacyjnej za pomocą porozumienia z państwami azjatyckimi, z którymi historycznie ma dobre stosunki, Europa nas wykiwa, jak zawsze, łącznie z Orbanem.
Na niemiecki i inne egoizmy możemy odpowiedzieć tylko własnym - w taki sam sposób, ale bardziej inteligentnie. A nasze społeczeństwo nie jest na taką formę obrony przygotowane.
otóż to!!! Każda cywilizacja jest zamkniętym kręgiem służącym tylko sobie. Mieliśmy swoją, która dała nam niepodległość, bo polskie elity znały te kultury, które decydowały o powstaniu życia politycznego na naszym obszarze. Nie wystarczą tylko decyzje mocarstw, trzeba jeszcze okiełznąć rodzime demony - dopiero wówczas mogą zaistnieć szanse na powstanie życia np. takiego, jak II RP.
Odniosłem się do dychotomii Bóg-polityka, aby ożywić własne - polskie logiczne myślenie. Rozmawialiśmy kiedyś o tym, doskonale to rozumiesz.
Ptr słusznie zauważył, że to, co Morawiecki robi ze jednoczeniem prawicy europejskiej, też ma zaczątek pobożnego życzenia - jesteśmy bez sojuszników. Aby uniknąć klęski, musimy podwoić lub potroić naszą siłę negocjacyjną poprzez wykorzystanie naszych koneksji azjatyckich. Jeżeli tego nie zrobimy, przekręcą nas kolejny raz. Nie możemy zapominać, że w Europie nadal uznają nas za pariasów.
Waszmość rozmowa z Tobą zawsze jest przyjemnością. Pozdrawiam
Chętnych na powtórkę współbytowania oficerskich rautów i życia z dwóch morg ziemi na szczęście mało.
Wiem wiem, przewraca się chamom w głowach, to PRL ich zdeprawował.
BTW
Pan Surmacz przedstawia obraz II RP, podobnie jak czytelnik książek Karola Maya życie Indian.
Jako przeciwnik takiego myślenia pojawia się słowne przekonywanie, wyszydzanie, pisanie kredkami, "poważne" rozmowy intelektualistów, akcje edukacyjne, propaganda w mediach, wyśmiewanie na blogach, 8 gwiazdek ,kartki, banery i krzyki na koncertach. Słowa, słowa słowa jak w Hamlecie. To tylko zgiełk. Hańba już jest zapisana w historii w postaci przeżyć, potu, łez i krwi. Tylko umysły niemądre mogą być zwodzone przez memy i gwiazdki, a nie zauważać rzeczywistości.
O, pierwsze zdanie oddaje istotę. I takim społeczeństwem było społeczeństwo II RP, z jej przygotowaniem edukacyjnym i patriotycznym. Obecne, ma za sobą komunę z jej całym nawisem kłamstwa i propagandy.